PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Medytacja.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42
Ja chciałbym tylko zwrócić uwagę na fakt, że jest multum fałszywych doktryn, zbłądzonych nauczycieli, mitów kulturowych w których bardzo łatwo się pogubić. Myślę, że powinniśmy omijać religie straszące piekłem i wpajające jakieś ortodoksyjne zasady oparte na xxxxxx-letnich tradycjach. Absorbowanie wiedzy z internetu też raczej nie pomaga, wiem po sobie. Warto czasem zrobić sobie reset poglądów (opróżnienie kosza) i wrócić do punktu wyjścia.
Każdy jest dokładnie tam gdzie być powinien.
Żyjesz jeszcze ?:Stan - Uśmiecha się: <śmiech szaleńca>
Spokojnie, tak sobie myślałem ostatnio po trochę burzliwych okresach, że trzeba pozwolić rzeczom dziać się naturalnie, spontanicznie. Akceptować wszystko co przychodzi jako element nauki. I nigdy przenigdy się nie poddawać! Wszystkie przeszkody są pomocą i budowaniem siły.

Droga jest wspaniała. :Stan - Uśmiecha się: I tak staram się ustawić, że nie wazne co się pojawia, ważne jest moje podejście do tego co się pojawia, a ono zawsze należy ode mnie. Czyli tak naprawdę jasny kierunek i gotowość w każdych warunkach. I zaufanie, że wszystko co się pojawia jest wyłącznie dla mojego dobra i służy mi jako pomoc. Nawet jeśli moje ego mówi coś innego na ten temat.

To tyle, bez wdawania się w detale.

Napisz też co u Ciebie.
U mnie też burze przeszły (raczej sztormy, chociaż większość była spowodowana moim oporem i słabościami, medytowałem intensywnie przez ostatnie parę miesęcy w całkowitej samotności, dotknąłem bardoz subtelnych wglądów). Wymiękłem pewnej nocy gdy ciało zaczęło rozkładać się na czynniki pirewsze, coś prawie jak lekcja anatomii na własnym organiźmie. Od jakiegoś czasu mam spokój, żyję tym co jest. Za sukces uważam niepopełnienie samobójstwa. Moim problemem jest to że podchodzę do wszystkiego za bardzo obsesyjnie, perfekcjonizm mi szkodzi. Generalne mam problem z fizyczną rzeczywistością, nie mam prawie żadnych potrzeb ogę cały dzień patrzeć na ptaki, ubogo się wysławiam, mam teraz bardzo prosty umysł. Jestem tak dobry dla ludzi że aż mnie to w+:Ikony bluzgi kurka:, jak patrze na swoją dobrotliwą twarz w lustrze to mnie czasem korci żeby walnąć ryjem o ścianę albo coś. Każdy podniesiony głos albo jak ktoś się denerwuje albo krzyczy powoduje u mnie cierpienie. Często odnotowuje hejty wobec mojej osoby, ciężkie to, tzn. mnie to osobiście nie dotyka bo jakby w ogoóle straciłem osobowość, ale jednak boli.
Zajrzałem "tam" tzn. miałem doświadczenie oświecenia, przebudzenia czy jak to zwał. Problem polega na tym, że jest to nie do ogarnięcia jakmkolwiek wysiłkiem rozumu, możnaby to nazwać czymś świętym. Emocje których doświadczałem będąc "tam" to ziemskie uczucia do potęgi którejś. Rozjechała mi się psychika , tzn. przestała pełnić pierwszorzędną role, przestałem być ważny, tzw "ja i moje problemy". Czuje się bardziej częścią nieskończoności, wielkiego organizmu, świadomości którą możnaby najlepiej opisać dwoma słowami jest to jedno wielkie "NIE WIEM". Chciałbym tam zostać bo jest tam bardzo fajnie, niestety jestem tu na ziemi a rachunki trzeba płacić. Ciężko mi teraz pogodzić jedno z drugim.
Heh, myślę, że to zwyczajne co Ci się przydarzyło, najlepiej chyba jakbyś poszedł do jakiegoś nauczyciela od medytacji to by Ci może doradził co zrobić dalej, tj. ktoś kto z doświadczenia przeszedł przez podobny stan.

Ja raczej tak obsesyjnie nie praktykuje (no.. może czasami :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:). Natomiast staram się "w miarę" normalnie egzystować w świecie. Uczono mnie, żę powinienem być elastyczny, trochę jak salamandra, która w każdych warunkach się odnajdzie. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Jeśli mogę zadać pytanie to gdzie są teraz twoje pragnienia? Z czego że tak powiem czerpiesz odczucie życia czy największej ekspansji tego życia/światła?
I czy "stare spojrzenie na świat", poglądy/opinie rozpadły się zupełnie i pojawił się nowy sposób patrzenia na rzeczywistość?

P.S. Nawiasem mówiąc, po tym co pisałeś 3 msce temu o "nocy ciemnej" czułem, że za niedługo to będziesz pisał o oświeceniu. :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
Najciemniejszy stan jest to obudzenie "największego egoizmu", najniższych życzeń, a jeśli tak to już nie ma co się dalej otworzyć ze strony "ciemności", więc następny stan wzniesienia to "oświecenie" :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Każdy kto nie osiągnął jeszcze oświecenia może sobie powiedzieć więc z całą pewnością, że to "najgorsze" wciąż przed nim :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Tak percepcja jest inna wymyślanei jakichś głupot, no takie dziecie Boże :Stan - Uśmiecha się: Ta wzystko się rozwaliło nic nie wiem, to pytanie "KIM JESTEM" niszczy wszystko , nie masz się czego złapać.

Słuchaj ja nie wiem czy to było oświecenie raczej nie. Raczej "obudzenie" duszy czy jakkolwiek to zwał. Gra najwyraźniej toczy się dalej.
Jakżeby miała się kończyć, skoro dopiero się zaczęła? Ho ho, jeszcze dłuuga droga :Stan - Uśmiecha się:
Tak czy inaczej, super, tak sobie myślę, że kazdy stan na którym się znajdujemy jest istotny, nawet jak ktoś zupełnie nie jest obudzony do duchowego i bawi się w piaskownicy materialnych życzeń to jest to naturalny proces. Tzn. przeciwny jestem do myślenia, jak to niektórzy podają, że to życie w materialnym jest nieistotne czy coś takiego (takie stwierdzenie rzucałoby cień na doskonałość stworzenia), ale wszystko jest ważne, po prosta każda forma nim nie osiągnie doskonałości jest tymczasowa, jako przejściowy stan. Różnica może być tylko w szybkości przechodzenia z jednej formy w inną, bardziej rozwniniętą.
Wszystko fajnie tylko jest to bardzo bolesny proces. Ktoś może pomyśleć że oświecenie to ptaszki i skowronki a jest dokładnie odwrotnie wiąże się to z ogromnym bólem emocjonalno-duchowo-fizycznym. Tak jakby ogień piekielny palił wsystko co znasz i jak nie chcesz czegoś puścić to cierpisz. I ne da się tego opisać, to co było aktualne wczoraj dzisiaj już jest martwą koncepcją. Cały czas nowe, nowe, nowe, nieznane, nieznane.
No tak pisali, tyle że owijali to w rózne alegorie i metafory, haha. Np. "weź swój krzyż i chodź za Mną"
mc napisał(a):nikt nie podjął "dyskusji"

Zabierałem się za próbę odpisania Ci czegoś, ale mam od jakiegoś czasu coraz większe poczucie zagubienia w tych tematach, wątpię we własne wnioski, interpretacje, przeczucia itd. Może uda się w realu jakąś pożyteczną rozmowę przeprowadzić.

couddead napisał(a):ja nie wiem czy to było

To się wie. Chyba żadnej innej rzeczy nie można być równie pewnym, może tego jeszcze, że się jest po prostu. Również gorycz nie powinna (w moim mizernym mniemaniu) tak szybko do Ciebie wrócić. Za mc sugerowałbym poszukać kogoś bardziej doświadczonego, tak się to w końcu od wieków robiło od Wschodu po Zachód. I także skupieniu się na praktyce właściwego życia w świecie, umacnianiu zdolności rozróżniania rzeczy właściwych itp. cnót. Powodzenia.
Jestem ciepłą kluchą. Może kiedyś dojrzeję, tzn. nabiorę odwagi więcej. Człowiek-żal. Tu nie ma czego rozumieć albo tym jesteś totalnie albo nie jesteś w ogóle.
Czuję się ostatnio jak takie 4-letnie dziecko, w sumie tak już od kilku tygodni.. Świat stworzony przez człowieka jak i prawa przez niego wymyślone wydają się kompletnie niezrozumiałe, tak samo to, że ludzie są tak bardzo pogrążeni w materialnym. Świat wydaje się być trochę "z boku" i coś wewnątrz mówi: ja do tego świata nie należę. Jednocześnie bramy do duchowego wydają się zamknięte, niedostępne, ukryte, a człowiek zbyt słaby by po nie sięgnąć.
To co pozostaje w człowieku jako jego niższa istota, to "świat instynktów i marzeń sennych", trochę taka świadomość zwierzęca, albo małego dziecka, a cała reszta wydaje się doklejona przez społeczeństwo. Taka totalna prostota i naiwność, jeszcze nie skażona wiedzą tego świata, tym co "dobre" lub "złe".
Ja odczuwam niechęć do materii, ciężkie to ciało jest, najchętniej bym je zrzucił i pofruwał sobie jako dusza. Przygniata mnie bezsens. Jakbym miał umrzeć nawet dzisiaj to bym się cieszył, męczy mnie to jak sobie pomyśle że średnia długośc życia to 75 a ja mam 25 to jeszcze 50 lat mi zostało na tej ziemi katastrofa...nie chcę tu wracać, jak nie wykorzystamy szansy to czeka nas kolejne dziesiątki wcieleń przyjacielu ...:Stan - Uśmiecha się:
Skonfrontował ktoś swoją praktykę duchową lub psychoterapię z tym co w psychologii Jungowskiej nazywane jest Cieniem? 8)
Mam swoje przemyślenia na ten temat, ale nie chcę pisać znowu na próżno :Stan - Uśmiecha się - LOL:
Co to znaczy na próżno? Nie na próżno tylko na forum :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
zbyt duży ze mnie raptus i nerwus, nie wspominając o słomianym zapale aby zagłębić się w temat.
Ale, podziwiam, podziwiam upór i wytrwałość innych.
mc napisał(a):Mam swoje przemyślenia na ten temat, ale nie chcę pisać znowu na próżno :Stan - Uśmiecha się - LOL:

Napisz, napisz, nic nie zginie, zawsze można poczytać sobie i się wielu spraw dowiedzieć. Osobiście to dopiero teraz się z tym pojęciem spotykam.
Ok, zachęciliście mnie :Stan - Uśmiecha się:

Na wstepie powiem, że temat jest dość trudny, bo dotyczy tego co jest w nas w nieświadomości, jest to więc część siebie, którą mało znamy, a kiedy ona się wyłania w całej okazałości, to jest to dość przytłaczające doświadczenie, aczkolwiek daje nam wgląd w "ciemną stronę" naszej psyche. Nazywam ją Cieniem. Będę tu raczej pisał o tym jak ja to widzę, niż bazował na jakiejś psychologii czy coś takiego, na buddyzmie, czy innym systemie duchowym. Czytałem fragmenty takiej lektury "Romancing the Shadow" i częściowo widzę w tym podobieńśtwo, ale nie ze wszystkim bym się zgodził, jest to napewno coś indywidualnego, co każdy powinien we własnym zakresie poznać.
Może zabrzmi banalnie co napiszę, ale człowiek składa się jakby z dwóch komponentów: dobrego i złego. Te dwa komponenty w normalnym stanie świadomości stanowią o jego myślach, działaniach, emocjach. Są sytuacje kiedy człowiek chciałby coś uczynić dobrego, ale widzi że jego czyn nie może być do końca czysty, bo jego świadomość jest "przecinana" myślami z Cienia. To mogą być bardzo subtelne myśli, lekko uświadamiane, a mogą być też bardzo silne. A mogą też być całkowicie nieuświadamiane.
Natomiast samo doświadczenie Cienia, wygląda jakby ukrycie tego dobrego komponentu i udostępnienie świadomości wgląd w ciemną stronę psyche. Ma to w dużej mierze mentalny charakter. Przejawia się to jako odczuwanie ogromnej siły, która włacza wszystkie nasze pragnienia, i jej celem jest jakby przejawianie tej siły nie zważając na nic innego. Najsilniejsze pragnienie to pragnienie władzy i ono jest jakby silą napędową, choć ono jakby włącza różne inne pragnienia. Można chyba też powiedzieć, że jest to całkowite zaprzeczenie miłości, dlatego jest to "ciemna strona". Czyli jest to jakby sama dominacja siły pragnienia, pozbawiona dobrych komponentów takich jak miłość. Dlatego jest to przytłaczające i jednocześnie wyczerpujące doświadczenie, bo dusza jakby doświadcza w tym całkowitego wygnania. Po takim doświadczeniu człowiek nie chce tam wracać w żadnym wypadku i pragnie by jego dusza została uwolniona od tego, bo doświadcza póżniej, że jakby jej potencjał jest na co dzień hamowany właśnie przez tą ciemną stronę i pozbycie się tej ciemnej strony wydaje się uwolnieniem, zrzuceniem najcięższych kajdan. Czyli jakby ten Cień jest źródłem największego cierpienia.

Jest też możliwy odwrotny stan, kiedy ciemny komponent zostaje zneutralizowany, a ten dobry jakby przejawia się, dominuje, wtedy dusza czuje, że jest jakby 'w domu', wszystko jest na właściwym miejscu i wtedy jakby to wszystko co w człowieku ciemne ona pragnie by zostało 'podniesione' ku światłu, jest to jej największe marzenie, czyli jakby pragnie siły miłości na to wszystko, bo widzi, że jakby jej brakuje tych sił. Wtedy te wszystkie pragnienia, które wcześniej zajmowały świadomość, wydają się nic nie warte, jawiące się jako całkowita ciemność. W perspektywie nawet najmniejszego światła, wszystko to za czym człowiek podąża i czego się kurczowo trzyma przez całe życie i szuka tam napełnienia dla siebie, jest dla jego duszy absolutną pustką i człowiek się zastanawia, jak to w ogóle możliwe, że on pragnie na co dzień ciemności i cierpienia, bo z tej perspektywy tak to wygląda...
Nie mniej jednak, kiedy świadomość wraca w swój normalny tryb, on traci natychmiast tą "świetlną perspektywę", wtedy dobro i zło jest wymieszane ze sobą i duszy na każdym kroku brakuje siły, czyli tego światła, które sprawiłoby, że wybory człowieka byłyby miłe jemu samemu. Jeżeli te wybory nie są miłe jego duszy, jest to źródłem cierpienia. Lecz ciemna strona, Cień jest całkowicie 'ślepy' i nie zważa na żadne cierpienia, tylko przejawia swoją siłę, taka jest chyba jego natura. Jeżeli ten negatywny aspekt, jest choć trochę zneutralizowany, to dusza ma jakby siłę wyboru i to z jaką siła ona sama wybierze daje zadowolenie człowiekowi. Jeżeli tej siły nie ma to chyba siłą rzeczy człowiek wpada w cierpienie i konflikt z sobą i światem. To co zewnętrzne, czy to pragnienia człowieka (ciało), czy sytuacje życiowe nie są wtedy tak bardzo istotne, bo wydają się wtedy czymś "zewnętrznym", lecz liczy się obecność tej siły, ona sama nadaje wszystkiemu znaczenie, jest tym wewnętrznym aspektem człowieka. Gdy jej nie ma człowiek jest chyba zawsze w upadku, obojętnie co by nie robił. Gdy jest obecna, co by nie robił jest źródłem powodzenia. Z kolei gdy zewnętrzna strona dominuje w człowieku, czyli siła pragnień, dla człowieka liczy się tylko to co zewnętrzne i jeżeli coś jest niezgodne z jego pragnieniami to natychmiast wchodzi w cierpienie. Natomiast dusza opiera się na samym świetle.Tak mi się wydaje, częściowo z doświadczenia, gdy ta siła się w jakimś stopniu przejawiała, a częściowo intuicyjnie, bo jakby w pełni trudno tego doświadczyć. Jak pisze 'upadek' to jest to wyłącznie kwestia osobistych odczuć, odróżenienia na zasadzie porównania, kontrastu z tym stanem 'wzniesienia'. Więc on jest jedynie jakby w odczuciach człowieka, tak naprawdę pewnie wszystko co przychodzi jest potrzebne do wzrostu człowieka, tylko nie mozemy tego pojąć, bo odczucia nam "dyktują" naszą rzeczywistość. Tak czy inaczej, jedyne co jakby brakuje, to brak tej siły duszy i myślę, że przez "pokonanie" Cienia (czyli ciemności) ta siła się może uaktywnić i przejawić w tej upragnionej pełni, bo zniknie to co kieruje nas "w dół".
Te wszystkie kwestie normalnie nie są uświadamiane, dlatego teraz pisze jakby "z pamięci', dlatego, że tylko w całkowitym uświadomieniu jest głębszy wgląd, a tak to nie widać tego tak jasno.
Cześć, ja dzięki technice o której mówi Kramp niesamowicie sobie pomogłam, tylko mam ważenie, że gdybym oddziaływała jedynie na umysł nie przyniosłoby to wystarczającego efektu. Jednocześnie stosowałam śmiechoterapię(piszę o niej w wątku Pozytywne historie), która stopniowo pozwalała mi pozbywać się napięcia z organizmu.
Dzięki obserwowaniu siebie z zewnątrz, nie skupianiu się na emocjach, tylko pozwoleniu im przepływać udało mi się nie stracić nadziei na to, że mogę wyzdrowieć. Kiedy jesteś tu i teraz, nie zastanawiasz się nad tym co będzie, ani nad tym co było, i dopuszczasz do siebie wszystkie myśli dużo łatwiej przetrwać Ci cierpienie fizyczne i psychiczne. W tej książce którą ja czytałam autor też pisze o tym, żeby NIE UTOŻSAMIAĆ SIĘ ze swoimi stanami, emocjami, patrzeć na swoje stany np. lękowe jak okres przejściowy. Dzięki temu to co było absurdalne czy wydawało mi się nie do zniesienia, stawało się dzięki takiemu nastawieniu czymś co do czegoś prowadzi.
Jest to bardzo trudne i wymaga na pewno dużo nieustannej pracy, ale przekonałam się, że może bardzo pomóc, zmienić sposób patrzenia na to co się z Tobą dzieje i na otaczający Cię świat.
Chyba znowu powraca pewna świadomość z Cienia, w formie pół-świadomej póki co, trzeba stoczyć z nią bój, bo pewnie za tym jest światło. Jednak to praktyka wznieca to doświadczenie, bo jak sobie zrobiłem przerwę to tego nie było :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Czyli jest to bariera którą trzeba przeskoczyć. Wygląda jakby tam był cały syf jaki tylko we mnie jest, wszystko wychodzi na powierzchnię.
Najlepsze, że trudno wtedy praktykować, bo jest to teraz połączone z buntem przeciwko wszystkiemu, łącznie z buntem do praktyki. Moja największa wada to niesamowita niecierpliwość, chyba muszę wypracować większą dyscyplinę, żeby utrzymać konkretną praktykę i nie ulegać różnym pokusom oraz nie wpadać w gniew, bo to rozwala wszystko.
Najlepsze, że czuje przy tym, że mam słaby umysł i otępione zmysły, tak jakby wyssanie ze światła, opróżnienie. To chyba też wywołuje ten bunt ego. Ale chyba powoli się już przyzwyczaiłem.
Nie ma innego wyjścia jak się ponad to wznieść. Choć cały czas ma się wrażenie jakby się było w największym upadku jaki tylko jest, że nigdy nie było się dalej od prawdy i przebudzenia, światła, miłości, itp. Tych stanów kiedy się budzi dusza już praktycznie nie ma, bo wszystko wydaje się ciemnością. Chyba trzeba pozwolić na to wszystko, bo wszelaki bunt przeciwko temu wywołuje upadek. Przeszkodą jest tez zbyt wielkie pragnienie do oświecenia, bo przypomina to trochę szaleństwo, więc trzeba przystopować i ukierunkować się altruistycznie, w stanie kiedy czujesz, że ego się temu z całych sił sprzeciwia i próbuje zapanować nad tobą.
Nie chce mi się z nikim rozmawiać nawet, bo wszystkie rozmowy pobudzają ego i silne osądzanie innych, choć muszę odnaleźć na to sposób. Próbowałem dzisiaj milczeć przez większość dnia, moja mama myślała, że ćwiczę wolę, ale po prostu nie chciałem już tracić energii, porozumiewałem się więc na migi :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Wydawało mi się, że nic sensownego nie jestem w stanie powiedzieć nikomu.

Słucham tej piosenki: https://www.youtube.com/watch?v=z6agBMFujPU
Autorka jest prawdopodobnie przebudzona :Stan - Uśmiecha się:
Bóg czy wszechświat daleko przerasta naszą zdolność pojmowania. Kiedy znika ego, otwiera się umysł i widzę wyraźnie jaką kupą g..wna jestem w porównaniu do Jego standardów. Jego drogi są niepojęte i nie pozostaje nam nic innego jak to zaakceptować. Ja staram się jak to się mówi "płynąć z prądem" bo nic innego mi nie pozostaje, walka z prawami istnienia nie ma większego sensu. Zrobiłem sobie 3 punkty mojej praktyki.

utrzmywanie umysłu w Teraz.
umysł nie-wiem
pustostan w głowie


Nic więcej nie chcę wiedzieć, nie czytam już tekstów bo to też nie ma za bardzo sensu. CHociaż przeczytałem ostatnio Rozmowy Z Bogiem Neale Donalda Walscha - rozmyła mi wątpliwości i pozbawiła złudzeń oraz nadziei.
Jedną z praktyk w tradycjach mistycznych jest wzięcie jakiegoś wersetu z którejś z świętych ksiąg, i powtarzanie go w umyśle jak mantry dopóki się nie otworzy jego ukryte znaczenie.

Cytat:CHociaż przeczytałem ostatnio Rozmowy Z Bogiem Neale Donalda Walscha - rozmyła mi wątpliwości i pozbawiła złudzeń oraz nadziei.
Nie czytałem tego. Nadziei na co? :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42