PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Medytacja.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42
Dziwne doświadczenie miałem przed chwilą, nie mam gdzie o tym napisać więc wrzucę tu. Tak jakby mocny prąd przeleciał mi w głowie koło prawego ucha (ale nie przez ucho tylko w głowie i w kierunku policzka - jest tam spore ukrwienie) - trwało to ułamek sekundy, było dość mocne, z góry na dół, trochę się przestraszyłem :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Wcześniej miałem wewnątrz głowy (mózg) jakieś uczucie napięcia.
Zjadłem przed chwilą orzechy nerkowca, pestki dyni i ziarna sezamu (+ kasza jaglana i płatki owsiane - moja kolacja) - może to przez to? Miał ktoś tak?

Judas napisał(a):Można i cały dzień medytować i nic, a można i godzinę z dużym efektem.
Medytować też trzeba umieć. To nie tylko siedzenie na dup*e w ciszy.
To indywidualna sprawa, jednemu coś służy, a drugiemu nie.
Niedawno wróciłem do medytacji, o ile to tak można nazwać. Po x latach. Uznałem, że mi to pomoże na mózg - głownie po to, żeby trochę poprawić koncentrację i zmniejszyć poziom stresu - i po miesiącu wydaje mi się, że to faktycznie działa. Główny problem był taki, że jak człowiek zaczyna o tym czytać, to można zgłupieć od nadmiaru możliwości, opcji itp. Poza tym odrzuca mnie wszelki ponadnaturalny i paranormalny bełkot, bo jestem skrajnym racjonalistą i empirystą; wierzę w to co widzę, a czakr, energii i innych takich nie widzę, nie czuję i nie uznaję. Więc w bardzo naturalny sposób musiałem w końcu trafić na zen.

Medytacja wedle zenu mi się podoba, bo tam wszystko jest całkowicie odarte z mistycyzmu, czakr i innych takich, a zostaje sama praktyka, przyziemna wręcz do bólu. Wszystko jest bardzo proste i ascetyczne. Siedzisz tak, żeby ciało było rozluźnione i skupione jednocześnie, i liczysz oddechy, coś się pojawia, to to olewasz i liczysz dalej, tylko od początku. Niczym się nie przejmować, po prostu koncentrować się i oddychać. Do niczego nie dążyć, oddychać, liczyć i prawidłowo siedzieć. Tyle. W miarę możliwości przekładać to na codzienną aktywność. Koniec bajki. Umysł się oczyszcza, a zza chmur wyłania się prawdziwy świat. Być może, tego nie wiem, ale porównując siebie przed a teraz widzę, że mi to służy.

Kiedyś nie przykłądałem specjalnej wagi do postawy podczas siedzenia, ale teraz to robię, bo uznałem, że nie po to ktoś wymyślił te wszystkie pozycje lotosu, półlotosu itd. żebym potem jakiś europejski racjonalista je odrzucał jako niewygodne. Cały dowcip w tym, że one są bardzo wygodne, jak już się człowiek nauczy siedzieć i przyzwyczai do dziwnej postawy organizm. Męczę się trochę, ale mięśnie się przyzwyczajają, a ścięgna rozciągają; wczoraj pierwszy raz udało mi się usiąść tak, żeby oba kolana ładnie dotykały ziemi.

Pomijając to, że się czuję wyraźnie spokojniejszy wewnętrznie, to widzę, że mi to dobrze robi na postawę. Jestem ogólnie pokrzywiony tak, że o Chryste panie, ale od codziennego siedzenia (raz, czasem dwa razy dziennie po 20 minut w sesji) wzmacniają się trochę mięśnie w plecach i znacznie łatwiej jest mi się prostować jak chodzę. Duży plus.
Poza tym jak człowiek się tak codziennie zmusza do siedzenia w dziwnej pozycji i oddychania, dzień po dniu, to mam wrażenie, że rośnie ogólne poczucie dyscypliny i siła woli. Nie jakoś bardzo, ostatecznie to tylko miesiąc dopiero, ale jednak coś na tyle, żebym to zauważył. Kolejna pozytywna rzecz.
Ja nie daje rady medytować dłużej niż kilka minut
Kiedyś oglądałem z braku laku wywód na temat różnic pomiędzy merkabą a merkiwą od pary empirystów mistyki, którzy twierdzili, że pamiętają swoje poprzednie wcielenia. Osobiście medytować nie próbowałem, chyba że poprzez muzykę tj. melodyjne partie syntetyczne. Może kiedyś po zmetabolizowaniu dodatkowej porcji dmt taka potrzeba wystąpi samoistnie.
mc pisales o cieniu i o tym ze 'wrog' wroci.

prawdopodobnie jest tak, że naruszyłeś konstrukcje tego 'wroga' i on po prostu działa jeszcze siłą rozpędu, stare mechanizmy muszą się wypalić. to jest proces, który trwa i bywa czasem nieprzyjemny fizycznie. to nie jest takie loving and beautiful, wręcz przeciwnie. musisz przejść to przez co masz przejść bez przywiązywania się do starych konstrukcji, nie podsycać ich, bo wydłużysz proces. ja już dawno zapomniałem jak to było z egotycznym umysłem. od dlugiego czasu nie odczulem nawet miligrama stresu, konfliktu, lęku, nawet się nie w+:Ikony bluzgi kurka:, nie odczuwam frustracji itd. zupełnie nic, całkowita wolność i spokój. i jestem bardziej żywy, uważny, nie tak, że nic nie robię. przykładowo jest jakiś problem, kiedyś bym się w+:Ikony bluzgi kurka:ł i negatywnie do niego podszedł a dzisiaj po prostu biorę i go rozwiązuję, bez zbędnego myślenia, po prostu działam i mam ogromną energię, którą zamiast na negatywne myśli kieruję w działanie. nonstop odpoczywam, prawie nie potrzebuję snu, max 3-4 h. pracuję czasem po 12 godzin i w ogóle nie jestem zmęczony. całkowity relax ;]
No wiesz, u każdego to inaczej przebiega, niektórzy są na duchowej ścieżce już kilka żyć, inni zaczynają, i każdemu zostało co innego do przerobienia..
Ja teraz nie mam problemów z tym cieniem, od dłuższego czasu, ale czuję, że jest jeszcze sporo syfu tego typu we mnie, tylko jest to głęboko i narazie nie wychodzi w świadomość.
A może to po prostu się inaczej oczyszcza niż ja myslę, nie nagle a stopniowo i nie jest to proces do końca uświadamiany?

Napisałem wtedy wróg, ale to nie jest tak.. To jest nasza siła, tylko doświadczamy ją na początku od odwrotnej strony..

Co do stresów, frustracji - no ja mam dalej takie rzeczy, może nieco mniej, ale są. Daleko do pełnego relaksu o jakim piszesz.

Btw, chciałem Cię zapytać czy dalej praktykujesz w duchu advaity/zen, typu nie myślę, jestem świadkiem, etc. czy przeszedłeś do jakichś "tantrycznych" praktyk? :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
a co to są tantryczne praktyki? nie, ja dalej po staremu.

no ten proces oczyszczenia trwa. świadomość jest ogniem który wypala to :Różne - Koopa:, u mnie żadna myśl nie przetrwa w obliczu świadomości. myśli pod światłem obserwacji się natychmiast anihilują. w pojedynku myśl vs obserwator, zawsze obserwator wygrywa. tak więc "abide as the self" jak mówił ramana
Spoko :Stan - Uśmiecha się: Przez tantrę miałem na myśli pracę z różnymi energiami, męskimi, kobiecymi (nie mylić z fizyczna kobietą i mężczyzną, tylko chodzi o uniwersalne energie yin i yang, można to praktykować w celibacie), ale widzę, że idziesz w kierunku Absolutu i nie zajmujesz się takimi rzeczami.
Ja w sumie tez się tym nie zajmuje, i dalej robię to co robiłem, choć jest trochę inaczej, taka trochę duchowa amnezja-pustynia, coś w rodzaju "nic się nie dzieje", czyli bez jakichś większych falowań, o których mógłbym pisać.
Ja miałem taki ok. roczny okres "fajerwerków duchowych", które skończyły się katastrofą psychiczną. Czułem się tak jakby wyższa siłą przejęła nade mną kontrolę i prowadziła za mnie życie. Totalnie odleciałem, nie wiedziałem co się ze mną dzieje, nie potrafiłem wykonać najprostszych rzeczy, operacji myślowych a mimo to funkcjonowałem bardzo inteligentnie. Załatwiałem mnóstwo skomplikowanych spraw w urzędach, wszystko mi się układało, dostawałem kasę od rodziny, wszyscy się o mnie troszczyli, pomagali mi, na ulicy się do mnie uśmiechali, wystarczy że byłem "tym". Mnóstwo jakichś dziwnych zbiegów okoliczności, np. włączałem radio a tam akurat piosenka idealnie pasowałą do mojej sytuacji życiowej w danym momencie lub nastroju. Timing był zabójczy, czułem się jakbym był w kompletnie innej rzeczywistości, zupełnie inna percepcja. Jeżdząc samochodem doskonale trafiałem w miejsca docelowe kompletnie nie znając ulic. Pieniędzy wystarczało mi co do grosza na wszystkie potrzebne wydatki. Wszystko zupełnie bez "mojego" udziału. Czułem za+:Ikony bluzgi kochać 2:ą radość i doskonałość. Miałem tak odjechane i po+:Ikony bluzgi pierd: stany , po prostu nie do opisania, nie z tego świata. Codziennie osiągałem coraz większą wiedzę, wpływały do mnie co chwilę jakieś wgłądy, głębokie zrozumienie wszechświata (nic z tego nie pamięam). Otworzyło mi się 'trzecie oko', komunikowałem się z kosmitami, malowałem za+:Ikony bluzgi kochać 2: obrazy, wymyślałem za+:Ikony bluzgi kochać 2: pomysły. Mogłem komunikować się ze zwierzętami (niewerbalnie). Czułem współczucie dla całego świata, np. jak w telewizji słyszałem, że gdzieś wojna albo wybuchłą bomba, natychmiast rzygałem. Gdy tylko próbowałem stawiać jakiś opór albo wrócić do siebie tzn. ego albo zrobić coś po swojemu wszystko się :Ikony bluzgi kochać 2:. Nie miałem żadnej kontroli , nie mogłem nic zrobić. Po prostu życie się toczyło bez mojego udziału, Bóg sobie przejął to ciało jako instrument. Wszystko funkcjonowało jak w zegarku szwajcarskim z dokładnością do milisekundy, mimo, że odebrało mi intelekt całkowicie. To był za+:Ikony bluzgi kochać 2: czas, ale na dłuższą metę nie mogłem tego udźwignąć bo dostawałęm coraz trudniejsze wyzwania, w końcu wylądowałęm w szpitalu z diagnozą "schizofrenia paranoidalna" :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: I od tamtego czasu już jest normalnie.
I w szpitalu, w gabinecie, podczas badania takie rzeczy opowiadałeś jak w tym poście wyżej? :Stan - Różne - Zaskoczony:
Wtedy nie moglem sie nawet logicznie wyslowic, nikt mnie nie rozumial. Cos probowalem opisywac, ale nie da sie opisac w ludzkich slowach bycia w innym wymiarze.
Ale jak tam trafiles w ogole?
Nic nie jesteś w stanie opisać? Co majstrują kosmici w innym wymiarze. Mają jakieś panele sterowania czy coś w tym stylu? To nie musiał być Bóg.
Lepiej nic nie pisz, milczenie jest cnotą.:Stan - Uśmiecha się:
Wspólnymi siłami możemy ich obalić. Nie wiadomo co knują.
Nie, poważnie wiele osób kontaktuje się z obcymi głównie po 5 MeO DMT. Jest to ciekawe. Sam bym spróbował, ale skutki mogą być nieciekawe. [/list]
Kosmici, z którymi miałem kontakt są dużo bardziej zaawansowani duchowo i technologicznie niż my. Troszczą się o nas i pomagają nam w ewolucji, niejednokrotnie podsuwali nam pomysły i inspiracje. Komunikują się telepatycznie poprzez trzecie oko. Co do DMT - to nie są halucynacje. DMT otwiera trzecie oko (aktywuje szyszynkę, czyli portal do innego wymiaru), które odpowiada za mistyczne stany i wizje. Medytacja również zwiększa ilość DMT produkowanego przez organizm. Możesz śmiało próbować, jest to substancja bezpieczna, tylko ciężko ją dostać. Z tego co wiem można zamówić w sieci TOR z zagranicy.
Cloud, a co myśisz o zaprzestaniu jedzenia (żywienie praną, inedia). Ludzie, którzy się tak "odżywaiają" piszą, że to podnosi energie, otwierają się pewne zdolności.
Ja to tak trochę widzę, że same te mistyczne stany czy zdolności nie są esencją praktyki, więc one powinny być efektem naszego oczyszczenia, szczerej intencji i wysiłków, ale nie powinniśmy w nich widzieć celu samego w sobie.
Jak ktoś zaczyna to może spróbowac, sam tak zaczynałem.. ale dzisiaj gdybym miał po to sięgnąć to nie czułbym się do końca w harmonii z własnym wnętrzem.
Sednem duchowej pracy jest oczyszczenie, była taka historia, to chyba od sufich:
pewien uczeń zwierzył się Mistrzowi, że przez ostatnie 10 lat prosił Boga o dar uzdrawiania i nareszcie tego daru dostąpił. Mistrz spojrzał na niego i powiedział: ty głupcze, módl się teraz lepiej o dar widzenia swoich grzechów!

Krótko mówiąc musimy najpierw przejść przez długą drogą oczyszczenia, a cała reszta powinna przyjść jako prezent, bez specjalnego zabiegania o to. Ja przynajmniej tak czuje, wiem, że jak skupiam się na takich rzeczach albo czytając jakie ktoś ma zdolności, doświadczenia czuję jakąś zachłanność i chce zrobić coś, żeby mieć tak samo - to czuje, że tracę właściwy kierunek, włącza się ego.
Powinniśmy w pierwszej kolejności pragnąć oczyszczenia, tego by wypełniała nas miłość do wszystkich stworzeń, do Boga, by ta miłość oczyściła naszą negatywność, negatywne mysli, emocje, wibracje, czyny.. jak i wypełniła sobą cały świat, każde stworzenie, aby każdy atom śpiewał tańczył w rytm tej miłości. Na to zawsze otrzymamy siłę, bo to jest fundament naszego wzrostu i w tym nasza dusza wzrasta, a ego maleje. :Stan - Uśmiecha się: To jest kierunek, który jest zawsze miły Bogu.
No ja przez ten rok prawie nic nie jadłem, potrafiłem zjeść jedną kanapkę dziennie. To samo ze snem, wystarczyły mi 3 godziny snu. Zaprzestanie jedzenia samo z siebie ci nic nie da, bedziesz glodny i tyle.
Mc, daj spokój z tą miłością, zasady świata są okrutne. W tym świecie jak coś Cię nie spróbuje zjeść czy wykorzystać, to będzie dobrze. W tym świecie nikt nie jest nikomu potrzebny, wszystko ze sobą rywalizuje. Gdzie ta cała miłość się ukrywa. Pełnowymiarowa ewolucja oznacza też rozwijanie umiejętności manipulacji, wykorzystywania innych. Sytuacja w której znikną wszystkie konflikty interesów międzyludzkich jest całkiem odległa i raczej mieści się na granicy miłości z nienawiścią, stanowiąc akceptowalny kompromis.
Z tą pomocą ewolucyjną to różnie bywa, do tej pory to przynosiła pewnie równie dużo szkód, co pożytku.
clouddead napisał(a):No ja przez ten rok prawie nic nie jadłem, potrafiłem zjeść jedną kanapkę dziennie. To samo ze snem, wystarczyły mi 3 godziny snu. Zaprzestanie jedzenia samo z siebie ci nic nie da, bedziesz glodny i tyle.
Ja póki co jem głównie wegańskie jedzenie i na surowo (raw food), bardzo proste jedzenie.
Czyli sugerujesz, że to powinno spontanicznie samo wyniknąć na skutek zwiększenia światła/energii? Tak w sumie myslałem, bo to logiczne.
Czy nie jedząc przez rok mozna sie wyleczyc z fobii społecznej?
Moim zdaniem tak! I to trwale!!! :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
To nie jest niejedzenie tylko zmiana diety na światło :Stan - Uśmiecha się:
To nie jest głodowanie, przy długotrwałej głodówce jak zjesz schabowego z kapustą to umrzesz, tutaj nie głodujesz więc masz wolność by zjeść na co masz ochotę, bez jakiegoś okresu 'powrotu', etc.
Tak mc. Nie ma ludzi głodnych! Są tylko nieuswiadomieni! :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42