PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Medytacja.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42
Bo to właśnie żadna mistyka, tylko granie z mózgiem. Podobne efekty można uzyskać szybciej np. przerywając sen, stosując różne "brain hacki" albo za pomocą środków psychoaktywnych stymulujących odpowiednie receptory. Mnisi w Tybecie tego nie ogarnęli, głodzili się oraz ogólnie doprowadzali do stanów szkodliwych dla organizmu, by osiągnąć te efekty uboczne, które wzięli za dowód na istnienie metafizycznych bytów. Te wszystkie historie o wizjach i obłapianiu demonów (mniej lub bardziej dosłownych) to miewałem we własnym łóżku i nie potrzebowałem poświęcać całego życia siedząc na kamieniu. A przydałoby się im poświęcić trochę czasu na ogólniejszy rozwój, bo jak słyszę to przekonanie, że człowiek może sobie dojść do "ostatecznej ściany" i ot tak sobie zawraca zadowolony, to zrozumieć nie mogę, jak można być tak ograniczonym. Smutne trochę ludy - w gruncie rzeczy proste zaburzenia fizyczno-psychiczne wzięli za cuda i sens życia, poza którymi niczego im nie potrzeba, więc po kres swych linii rodowych będą żyć na poziomie rozwoju niskich plemion. Tym bardziej, że jak wpadają tam do nich Chinole i palą domy, to płaczą i winią sami siebie, bo widocznie coś przeskrobali w poprzednim wcieleniu :Stan - Uśmiecha się - LOL:.
Czakry-nieczakry? Branie stojących w sprzeczności z elementarną biologią wyobrażeń niewyedukowanych ludzi za pewnik i unoszenie się dumą ponad innych ludzi jest nawet zabawne. Z chrześcijaństwa się śmieją, z dzikusów z Amazonii wsuwających psychodeliki się śmieją, ale tybetańskie wzorce medytacji to już światła droga do poznania. Jeden wykorzysta to jako relaksator, drugi odpowiednio "brainhackując" uzyskać może iście narkotyczne efekty, ale obieranie tego za drogę życiową i dorabianie filozofii jest niepoważne.
A potem ktoś wymyślił ogień, koło.

No właśnie sprawa jest taka, że Ty na ten temat nie wiesz nic.
Więc jak nie rozumiesz czegoś, nie umiesz wytłumaczyć to chcesz to przynajmniej mniej więcej określić w swoim ograniczonym pojmowaniu.
No mniej więcej wiem, dlatego nie unoszę technik medytacyjnych czy transowych do rangi "obiektywnej, prawdziwej ezoteryki", a przede wszystkim nie będę brał za prawdę tego, co podsunie mi wtedy umysł, skoro najprostsze nawet zmysły nas okłamują. Do prawdy dochodzi się na drodze naukowego dyskursu.
Wiesz, Clint, skoro za dzieciaka z łatwością Ci przychodziła taka medytacja, jaką opisujesz, to oznacza, że dalej możesz się tym posługiwać i to bez wysiłku.
Na podstawie ''mniej więcej'' chcesz mówić jak to jest ze zmysłami?
Z czymkolwiek?
Judas napisał(a):Na podstawie ''mniej więcej'' chcesz mówić jak to jest ze zmysłami?
Z czymkolwiek?
Osoby lubujące się we wschodnich mistycyzmach itp. często zupełnie bezwiednie stawiają argumentację na głowie. Jak najbardziej zdrowy sceptycyzm nazywają ograniczeniem czy ignorancją.
Wierząc bezkrytycznie w mistyczne nauki ludzie niejako cofają się w rozwoju :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: zapominając choćby o rozdzielności sacrum i profanum.

Tak się składa, że to zachodnia nauka i ten paskudny, redukcjonistyczny materializm, sceptycyzm, empiryzm itp. doprowadziły do tego że białasy wyprzedzili cywilizacyjnie hindusów, chińczyków itp. o wieki. To materializmowi zawdzięczamy realną WIEDZĘ, dzięki której możemy korzystać z takich zdobyczy cywilizacji jak samochody, samoloty czy gacie z hipermarketu za grosze (które to grosze są niczym innym jak ekwiwalentem kilku, kilkunastu minut naszej pracy). WIEDZĘ o funkcjonowaniu ludzkiego organizmu, o chorobach, podkreślam WIEDZĘ, a nie zbiór bajek o wspomnianych czakrach i innych bajerach, które powstały bozia wie ile tysiącleci temu, kiedy ludzie wiedzieli na prawdę niewiele.
No i właśnie tutaj też wychodzi wasza wiedza ''mniej więcej'', bo jak wy czytacie ''medytacja'' to od razu myślicie; wschód/chiny/tybet.

I znów ciekawe, że naukę pływania dają nam ludziska co nigdy w wodzie nie byli.

Z resztą, myślicie inaczej, ok, wasza sprawa, znamy te opinie, uznajecie to za głupie to z głupkami nie gadajcie, nikt nikogo tu do zmiany zdania nie namówi, doskonale o tym wiecie.
trash, no dobra ale czy na zachodzie ludzie są dzięki temu szczęśliwi? chyba jakoś nie bardzo
@ Judas

Co do wiedzy i pływania po warszawsku [dupą po piasku] to uparcie powtarzam jak mantrę hasła takie jak : empiryzm, sceptycyzm itp. Nauka zrobiła ogromny postęp właśnie dla tego, że oddzieliła to co zbadać i udowodnić jest w stanie, od tego co jest poza zasięgiem naszego poznania, od tego co jest subiektywne i nie sposób tego zbadać ani zmierzyć żadnymi miarodajnymi narzędziami.
Innymi słowy - oddzieliła realną wiedzę od wiary/metafizyki itp. Sam często i gęsto wyrażasz się dość negatywnie np. o religii, powiedział bym nawet sceptycznie. Ktoś mógł by postawić ci analogiczny zarzut do tego, który stawiasz m.in. mi - nie przeczytałeś wystarczająco dużo teologicznych bajerów itp. żeby zarzucać komuś ignorancję.

Tyle że taki zarzut byłby wadliwie skonstruowany, bo wystarczy że poprzez reductio ad absurdum sformułujesz dowód nie wprost, który uprawnia Cię do postawienia takich czy innych wniosków na temat np. religii i z logicznego punktu widzenia nikt nie może Ci zarzucić, że twój pogląd jest wzięty z d... , bo nie czytałeś wystarczająco dużo mądrych teologicznych książek. :Memy - Cool Doge:

Co do głupków to nie imputuj mi czegoś czego nie powiedziałem. Bo nie mam problemu z tym, że ktoś w cośtam sobie wierzy i wcale nie muszę takiej osoby uznawać za idiotę, z bardzo prostego powodu - rozdzielam wiedzę od wiary. Problem mam jedynie z tym kiedy ktoś miesza te dwie kategorie zarzucając mi czy komuś innemu ignorancję. To nic innego jak cofanie się w argumentacji do ciemnych wieków. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

@clouddead
Na jakiej podstawie wysuwasz taki wniosek ? "Szczęścia" zmierzyć się nie da. Można co prawda próbować mierzyć jego "pochodne" i takie badania nawet były robione i to z różnych perspektyw. Ale żeby takie badanie (i konkluzje z niego płynące) było coś warte, na prawdę trzeba by było bardzo bardzo bardzo dużo wysiłku i kasy w nie władować.

Oczywiście współczynnik "szczęścia" wcale nie musi być wprost proporcjonalny do ogólnej materialnej zasobności, ale nie musi być też wprost proporcjonalny do stopnia "uduchowienia" :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Tak na marginesie, wydaje mi się, że spora część osób zafascynowanych [głównie] dalekowschodnimi religiami itp. lubi idealizować pewne rzeczy. I szczerze mówiąc nic w tym dziwnego, bo choćby popkultura często i gęsto buduje i powiela stereotypy (np. zachód : zabiegani materialiści, schorowani, pozatruwani konserwantami, antybiotykami, spalinami ..., nieszczęśliwi, puści, zagubieni /daleki wschód[a przynajmniej jego 'uduchowiona część'] : wiodący spokojne życie, nie tak pazerni na materialne błyskotki, przepełnieni wewnętrznym spokojem itd.).
Trash, no tak, w sumie masz rację.

To ja się odniosę trochę na podstawie tego co pisałem wcześniej (albo w innym temacie), że dla Ciebie i Clinta, to co piszemy (przykład) o medytacji, może być niezrozumiałe, dziwne, naiwne, bezsensowne, bo właśnie rozpatrujecie to na podstawie racjonalnej nauki.
I nie ma się co dziwić, bo te dwa światy się nigdy nie pogodzą, dlatego zawsze przeciw zdania będą.
Bo to o czym my piszemy to, że tak powiem "nie z tego świata".
I tam panują inne prawa, inna świadomość, i nauka którą wy znacie - tam nie pasuje.

To tak jak gdyby znaleziono ufoludka i chciano się z nim dogadać w jakimś ziemskim języku. Za cholerę się nie dogada, co najwyżej pozostają prymitywne gesty i nadzieja, że rozmówca je dobrze zinterpretuje, o ile w ogóle.


Ps. Ja o ignorancji nigdzie nie pisałem.
Wróćmy do tematu, ja nie zabieram głosu bo wiem, że i tak to nie ma sensu :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

Taka notka o tym 'szczęściu':
Cytat:One of the reasons why many people refuse to enter the spiritual path is that they think that they are doing just fine the way they are; they refuse to admit that they are in pain. Does it mean that they are not suffering just because they don’t recognize it? Everybody suffers even if they are content with their outer life, but it takes sensitivity to register and identify this suffering. The capacity of me to verify how it feels is very limited; it is like someone on drugs, too confused to know what is going on. The truth lies deeper. It is only how our soul feels that can determine our well-being. It is her interpretation that is truly objective. Me can be ‘happy’, but the soul is in deep pain. This is something that we encounter every day, seeing it in the eyes and hearts of all people. They are not sensitive enough to register how they really feel because they have no soul. And there are cases when the soul feels fulfilled, but me is not able to recognize it, unable to feel gratitude and appreciation.
Cytat:In order for our soul to be properly actualized, she must arrive at unity with the divine, for she can become her true self only in the context of samadhi in the inner realm. On the other hand, our realization of the ultimate is, by default, conditioned by who we are as the realizing subject. If we are ignorant, we cannot even imagine what is out there beyond our own mind. Only when the true nature of our soul is actualized can our eyes open to see reality as it is; our consciousness becomes the eyes of god looking into himself.
Cytat:For our evolution to truly begin, we need to first awaken the light of I am. I am is our connection to reality. However, awakening of I am alone does not constitute the experience of pure bliss. One might feel blissful having access to I am, but it is just an interpretation from me of something that it cannot embody. Having access to I am alone without being merged with it has more the characteristic of neutrality than bliss; its function is to open the space for me to surrender into.

Cytat:Consciousness becomes serene when the duality between me and I am is dissolved. The bliss of the heart has a different flavor, and so does the bliss of being, each one representing a very specific dimension of bliss. Consciousness is the clarity aspect of bliss, heart is the love aspect, and being is the repose aspect of bliss. In their unison, the three aspects of bliss give rise to one state of bliss, the bliss of the soul.


Więcej: https://www.facebook.com/notes/525540707579164/

Jeszcze o pragnieniu z innego tekstu:
Cytat:Desire is the active principle constituting our relationship with creation and our evolution. On the lower level, it points to what we lack and to our need to reach what we still lack inside or outside. On the higher level, desire points to a purely positive expansion into the higher level of existence, both inside and outside. When one is homeless, a natural desire may arise to build a house; when the house is already built, one may be content or one may wish to make the house bigger and more beautiful. A positive desire is linked to our creativity and natural instinct to evolve and expand on all levels. Life cannot stand still; it has to move forward, and desire is the energy that makes it happen.

Our desires are directly connected to our imagination, the level of our intelligence, our personal preferences, and, spiritually speaking, to our ability to recognize the purpose of our soul – what our soul desires. The desire of our soul must be honored above all other desires because only what she desires will manifest our highest good. The more we actualize our true self, the more we become fulfilled by our own existence and the less we leak our light through the pursuit of futile desires. This is the meaning of becoming a light onto oneself, which is realization of our independence from the relative world.
trash napisał(a):To materializmowi zawdzięczamy realną WIEDZĘ

Ależ materializm nie jest przyczyną rozwoju technologicznego; zarówno materializm, jak i scjentyzm oraz związany z nimi redukcjonizm, to zaledwie pewne teoretyczne próby odpowiedzi na postęp technologiczny - błędne właśnie przez nieumiejętność dokonania postulowanego przez ciebie rozdziału między sacrum i profanum. Już w XIX w. próbowano przy ich pomocy wejść w kompetencje tego, co moglibyśmy określić wspomnianym sacrum i pomimo pomieszania porządków, w oczach wielu ludzi zdyskredytowano w ten sposób chrześcijaństwo. Sęk w tym, że te teorie nie udzieliły odpowiedzi na pytania dręczące ludzi, pozostawiły po sacrum puste miejsce, na którym w XX w. rozgościł się postmodernizm (a właściwie ponowoczesność) z relatywizmem i swoim „nie wiem”. Niektórzy to puste miejsce próbują zapełnić substytutami, mniej znanymi, dlatego w ich oczach - nieskompromitowanymi, jak buddyzm.

Poczytuję właśnie Antypamiętniki André Malraux i rzucił mi się w oczy jeden fragment, właśnie przez swój związek z tematem. Pochodzi z rozmowy autora z premierem Indii, Jawaharlalem Nehru dobrych kilkadziesiąt lat temu:

Ludzkości brak czegoś zasadniczego. Jakby elementu duchowego, który trzyma na wodzy uczoną moc nowoczesnego człowieka. Jest dziś rzeczą jasną, że nauka nie potrafi uporządkować życia. Życiu porządek nadają wartości. Naszemu, narodów, a może i całego świata. Pamięta pan zapewne przemówienie generała Bradleya z 1948, jeśli się nie mylę: „Odkryliśmy tajemnicę atomu i odrzuciliśmy Kazanie na Górze: znamy sztukę zabijania, ale nie znamy sztuki życia".
Ksenemorf, piszesz jakbyś rozmawiał z profesorem literatury :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Cytat:Q: Is there a physical death in Kabbalah?

A: There is no death. Just imagine that you begin to feel another life besides this one, a life in which you also participate. Previously, the additional life was hidden from you. Now, suddenly you begin to feel that you are living in another place, a different relationship. The latter becomes so important to you, so vivid and clear and strong, that eventually, this life loses its meaning and is pushed aside.

When a person crosses the barrier to the spiritual world, it becomes the center of one’s life. The person begins to reevaluate his or her life, and begins to relate to it on a completely different level. Situations such as physical life and death become akin to the changing of a shirt. That is how my rabbi (Rabbi Baruch Ashlag) always described it.

Q: Is there anything after death?

A: You must be asking what happens after death to a person who is not a Kabbalist, because if he were a Kabbalist, meaning of some spiritual degree, then while in this life he would know how to maintain contact with all levels of creation.

What degree does a person who never studied Kabbalah feel when passing away? One feels the lowest degree, much like people who experience clinical death feel. It is a tiny sensation of freedom from the corporeal body; nothing more. Kabbalists feel that freedom a billion times more vividly than ordinary people feel it after death, even while still alive!
Judas napisał(a):I nie ma się co dziwić, bo te dwa światy się nigdy nie pogodzą, dlatego zawsze przeciw zdania będą.
Bo to o czym my piszemy to, że tak powiem "nie z tego świata".
I tam panują inne prawa, inna świadomość, i nauka którą wy znacie - tam nie pasuje.

Tutaj drobna uwaga i moim zdaniem zasadniczy błąd w podejściu. Z resztą ten błąd jest bardzo często powielany przez wszystkie strony przy dyskusjach na temat religii, duchowości, nauki itd. Ludzie bardzo często widzą między tymi dwoma sferami (w uproszczeniu : duchowość i nauka) permanentny konflikt i po wymianie zdań dochodzą do wniosku, że nie da się dwóch tak sprzecznych ze sobą światopoglądów pogodzić jakimkolwiek kompromisem.

Kompromis i pogodzenie obydwu powyższych sfer jest jednak wbrew pozorem dość prosty do osiągnięcia. Wystarczy je po prostu rozdzielać, traktować jako dwie osobne sfery, których się nie miesza. Można być jednocześnie np. katolikiem i zwolennikiem teorii ewolucji, albo neurobiologiem i osobą traktującą poważnie mistycyzm. Nie zachodzi tu żaden dysonans - po prostu rozdziela się to co się wie, od tego w co się wierzy.

Bardzo pomocny jest w tym agnostycyzm (w bardziej pierwotnym znaczeniu) - niestety współcześnie znaczenie tego słowa zostało strasznie ograniczone i wsadzone na chama między teizm i ateizm. Można być jednocześnie teistą agnostykiem jak i ateistą agnostykiem. Agnostycyzm nie ogranicza się jedynie do kwestii religii, ale również (czy raczej przede wszystkim) do nauki.

Ksenomorf napisał(a):Ależ materializm nie jest przyczyną rozwoju technologicznego; zarówno materializm, jak i scjentyzm oraz związany z nimi redukcjonizm, to zaledwie pewne teoretyczne próby odpowiedzi na postęp technologiczny
Jest co najmniej [mówiąc najostrożniej] istotnym składnikiem rozwoju nauki i techniki i wraz z ich rozwojem coraz bardziej nabiera na znaczeniu, czy się to komuś podoba czy nie. :Kitty - Uśmiecha się cwaniacko:

Cytat:Już w XIX w. próbowano przy ich pomocy wejść w kompetencje tego, co moglibyśmy określić wspomnianym sacrum i pomimo pomieszania porządków, w oczach wielu ludzi zdyskredytowano w ten sposób chrześcijaństwo.
Nie ma co się dziwić, że próbowano, nie można też ograniczać konsekwencji do zdyskredytowania chrześcijaństwa i rozwoju topornego podpierającego się nauką agresywnego ateizmu. Takie próby miały praktyczny skutek przede wszystkim dla samego rozwoju nauki, wiedzy o świecie.
Cytat:Sęk w tym, że te teorie nie udzieliły odpowiedzi na pytania dręczące ludzi, pozostawiły po sacrum puste miejsce
I bardzo dobrze że tak się stało. Nie mam na myśli wojującego ateizmu w "bolszewickim" czy "dołkinsowskim" wydaniu, ale fakt usunięcia sacrum wszędzie tam gdzie wychodziło poza swoje "kompetencje".
Co do postmodernizmu - humaniści lubują się w tworzeniu tego typu szufladek a następnie zniekształcaniu sobie przy ich pomocy rzeczywistości :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Radzę podchodzić do tego elastycznie, tym bardziej do samego relatywizmu(-ów, bo na dobrą sprawę to co najmniej kilka rożnych rzeczy).

Gość

czy gdzieś w necie znajdę jakieś wartosciowe materiały nt medytacji uważnosci , i jeśli tak, to dlaczego tylko po ang. (linki proszę bardzo )

Gość

o, dziękuję
trash napisał(a):po prostu rozdziela się to co się wie, od tego w co się wierzy.
A jak wierzę w helikopter bo wiem, że istnieje, gdyż nim leciałem?
trash napisał(a):Jest co najmniej [mówiąc najostrożniej] istotnym składnikiem rozwoju nauki i techniki i wraz z ich rozwojem coraz bardziej nabiera na znaczeniu, czy się to komuś podoba czy nie. :Kitty - Uśmiecha się cwaniacko:

Jest, jak już napisałem, próbą teoretycznej odpowiedzi i to od A do Z - wchodzącą dość nonszalancko na pole filozofii, a nie przyczyną rozwoju technologicznego. Rozwój technologiczny to bardziej konsekwencja wynalezienia druku, odkryć geograficznych, ewentualnie zmiany stosunków społecznych.

Poza tym byłbym ostrożny z tym „nabieraniem znaczenia”. Zdaje się, że już sama fizyka kwantowa przyhamowała tego typu myślenie. Bo oczywiście cały czas mówimy o materializmie w rozumieniu naukowym, a nie ludowym, tak?

trash napisał(a):Nie ma co się dziwić, że próbowano, nie można też ograniczać konsekwencji do zdyskredytowania chrześcijaństwa i rozwoju topornego podpierającego się nauką agresywnego ateizmu. Takie próby miały praktyczny skutek przede wszystkim dla samego rozwoju nauki, wiedzy o świecie.

W najlepszym wypadku praktyczny skutek kończył się na pozbawieniu ludu myślenia symbolicznego. W moim odczuciu za dużą uwagę przykładasz do teoretycznego opakowania, które nie było przyczyną rozwoju a skutkiem, w praktyce skończyło się zaś wyjściem poza nauki szczegółowe i próbą całościowego przeinterpretowania świata. I to było już wejście w kompetencje sacrum. Bo scjentyzm i materializm nie są tu wiele mądrzejsze od religii.

trash napisał(a):I bardzo dobrze że tak się stało. Nie mam na myśli wojującego ateizmu w "bolszewickim" czy "dołkinsowskim" wydaniu, ale fakt usunięcia sacrum wszędzie tam gdzie wychodziło poza swoje "kompetencje".

Nie wiem, czy dobrze się stało. Właściwie, w moim odczuciu, źle się stało. Nie mówiłem przecież o samej kategorii nauk przyrodniczych, tylko o próbach przełożenia odkryć w naukach szczegółowych na ogólne zasady (historyczne, społeczne, etyczne) - już wtedy orientowano się, że to nie do końca działa. I że tej szczegółowej wiedzy nie da się przełożyć na wiedzą ogólną (o człowieku, życiu, wartościach). Scjentyzm dał pozornie narzędzie do dekonstrukcji pewnych wyobrażeń, ale na to miejsce niczego nie wniósł.
Wrzucam bardzo ciekawe pytanie i odpowiedź. Pochodzi to z "Kursu cudów". Uważam, że ciekawe, bo przedstawia dokłądnie to samo co przechodziłem kiedyś, jak pisałem o cieniu. to własnie to samo o czym gość pisze. Gdybym to przeczytał wtedy to by mi dużo pomogło, bo u mnie jednak nastapiło w jakimś stopniu ponowne cofnięcie tego w nieświadomość, praktycznie to nie czuje tego. Wróg na chwile odszedł, ale pewnie wróci i trzeba będzie stoczyć bój o wolność..

Cytat:Is it normal to discover dark and vicious thoughts in oneself when studying the course?

Q # 913: I've been a student of A Course in Miracles for about 12 years. I know Course students often find that as they ask for the Holy Spirit's help to look at the workings of the ego, things in there lives seem to get worse instead of better. What I am finding quite disturbing in my own process as a student, is the appearance, or perhaps the surfacing, of a great deal of anger. Sometimes in everyday situations, my thoughts become downright vicious and murderous. I would say that I have a pleasant personality, and am overall a likeable, friendly individual. My thought is that perhaps lots of repressed anger is surfacing as I am looking within more and more with the Holy Spirit's help. I know I should ask the Holy Spirit to look at this issue with me too. But I'm almost scared to delve into what else might be lying below the surface of my otherwise soft-spoken, quiet personality. Is this a "normal" sort of development for a long-term Course student?

A: Yes, what you are describing is a very normal experience for Course students. As you know, the Course process is one of asking the Holy Spirit to look with us at the workings of the ego. In so doing, we are bringing to light that which we've always struggled very hard (albeit unconsciously) to keep in darkness. Often, as we become increasingly willing to take the Holy Spirit's hand and bring to awareness that which we'd buried, we see more and more of how hateful and vicious the ego really is.

When the ego senses its game is up (realizing we've found a voice besides its own to listen to), it typically becomes louder and more dramatic. As the Course says, "The ego will attack your motives as soon as they become clearly out of accord with its perception of you. This is when it will shift abruptly from suspiciousness to viciousness, since its uncertainty is increased" (T.9.VII.4:6,7).

As we become more adept at shifting our inner teacher, fear often compels us to make a sharp turn back toward the ego's familiar voice. But the Course reassures us that this tendency has no effect on our ultimate ability to complete the journey we've begun: "As the light comes nearer you will rush to darkness, shrinking from the truth, sometimes retreating to the lesser forms of fear, and sometimes to stark terror. But you will advance, because your goal is the advance from fear to truth" (T.18.III.2:1,2).

Whatever games the ego plays, the important thing is to just continue looking at it while holding the Holy Spirit's hand. Of course, on the level of this world, it's generally preferable (and more helpful to you and those around you) not to act out the ego's insane attack thoughts. But you don't want to pretend they're not there. Doing so doesn't make them go away, it just sends them back into the darkness of the unconscious. And a basic psychological principle is that which is repressed gets projected. So, to truly become less hateful and vicious, we have to admit that we are those things and gradually learn not to take the ego's voice seriously. Again, that means watching the ego without judgment, no matter how intense or embarrassing its internal nastiness becomes.

Remember that the ego -- everyone's ego -- is 100 percent hate. A more socially acceptable personality does not equate to having an ego that is better or more acceptable than another. Jesus tells us "The degree of the emotion you experience does not matter. …a slight twinge of annoyance is nothing but a veil drawn over intense fury" (W.pI.21.2:4,5) . At first, that statement can sound grotesque and deeply disturbing. But ultimately, it is quite reassuring. From Jesus' perspective, we are all the same.

Each of us can choose to listen to the 100 percent hateful voice of the ego, or to the 100 percent loving Voice of the Holy Spirit. Each of us, regardless of the personality traits we display in this lifetime, is both a Hitler and a Jesus. At those times when our thoughts or behavior are more Hitler-like, we have merely become afraid, dropped the Holy Spirit's hand, and once again made the error of listening to the wrong voice. This is a mistake calling for correction not punishment. And happily, our ego's cruel and insane ranting has no effect on reality.
Ponoć 3 minuty- medytacji wpływają na pole elektromagnetyczne, krążenie oraz stabilność krwi.
11minut - medytacji zaczyna zmieniać układ medium;nerwowy i wewnątrzwydzielniczy.
22 minuty - medytacji równoważą trzy umysły, i zaczynają one działać razem.
31 minut - medytacji pozwala gruczołom, oddechowi i koncentracji oddziaływać na komórki i rytmy ciała. Pozwala psychice medytacji wpływać na 3 guny, na wszystkie 31 tattw, oraz na wszystkie poziomy projekcji umysłu.
62 minuty - zmieniają szarą materię w mózgu. Podświadomy „cień umysłu” i zewnętrzne projekcje zostają zintegrowane.
2,5 godziny - zmieniają psychikę w jej relacji do otaczającego pola magnetycznego tak, że podświadomy umysł jest pewnie utrzymywany w nowym wzorcu przez otaczający go uniwersalny umysł.
@up: właśnie tak. Nie ma co udawać ziemniaka. Trzeba się nim stać. O
Można i cały dzień medytować i nic, a można i godzinę z dużym efektem.
Medytować też trzeba umieć. To nie tylko siedzenie na dup*e w ciszy.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42