- Ma pani dzieci?
- Ja nie, ale moja siostra bliźniaczka tak.
Szczerze mówiąc nie wiem.. Są takie chwile że owszem, ale szybko zdaję sobie sprawę z tego, że kijowy byłby ze mnie ojciec.
Chcę ;3 Nie zastanawiam się nad tym jaką będę mamą, bo pewnie zawsze mogę znaleźć jakieś ''ale''. Postaram się być jak najlepszą.
(25 Lip 2018, Śro 15:30)Intruz napisał(a): [ -> ]Chcę ;3 Nie zastanawiam się nad tym jaką będę mamą, bo pewnie zawsze mogę znaleźć jakieś ''ale''. Postaram się być jak najlepszą.
Aż serducho rośnie gdy to czytam
"Współczuję bezdzietnym kobietom. Nie dlatego, że nie mają dzieci. Dlatego, że muszą się z tego tłumaczyć"
Marginalizowanie urlopowych potrzeb bezdzietnych jest niespisanym punktem kodeksu pracy, bo przecież te, które dzieci mają, MUSZĄ mieć wolne w święta, wakacje czy Dzień Dziecka. Kolejne akcje socjalnego wsparcia na poprawę dzietności także mentalnie spychają bezdzietne na margines, jako niewarte jakiejkolwiek premii z podatków, które same sumiennie płacą. Nic jednak nie równa się presji, jakiej doświadczają od tych, które urodziły."
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obca...zieci.html
Dlatego się mówi, "jak dziecko", nie "jak niemowlę".
Mówi się też "jak niemowlę", zobacz w Google.
***
W sumie, może, uwierzę na słowo, nie chce mi się guglać. : P
Chcę
i od jakiegoś czasu się staram
najlepiej własne i adoptowane.
Znalezione na fb
"Proszę w imieniu tysięcy takich kobiet jak ja, czyli bezdzietnych z różnych przyczyn, o danie nam spokoju, nam i naszym macicom.
Mam 36 lat, szczęśliwy nieformalny dziesięcioletni związek, w którym panują miłość i szacunek. Jestem dosyć dobrze wykształcona, zdolna, dosyć ładna (nie moja opinia). W czym więc problem? Ano w braku ślubu i dzieci. Od lat ze stoickim spokojem znoszę nagabywanie rodziców o wnuki, mają prawo, oni mnie urodzili. Od lat też znoszę niewybredne i niedyskretne pytania o potomstwo od zupełnie mi obcych ludzi. Czemu nie rodzę, może jestem chora, może on jest chory, może inny lekarz, a może inny facet, przecież dziecko rozwiąże każdy problem, w tym brak stałej pracy, da tyle radości i nawet mnie odmłodzi, zapobiegnie wielu chorobom, zostanie ze mną na starość, żeby podać łyżkę wody. Przypuśćmy, że nie jestem zdrową, płodną kobietą, tylko kimś kto rozpaczliwie próbuje zajść w ciążę, a nie może. Czy kolejne pytania o dzieci nie pogrążyłyby mnie w jeszcze głębszej rozpaczy? Czemu mam się czuć gorsza od kogoś, kto urodził dziecko, czemu mam być czymś w rodzaju dziwoląga w cyrku? Czy posiadanie dzieci jest jedynym wyznacznikiem kobiecości? Wiele razy słyszałam, gdy mi było źle i smutno, gdy miałam depresję, że powinnam mieć dzieci, tobym się wyleczyła z tych problemów. Ludzie, czy słyszeliście o depresji poporodowej? Ja ją widziałam, wcale nie było to rozwiązanie problemów."
(28 Lip 2018, Sob 0:03)dziewczyna z naprzeciwka napisał(a): [ -> ]Znalezione na fb
"Proszę w imieniu tysięcy takich kobiet jak ja, czyli bezdzietnych z różnych przyczyn, o danie nam spokoju, nam i naszym macicom.
Mam 36 lat, szczęśliwy nieformalny dziesięcioletni związek, w którym panują miłość i szacunek. Jestem dosyć dobrze wykształcona, zdolna, dosyć ładna (nie moja opinia). W czym więc problem? Ano w braku ślubu i dzieci. Od lat ze stoickim spokojem znoszę nagabywanie rodziców o wnuki, mają prawo, oni mnie urodzili. Od lat też znoszę niewybredne i niedyskretne pytania o potomstwo od zupełnie mi obcych ludzi. Czemu nie rodzę, może jestem chora, może on jest chory, może inny lekarz, a może inny facet, przecież dziecko rozwiąże każdy problem, w tym brak stałej pracy, da tyle radości i nawet mnie odmłodzi, zapobiegnie wielu chorobom, zostanie ze mną na starość, żeby podać łyżkę wody. Przypuśćmy, że nie jestem zdrową, płodną kobietą, tylko kimś kto rozpaczliwie próbuje zajść w ciążę, a nie może. Czy kolejne pytania o dzieci nie pogrążyłyby mnie w jeszcze głębszej rozpaczy? Czemu mam się czuć gorsza od kogoś, kto urodził dziecko, czemu mam być czymś w rodzaju dziwoląga w cyrku? Czy posiadanie dzieci jest jedynym wyznacznikiem kobiecości? Wiele razy słyszałam, gdy mi było źle i smutno, gdy miałam depresję, że powinnam mieć dzieci, tobym się wyleczyła z tych problemów. Ludzie, czy słyszeliście o depresji poporodowej? Ja ją widziałam, wcale nie było to rozwiązanie problemów."
Wylewanie żali na FB. Nie rozumiem potrzeby tłumaczenia się z prywatnych spraw i nadawania temu tak emocjonalnego tonu. A nie lepiej powiedzieć w oczy komuś, kto tak nagabuje, że to nie jego sprawa?
Z doświadczenia wiem też, że po pewnym czasie i w pewnym wieku takie pytania się kończą - u mnie po 6 latach małżeństwa i ponad 10 latach związku już nikt nie pyta, kiedy dziecko.
Reklama w Danii. Zafunduj dzieciom wczasy, aby zrobiły Ci wnuki.
A może lepiej to odwrócić - nie czy my chcemy dzieci, tylko czy jakieś dziecko chce rodzica z fobią społeczną?
(26 Sie 2018, Nie 22:10)goldbaby napisał(a): [ -> ]czy jakieś dziecko chce rodzica z fobią społeczną?
Why not? Większość fobików jest całkiem ogarnięta i sympatyczna.
Problemem jest, jeśli oprócz fobii rodzic ma jeszcze inne problemy, typu depresja czy CHADzik. Z tego, co rozmawiałam z różnymi osóbkami, to różne sytuacje im się w pamięci zagnieździły i miały zły wpływ na ich psychikę. A rodzice sobie zupełnie z tego nie zdawali sprawy.
Moi rodzice fobii nie mają, ale nie są zbyt towarzyscy. Widzę, że to miało mega wpływ na moją nieśmiałość i fobiczność.
Kiedyś chciałam mieć dzieci, ale teraz chyba sobie postawię inny cel - wychować psa na porządnego... psa. Jak już będę mieć takiego zupełnie swojego.
(26 Sie 2018, Nie 22:10)goldbaby napisał(a): [ -> ]A może lepiej to odwrócić - nie czy my chcemy dzieci, tylko czy jakieś dziecko chce rodzica z fobią społeczną?
Hmm, jest tu ktoś, kogo rodzice mają fobię? Albo podobne zachowania. Fajnie by było poznać opinię
A moi rodzice są bardziej ekstrawertyczni i nie mają zdiagnozowanych żadnych zaburzeń i co? A no jajco. Rodzic fobik może by zauważył problem wcześniej i wysłał mnie do specjalisty, zamiast czekać uj wie na co.
No nie, uogólnić to się nie da, a jak kto by się zachował możemy gdybać. Rodzice tamtych osób też nie mieli diagnoz.
Rodzice chyba często uważają, że dziecko "po prostu takie jest". Co mnie w sumie nie dziwi, skoro my sami dorośli, którzy znamy siebie najlepiej, nie zawsze wiemy, czy taki mamy charakter, czy to choroba, zaburzenie osobowości czy Bóg wie co.
jestem, ale z tego, co słyszę od dorosłych, to "kiedyś tyle tego nie było". W sensie była mniejsza świadomość, raczej o skuteczne, dostosowane leczenie zaburzeń było trudno. Plus chodzenie do psychiatry (sama za dzieciaka myślałam, że to "ten od czubków"), było stygmatyzacją. Do pedagoga/psychologa szkolnego chodziły niegrzeczne dzieci. I skąd tu taki rodzic ma wiedzieć, co robić?