PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Boję się iść do pracy
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Cześć, tak, zazwyczaj dają skierowania kilku osobom i pracodawca sobie z nich wybiera.
Dzięki za odpowiedź :Stan - Uśmiecha się: Szkoda tylko, że wcześniej się o to nie zapytałem.
Scarlett_Venice napisał(a):[quote="Hatifnatka"]
A nie uważasz, że to z czasem minie? Popracujesz miesiąc/dwa i się wyrobisz?

Całkowicie się zgadzam. Po pewnym czasie się przyzwyczaisz do pracy i stres zniknie. Głowa do góry! :Stan - Uśmiecha się:
Jak to się mówi strach ma wielkie oczy.

Scarlett_Venice napisał(a):[quote="Hatifnatka"]Chociaż w pełni Cie rozumiem, bo jak pracodawca ma do wyboru osobę której się trzęsą ręce/nie może wypowiedzieć słowa a taką, która takich problemów nie ma to chyba wybór jest jasny.

Nie jestem taki pewien. Zależy od stanowiska. Pracodawca może nawet bardziej preferować taką osobę na pracownika, dlatego że nie będzie jej musiał płacić tyle co pracownikowi, który potrafi się wysławiać. Wydaje mi się że dla kogoś bezrobotnego jest to great deal! czyli super układ. Zyskuje na tym i pracownik i pracodawca.

Scarlett_Venice napisał(a):[quote="Hatifnatka"]
Teraz sobie myślę, że na ten zmywak też mnie nie wzieli, bo ja taka cicha i małomówna (jedna z pracownic powiedziała nawet, że jestem tak cicho, że mnie nie zauważyła).

Według mnie dla pracodawcy nie ma to żadnego znaczenia kogo zatrudni. Czy cichego, czy przebojowego. Ja bym nawet do mycia naczyń wolał cichutką osobę niż kogoś wylewnego. Natomiast jako kelnera czy sprzedawce/kasjera to oczywiście tego aktywnego niż cichego ale to inna bajka.
Aktualnie pracuję czwarty miesiąc w sądzie. Strasznie stresuje mnie ta robota, robię różne głupie błędy - literówki itp. Mam ogromne problemy z koncentracją. Dzisiaj dostałem zrypę za mój błąd. Nie wytrzymałem psychicznie i musiałem pójść do toalety się wypłakać (nie potrafiłem nad tym zapanować), nie mogę zrozumieć dlaczego się tak stresuję - ludzie wokół są życzliwi... Jestem ciągle przemęczony, biorę antydepresanty - w tej chwili faxolet i trittico, wcześniej brałem, asertynę, setaloft, paroxinor. Czy ktoś miał podobnie? Czasami brakuje mi sił, ale tak mocno chcę normalnie żyć. Czy macie paniczny lęk przed swoimi przełożonymi?
delanov rozumiem Cię bardzo. Byłam dotad w trzech firmach i stresowałam się strasznie przed przelożonymi bez względu na to czy był to facet czy kobieta. Ja też chcę bardzo mocno normalnie żyć. Nie biorę żadnych leków przez strach że mi się później bardziej wszystko wyostrzy po odstawieniu. Mój "lek" to alkohol.
Ale właśnie z alkoholem jest taki problem że nie da się go pic przed pracą i czy rozmową kwalifikacyjną, bo to jednak każdy zauważy
hmmm... ja też piłem alkohol zanim zacząłem brać lekarstwa... W sumie później to nawet z lekarstwami, oczywiście nie za wiele, żeby nikt nie poznał. Najgorsze jest to, że w pracy człowiek popełnia przez ten strach tak głupie błędy, że samemu jest mi głupio. Ja czasem nie mam po prostu sił, żeby przeczytać to, co w wielkich męczarniach napisałem. Dobija mnie myśl, że wychodzę na osobę niestaranną, chaotyczną i niekompetentną. Nikt nie wie, ile kosztuje mnie codzienne wstawanie, funkcjonowanie w pracy. Zresztą pewnie większość Was wie o czym mówię.
Temat dla mnie aktualny, bo zaczynam 5 rok studiów, zajęć będzie jak kot napłakał i wypadałoby zrobić coś ze swoim życiem zawodowym, bo skończę w warzywniaku.

Towarzyszy mi typowy fobiczny objaw, tzn. przekładam wszystko co związane z szukaniem pracy i boję się zajrzeć do tego wątku :Stan - Uśmiecha się - LOL:

Dziś się trochę zmusiłem i porozsyłałem aplikacje. Pierwszy krok zrobiony, gorzej będzie jak się zaczną telefony z zaproszeniem na rozmowę...no cóż, zobaczymy.

Ale jest jakiś postęp. W poprzednich latach myśl o pracy mnie paraliżowała, teraz już to jakoś przerobiłem i szukam. Może się uda znaleźć coś ciekawego.
Pomyśl, że to spore ułatwienie jeśli to oni dzwonią a ty jedynie musisz przekazać wcześniej CV, a nie dzwonić i się wpraszać :Stan - Uśmiecha się:
000
UnikamSiebie napisał(a):... i tak do usranej śmierci.
Nie przesadzaj... tylko do lat 67 :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:
No, chyba że (ups) pracowało się tylko na śmieciówkach bez ozusowania i (ups) nie odłożyło się samemu ani złotówki.

A tak szczerze, to myślę że trzeba szukać zajęcia zgodnego z naszą naturą, które będzie sprawiać radość i satysfakcję. Nie wyobrażam sobie na dłuższą metę tyrania w pracy, której się nie lubi. To tylko osłabia już i tak wątłą konstrukcję psychiczną takich jak my...
dla takich jak my czesto znalezienie pracy w ogolę jest problemem, a tu jakieś rojenia o pracy będącej pasja i dobrze płatnej.
Też marzę o min. 5 mln z lotto, są różne nierealne marzenia jak widać.
praca którą się lubi niekoniecznie musi być oblegana i dobrze płatna
UnikamSiebie napisał(a):
Floyd napisał(a):W poprzednich latach myśl o pracy mnie paraliżowała...

Ja już z pięć lat nie mogę ruszyć poza ten ten etap. :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Na sam lęk nakłada się jeszcze totalny brak chęci i motywacji. Nie potrafię zrozumieć jak można chcieć pracować? Osiem godzin, pięć razy w tygodniu robić coś czego się nie lubi, dla ludzi którzy są nam obojętni, w firmie na której nam nie zależy z osobami z którymi nie mamy ochoty wspólnie przebywać i tak do usranej śmierci. Przecież to jest porażka. :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Wiem, że mam kiepskie podejście, ale ciężko zmienić coś, co ma się we łbie od dzieciaka.

Ja trochę zweryfikowałem swój pogląd na ten temat dzięki studiowaniu w obcym mieście. Wiem, że stosunkowo niewiele kasy mi potrzeba żeby żyć przyzwoicie, a i jakieś zajęcie trzeba mieć - nie znoszę siedzieć bez celu w domu bo pogłębiają mi się stany depresyjne (chyba większość tak ma).

Swój okres praktyk studenckich wspominam świetnie, bo narzuciły mi rytm dnia, w którym nie było czasu na bzdurne myślenie :Stan - Uśmiecha się - LOL:

Dziś zadzwonili z jednego miejsca. Rozmowa w przyszłym tygodniu. Szanse niewielkie, bo główne kryterium wyboru to "kto jest bardziej polecony", no ale wybiorę się.
Zas napisał(a):To może sklepy z ciuchami? Tam mniejsze tłumy, no, poza H&M w okresie promocji :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
No i podejrzewam, ze więcej osób kartą płaci.
W ogóle w żadnym sklepie się nie widzę. Tam z kolei trzeba ludziom doradzać czy coś. Nie chcę obsługiwać ludzi. Chcę siedzieć cicho na tyłku i robić swoje :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:.

Ostatnio wysłałam tyle CV, że hoho. Wbrew pozorom w innym większym mieście znalazło się sporo ogłoszeń, do których pasuję, ale... nikt nie oddzwania. Także tego... :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami:
A praca na produkcji jest w miarę znośna dla fobika?duży ma się w takiej pracy kontakt z ludźmi?Zastanawiam się czy nie iść w tym kierunku.
@inferno - ja pracuje na magazynie (rozkładam, szykuje i ogólnie zajmuje się towarem z dostaw) i z mojego doświadczenia mogę polecić takie zajęcie. Wprawdzie ma się kontakt z obcymi ludźmi, niekiedy nawet codziennie, ale da się to wytrzymać. A najważniejsze jest to, że na jednej hali pracuje od kilku do kilkunastu osób i każda z nich może Ci pomóc. Także w pewnym sensie nie jest to indywidualne zajęcie, ale te kontakty międzyludzkie są do wytrzymania. Mnie rzadko ktoś patrzy na ręce i to jest dla mnie bardzo ważne.

Zatem rób kurs na wózek widłowy i do dzieła.
"Tam z kolei trzeba ludziom doradzać czy coś"
W większości nie widziałem, by ktoś doradzał albo o poradę prosił. Najmizerniej napastliwi są chyba w sklepach z jeansami i... jeszcze diverse jakos tak kojarzę. Trzeba wiec tylko omijać sieci, które zakładają nachalne wychodzenie do klienta. :Stan - Uśmiecha się:
A gdzie ostatecznie szukasz tej pracy?
inferno napisał(a):A praca na produkcji jest w miarę znośna dla fobika?duży ma się w takiej pracy kontakt z ludźmi?Zastanawiam się czy nie iść w tym kierunku.
Ja bym już raczej polecał te magazyny. Praca na produkcji nie jest trudna jeśli chodzi o kontakty międzyludzkie, ale zwykle jest bardzo wyczerpująca fizycznie a do tego prawie zawsze są jakieś normy do wykonania w ciągu zmiany (zwykle mocno wyśrubowane), więc to też dodatkowy stres.
traktorzystki na traktory, fobicy na wózki widlowe!
magazyn magazynowi nierówny, tam też potrafią być wysrobowane normy i niezły zapieprz...
Zas napisał(a):"Tam z kolei trzeba ludziom doradzać czy coś"
W większości nie widziałem, by ktoś doradzał albo o poradę prosił. Najmizerniej napastliwi są chyba w sklepach z jeansami i... jeszcze diverse jakos tak kojarzę. Trzeba wiec tylko omijać sieci, które zakładają nachalne wychodzenie do klienta. :Stan - Uśmiecha się:
A gdzie ostatecznie szukasz tej pracy?
No nie wiem, ja do sklepów z ubraniami prawie nie chodzę, ale tam gdzie w życiu byłam, przeważnie ekspedientki czyhały na klientów i rzucały się na nich od progu. Dlatego mam złe skojarzenia :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:.
Wysyłałam ogłoszenia do różnych prac fizycznych, na produkcji, do sprzątania, przy terenach zieleni porządkowania, jako pomoc kuchenna, do różnych biurowych prac, nawet do ochrony, ale gdzie mnie ktoś tam weźmie :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:.
Ja kurs na wózki widłowe zrobiłem w 2006 r było to z inicjatywy urzędu pracy, który wysyłał na takie kursy osoby długotrwale bezrobotne.Mimo ,że zdałem, dostałem papier to jednak nigdy podejmowałem pracy gdzie taki kurs był wymagany.Wiadomo lęki i te sprawy.Po za tym nie opanowałem dobrze obsługi takim wózkiem.Do końca miałem problem z równym podjeżdżaniem pod palety i układania ich jedną na drugą.A w takiej pracy to jednak trzeba mieć wprawę i sprawnie operować takim wózkiem.Miesiąc po tym kursie każdy, kto zdał , został zaproszony na spotkanie z tamtejszym pracodawcą ,który oferował prace w jego firmie.Ten kto nie wyraził chęci podjęcia tej pracy tracił status bezrobotnego.Mnie jakimś dziwnym trafem nie wyrejestrowali tylko wyznaczyli kolejny termin wizyty na, który się już nie stawiłem.Od tamtej pory nie jestem już zarejestrowany.Teraz byłoby mi głupio iść się zarejestrować ,świecić oczami,że od ostatniej rejestracji nigdzie nie pracowałem.
Ja również boję się iść do pracy. Panicznie. Ciągle tylko słyszę, że praca to piekło, ludzie w pracy są wredni, nie ma się tam życia etc. etc.
Mam ponad 20 lat, dwie nieudane próby podjęcia studiów licencjackich (obydwa kierunki, na które się dostałam, okazały się być za trudne). Teraz stoję na rozdrożu i nie wiem co robić. Mój chłopak chciałby bardzo zamieszkać razem w przyszłym roku, ale potrzebne są do tego dwie pensje. Usilnie namawia mnie, bym składała CV gdzie popadnie. Z jednej strony chciałabym z nim zamieszkać, a z drugiej... panicznie boję się iść do pracy! Rodzina mi powtarza, że jestem jeszcze młoda, jeszcze się w życiu napracuję i żebym teraz korzystała z okazji i póki co, studiowała dziennie. I z jednej strony zgadzam się z nimi, nie chcę jeszcze konczyć beztroskiego życia. A z drugiej... nie mam pojęcia, co bym chciała studiować, nie wiem, co bym chciała w życiu robić. Chłopak mowi, że za parę lat nie będę musiała pracować, tylko on mi zapłaci, żebym poszła na zaoczne. Ale ja nie czuję się przekonana. Ilekroć pomyślę o ewentualnej pracy, kończy się na płaczu, nerwicy. Boję się pracy, boję się tego, że podejmę jakąś złą decyzję i będę tego żałować. Mam trochę wrażenie, że chłopak chce mnie ustawić, ale sama nie wiem, co zrobić ze swoim życiem. Pomocy :Stan - Niezadowolony - Płacze:
Doskonale znam te uczucia. Też mam irracjonalny lęk przed podjęciem pracy, kilka razy się zdarzyło, że w ostatniej chwili odwoływałam rozmowy kwalifikacyjne, bo stwierdziłam, że się nie nadaję. Mam 21 lat i niby wszystko przede mną, ale myśl o zrobieniu tego pierwszego kroku paraliżuje mnie. Teraz w wakacje miałam poszukać sobie pracy, ale jak raz oddzwonili do mnie, to ręce mi się strasznie trzęsły i nie mogłam wydobyć z siebie głosu...

Może ten lęk aż tak irracjonalny nie jest, bo miałam złe doświadczenia jeśli chodzi o pracę. Ktoś wyżej napisał, że może praca w sklepie odzieżowym jest dobrym pomysłem. Otóż, nie jest. Pracowałam przez miesiąc w jednej z sieciówek i szczerze odradzam. Atmosfera jest okropna, wszyscy patrzą ci na ręce (nie tylko kierownicy, "koledzy" z pracy też), cały czas krytykują i mówią co robisz źle (nigdy co robisz dobrze), wszyscy kablują. Poza tym ta praca wymaga być ciągle mega skupionym, otwartym i uśmiechniętym, a także oczywiście obowiązuje zasada "Klient nasz pan". Kierownicy krzywo się patrzyli, kiedy nie podchodziłaś do klientów (choć to samo w sobie nie było takie złe, ludzie i tak zazwyczaj odmawiają pomocy i generalnie są mili, nie napotkałam wrednych przypadków, no ale trzeba się ciągle przełamywać, żeby jednak do takiej obcej osoby podejść).
Ostatecznie straciłam tą pracę, bo mimo że czułam, że rozmowa z obcymi osobami sprawia mi już coraz mniej problemów, to jednak kierownicy wolą wziąć do pracy kogoś energicznego i śmiałego, a nie fobika (który mógłby być perfekcyjny w tym co robi, ale potrzebuje na to czasu)

Być może w jakiś mniejszych, nie sieciówkowych sklepach praca jest przyjemniejsza, natomiast w moim przypadku praca w sklepie zwiększyła lęk przed pracą w ogóle.
Też boję się chwili, gdy będę zmuszony podjąć normalną, ośmiogodzinną pracę... Póki co od kilku lat pracuje trzy godziny dziennie, o takiej porze, że siłą rzeczy ograniczam przymus spotykania ludzi do absolutnego minimum. Wszystko po to, byleby nie być wśród innych osób, by nie musieć z nimi rozmawiać. Pieniądze na własne potrzeby są, czasu mi to nie zżera (60 godzin miesięcznie za 700 zł), ale zdaje sobie sprawę, że wiecznie taka sytuacja trwać nie będzie.