PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Medytacja.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42
Wklej. Mnie chodziło konkretnie o uderzenie w ten fałszywy stereotyp krwawego chrześcijaństwa i islamu versus delikatny i niewinny buddyzm.
Pierwsza strona o medytacji i jej uspokajającym działaniu, najświeższe posty - religijne okrucieństwa, yay!

Z ciekawości, czy jest tu ktoś, kto ćwiczy medytację godzinę dziennie - CODZIENNIE od dłuższego czasu? Ponoć dopiero wtedy czuć prawdziwą, dużą różnicę w reagowaniu na codzienność i emocje.
Już nie, ale przez lata tak robiłam. Nie powiem jak wpłynęło to na fobika, bo wtedy fobii nie miałam, no ale uspokajać uspokajało i zdecydowanie mniej się myślało o pierdołach..
Jeśli chodzi o same techniki relaksacyjne to po dłuższym czasie ich stosowania nie trzeba tracić godziny na to by się zrelaksować, wystarczy zgiąć palce w odpowiedni sposób, albo pomyśleć o cyfrze kojarzącej się z odprężeniem. Tak żem robiła w ciągu dnia i efekty były natychmiastowe. W drugą stronę - pobudzająco - też działało. Kwestia tego co się chce osiągnąć.
iLLusory napisał(a):Im większy ruch i większa wibracja energii to dla oczu staje się niewidoczne. Jednak niematerialne staje się dopiero po przekroczeniu prędkości światła. Wszystko, co wibruje w granicach prędkości światła jest jeszcze materialne, nawet jeśli już niewidoczne.
Tak, poza jednym. Nie ma niczego materialnego. Wszystko jest duchowe, a materia to po prostu duchowe o niskiej wibracji. Cała rzeczywistość zmienia się jak ty się zmieniasz, reaguje na wibrację twojej świadomości. Jeżeli będziesz w niskim stanie świadomości, to jak popatrzysz w niebo pełne gwiazd to nic tam szczególnego nie zobaczysz, ale jak popatrzysz w wysokim stanie świadomości to zobaczysz wiele tajemnic, których wczesniej nie widziałaś. Wszystko będzie się wydawać cudowne. Jedzenie które robisz z niskim stanie świadomości, obniża wibrację, a jeżeli robisz w wysokim stanie podnosisz ją. I tak z wszystkim wokół, wszystko reaguje, np. dom w którym mieszkasz. Dom opuszczony, nie zasilany przez nikogo energią, swą uwagą, troską, upadnie w ruinę bardzo szybko. Tak samo dom, którym jest to ciało, bez duszy, która utrzymuje wszystko na wysokich wibracjach, wszysto nagle choruje, boli, starzeje się, etc.
I co, ciało materialne? To tylko odpieczętowanie tego co dzieje się na subtelniejszych planach.
Dlaczego np. są kataklizmy na tej planecie, konflikty zbrojne? A dlaczego są bóle głowy, napady lęku, gniewu? Zbiorowa świadomość ludzkości łącznie wpływa na ogólny stan tej planety, tak jak i indywidualna wpływa na ciało fizyczne.
Wobec tego gdzie leży klucz do rozwiązania wszystkich problemów?

A druga kwestia, wszystko jest w ruchu, biurko które stoi przed tobą jest w ciągłym ruchu, wszystko wibruje. To znaczy, że wszystko się zmienia. To oczywiście mówi nam teraz teoria kwantowa, ale o tym pisali mędrcy tysiące lat temu.

Można też popatrzyć na to inaczej, szczególnie jak ktoś chodzi do szkoły. Jak ktoś ma pustkę w głowie, brak pomysłu, to nazywa się niska wibracja, jak ma głowę pełno idei, natchnienia, to nazywa się wysoka wibracja. Czyli wysiłek się nie zmienia, a po prostu podwyższenie stanu świadomości wywołuje prawidłowy efekt. Czyli zamiast uczyć się bez skutku długi czas, trzeba podwyższyć stan świadomości, bo na wyższym stanie ja rejestruje dużo więcej, większe spektrum, wyczuwam wszystko, etc.
Tak można zapytać? A skąd Beethoven miał natchnienie? Albo Einstein czy Tolkien? Ano mieli wyższa wibrację i stany natchnienia były u nich tak częste, że tworzyli bez wysiłku. Talent? Nie, po prostu trzeba podnieść wibrację i każdy będzie Einsteinem i Tolkienem, dlatego, że cały potencjał jest w nim, tylko on jest wyżej, w potencjale duszy.

Cytat:Możliwość 1-jest ciężko
Możliwość 2-dokonać wyboru
Trudności są z dwóch przyczyn:
1) Brak życzenia, czyli tak naprawdę nie chce mi się, a to powiedziałbym wynika z braku poprawnej wiedzy i zrozumienia.

2) Egoistyczny zamiar, dlatego "ciężko", bo ciąży ego
Nef napisał(a):(...) uspokajać uspokajało i zdecydowanie mniej się myślało o pierdołach..
Jeśli chodzi o same techniki relaksacyjne to po dłuższym czasie ich stosowania nie trzeba tracić godziny na to by się zrelaksować, wystarczy zgiąć palce w odpowiedni sposób (...).

Dzięki za odpowiedź :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Jeśli chodzi o cel, to chodziło mi nie tyle o relaks na zawołanie, co o oduczenie się dysocjowania w trudnych sytuacjach - opanowanie odróżniania rzeczywistości od tego co roi się w głowie fobika... a roi się sporo dziwnych rzeczy.

Jak dotąd czytałam, że im dłuższy ktoś ma staż w tych ćwiczeniach, tym więcej czasu im poświęca, żeby mieć jeszcze lepsze efekty. Pewnie tak jak ze sportem - jak już ćwiczyć, to systematycznie i długo, bo inaczej zamiast efektów będzie tylko zmarnowany czas i zgrzytanie zębami. Najczęściej spotykam się z planem: Etap początkowy: 20 minut, potem po pół roku wydłużać o 10 min co kilka miesięcy. Ciekawe, jak to wyjdzie w praktyce :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2: Grunt to nie odpuszczać...
Jestem ciekawa tych ćwiczeń. Analiza tego co się dzieje w głowie i z czego to się bierze może pomóc, ważne by wiedzieć kiedy przestać. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Medytacja i wizualizacje mogą więc być do pewnego momentu dobrym wspomagaczem, ale by trwale zmienić myślenie i wyjść poza dotychczasowy schemat zachowania i tak potrzebna jest konfrontacja ze strachem w życiu.
Powodzenia. :Stan - Uśmiecha się:


sunheart napisał(a):Wobec tego gdzie leży klucz do rozwiązania wszystkich problemów?
Gdzie?

sunheart napisał(a):Talent? Nie, po prostu trzeba podnieść wibrację i każdy będzie Einsteinem i Tolkienem, dlatego, że cały potencjał jest w nim, tylko on jest wyżej, w potencjale duszy.
Wibracje? Zapachniało ezoteryką. Wtrącę się. Jest obecnie cała masa ludzi, którzy "podnoszą sobie wibracje" i nic z tego nie wynika. Natchnienie=wysokie wibracje? Bzdura. Moje natchnienie do rysowania czerpie z depresji(to jest 'wysokie' czy 'niskie'?). Wielu artystów tak robiło i robić będzie. Nie doceniasz drugiej strony medalu. Poza tym jak już mieszasz w to świadomość zbiorową to nie każdy będzie mógł "być Tolkienem". Przy założeniu zbiorowości każdy człek ma swój mały ogródek do ogarnięcia. (jest puzzelkiem w większej układance) U jednego "potencjałem duszy" do uwolnienia będzie zostanie chirurgiem, kogoś innego pisarzem i te osoby się nie zamienią bez względu na to jaki stan świadomości by nie mieli. Po prostu się nie sprawdzą w czymś do czego nie mają predyspozycji i talentu. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Ktoś musi być też matką, sprzedawczynią w sklepie i żołnierzem żeby świat się nie rypnął.

(Obecne kataklizmy to pikuś w porównaniu z tym co się kiedyś działo, przed pojawieniem się ludzi)
Cytat:
sunheart napisał(a):Wobec tego gdzie leży klucz do rozwiązania wszystkich problemów?
Gdzie?
W tym, że cała ludzkość powinna zmienić siebie od wewnątrz, wznieść swoją świadomość, a to znaczy, między innymi dokonać transformacji wszystkich negatywnych i destruktywnych aspektów swojej podświadomości, jak również egoizmu, gdyż właśnie to jest przyczyną tego, jak wygląda dzisiejszy świat. I to jest przyczyną indywidualnego cierpienia.
Czyli obecna sytuacja na tej planecie wynika własnie z tego, że większość ludzi ma to zwyczajnie gdzieś i myśli wyłącznie o sobie, jest zajęta pierdołami. Przyczyna wszelkiego zniewolenia również zewnętrznego, kataklizmów na tej planecie jest własnie tutaj. To jest tylko zewnętrzna manfiestacja tego co się dzieje się w ludziach.
Ludzie narzekają na wszysto, rząd, na bliskich, ale jak powiesz im, że oni sami wywołują taki stan, to będą zaprzeczać. Powiedzą ci: "to jest nieważne, ważne, że ja tu dobrze się bawię przez te 60 lat, a co potem, nie obchodzi mnie to". To jest przyczyna zła. 90% ludzi tak właśnie myśli. A potem chodzą, demonstrują, walczą o swoje prawa, i dziwią się, że jest tak czy inaczej. A jak ma być, jak sami zezwalają na taki stan?

Cytat:Wibracje? Zapachniało ezoteryką.
I co w tym złego? A czym powinno zapachnieć?

Cytat:Wtrącę się. Jest obecnie cała masa ludzi, którzy "podnoszą sobie wibracje" i nic z tego nie wynika. Natchnienie=wysokie wibracje? Bzdura
A skąd wiesz czy rzeczywiście podnoszą czy tylko tak mówią? Nie ma nic bez owoców. Jeżeli ktoś podnosi świadomość, to muszą być owoce tego. "Po owocach ich poznacie." Jeżeli obniża wibracją, to również owoce tego odczuwa.
Czyli skutkiem podniesienia świadomości jest zmiana myśli, zmiana odczuć, emocji, i zmiana działania.
Wyższe wibracja = większa ekspansja energii życia. Czyli wibracja równa 0 to jest nieboszczyk, u niego dusza odeszła i nie ma nic. Starzec, który leży całymi dniami, tylko je i pije, bierze leki i wegetuje, to jest już większa wibracja, choć ekspansja życia u niego jest minimalna. Osoba dorosła, która realizuje się w biznesie, w relacjach miedzyludzkich, w podróżach - to większa wibracja, bo przejawia większą ekspansję energii. Osoba, która dodatkowo tworzy dzieła np. muzyczne, inspiruje tysiące fanów, albo pisze książki, które inspirują miliony, to jeszcze większa ekspansja energii. Osoba, która dodatkowo realizuje się na subtelnych planach świadomości, robi coś z pożytkiem dla ogółu, potrafi myślą wpływać na materię, etc. - to jeszcze wyższa ekspansja energii.
Im wyższa wibracja tym większe możliwości, więcej energii życia i większe spektrum tej energii, czyli dostęp do bardziej subtelnych form jej przejawienia. Np. dla pani "Krysi", która sprząta w biurze, koncert Bacha w filharmonii albo poezja Yeatsa to czarna magia, ona tam idzie, ale nie wie o co chodzi. Przychodzi i mówi: "ee tam, to nie dla mnjie, ja wolę Świat wg. kiepskich albo M jak miłość. Tamto mnie nie cieszy.". A dlaczego? Bo jej świadomość nie sięga na ten poziom wibracji, gdzie słuchając Bacha można się rozkoszować tą muzyką, gdzie można odczuwać każdą nutę i czuć przepływ energii albo symultanicznie rejestrować każdy instrument. To tez wibracja energii. Robilem test ostatnio. Grałem na pianinie rożne utwory, mi.in Beethovena. Efekt był taki usubtelniający A później wziąłem marsz żałobny Chopina i od razu odczucia się zmieniły, wszystko posępne. A dlaczego? Bo dźwięk to jest energia, a energia ma określoną wibrację, wywołuje okreslone odczucia i określona wibracja wywołuje automatycznie smutek, czyli niską wibrację.

Druga osoba, ta która słucha Bacha lub czyta poezje, bierze jakąs księgę tajemną, pisaną alegoriami, nieważne jaką, i mówi: "ja to czytam, ale nie widzę tu nic poza historią lub opowieści. Ile bym nie czytał, dla mnie to bez sensu." A druga osoba, bierze i wchodzi czytając w stan medytacyjny, czyli od razu podnosi swoją świadomość na subtelny poziom i odczuwa każde słowo w sobie, czyta i łączy jakieś tam opisy z procesami wewnętrznymi, które w nim zachodzą, podobnie jak osoba zakochana albo taka po utracie kogoś kogo kochała słucha jakiejś piosenki o miłości i łzy napływają jej do oczu. Ona to czuje, i przeżywa to głęboko.
A dlaczego mistyk to czuje? Bo jego świadomość rejestruje jeszcze bardziej subtelne poziomy, w nim jest pamięć po zupełnie innych przeżyciach, o jakich zakochana osoba nie może marzyć. Jeżeli on się opuści, to weźmie tą samą księge i nic tam nie zobaczy. A dlaczego? Bo odczucia, których doznawał w wyższych stanach świadomości, będą w nim przytępione. Tak to działa. Czy on może to potem komuś przekazać? Nie może. Najpierw ten ktoś sam musi wznieść swoją świadomość, bo inaczej nic nie pojmie. Nie ma takiej opcji. Tak samo, jak tłumaczenie Pani Krysi na czym polega fenomen Bacha mija się z celem. Dla niej to i tak będzie abstrakcja.

Cytat:Moje natchnienie do rysowania czerpie z depresji(to jest 'wysokie' czy 'niskie'?). Wielu artystów tak robiło i robić będzie. Nie doceniasz drugiej strony medalu.
Doceniam. Jest depresja świadoma i doznaje jej każdy mistyk, dlatego, że jak człowiek poznaje światło (w subtelnych stanach świadomości), to automatycznie cała ciemność, której nie był świadomy wychodzi na powierzchnię. Nazywa się to stan nocy. Są stany olbrzymiego smutku, subtelnego bólu (takiego z tęsknoty), jak również gniewu, złości i to bez żadnej przyczyny, dlatego, że dotykasz tego co zawsze w tobie było i wywoływało cierpienie, a czego wcześniej nie byłeś świadomy. (ból z tęsknoty ma inną przyczyną, jest czymś pozytywnym, jest drugą stroną stanu błogości, podobnie jak głód-napełnienie)

Jest też depresja mniej świadoma. Owszem, może być natchnienie w tych stanach, ale nie jest to natchnienie z wyższych stanów świadomości, a bardziej z umysłu, czyli takie zamulone. Taki ktoś może tworzyć i mieć uznanie, ale to nie będzie wysokich lotów. Taki ktoś nie będzie Szekspirem, Dante, Beethovenem, dlatego,  że aby tworzyć takie dzieła trzeba tam włożyć to co się odczuwa, nie tylko emocje, ale również to co subtelne, to co poza emocjami. Trzeba włożyć w to energię, ekspansję energii życia, trzeba czuć jej przepływ w sobie, na bardzo szerokim spektrum, w ponadprzeciętnej wrażliwości i wtedy pojawia się inspiracja, bo on ma energię na to. Depresja oznacza, że nie mam energii, jak również nie mam natchnienia, z definicji. Jak czujesz duże natchnienie, poruszenie wewnętrzne, kreatywnośc, to już nie jest depresja.

Cytat:Poza tym jak już mieszasz w to świadomość zbiorową to nie każdy będzie mógł "być Tolkienem". Przy założeniu zbiorowości każdy człek ma swój mały ogródek do ogarnięcia. (jest puzzelkiem w większej układance) U jednego "potencjałem duszy" do uwolnienia będzie zostanie chirurgiem, kogoś innego pisarzem i te osoby się nie zamienią bez względu na to jaki stan świadomości by nie mieli. Po prostu się nie sprawdzą w czymś do czego nie mają predyspozycji i talentu. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Ktoś musi być też matką, sprzedawczynią w sklepie i żołnierzem żeby świat się nie rypnął.
Jasne, to był tylko przykład. Niemniej puenta była taka, że dopóki pozostajemy w niewoli umysłu, niskich stanów świadomości, to te wyższe talenty, nawet jeśli je mamy, pozostają gdzieś stłumione lub nie w pełni wyrażone. A myslisz, że dlaczego np. muzycy nagrywają pierwsze trzy płyty najczęściej dobre, a potem odcinają kupony od sławy. Większość tak jest. Tylko legendy pozostają do końca na szczycie. Dlaczego? Bo jak człowiek jest młody, w nim się przejawia naturalnie potencjał duszy, naturalna ekspansja energii. Czyli siłą urodzeniową, że tak powiem. Jak ta siła blaknie, ale jest zmarnotrawiona na inne rzeczy, to nagle juz nie ma z czego tworzyć, bo cała energia poszła na coś innego. Albo się nie chce, albo już nie zależy i człowiek mówi: "w młodości to zajmowałem się tym i tym, ale teraz jestem za stary". A co to znaczy? Moja świadomość się opuściła w dół i we mnie już nie ma tej siły, tego blasku duszy.

A są jakoś osoby, które są aktywne od początku do końca, co więcej, są nawet jak wino. A skąd? Albo tym dobrze zarządzali, albo podnieśli swoją świadomość, pozwalając na pełniejszy przepływ energii. Ci co obniżyli świadomość, nie mają z czego tworzyć. Nie ma w nich już ognia. Tworzą, ale już bez tego natchnienia, to już nie to.

Cytat:(Obecne kataklizmy to pikuś w porównaniu z tym co się kiedyś działo, przed pojawieniem się ludzi)
Fajnie, że pamiętasz te czasy.. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Ja osobiście nie ufam do końca odkryciom nauki, bo nauka jest sterowana przez rząd, ulega manipulacji, i celowo tak jest, żeby ludzie mysleli, że dawniej była ciemnota, że byli dzikusy, a teraz jest złoty wiek, bo wtedy ludzie nie będą się buntować i łatwiej ich kontrolować.

Cytat:żołnierzem żeby świat się nie rypnął
To już osobny temat na dyskusję. Naprawdę uważasz, że żołnierze i policjanci utrzymują porządek świata? Good luck :Stan - Uśmiecha się: Właśnie oglądam ponad 7 godzinny wykład na ten temat.
sunheart napisał(a):osobiście nie ufam do końca odkryciom nauki, bo nauka jest sterowana przez rząd
Który rząd i w jaki sposób?
Projekcje umysłu pewniejsze, czo nie.
A czy ja napisałem, że nie ufam nauce? Napisałem "nie do końca ufam", że stosuje zasadę ograniczonego zaufania. Tzn. są dziedziny gdzie uwazam, że jest całkiem ok, ale są dziedziny, gdzie jest duży sceptycyzm, i jedną z takich dziedzin jest archeologia i tym podobne.

Poza tym nie nauce, tak gwoli jasności, a tzw. mainstreamowej nauce. Bo sam uważam, że jak wiele rzeczy w tym świecie, to nie jest żadna nauka, a tylko i wyłącznie rodzaj przykrywki, która działa na zasadzie "bawcie się tutaj ile chcecie, i tak się nic nie dowiecie".
Czyli, nie nazywam tego nauką, dlatego, że słowa mają znaczenie, a tutaj jest ono niewłaściwe, jak zresztą wiele rzeczy..
To jak z tym rządem? Podtrzymujesz opinię o tym, czy już nie?
Jak tak, to powtórzę pytanie - jaki rząd i w jaki sposób steruje?
sunheart napisał(a):Fajnie, że pamiętasz te czasy.. Ja osobiście nie ufam do końca odkryciom nauki, bo nauka jest sterowana przez rząd
Fajnie, że ty je pamiętasz. W porządku. Zaznaczę tylko, że ja natomiast nie widzę powodu dla którego miałabym zanegować archeologiczne wykopaliska, dinozaury, wybuchy wulkanów i wędrówkę kontynentów.

sunheart napisał(a):Naprawdę uważasz, że żołnierze i policjanci utrzymują porządek świata?

A możesz przeczytać całe zdanie? Nie napisałam, że żołnierze utrzymują bądź nie utrzymują porządek świata, tylko, że każdy człowiek skoro żyje to jest po coś(przy założeniu istnienia świadomości zbiorowej): matka, sprzątaczka, listonosz.. Może być nawet po to, żeby dać w d. całej reszcie by ta reszta otworzyła oczy i stwierdziła, że nie warto iść daną drogą. Bo kiedy masz 'skoki świadomości'? Po dużym kataklizmie w ludziach budzi się empatia, chęć niesienia pomocy etc. Tak już mamy, że potrzebujemy 'złych' rzeczy do rozwijania 'dobrych' i na odwrót (w dużym uproszczeniu).

sunheart napisał(a):dokonać transformacji wszystkich negatywnych i destruktywnych aspektów swojej podświadomości
Zgoda, jest taka teoria. Z tym, że póki co wygląda to na nieskończony proces, bo gdy ktoś już w podświadomości grzebie to widzi, że bez przerwy dokopujemy się do nowych pokładów nieuświadomionych rzeczy. Trochę siedzę w temacie i stwierdzam, że tego za jednego życia ogarnąć się nie da, a mówię tu tylko o jednostce.
Kataklizmów w ten sposób nie usuniemy, a nawet jeśli (np. przy wyprowadzeniu się w przestrzeń kosmiczną) to pojawią się nowe problemy, przez które będziemy cierpieć. I z tym należy się w końcu pogodzić. "Ciemność" będzie zawsze i wszędzie znajdzie ujście.

sunheart napisał(a):I co w tym złego?

Nic. Badam teren.

sunheart napisał(a):A skąd wiesz czy rzeczywiście podnoszą czy tylko tak mówią?

Byłam. Widziałam. Testowałam.
Wytłumaczę o co mi chodzi. Przy chaotycznej podświadomości podnoszenie wibracji, na których spora cześć rozwojowców jest zafiksowana może wydać plony toksyczne. Guru, ratujący świat new age, rozróżnianie ludzi na bardziej i mniej uduchowionych itd. Owoce są: rzesza zwolenników, uśmiech od ucha do ucha, pewność siebie, wena twórcza - co nie przeszkadza by jednocześnie być palantem. Żeby nie było. Nie mówię o tobie, broń boże. Zwracam jedynie uwagę na to, że zwiększenie wibracji, o której mówisz nie gwarantuje poszerzenia świadomości i pójścia w 'dobrym' kierunku, a zdarza się, że zamienia to tylko jedną klatkę na drugą. Tym razem ze złota, a nie brązu.

sunheart napisał(a):Np. dla pani "Krysi", która sprząta w biurze, koncert Bacha w filharmonii albo poezja Yeatsa to czarna magia, ona tam idzie, ale nie wie o co chodzi. Przychodzi i mówi: "ee tam, to nie dla mnjie, ja wolę Świat wg. kiepskich albo M jak miłość. Tamto mnie nie cieszy.". A dlaczego?
Here we go
sunheart napisał(a):Bo jej świadomość nie sięga na ten poziom wibracji, gdzie słuchając Bacha można się rozkoszować tą muzyką, gdzie można odczuwać każdą nutę i czuć przepływ energii albo symultanicznie rejestrować każdy instrument

Bez względu na to w jakim stanie świadomości nie byłam Bacha i tak nie trawiłam. Moją pogańską bestie budzą inne rzeczy. Tak wiem, to był tylko przykład - ja podaje swój na zaznaczenie, że są też gusta, a co za tym idzie: nie ze wszystkim człowiek będzie rezonował nawet przy 'oświeceniu'. Byłabym więc ostrożna w mówieniu gdzie co sięga lub nie sięga, bo my tego wiedzieć nie możemy, a wchodząc w te tematy lubi włączać się nawyk oceniania. Pani Krysia fajna babka, wychowała porządne dzieciaki i w ten sposób zrealizowała się w pełni. Dołożyła swój puzzelek i nawet nie potrzebowała do tego medytacji, wiedzy i rozkminiania swojego wnetrza by w jakimś miejscu pchnąć/poszerzyć bądź też uwolnić potencjał ze świadomości zbiorowej. Także według mnie, nie jest konieczne, a nawet bez sensu by było gdyby wszyscy ludzie zaczęli nagle zajmować się duchowością np.

sunheart napisał(a):Doceniam
A to spoko. :Husky - Podekscytowany:

sunheart napisał(a):Jak czujesz duże natchnienie, poruszenie wewnętrzne, kreatywnośc, to już nie jest depresja
Pozwolisz, że diagnozować będę się sama.

(mrrrhrr :łasi się do tematu: )
Nie steruje samą nauką, dlatego, że to co jest okreslone jako nauka jest tylko przykrywką, by odwrócić uwagę człowieka, by pozostał w ograniczeniu. Natomiast w ramach tej przykrywki działa cała masa mechanizmów dodatkowo utrudniających dotrzeć do prawdy. A w jaki sposób? Na początku w samych założeniach, czyli ktoś zdefiniował dla innych warunki wg. których coś może być poznane i rzekomo jest uznane przez kogoś. Samo to na dzień dobry jest ograniczeniem, które wyklucza rzeczywiste poznanie. Dlatego mówię, że to jest przykrywka.

Tak samo jak w polityce masz przykrywkę, lewica, prawica, ta partia, inna, ten system polityczny lub inny, a tu nie kwestie czy na prawo czy lewo (czyli już ci sugerują: musisz tu albo tu), a w samej idei jakiejkolwiek władzy jest już problem. Reszta nie ma znaczenia.

I tak dalej, możemy w ten sposób powiedzieć na temat religii oraz prawa wymyślonego przez rządy. Że problem leży u podstaw, w samych założeniach, należy patrzeć podobnie NA WSZYSTKO. Bo wszystko to jest przykrywka. A ludzie się sprzeczają kto ma rację, lewi, czy prawi, ten czy tamten, zwolennicy ewolucji czy przeciwnicy. I o to chodzi niektórym. Żeby ich uwaga była w ramach tego co wymyslili.
W obrębie tego możecie dowoli, jak długo się poruszacie w tych ramach, to daleko i tak nie zajdziecie. Dlatego, że uznajecie zewnętrzny autorytet, czy to państwa, czy jakiegoś twórcy czegoś, czy organizacji, czy po prostu innego człowieka.

A to jak już w ramach tego systemu ktoś tam manipuluje i kto dokładnie, to już drugorzędne. Ważne jest nie patrzeć na to co widzę, ale spojrzeć na to, czy to PRZEZ CO widzę i poznaję, umożliwia w ogóle to poznanie..?
--
Tak na marginesie: jest taki film "Niezgodna", dwie części są tego filmu, druga się nazywa "Zbuntowana". Jest tam o frakcjach. Uczą cię, że musisz coś wybrać. Polecam ten film.
Nef napisał(a):Jestem ciekawa tych ćwiczeń. Analiza tego co się dzieje w głowie i z czego to się bierze może pomóc, ważne by wiedzieć kiedy przestać. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Terapię BP już przerabiałam, świetna rzecz na początek. To jak dostać latarkę po latach pełzania na czworakach po omacku w ciemnym lesie pełnym co rusz przemykających w pobliżu lęków. Przynajmniej w świetle latarki możesz zobaczyć ten lęk, nazwać go - i wtedy staje się mniej straszny. Ćwiczenie medytacji to dla mnie bardziej ćwiczenie uważności, uczenie się tego, że rzeczywiście mogę być tu i teraz, bardziej dla siebie i dla innych, zamiast trwać w swoich wyobrażeniach i lękach. Zamiast świadomości na poziomie "JA, JA, JA" pojawia się w końcu "wszystko to, co wokół (a gdzieś tam w tym wszystkim również ja)."

Nef napisał(a):Medytacja i wizualizacje mogą więc być do pewnego momentu dobrym wspomagaczem, ale by trwale zmienić myślenie i wyjść poza dotychczasowy schemat zachowania i tak potrzebna jest konfrontacja ze strachem w życiu.
Podstawą wszystkich umiejętności jest praktyka (czyli konfrontacja właśnie) :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Strach a lęk to dwie diametralnie różne rzeczy. Strach to naturalna reakcja na prawdziwe zagrożenie. Lęk nie ma uzasadnienia w rzeczywistości, stąd np. fobia społeczna i to forum :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Cytat:Zwracam jedynie uwagę na to, że zwiększenie wibracji, o której mówisz nie gwarantuje poszerzenia świadomości i pójścia w 'dobrym' kierunku, a zdarza się, że zamienia to tylko jedną klatkę na drugą. Tym razem ze złota, a nie brązu.
Co do tych wibracji, to jest siedem duchowych powłok, na których można podnosić wibrację, a sama świadomość zaczyna się na piątej warstwie. Choć wszystkich warstw jest dziesięć, ale 3 wyższe są szczególnego rodzaju.
Możesz podnieść wibrację poprzez ćwiczenia fizyczne, oddechowe, przez określone jedzenie, dietę, zażywanie jakichś cudownych eliksirów, które coś tam aktywują, przez brak stresu i kontakt z naturą, ale nie wyjdziesz poza pierwsze 3 max. 4 warstwy. Co więcej nikt z zewnątrz nie może wywołać niczego w tobie, nic na stałe. Nie ma takiej możliwości. Dlatego, że wszystko zależy od indywidualnej pracy, indywidualnego ruchu jaki ktoś robi. Człowiek buduje siebie od zera.

Wyższe warstwy nie dokonają pełnej transformacji jeżeli niższe nie są naprawione. Czyli jeżeli ktoś coś ignoruje, np. mówi ten świat jest nieważny albo to ciało jest niewazne, albo mózg jest nieważny albo np. cudowne zdolności są nieistotne. Powodzenie wyższego poziomu zależy od powodzenia na niższych poziomach, i wszystko wznosi się od dołu. Czyli realizacja niższych warstw daje potencjał do realizacji wyższych. Inaczej, jeżeli są braki na niższych warstwach, to wyższe warstwy nie mogą być w pełni zrealizowane, będzie coś trzymać, blokada. Przykładowo, musisz rozwinąć mózg, który na dzisiaj nie funkcjonuje w pełni swoich możliwości, jest otępiały. A tu trzeba uaktywnić jego maksymalny potencjał. I nikt nie dba o to, czy ktoś w to wierzy czy nie, czy uważa, że to da się osiągnąć czy nie da się, że to dla niego lub nie dla niego. Nikogo to nie obchodzi. To człowiekowi powinno zależeć na tym.

Co do sprzątaczki wychowującej dzieci. Może sobie wychowywać, jak w tym widzi cel swego istnienia.. Było dane życie i cały potencjał na rozwój. Owszem, to też jest droga rozwoju, ale nieświadoma i bardzo wolna. Większość ludzi siebie oszukuje, mówi „jestem szczęśliwy, dobrze mi tu, jestem spełniony”, ale tak naprawdę każdy jest w cierpieniu po uszy i przeraża go myśl o unicestwieniu.
Niektórzy mówią wprost: "ja wole nic nie wiedzieć, wolę być nieświadomy, w ignorancji". Ale to znaczy być robotem, zombie. I przede wszystkim tchórzem.

Trzeba mieć wiedzę, a ją się poznaje przez wiele wiele lat. Wiedza jest ukryta, choć jest dla wszystkich, kto tylko sobie tego życzy. To co popularne, zostało stworzone dla mas, a nie dla poszukiwaczy prawdy. Niestety. Wiedza jest ukryta w księgach, które mało kto rozumie, które są pisane albo alegoriami albo specyficznym językiem.

Sam się dopiero uczę, więc też Ci nie podpowiem wielu rzeczy. Ale takie są realia, dla mnie przynajmniej.

Cytat:Trochę siedzę w temacie i stwierdzam, że tego za jednego życia ogarnąć się nie da
Wersja jaka jest mi znana jest taka, że mamy tylko jedno życie na całkowitą transformację i że można to z powodzeniem zrobić. Pojęcie reinkarnacji jest nieco względne i nie funkcjonuje tak jak sobie to wyobraża przeciętny Kowalski.

Cytat:Kataklizmów w ten sposób nie usuniemy, a nawet jeśli (np. przy wyprowadzeniu się w przestrzeń kosmiczną) to pojawią się nowe problemy, przez które będziemy cierpieć. I z tym należy się w końcu pogodzić. "Ciemność" będzie zawsze i wszędzie znajdzie ujście.
To jest właśnie to co sprawia, że właśnie tak jest. Właśnie dlatego, że 99% ludzi tak właśnie myśli i niewiele robi, by cokolwiek zmienić. A ma wszystkie narzędzia w sobie ku tej zmianie. Jeżeli nie całość, to przynajmniej człowiek indywidualnie może decydować za siebie i pomóc reszcie w osiągnięciu tego celu. Zawsze musisz mieć na uwadze całość, musisz mieć globalną wizję, dlatego, że to Cię motywuje prawidłowo i łączy Cię z podobnie myślącymi.
sunheart napisał(a):Czyli jeżeli ktoś coś ignoruje, np. mówi ten świat jest nieważny albo to ciało jest niewazne, albo mózg jest nieważny albo np. cudowne zdolności są nieistotn
Dobła. Toksyczność o której wspomniałam idzie w parze z negowaniem wartości świata materialnego,ciała etc. Jak się nie zaniedbuje jednej rzeczy na korzyść drugiej to powinno śmigać wszystko bez włażenia co chwile w ślepe zaułki.

sunheart napisał(a):Wersja jaka jest mi znana jest taka, że mamy tylko jedno życie na całkowitą transformację i że można to z powodzeniem zrobić.
Hm, jak to ująć. Skłaniam się do czegoś takiego ze zmianą można 'wszystko' w sobie odkryć i poukładać na 'większość', ale ta większość leży w zakresie 'materiału do przerobienia' na teraz. Można dojść do momentu, w którym człowiek będzie czuł się po prostu wolny i w pełni zacznie realizować swój potencjał, ale po śmierci wskoczy na nowy/subtelniejszy poziom poznania.

sunheart napisał(a):Właśnie dlatego, że 99% ludzi tak właśnie myśli i niewiele robi, by cokolwiek zmienić.
Nie chciałam by zabrzmiało to tak, że nie ma sensu czegokolwiek robić. Chodzi o coś innego. Odkrywamy jakiś aspekt, który jest zablokowany/przysparza nam cierpień i po przerobieniu tego w sobie przekłada się to na życie i jego poprawę - zgadzam się. Ale za jakiś czas wracamy do tego aspektu tylko na subtelniejszym poziomie i znowu możemy poszerzyć i wiedze i wolność. I znowu za jakiś czas wrócimy na jeszcze subtelniejszym poziomie, dostrzegając coś czego wcześniej nie widzieliśmy i tak spiralnie w dół. Materia jest ograniczona i to ograniczenie zawsze w jakimś stopniu będzie jawiło się dla nas jako ciemność. Dualność.Tam gdzie jest życie jest i rozpad w takiej lub innej formie. Gdy już naprawdę wszystko, wszystko w sobie uwolnimy i poukładamy jako ludzkość, to czy nie wskoczymy świadomością z jeziora(gdzie jest i dno i powierzchnia) do oceanu(gdzie również jest i dno i powierzchnia tylko większe)? Dla mnie rozwój jest nieskończony, bo mam problem z wyobrażeniem sobie końca "dobra, poznaliśmy już wszystko, osiągnęliśmy cel i co teraz?"
Tym sposobem doszłam do tego co jest najbardziej tajemnicze i ciekawe. Początek i koniec. :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:

sunheart napisał(a):Sam się dopiero uczę, więc też Ci nie podpowiem wielu rzeczy. Ale takie są realia, dla mnie przynajmniej.
Dziękuję, że się nimi ze mną podzieliłeś. :Stan - Uśmiecha się: Podjęłam dyskusje, bo raz - zaintrygowały mnie podobieństwa, a dwa- lubię konfrontować swoją wizje świata z wizją innych, może ktoś odkrył już coś dzięki czemu będę mieć na skróty! :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
hej sunheart. Czy dalej siedzisz w Kabale? Czy może synkretyzm z innymi religiami? A jeśli tak, to jakimi?

Ja ostatnio mam wrażenie, że lecę po równi pochyłej w dół. Spadła mi na łeb ta cegła, co w chrystianizmie nazywa się przylgnięciem duszy do Boga, a w buddyzmie AFAIR samadhi. Ale poza wiedzą, czym jest życie samo w sobie, dostałem jasny obraz, że jest postępowanie/nastawienie właściwe i niewłaściwe. I teraz siedzę we frustracji, że nie mam siły kontemplować (medytować), że popełniam coraz więcej błędów przeciwko porządkowi, który wypływa z Absolutu. Nie wiem, co robić, jestem już bardzo zmęczony. Pomoc nie nadchodzi znikąd. Jak żyć? :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony:
Polecam "nie wiedzącym" jak medytować:
https://www.youtube.com/watch?v=gAD53Ka9AOQ&t=902s
https://www.youtube.com/watch?v=jPpUNAFHgxM&t=120s
i przede wszystkim https://www.youtube.com/watch?v=xOLYN64dfKs&t=322s
a jeszcze jest coś takiego jak medytacja dynamiczna Osho, też polecam, zwłaszcza tym którzy czują, że mają w sobie dużo skumulowanych emocji, złości...
Hej, macie tu całą książkę Anadi w formie artykułów: http://anaditeaching.com/category/articles/#/28

Porównuje tu większość tradycji glównie wschodnich i wytyka ich wady, od buddyzmu theravada, zen, praktyka vipassany, mahamudry, dzogczen, klasyczną jogę, filozofie advaity i szaiwizm, po taoizm, sufizm, Gurdżijewa, Osho i Krishnamurtiego.

Może wrzucę taki cytat z poczatku książki:

Cytat:The Buddhist influence on spirituality, particularly through vipassana and simplified versions of Zen, has resulted in increasing numbers of seekers mistaking the practice of mindfulness for proper meditation. Teachers such as Thich Nhat Hanh have popularized mindfulness as something supposedly ‘wonderful’ and ‘heavenly.’ Many superficial teachers circulate the facile view that Zen is ‘being in the moment,’ as well as general nonsense about ‘being in the now.’ If this is truly what has become of Zen, it is sad indeed.
Limiting the spiritual path to slogans like ‘presence,’ ‘just being,’ ‘staying in the moment’ or ‘abiding in the now’ builds an artificial construct of understanding which is empty and meaningless. No one really knows what the terms ‘now’ or ‘being’ actually signify, even though they are parroted over and over again by both teachers and seekers. The ego should not be underestimated. It also has the capacity to ‘be in the moment,’ and it has cleverly created all of the fake spirituality we see around us today. The ego can even convince itself it is actually experiencing the now, although all it really experiences is a slight touch of its own fragmented presence together with the recognition of its immediate environment. Such experience is not the ‘now,’ but the immediate past, which is constantly receding. It is like travelling in the last compartment of a train and looking out through the rear window as the tracks endlessly fall away behind you.
Those who condition their followers with these kinds of concepts are not qualified to teach on the subject of enlightenment. This is not real teaching: it is at best therapeutic and at worst a form of brainwashing. People who ritually attend so many satsangs in the West are looking for a quick fix of Advaita clichés on awakening and consciousness to help them relax and feel better. If one were forced to choose between this addiction and an addiction to medication or alcohol, these quick fixes might well be a preferable option. However, one thing is certain: a teacher who knows his essential nature would never fall so low as to reduce his teaching to such superficial platitudes. There are much better choices to be made.

albo to:

But why should humans need to practice being more mindful if, in doing so, they are never likely to surpass the abilities of the average cow or dog? There is something seriously amiss with seekers who fail to recognize the absurdity of this.

Wrzucę jeszcze taki cytat o medytacji w perspektywie kabały, jakby kogoś interesowało, autorem tekstu poniżej jest (nie znam imienia), ale jest to autor kanały na youtube i strony facebooka "Akademia kabały luriańskiej", a wypowiedź jest z facebooka:


Cytat:Tak, Kabalista praktykuje coś takiego, jak medytacja, ale nazwa medytacja nie jest tutaj odpowiednia, a już na pewno nie jest to medytacja taka, jaka praktykowana jest w jodze, zen, czy podobnych dziedzinach. Używamy czasem określenia kabalistyczna medytacja, ale tyko dlatego, że po prostu nie mamy w słowniku lepszego słowa. Z całą pewnością nie chodzi tu o wycofanie się z aktywności, o statyczny spokój, polegający na siedzeniu bez ruchu. Gdyby Stwórcy chodziło o taki rodzaj kontaktu z człowiekiem, to stworzyłby nas po prostu na poziomie przyrody nieożywionej albo roślinnej. Tego typu medytacja także, co prawda daje jakieś efekty, ale nie jest to pełny, świadomy i aktywny i bezpośredni kontakt człowieka ze Stwórcą, lecz raczej coś w rodzaju biernej obserwacji głównie światła igulim, która może sięgnąć co najwyżej do poziomów świata Asija.
Medytacja w kabale także może występować w różnych formach, ale przede wszystkim jest to coś, co nazywa się jihudim, co oznacza zjednoczenie, połączenie. Chodzi o wewnętrzne zjednoczenie ze Stwórcą, z jego właściwościami, a właściwości Stwórcy to absolutne oddawanie, emanacja, pragnienie napełnienia stworzeń szczęściem i doskonałością. Można powiedzieć, że Stwórca emanuje nieskończoną miłością do wszystkich stworzeń i w tych swoich właściwościach jest On niezmienny i stały, czyli duchowy spokój to nie jest bezruch i brak myśli tylko jest to ruch w jednym kierunku, a duchowa praca to jest powiedziałbym rodzaj dynamicznego spokoju, który jest jednocześnie ruchem w kierunku zbliżającym nas do właściwości Stwórcy, które wymieniłem wyżej. Praca kabalisty to praca w trzech liniach, polegająca na świadomym i umiejętnym balansowaniu pomiędzy dwoma liniami, stwarzając w ten sposób trzecią linię, która jest niczym innym, jak harmonijnym połączeniem tych dwóch. Prawą linię odczuwamy jako łaskę i miłosierdzie Stwórcy, odczuwamy napełnienie, a w związku z tym miłość i wdzięczność do Niego, w lewej linii odczuwamy sąd i surowość Stwórcy, odczuwamy brak, niedostatek i nie tylko swój własny, ale przede wszystkim niedostatek i cierpienie odczuwane przez inne stworzenia i tym samym wznosimy MaN, prośbę, modlitwę.
W codziennej praktyce jihudim to także próba wprowadzenia się w stan wewnętrznego spokoju, łagodności, miłości do Stwórcy i do wszystkich stworzeń, wzbudzenie w sobie pragnienia, żeby wszystkie stworzenia osiągnęły stan szczęścia i napełnienia. I tutaj, co ważne - wszystkie! A nie tylko te, które, jak mi się wydaje są tego godne. W ten sposób przyłączamy się do pragnienia Stwórcy i w ten właśnie sposób osiągamy stan harmonijnego spokoju i równowagi, bo przyłączamy się do tego stałego, niezmiennie w jednym kierunku płynącego Boskiego nurtu. I nie chodzi tu o to, żeby wyjechać gdzieś w góry, na odludzie, usiąść na ukwieconej polance i emanować miłością do całego świata. W ten sposób to żadna sztuka. Kabalista pracuje w takich okolicznościach, w jakich się znajduje. Stwórca nie bez powodu stworzył nas takimi, jakimi jesteśmy i tu gdzie się znajdujemy.
Ale, jak pisałem powyżej medytacja i w ogóle praca duchowa to bardzo złożony i wielopoziomowy proces, którego ja tutaj zaledwie dotknąłem. Na wyższych poziomach, w miarę nauki i duchowego rozwoju odkrywają się coraz to bardziej głębokie i indywidualne aspekty duchowej pracy.
Na koniec dodam cytat z książki Rawa Portnaara „Kabała dla pełnej organizacji życia”
"Z jednej strony wszystko jest w absolutnym bezruchu, czas nie istnieje. Wewnątrz człowieka i wewnątrz wszechświata, gdzie wszystko zostało stworzone nic się nie zmienia. Jest to stan statyczny. Wszystko tak, jak było, tak też jest i tak będzie. Z drugiej strony istnieje absolutny ruch, zmienność, w każdym momencie zachodzą zmiany. Jest tak, dlatego, że w stworzeniu działają jednocześnie dwie siły. Jedna jest odczuwana przez człowieka, jako miłość, łaska, stałość, niezmienność i właśnie te właściwości jednej z dwóch sił dają nam odczucie, że absolutnie nic nie jest nam potrzebne, inaczej mówiąc nie jest nam potrzebny ani samochód, ani willa, nic! Chcemy tylko pozostawać w radości i zadowoleniu z samego siebie i świata wokół nas. Jest to jedna strona rzeczywistości, wywołana siłą wszechświata, którą my nazywamy – miłością. Z drugiej strony istnieje inna siła we wszechświecie, jest to surowość, twardość, ograniczenie i pokonanie ograniczenia, tak, że stwarzają się coraz to nowe i nowe granice. Jest to stan dynamiczny. I człowiek powinien wiedzieć, jak przemieszczać się pomiędzy tymi dwoma siłami, jak żyć w statycznej dynamice wszechświata. Z jednej strony obecność pełnego zadowolenia z całego istnienia, z siebie, prostota i miłość w stosunku do wszystkich i wszystkiego. Z drugiej strony dynamika wiecznego ruchu, każdy moment jest inny i każdy moment wnosi ze sobą nowe smaki życia".
Ja tez zamierzam popróbować różnych medytacji, chyba że w miarę szybko znajdę coś fajnego co będzie jakoś sensownie działać.
(17 Lip 2017, Pon 20:08)chory na nieśmiałość napisał(a): [ -> ]Ja tez zamierzam popróbować różnych medytacji, chyba że w miarę szybko znajdę coś fajnego co będzie jakoś sensownie działać.

Tak to powiem szczerze nie działa, nie ma szybkiej drogi do niczego. To jest właśnie nawyk wpojony przez media i społeczeństwo "quick fix".
Aczkolwiek jeśli już masz coś odnaleźć to najprostsza instrukcja jest w dzogczen: http://www.samadi.republika.pl/rart122.html
Ja ją tutaj podaje nieprzerwanie od lat, uważam, że dla początkujących nie ma nic lepszego.

Ta instrukcja  oprócz delikatnej uwagi zawiera wymiar odpuszczenia, bo tylko to wprowadzi cię w naturalną przestrzeń spokoju i relaksu, a zakładam, że tego szukasz na początek. Trzeba najpierw odpuścić wewnętrznie wszystko czego kurczowo się trzymamy i co wprowadza wewnętrzny chaos, napięcie i konflikt, poczucie, że coś koniecznie musisz, tak jakby cię coś ograniczało w życiu, cokolwiek to jest. Jeżeli człowiek to najpierw rozpozna, a potem odpuści to wtedy uwalnia się przestrzeń wewnątrz, i z tego naturalnie przejawia sie stan medytacji bez żadnego wysiłku jako spokój, wytchnienie, relaks. Tego się nie da praktykować, nie  da się czynić wysiłki, trzeba dokonać wewnętrznego aktu. Nie trzeba tu nic robić, ani nawet obserwować mysli, nic sztucznego, po prostu trzeba odpuścić wszystko to co przysłania ten naturalny stan istnienia, naturalny relaks i on wtedy wyłania się sam.
Jak tak zrobisz, to możesz być w środku centrum handlowego i ten stan będzie, nikt ci nie będzie przeszkadzał, bo nie osiągasz go poprzez wysiłek, a on przejawia się sam, nie możesz z niego wyjśc, ani go stracić. Nie musisz robić nic z ciałem ani umysłem, a ciało i umysł podąży za tym.
Mysli płyną dalej, ale jakby wewnętrznie jesteś "odklejony" od umysłu, jest ci wszystko jedno czy one są czy nie ma, nawet czy jesteś ich świadomy czy nie, to nie istotne, one są w tle, a ty jesteś osadzony głębiej w sobie.
Nie szukam żadnego quick fixa, podejrzewam, że potrzeba czasu żeby odczuć efekty. Ja właśnie zakładam długie poszukiwania odpowiedniej metody :Stan - Uśmiecha się: Dzięki za wskazówkę. Sprawdzę co to jest :Stan - Uśmiecha się:
Szukaj, szukaj i odsiewaj ziarna od plew. Ta instrukcja, którą podalem napewno nie jest kompletna, ale na początek napewno zawiera pewną podstawą. Jeśli mogę się czymś podzielić to czytalem ostatnio fragment książki "Medytacje o Tarocie". Niech was tytuł nie myli, ksiązka nie ma nic wspólnego z kartami czy wróżeniem. Autor tam podaje coś takiego jako sens pierwszej karty Tarota, ktora przedstawia magika:

[Obrazek: universal-marseille-05018.jpg]

Cytat:Learn at first concentration without effort; transform work into
play; make every yoke that you have accepted easy and every
burden that you carry light!


This counsel, or command, or even warning, however you wish to take it, is most
serious; this is attested by its original source, namely the words of the Master Him-
self: "My yoke is easy, and my burden is light" (Matthew xi, 30).
Jako ciekawostkę podam, że widziałem w necie zdjęcie z papieżem Janem Pawlem II z tą książką na biurku :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Jeszcze bym powiedział coś takiego, że nie powinieneś mieć w medytacji odczucia, że "ja medytuje", ja coś robię, ja przykładam wysilek, ja do czegoś chcę dojść, a raczej mieć odczucie "jestem medytowany", rodzaj takiego bycia obecnym i absencji jednoczesnie, w sensie, że nie jesteś zafiksowany na sobie, bo jest to odpuszczenie, odklejenie się, a obecność jest z głębi ciebie. I ta obecnośc z głębi medytuje ciebie, a ty nic nie robisz, tylko się temu poddajesz w stanie relaksu, czyli jakby naturalnie spoczywasz w tej przestrzeni, ciszy, etc. Jest naturalna grawitacja ku temu, dlatego wysiłek jest niepotrzebny.
Popatrzcie co Anadi mówi o vipassanie, na forum tutaj jest cały wątek poświęcony tej technice medytacji, ja sam byłem kiedyś na kursie 10-dniowym...:Na szczęście długo tego nie praktykowałem.

Cytat:An adept can convince himself that there is no-self by contemplating the empty nature of all the elements (the five skandhas) arising in consciousness. Through this, he may even reach the point where he actually ‘experiences’ no-self. But, in fact, the mind experiences whatever it conditions itself to believe in. What these contemplations truly reveal are the illusory nature of lower consciousness and the falseness of the unintelligent contemplator. If vipassana is useful at all, it is because it can make a person more conscious of the facts that he is totally fragmented and incomplete. It does not show us the nature of reality; it reveals to us the emptiness of ignorance. From an existential standpoint, it is true we have no self prior to awakening. But it is wrong then to conclude there is no self in the essence of our being; there isn’t one there because people are simply too unconscious to have developed – or awakened – their higher identity. Their self actually has to be born, not foolishly negated.

Why do we enter the spiritual path? What is really missing from our life? What is the true cause of our suffering, our real pain? We suffer, not because it is the nature of life and impermanence, but because we are so miserably lost and disconnected from our pure nature. We suffer, not because we haven’t realized there is no-self, but because we do not have a self yet. Our self has to be brought into existence, actualized, born through our spiritual awakening. As such, the preconceptions of vipassana are in conflict with the very thing that can free us from our pain – the awakening of our soul.

A dalej jest mocna krytyka:

When people sit in retreat for ten days, they can certainly develop mindfulness as well as some semblance of calm, through creating a sense of detachment from the contents of their neurotic minds. This may be an acceptable practice for unconscious people, or for those who have no real aspiration to know themselves, but it should be made clear that this is not meditation; from a spiritual perspective it is an abomination. While these types of practices may be of therapeutic value for some, they cannot in any way manifest awakening. Moreover, when done to excess they are actually spiritually harmful. For instance, through watching one’s mind, breath or sensations too much, one develops an overly active observer. Many vipassana practitioners become addicted to watching; they cannot enter the state of meditation, because their attention is constantly drawn toward objects. Furthermore, year after year of ‘watching’ turns one into a robot; it slowly kills one’s very life force, passion and inspiration to live, drying up the flame of creative participation. It is better not to meditate at all than to do it wrongly; doing the wrong practice is playing with fire.

I jeszcze mocniejsza:

The basic assumptions of vipassana are not only incorrect, but spiritually damaging. They are obstacles to our awakening, which stand in the way of our path and point us in the wrong direction. They block our potential for actualizing our soul, because they keep us living in denial of our individual existence. In striving to reach nirvana by self-negation, one begins to live in a barren land of negative emptiness, exiled even further from the path back to the light of the self. A true seeker must activate his spiritual intelligence in order to decode his real purpose. He should not just conform to concepts his mind finds convincing. He should see his path from the perspective of his soul, from that very self he is growing into, for he is the seed that is awaiting to give birth to his own future. If he cannot do this, he will fail to realize his potential or to fulfill his very purpose – and that future may never come to him.

Czytałem kiedyś kazanie Mistrza Eckharta, jest to jego pierwsze kazanie z pracy "Complete works of Meister Eckhart" i on tam pisze o tych narodzinach, że boże narodzenie to nie jest narodzenie kogoś tam, jakiejś postaci w czasie, a nasze narodziny, przebudzenie duszy. Że nosimy w sobie coś co dopiero ma się narodzić, i wtedy dopiero stajemy się kompletni. Nie szukanie drugiej połowy, choć to tez wazne, a obudzenie tego co ma w sobie obie połowy, męską i żeńska część - duszę.

Taki fragmencik:
Cytat:Here, in time, we are celebrating the eternal birth which God the Father bore and bears unceasingly in eternity, because this same birth
is now born in time, in human nature. St. Augustine says, 'What does it avail me that this birth is always happening, if it does not happen in me? That it should happen in me is what matters.' We shall therefore speak of this birth, of how it may take place in us and be consummated in the virtuous soul, whenever God the Father speaks His eternal Word in the perfect soul.
Wydaje mi się, że miałem doświadczenie przebudzenia duszy ale to było tak potężne i bezlitosne, że nie mogłem tego znieść. Czysta miłość, ale taka cholernie nieznośna, naiwna, bezradna. otwarta na wszystko, nie mogłem tego wytrzymać, obecnie biorę silne leki i jakoś żyję. Czuje dalej tą miłość, ale jest ona trochę mniej intenstywna, czasami doświadczam hejtu od ludzi bo emanuje taka energia, ktora wzbudza w nich irytację, a inni ludzie z kolei opowiadaja mi historie swojego zycia i o swoich problemach, wyrzucaja na mnie całe swoje :Różne - Koopa:, a ja słucham ze współczuciem i udaję, że mnie to interesuję. Ponadto stałem się nadwrażliwy na bodźce, co jest przekleństwem, bo odczuwam wszystko kilka razy mocniej niż normalnie.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42