PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Medytacja.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42
Z pewnych względów uznałem za stosowne napisanie tego w tym wątku, a nie w tym skąd pochodzi wypowiedź:
clouddead napisał(a):ja pomimo medytacji mam te skłonności czasem. napady desperacji , chęć wyzwolenia się z ciała, czuje się uwięziony w puszce po prostu
hmm, generalnie też czasami mam podobny problem i uświadomiłem sobie, że przyczyna leży w braku balansu i równowagi w życiu, tzn. duchowa praktyka człowieka nie jest zintegrowana z jego zwykłym życiem, z tym co człowiek robi na co dzień w świecie: pracuje, żyje w rodzinie, zajmuje się dziećmi, żoną, wykonuje codzienne obowiązki, etc. Jest tu duży rozdźwięk, jakby konflikt. Czyli z jednej strony gdzieś tam człowiek czuje, że go ciągnie poza materie i czas, i człowiek ma czasami "wzniosłe myśli i pragnienia", ale to jest tylko część jego - jego umysł, jednak oprócz umysłu jest w nas jeszcze sfera emocjonalna i sfera materialna/działania. Wg. wszystkich źródeł jakie znam, to dopiero kiedy nasza duchowość odbija się wyraźnie w materialnym życiu, szczególnie w naszych relacjach z innymi (rodzina, żona, rodzice, współpracownicy), wtedy rzeczywiście podążamy właściwą i zbalansowaną drogą, dlatego, że to nie przemiana samego umysłu jest naszym głównym celem, ale przemiana naszych czynów! (tzn. przemiana zaczyna się od umysłu/serca, ale jesli nie przejawia się w czynach to człowiek może zwodzić i oszukiwać samego siebie, dlatego, że jedyny namacalny dowód sukcesu naszej praktyki duchowej to nasze własne życie i nasze relacje z innymi! - tutaj człowiek widzi jasno i dobitnie gdzie jest)
Krótko mówiąc człowiek nie potrafi zastosować to czego się nauczył w życiu codziennym, lub udaje i okłamuje siebie mówiąc sobie, ze coś czyni... Jednak to własnie potrafienie zastosowania praktyki w zwykłym życiu mówi o tym jak daleko zaszedłem w swojej praktyce, a nie to co potrafię zrobić na poduszce do medytacji. Bo może być również tak, że siedzę, wyciszam umysł i czuję ukojenie, przypływ energii, a w głębi serca podążam tylko za żądaniami ego i w rzeczywistości nic innego nie robię jak karmię ego! Jedna mistrzyni zen powiedziała "9 na 10 praktykujących zen samotnie zostaje demonami!".

Natomiast inna przyczyna jest taka, że u podążających duchową drogą rośnie ego i jego życzenia (!) i czasami ego z lenistwa każe nam zaniedbać nasze ziemskie i "niskie" (jak mu się wydaje) obowiązki i mówi nam, że lepiej dla nas będzie jak zrobimy jeszcze jedną sesję do medytacji w imię naszego dobrego samopoczucia i duchowego "rozwoju". Albo robi te obowiązki od niechcenia, byle by tylko dali mu święty spokój. Tu jest wielka pułapka zastawiona na nas! Mówię to bo sam się na tym wszystkim przyłapałem już dawno temu, koniec jest taki, że człowiek sobie uświadamia jedną wielką otchłań swoich egoistycznych życzeń, które stoją puste i wołają by je nieskończenie napełnić, i te życzenia są bez granic, żądają by je napełnić kosztem innych i kosztem wszystkiego co jest na świecie. I człowiek sobie uświadamia, że całe "dobro" które on niby czyni jest "pod warunkiem, że ja tez będę miał coś z tego". Tak to działa..
Jeżeli człowiek od początku się odpowiednio nie ukierunkuje, tzn. nie ukierunkuje wszystkich swoich wysiłków na to by w swoich czynach (nie tylko myślach!) praktykować miłość do bliżniego, czyli altruistyczne działania, bez cienia nagrody za to w jakiejkolwiek postaci (i wbrew swoim aktualnym pragnieniom), przynoszącą rzeczywisty i namacalny skutek w postaci tego, że dajemy innym zadowolenie, radość i szczęście - i możemy to zobaczyć na ich twarzach lub usłyszec od nich samych (efekt ma być jasny dla wszystkich) - to może się okazać, że zamiast ku oświeceniu idziemy w odwrotnym kierunku!
To nie my mamy byc zadowoleni z siebie samych, ale ci którzy nas otaczają powinni być z nas zadowoleni (i nasze zadowolenie i siła do praktyki powinna być w tym, że możemy sprawić zadowolenie innym, jak również w tym, że nie pragniemy od tego nic dla siebie)

Dlatego człowiek ignoruje podświadomie tego typu nauki, które każą mu sprawiać zadowolenie bliżniemu, a nie sobie, bo jego ego to odrzuca nie widząc w tym swojego zadowolenia i mówi mu, że to nie jest wcale takie ważne, ze liczy się medytacja czy studiowanie jakichś ksiąg. Dlatego człowiek zmuszony jest wchodzić w te wszystkie ciemne stany, gdzie uświadamia sobie swoją pustkę, żeby siłą cierpienia i w przerażeniu sobą uświadomił sobie w końcu, że on idzie kompletnie w nieprawidłowym kierunku i musi całkowicie zmienić ten kierunek... I wtedy człowiek jest wdzięczny za te stany bo pomagają mu odnaleźć prawidłową drogę :Stan - Uśmiecha się:
no dokładnie, chodzi o balans i normalność. ciało i duch muszą stać się jednym, wtedy jest koniec konfliktu.

ja początkowo byłem znerwicowanym neurotykiem, potem stałem się wielce uduchowiony ale kosztem olania spraw przyziemnych. teraz się powoli równoważę. nie jest łatwo być normalnym wbrew pozorom...:]
Piszecie o ważnych sprawach. Z tego co czytałem to i Osho i Ekhart pisali o tym by być obecnym i czuć taką radość do wszystkiego podczas najprostszych czynności. Myciu podłogi, nabieraniu wody ze studni, służeniu innym. Byśmy byli w teraźniejszości żyjąc jak każdy normalny człowiek. Utrzymywali stan uważności pracując, wychowując dzieci ,czy nawet uprawiając seks. Żeby medytacja nie sprowadzała się tylko do siedzenia z zamkniętymi oczami. Każde działanie ,każda czynność by była robiona w stanie medytacji. Tyle teorii. Mi jest łatwiej siadać raz ,czy dwa razy dziennie i pomedytować. Niż być uważnym ciągle ,a przynajmniej jak najczęściej. Chyba się boję.
A no,tylko teraźniejszość istnieje,prawdopodobnie, ale myślę że ktoś taki jak Budda się nie mylił :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Tylko tu i teraz :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Dlatego facet przekonuje nas aby wyćwiczyć umysł na tu i teraz :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
To co było już nie ma,jest zachowane tylko w naszym porąbanym łbie,ale tego już nie ma,było minęło .Czas jest iluzją stworzoną przez ludzi ,trochę ułatwia życie to fakt :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Ale tego :Różne - Koopa: nie ma :Stan - Uśmiecha się: to tylko ruch :Stan - Uśmiecha się: mierzymy ruch :Stan - Uśmiecha się:
niedawno coś tam naukowcy jacyś tam wpadli na to :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:hehe dopiero,mają niezły zapłon :Stan - Uśmiecha się:
Eh dla mnie buddyzm jest kopalnią wiedzy ,oczywiście nie wszystko :Stan - Uśmiecha się:
Bo chyba reinkarnacja nie istnieje :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
mc napisał(a):Jeżeli człowiek od początku się odpowiednio nie ukierunkuje, tzn. nie ukierunkuje wszystkich swoich wysiłków na to by w swoich czynach (nie tylko myślach!) praktykować miłość do bliżniego, czyli altruistyczne działania, bez cienia nagrody za to w jakiejkolwiek postaci (i wbrew swoim aktualnym pragnieniom), przynoszącą rzeczywisty i namacalny skutek w postaci tego, że dajemy innym zadowolenie, radość i szczęście - i możemy to zobaczyć na ich twarzach lub usłyszec od nich samych (efekt ma być jasny dla wszystkich) - to może się okazać, że zamiast ku oświeceniu idziemy w odwrotnym kierunku!
To nie my mamy byc zadowoleni z siebie samych, ale ci którzy nas otaczają powinni być z nas zadowoleni (i nasze zadowolenie i siła do praktyki powinna być w tym, że możemy sprawić zadowolenie innym, jak również w tym, że nie pragniemy od tego nic dla siebie)

Chyba w każdym poradniku dotyczących tematów lęków społecznych jako formę wspomagania leczenia zaleca się wolontariat. W wykładzie Andrzeja Piotrowskiego (link na poprzedniej stronie) pojawia się fraza "Jeżeli pragniesz szczęścia dla siebie to nigdy go nie znajdziesz. Jeżeli pragniesz szczęścia dla innych to znajdziesz go również dla siebie". (nie pamiętam dokładanie bo wykład słuchałem 2 lata temu.). Jezus powiedział: "Kochaj bliźniego swego", "Kochaj swoich wrogów a nie będziesz ich miał". To wszystko ma sens. Jak dajesz coś z siebie to to do ciebie wróci. Nawet istnieje terapia leczenia stresu w postaci budowania współczucia. Nie można być człowiekiem wrażliwym i nienawidzącym jednocześnie. To niszczy od środka. Monitorujcie siebie pod względem 7 grzechów a szczególnie zazdrości i gniewu. Brzmię jak katecheta :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:


Tutaj mogę podać przykład, który wypatrzyłem dzisiaj (niestety znowu padło na Ciebie clouddead :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:)
Temat odnośnie alkoholu.
clouddead napisał(a):nie ma w tej używce nic fajnego. nie mogę wysiedzieć z pijącymi ludźmi, po parunastu łykach stają się idiotami. myślą że są taaaacy zabawni i elokwentni...oho ho.

Zdanie to ma niewątpliwie wydźwięk pejoratywny. Jak sobie z czymś takim poradzić? Opieram się na poradniku o Osobowości unikającej. Był tam opis przypadku jak radzić sobie z krytyką. W momencie gdy nam się nie podoba coś co druga osoba robi (czy nam czy ogólnie) możemy użyć zdania „nie jestem zadowolony z tego co robisz ale to zupełnie nie zmienia mojego obrazu o tobie jako dobrego człowieka”. Druga istotna rzecz to unikać krytyki bezpośredniej: „Jesteś idiotą, jeśteś taki i owaki” bezpieczniej jest mówić „twoje zachowanie jest idiotyczne”.

uno88 napisał(a):Każde działanie ,każda czynność by była robiona w stanie medytacji. Tyle teorii. Mi jest łatwiej siadać raz ,czy dwa razy dziennie i pomedytować. Niż być uważnym ciągle ,a przynajmniej jak najczęściej. Chyba się boję.

Może powinieneś zainteresować się innymi formami medytacji niż tylko siedzenie. Łatwiej będzie ci to przenieść do innych czynności.
http://www.youtube.com/watch?v=AjMK5S2hnOo&feature=plcp
http://www.youtube.com/watch?v=7CCr5w3ox_4
Ja zalecam też medytację z otwartymi oczami.
Jako, że tu dużo buddystów to polecam w tym temacie ksiązki:
"Wolność od duchowego materializmu" Chogyam Trungpa
"Mit wolności i droga medytacji" Chogyam Trungpa

clouddead napisał(a):ja początkowo byłem znerwicowanym neurotykiem, potem stałem się wielce uduchowiony ale kosztem olania spraw przyziemnych. teraz się powoli równoważę. nie jest łatwo być normalnym wbrew pozorom...:]
Witaj w klubie :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Powiem wprost, że mnie osobiście buddyjskie teksty i nauki z jednej strony się podobają, bo są praktyczne i proste, i człowiek się dowiaduje jak je zastosować w swoim życiu, może tez je w miarę łatwo przekazać innym, ale z drugiej strony one są strasznie przyziemne (choć same mówią o głębokich sprawach) :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Tak samo wszystkie intelektualne wywody, różne naukowe teksty o świadomości, psychologia, jakieś ezoteryczne teorie, etc. Wszystko super, ale to tylko karmi intelekt (oczywiście te teksty są potrzebne, szczególnie na poczatku, żeby wyjaśnić kilka kwestii, ale później wydają się strasznie "suche")

Ale są też teksty, w których intelekt nie ma żadnego zaczepienia i nie może zrozumieć z nich nic, nie może ich w żaden sposób sięgnąć, jakby był całkowicie odcięty od możliwości ich zrozumienia. Takie teksty mają otwierzyć intuicyjne poznanie w nas, choć ich nie rozumiemy to przyciągają duszę i czasami dają odczuć to czego nie pojmujemy, ale co intuicyjnie wyczuwamy jako wyższe rejony naszego "ja", tak jakby nasz prawdziwy dom, za którym całe życie tęsknimy, i odczuwamy chęć powrotu do niego. Tego typu teksty dobrze czytać w skupieniu, jakby medytując każde słowo, lecz nie angażując w to intelekt. Często im mniej tekst jest dla nas zrozumiały, a bardziej operuje jakimiś obrazami i symbolami, tym łatwiej to zrobić, dlatego, że nasza wyższa świadomość własnie operuje na symbolach (sny, archetypy, i te sprawy)
Jesli człowiek jest receptywny, to może coś takiego czytać nawet w obcym języku, nie rozumiejąc ani słowa lub rozumiejąc bardzo niewiele i czuje intuicyjnie w swojej duszy o czym ten tekst mówi. I wtedy sam tekst, jego treść jest zupełnie drugorzędna, a liczy się to co człowiek odczuwa i poznaje w sobie, dlatego, że nie ważna jest treść, ale to, z jak wysokiego duchowego poziomu był piszacy go i jakie tajemnice ukrył w nim :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Im więcej ukrywa taki tekst, i sami potrafimy to wyczuć tym lepiej. Choć nie zawsze człowek jest receptywny na tyle, by to wszystko odczuć, a czasami to wszystko jest zamknięte dla niego, najczęściej wtedy kiedy czlowiek nie ma żadnego pragnienia do duchowego, a wszystkie jego pragnienia i mysli są wokół materialnego albo jego intelekt jest pochłonięty jakimś intelektualnym problemem, czyli próbuje coś zrozumieć swoimi szarymi komórkami... Wtedy to wszystko o czym pisałem jest ukryte przed nim :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
ja pochłaniam wszystkie duchowe ksiażki filmy teksty,zauważyłem że im więcej zrozumienia tym bardziej ego wymięka bo już nie ma argumentów, nie ma żadnego 'ale', stoi pod ścianą :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:) robi tylko OK. AHA. :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
mc napisał(a):Jesli człowiek jest receptywny, to może coś takiego czytać nawet w obcym języku, nie rozumiejąc ani słowa lub rozumiejąc bardzo niewiele i czuje intuicyjnie w swojej duszy o czym ten tekst mówi. I wtedy sam tekst, jego treść jest zupełnie drugorzędna, a liczy się to co człowiek odczuwa i poznaje w sobie, dlatego, że nie ważna jest treść, ale to, z jak wysokiego duchowego poziomu był piszacy go i jakie tajemnice ukrył w nim
Ja bym proponował zejść na ziemie :Stan - Uśmiecha się: zacząć mniej myśleć bo to szkodzi :Stan - Uśmiecha się:
a zacząć medytować :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
@jack
hehe, pewnie masz rację.. "jestesmy tam gdzie są nasze myśli" - to się sprawdza w tym przypadku.

To tak w nawiązaniu do tematu pół żartem pół serio wklejam tu fragment dramatu o opętaniu "Dybuk", na podstawie którego został nakręcony w latach 30-tych film o tym samym tytule :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Cytat:HENECH

Za bardzo zagłębiłeś się w Kabbali Chonenie... Od czasu powrotu księgi nie wziąłeś jeszcze do ręki.

CHONEN (nie rozumiejąc)

Księgi nie miałem w ręce? Jakiej księgi?

HENECH

Gemary !...

CHONEN (nie ockną? się wciąż jeszcze)

Gemary?... Gemara jest zimna, oschła... zimne i oschłe są wywody Talmudu (ocknął się nagle, żywo). Pod powierzchnia Ziemi istnieje świat zupełnie równy naszemu. Ciągną się rozłogi i lasy, morza i puszcze, miasta i sioła. A po borach i stepach tłuką się mocarne orkany. Na morzach płyną wielkie korabie a w gęstwie ostępu króluje wieczysty strach i biją gromy... Brak tam jeno wysokiego nieba, po którym-by przebiegały płomieniste łyskawice, z którego-by promieniowała olśniewająca tarcza słońca... Ot, to jest Gemara. Głęboka, potężna, wspaniała, ale skuwająca z ziemią i wiążąca skrzydła, które pragną wzlecieć ku wyżom (z egzaltacyą). Zato Kabbala! Kabbala! Wyrywa dusze z ziemskich oków, podnosi człowieka do najwyższych chramów, roztwiera oczom wszystkie nieba, wiedzie prosto do raju na brzeg nieskończoności! Odchyla błam wielkiej zasłony ... (opada) Sił mi brak, serce mdleje...

HEN ECH (bardzo poważnie)

Prawda. Ale zapominasz, jakto niebezpiecznie wzlatywać w płomiennym porywie ku wyżynom. Łacno spaść i runąć w bezdnię... Gemara podnosi duszę, ale zwolna, czuwa nad człowiekiem jak oddany strażnik, który nie zamruży oka dla drzemki, Żelazną zbroicą opancerzy ciało, nie pozwoli zboczyć ni w prawo ni w lewo... A Kabbala? Wszak pomnisz ów rozdział Gemary (z intonacyq talmudyczną). „Czterem udało się wtargnąć do Sadu Pardes[24]: Ben Azajowi, Ben Zomie, Achejrowi i Rabi Akibie. Ben Azaj spojrzał i wyzionął ducha. Ben Zomo spojrzał i postradał zmysły. Achejr spojrzał i zniszczył w sobie kwiat wiary. Jeden tylko Ben Akiba wszedł i wyszedł z powrotem nietknięty”.

CHONEN

Nie strasz mnie ich losem, nie wiemy jak weszli i z czem. Może ulegli i dosięgła ich zguba, ponieważ szli, nie by ducha oczyścić i podnieść, lecz wiodła ich chęć tylko próżna. Toć widzimy, że po nich inni poszli, święty Ari[25] i święty Bal-szem-tow[26], a jednak nie ulegli.

HENECH

Ty z nimi się mierzysz?

CHONEN

Przenigdy! Ja idę własną drogą.

Źródło: http://literat.ug.edu.pl/dybuk/001.htm

Wszyscy idziemy własną drogą :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Na prośbę rozwijam moją wypowiedź dot. medytacji.
Napisałam, że u mnie pierwsze jej próby doprowadziły do wybuchu psychozy.
Ja mam na to taką teorię, że z medytacją jest trochę jak z samobójstwem. Mam tutaj na myśli zabójstwo ego lub chociaż okiełznanie go na tyle, że schodzi z piedestału, staje się tylko narzędziem, już nie centrum.

I ta psychoza, w moim przypadku przybrała postać manii wielkościowej( rola mesjasza, jednej z wybranych, emanacja Chrystusa itp.). Czyli im większy wysiłek kładłam w zniszczenie ego, tym bardziej pobudzałam je do walki o swój własny byt. Instynkt egozachowawczy. Mało tego, to rozbuchane ego doprowadziły mnie do skrajnej "ślepoty duchowej", przez myśl mi nie przeszło, że moje działania były zdeterminowana przez ego. Wręcz przeciwnie, jako mesjasz, osoba oświecona byłam przekonana o tym, że nie jestem ani odrobinę skalana wpływem ego. I tak długo tkwiłam w manii, aż nie uświadomiłam sobie źródła moich myśli, działań w tamtym okresie. Co było bolesne i zdaje się, że poważnie osłabiło moje zdolności intelektualne. Mam wrażenie, że od chwili wykrycia psychozy, nastąpił we mnie przełom, swoista demencja.
to nie psychoza, wytworzyło ci się ego duchowe i się przejęłaś po prostu :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:jest to częste zjawisko u początkujących. ego nie można pokonać walcząc z nim, trzeba je zrozumieć i się z nim zaprzyjaźnić :Stan - Uśmiecha się: mogą się pojawić jeszcze inne fajne stany np. desperacja, lęki, silne konflikty itd. stary software ulega dewastacji i broni się resztkami sił. ciemna strona ludzkiej natury wypływa na powierzchnię :Stan - Uśmiecha się: jak ją już dobrze poznasz to nic ci nie zrobi :Stan - Uśmiecha się:
ehhh

zawsze mnie to niepokoi jak ktos zaglebia sie za bardzo w buddyzm (czy w jakakolwiek religie).
zabojstwo ego freudowskiego rzeczywiscie oznaczaloby wybuch pelnej psychozy - w koncu, ego ma byc mechnizmem laczacym nas z rzeczywistoscia.

buddyjskie ego polega na czyms innym, ale nie wiem za bardzo o co chodzi.


nie mozna medytowac sobie bez tego calego ideologicznego stuffu - cos w stylu mbsr?
Ten cały stuff to taka zabawa dla umysłu pomiędzy i przed medytacją. W stanie medytacji nie myślisz ,więc słowa, regułki, definicje i konkretne nazwy nie mają żadnego znaczenia. Na forach o buddyzmie ludzie gadają o czakrach, kundalini ,reinkarnacji, poprzednich wcieleniach ,lewitacji itd. Albo gadasz i rozmyślasz ,albo medytujesz. Dla mnie medytacja to uważne patrzenie z zamkniętymi oczami. Bo patrzysz do wewnątrz ,czyli na ciało, myśli ,emocje i oddech. Ja najczęściej obserwuję oddech. To stan wyjściowy. Jak pojawi się myśl i emocja to również się jej przyglądam, po czym wracam do oddechu. No i ciała ,ale tak jakby od środka, razem z oddechem.
Faktycznie dla człowieka z zachodu może być to niebezpieczne jeżeli nie wie o co kaman. Tu całe społeczeństwo opiera się na ego, to jest budowane i wzmacniane od dziecka. Religia nie ma żadnego znaczenia, są różne szkoły medytacji, też świeckie. Po prostu nauki buddyjskie są najstarsze i najlepiej nauczają medytacji. Nie ma w nich żadnych idei Boga, zbawiciela, opierają się na rzeczywistości i to nie jest religia, jest to nauka o naturze umysłu.

Ego w uproszczeniu mówiąc jest to mechanizm oparty na koncepcjach, wyobrażeniach nt. własnej osoby, czy pozycji w danej grupie społecznej tzw. "poczucie własnej wartości". Czyli, że jak jestem wykształcony i mam dobrą pracę to czuję się lepszy od innych. Albo jak jestem biedny/brzydki to mam poczucie niższości. Jest to zbiór myśli/osądów uwarunkowanych przez otoczenie. Oświecenie/zanik ego oznacza całkowitą wolność od uwarunkowań, lęków psychologicznych.. Jest to stan małego dziecka można powiedzieć, chociaż oczywiście pamięć i fukncje poznawcze zostają zachowane. Ale pojawia się zupełnie inny rodzaj myślenia. Nie odtwórczy, schematyczny tylko spontaniczny, kreatywny, lekki, luźny. Następuje rozdział Świadomości od myśli.

Jung nazywał Świadomość "Jaźnią"
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ja%C5%BA%C5%84

a ego Nieświadomością indywidualną lub zbiorową

i doszedł do tych samych wniosków co Budda 2500 lat temu.
rozumiem ze teraz opisujesz ego buddyjskie, bo te freudowskie (te w naszym rozumieniu) to cos innego.

mieszanie tych dwoch pojec doprowadza zapewne do dziwnych wnioskow
@BlankAvatar
Dla mnie nie można medytować bez całego "stuffu" (chyba, że w celach psychologicznych, ale to inna bajka), bo medytacja to powazna rzecz i istotny jest oprócz treningu umysłu:
1) właściwy pogląd
2) właściwe życie (moralność)

Choć Budda tego nauczał, to dotyczy to wszystkich systemów i ma to na celu prawidłowy, zbalansowany rozwój. Dlatego generalnie medytacji nie nalezy traktować lekko, mając niskie motywacje, etc.

Taka historyjka na ten temat:
Cytat:Pewien uczony udał się do jednego z mistrzów praktykujących medytację i zapytał go czy nie przyjmie go do jego społeczności [pratykujących] i nie nauczy go medytacji. Mistrz odparł: "Mój synu, błogosławiony jestes dla Boga, twoje intencje są dobre. Ale powiedz mi, czy osiągnąłeś "bezstronność umysłu" czy nie?
Mistzu, wytłumacz proszę swoje słowa. Mistrz odparł: "Jeśli jeden człowiek jest dla ciebie miły i wychwala cię, a drugi obraża i poniża cię, czy ci dwaj są jednakowi w twoich oczach czy nie?"
Nie, mistrzu. Mam przyjemność z tego, że ktoś jest dla mnie miły i mówi o mnie dobrze oraz cierpienie od tego, że ktoś mnie obraża i poniża. Ale nie staram się zemścić na tym kimś ani nie żywię urazy.
Mistrz odparł: "Odejdź w pokoju mój synu. Nie osiągnąłeś "bezstronności". Nie osiągnąłeś poziomu gdzie twoja dusza nie czuje zadowolenia od składanych ci honorów, ani bólu od tych którzy starają cię poniżyć. Nie jesteś przygotowany na to, aby twoje myśli połączyły się z tym co na górze , aby zacząć praktykować medytacje. Idź i zwiększ pokorę swego serca, i ucz się jak traktowac wszystko jednakowo, aż osiągniesz "bezstronność". Tylko wtedy będziesz zdolny praktykować medytację.

BlankAvatar napisał(a):rozumiem ze teraz opisujesz ego buddyjskie, bo te freudowskie (te w naszym rozumieniu) to cos innego.
Ken Wilber "Niepodzielone" - krótka książka opisująca temat psychologii i duchowości krótko i zwiężle, w szczególności o poziomach świadomości, i rozwoju ego.

Mam gdzieś pod ręką świetny artykuł opisujący poziomy ego i jakie poziomy niezbędne jest przejść na drodze duchowego wzrostu aż do ostatniego etapu jakim jest percepcja B-ga. Poziom Freuda to najniszy poziom i to jest własnie utożsamienie z honorami, z pozycją zawodowa, z przynależnością do jakiejś elity intelektualnej (i szczycenie się tym), z rolą społeczną, etc. Jako, że te rzeczy pojawiają się i znikają to to nie może być nasze ja. A jednak ludzie są z tym straszliwie mocno związani . Naszym celem nie jest więc unicestwić ja lecz odnaleźć ja, to prawdziwe. Lecz żeby odnaleźć prawdziwe ja, trzeba wznieść się ponad te wszystkie dziecinne utożsamienia. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Kolejne poziomy to nasze utożsamienia z emocjami, uwolnienie się od tego ma prowadzić do osiągnięci równowagi i stabilności emocjonalnej (wspomniana wyżej bezstronność) i wkroczenie w sferę umysłu. Od tego jakby zaczyna się medytacja (poziom myśli i to co ponad- poziom emanacji. Osiągnąwszy poziom emanacji dusza zaczyna poznawać B-g'a) To taki mały skrót :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
@BlankAvatar
Nie siedzę w psychoanalizie, ale zobacz to :

http://www.youtube.com/watch?v=k25xkzbZY30.

Chodzi o osiągnięcie takiego stanu widzenia:

Egotyczny umysł działa tylko na poziomie myśli. Jest samolubny i opiera się na lęku. Ego jest przyczyną wszystkiego co złe w ludzkiej istocie. Oświecony umysł widzi niedualnie, to znaczy: identyfikujesz się ze świadomością a nie z myślami. Widzisz inną osobę = widzisz siebie. Myśli się pojawiają ale nie mają porywczej siły. Świadomość czy Jaźń jest zawsze happy więc i myśli są lepsze.

PS.

Przykład ego:

ostatnio widziałem na cmentarzu pomnik - sam pomnik jeszcze "niezamieszkany"

marmurowy wypasiony, złotymi literami wyryte prof. dr XXXXx oraz żona prof dr hab nauk coś tam med xxxx :Stan - Uśmiecha się: i daty od -

Buhahahaha
wikipedia napisał(a):Rola ego
Ego w modelu psychoanalitycznym, to podstawowa struktura, obok superego oraz id. Ego wytwarza się ponieważ zaspokojenie potrzeb organizmu wymaga działań w świecie rzeczywistym (obiektywnym) poprzez przekształcanie wyobrażeń w spostrzeżenia. Jest podporządkowane zasadzie rzeczywistości, działa za pośrednictwem procesu wtórnego, sprawuje kontrolę nad funkcjami poznawczymi i intelektualnymi. Ta część osobowości decyduje o przystąpieniu do działania, które popędy i w jaki sposób zostaną zaspokojone, oraz o tym które życzenia zostaną wyparte. Zasadnicza rola ego to godzenie wymagań organizmu z warunkami środowiskowymi czyli id i superego. Nie należy jednak popełniać błędu utożsamiając ego i świadomość. Nie wszystkie obszary ego są świadome. W obszar ego zaliczane są mechanizmy obronne, które ze swej natury nie są świadome.

Bez ego to mozna by w zasadzie umrzec z glodu, bo nie byloby sie w stanie pomyslec by poszukac jedzenia w lodowce.

te buddyjskie ego to jakby zlepek czesci ego i superego freudowskich... za duzo wina wypilem, zeby teraz ogarniac te wasze buddyjskie poziomy ego, wiec wybaczcie - daruje sobie. :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Wg. mnie ego to obraz jaki masz na swój własny temat i obraz jak Cię widzą inni wg. Ciebie samego. To trochę pogmatwane ,ale na przykładzie: wielu mężczyzn będzie czuło się o wiele lepiej mając dużo pieniędzy ,dom ,mieszkanie i samochód. Ego sprawi ,że będą się z tym identyfikować, ich samopoczucie będzie związane z sukcesem ,stanem posiadania i stylem życia. Na pewnym etapie ego Freudowskie i buddyjskie się ze sobą łączą. Ponieważ ego nie służy wyłącznie przetrwaniu. Owszem, bez niego wszystko wydawałoby się zbędne ,ale w pewnym momencie ego powoduje pragnienie coraz więcej i więcej, lepszego samochodu, lepszego mieszkania, piękniejszej kobiety lub większej ich ilości. Ma to związek z czystą biologią ,aby być maksymalnie wysoko w hierarchii i mieć jak najwięcej zasobów. Zresztą to nie chodzi tylko o typowy kapitalistyczny sukces. Co niby popycha zwykłych księży do tego ,aby piąć się ku biskupiej purpurze? Zaszczyty, stanowisko, szacunek. Ego kocha wszystkie struktury i wszystkie możliwe drabinki. Również duchowe, naukowe i mesjanistyczne zapędy. Być ponad innymi po prostu w każdy możliwy sposób. Jak się wspinamy to jesteśmy nagradzani satysfakcją ,a jak nie to poganiani frustracją. Wszystko po to spełniać swoje pragnienia, przekazać geny lub memy i dać im jak najlepsze szanse. Medytacja to droga ku wolności od tego. Jeśli przestaniesz się identyfikować z ego to je uspokoisz, wreszcie się zamknie i po prostu zrobisz co uznasz za stosowne. Ale już bez biologicznego imperatywu: "pnij się w górę do k*rwy nędzy ,byś Ty ,Twoja rodzina, Twoje dzieci, mieli jak najlepiej i dzięki temu byś czuł się lepszy od tych niżej." Myślenie i emocje są tym czym ego na nas wpływa. Identyfikując się z nimi identyfikujemy się z ego. Dlatego nie wiem dlaczego najpierw mam się uwolnić od ego ,a potem zacząć medytować ,skoro medytacja jest właśnie po to ,abym uwolnił się od ego i zyskał bezstronność? PS: Są tylko dwie możliwe hipotezy na temat tego ,dlaczego pojawiliśmy się na świecie jako żywe istoty. Pierwsza to materialistyczna ,czysto biologiczna ,związana z genami. Z ich przekazaniem dając im największe szanse na przetrwanie i kontynuowanie łańcuszka. Sposób na nieśmiertelność poprzez robienie dzieci ,które potem zrobią dzieci i tak w kółko dopóki będzie to możliwe. Druga możliwa hipoteza to sprawa czysto duchowa. Nieważne jaka religia, wyznanie ,czy teoria. Chodzi o to ,że te hipotezy się nie łączą ,ale rozdzielają właśnie w punkcie ego. Ego dąży zawsze ku pierwszej bo jest tworem biologicznym. Pomieszanie tych dwóch spraw ,czyli całe życie identyfikuję się z ego ,ale jednocześnie wierzę w jakiś tam ciąg dalszy jest hipokryzją w najczystszej postaci. Zresztą to nie musi być hipokryzja ,a kolejna sztuczka. Mem na nieśmiertelność poprawiający samopoczucie. Słyszałem teorie ,że nawet w Niebie będzie hierarchia wedle zasług. Ktoś kto wyznaje takie hierarchiczne poglądy jest swoim ego. Co do nauczycieli to myślałem o tym. Ale tyle tych grup różnych jest w Warszawie, każda trochę inna ,że nie wiem ,którą wybrać i niby na jakiej podstawie. W wawie sensowne jest chyba To i związana z poprzednim grupa tu. Niedawno sprawdziłem i jest jeszcze Diamentowa Droga gdzie mam dużo lepszy dojazd. Około 4 razy lepszy ,więc jeśli już to tylko tam.
to o czym piszesz to freudowoski ideal ego (jaki mam byc, by czuc sie spleniony jako czlowiek) czyli skladnik super ego. jednak fakt, ze to ego podejmuje dzialanie, 'zastanawia sie' jak zblizyc nas do 'wysnionego' idealu.

problem pojawia sie, gdy ideal ego jest nieprzystosowawczy, nieosiagalny, a czesc super ego, odpowiadajaca za sumienie czy poczucie winy zbyt kazaca. wtedy konflikty, ktore pojawiaja sie na styku id/super ego i ktore sa czyms normalnym, staja sie zbyt silne, a ego probuje radzic sobie z nimi w coraz bardziej dziwny sposob (uzywa nadmiernie niedojrzalych mechanizmow obronnych, uposledzajac percepcje rzeczywistosci).

ehhh, koncze bo zagmatwam za bardzo. anyway, to dlatego wszyscy 'buddysci' zalecaja, zeby nie bawic sie w buddyzm samemu - potrzeba przewodnika, ktory to ogarnia. my, wychowani w naszej kulturze mamy sklonnosc do -czesto nieswiadomego- mylenia dwoch roznych pojec: ego freudowskiego i buddyjskiego.


edit: post ma sens, jesli zalozyc ze cos takiego jak freudowski (czy tam buddyjski) podzial psychiki istnieje w rzeczywistosci : p
clouddead napisał(a):Przykład ego:

ostatnio widziałem na cmentarzu pomnik - sam pomnik jeszcze "niezamieszkany"

marmurowy wypasiony, złotymi literami wyryte prof. dr XXXXx oraz żona prof dr hab nauk coś tam med xxxx :Stan - Uśmiecha się: i daty od -

Buhahahaha
:Stan - Uśmiecha się - LOL: Podoba mi się ta historia.
Tak to działa, ego się po prostu potrafi szczycić wszystkim, jest jak pijawka, która przysysa się do różnych rzeczy i potrafi się tym karmić.

Ego nie jest jedno, to zbiór różnych "nie-ja", fałszywych osobowości, raz pojawia się jedno, raz drugie, później trzecie, siódme, etc. Raz człowiek jest pod wpływem jednego, a raz innego. Czasem obserwując je wychodzi niezła komedia, bo wygląda jakby człowiek był jednym wielkiem kłamstwem i oszustwem i nie było w nim nic prawdziwego. Ktoś pisze post na forum, ale nie pisze tego on sam, tylko jego zakłamane "nie-ja" pisze. Inne "nie-ja" rozmawia z dziewczyną, starając się zrobić na niej wrażenie, a jeszcze inne "nie-ja" daje na tace i udaje sprawiedliwego - jednak w tym wszystkim jest zakłamanie i oszustwo.
A jednak coś prawdziwego w nim jest, tylko różne "nie-ja" przez większość czasu zagłuszają to w człowieku i tylko czasami pozwalają temu czemuś dojść do głosu. CO TO JEST?

Cytat:to o czym piszesz to freudowoski ideal ego (jaki mam byc, by czuc sie spleniony jako czlowiek) czyli skladnik super ego. jednak fakt, ze to ego podejmuje dzialanie, 'zastanawia sie' jak zblizyc nas do 'wysnionego' idealu.
Pytanie czy ten wysniony ideał jest mój, czy jest czymś narzuconym mi przez społeczeństwo? Mogę sobie wyobrazić dwa skrajne, przeciwne sobie społeczeństwa, które cenią zupełnie inne wartości: w jednym z tych społeczeństw moje ego będzie cenić np. pieniądze, bogactwo materialne, pozycje społeczną, posiadanie wiele atrakcyjnych partnerek, etc., a w innym - nazwijmy je niematerialistycznym - te wszystkie rzeczy w ogóle nie będą cenione, a liczyć się będą cechy takie jak: skromność, altruizm, mądrość, wierność, hart ducha, etc. I moje ego chcąc osiągnąć "sukces" będzie dążyć do tych wartości, które są cenione w danym społeczeństwie, dlatego, że kazdy lubi być szanowany i nie może sobie pozwolić na to, że społeczeństwo widząc, że on ceni zupełnie inne wartości ma go za nic, dlatego, że cała jego siła i poczucie własnej wartości zbudowane są na czymś chwiejnym i iluzyjnym, tj. na tym co ceni społeczeństwo, a nie tym co rzeczywiście ma realną wartość. Dlatego nie ma w tym żadnego prawdziwego JA, a tylko fałszywe "nie-ja", które grają według melodii, którą ktoś gra, a nie według tej, która jest w sercu tego człowieka, która jest jego istotą i prawdziwą siłą, lecz człowiek już przestał na nia zważać, bo uwierzył, że jedyna prawdziwa melodia to ta społeczeństwa...

Dlatego wszystkie systemy duchowe tak kładą nacisk na pokorę, bo jest to brama do JA. "Only when you are null of self, can be full of G-d". Dlatego, że prawdziwe JA jest bez zasług, jak kielich pusty, który rozumie, że to wino stanowi o jego wartości, a nie ono samo i uświadamiając sobie to, nie czerpie siły z siebie, lecz z tego jedynego co istnieje i wypełnia całą realność (mniejsza z tym jak to nazwiemy)

Była tak historia w związku z tym:
Pewien wielki i uznawany wszędzie uczony przyszedł do mistrza praktykującego medytację znanego szczególnie z posiadanych nadnaturalnych mocy i mówi: mistrzu, tyle lat zgłębiałem różne mądre księgi, ale nie osiągnąłem mądrości, nie umiem tego co wy, nie potrafię widzieć w przyszłość, ani czynić różne inne cuda, które wy potraficie, możecie mi wyjasnić dlaczego nie osiągnąłem powodzenia?
Na to mistrz odpowiada: tak, ale najpierw musisz zrobić jedną rzecz. Przebierz się w strój clowna, zawieś sobie na szyji sznurek z cukierkami i idź z tym na miasto wołając do dzieci "kto chce cukierka, niech przyjdzie do mnie i da mi całusa w policzek". Jak tak zrobisz, wtedy zdradzę ci sekret.
Uczony odpowiedział: niestety nie mogę tego zrobić, jakże ja, szanowana i poważana osoba mógłbym się na coś takiego zdobyć?
Mistrz odparł: no widzisz, mój synu, nie potrafisz uczynić najprostszej z możliwych rzeczy jaka jest ci dana.To jest najłatwiesza rzecz spośród ogromu tych, które musiałbyś zrobić chcąc podążać naszą drogą.
Uczony słysząc to odszedł w milczeniu...
wedlug psychoanalitykow ideal ego tworzy sie w wyniku socjalizacji (a wiec tak, jest 'narzucony' przez spoleczenstwo).

teoretycznie kazdy takowy posiada, nawet ci buddyjscy mnisi, tyle ze ich idealem nie jest bycie slawnym czy szanowanym, tylko -upraszcajac- bycie jak budda
Napiszę inaczej.
Cytat: tylko -upraszcajac- bycie jak budda
Budda to metafora naszego prawdziwego Ja, naszej niedualnej natury. Napisano "poznaj samego siebie", a nie "poznaj buddę" czy "bądź jak budda".
Społeczeństwo praktykujących jest jak najbardziej potrzebne, i może wspierać praktykę, ale tak czy inaczej człowiek musi osiągnąć niezależność, musi nauczyć się chodzić i stanąć na własnych nogach, musi stać się dorosłym, niezależnym, mężczyzną - a nie niemowlakiem przyssanym do piersi swojej matki :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Choć bez stanu niemowlęctwa nie można osiągnąć tych przyszłych stanów, także na wszystko jest miejsce i czas, wszystko jest potrzebne :Stan - Uśmiecha się:
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42