PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Bycie fobikiem, a prawo jazdy.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Ja poszedłem na kurs zaraz po 18-stce, pieniadze dostałem od dziadka i przeznaczylem je na prawko. Po wykładach zacząłem jazdy po mieście. Momentami było ciężko ale to głównie wynikało z rozmyślania nad tym co mam mówić do instruktorów(było ich 3) niż z braku moich umiejętności. Pierwsze podejście oblałem, byłem jakby onieśmielony ta cała sytuacją ale juz za drugi razem poszlo o niebo lepiej i zdalem egzamin. Mam juz prawko ponad 2 lata.

Teraz myśle że jesli cos sie chce i pragnie to nawet jak odnosi sie jakies niepowodzenia warto nadal dazyc do celu.
to, że 10-letni, nie znaczy, że rupieć :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Ludzie jeżdżą 15-letnimi i żyją. Tak sobie myślę, czy jednak nie zrobić tego prawka, ale w przyszłym roku. W tym na pewno nie, ze względu na niedostatek pieniędzy, a za całokształt trzeba wybulić ok. 1400-1500 zł. No i słomiany zapał, ale to swoją drogą.
Ja miałem robić od sierpnia ale jednak olałem sprawę - wakacje w towarzystwie rodziny się przedłużyły to czemu nie skorzystać. Miałem zacząć we wrześniu ale bardzo dobrze zrobiłem że dałem siana. Mam bardzo słabą odporność - ciągle choruję i minęły 2 tygodniu już jestem chory - byłyby opuszczone lekcje itd. kasa w błoto. W tym roku po maturze mam 4 miesiące wakacji przed studiami - nie wiem czy brać się za to prawko czy nie... wakacje są jedynym czasem kiedy mogę się totalnie odstresować, a prawko to znów wykłady w grupach, być może powaleni instruktorzy i egzamin... a dla mnie studia będą potężnym ciosem prawdopodobnie, znów nowi ludzie, nowa grupa z którą będę związany kilka lat. Stracę jedynego kumpla który mnie trzymał na duchu do tej pory w liceum. Nie będzie to na pewno dla mnie miłe, więc nie wiem czy marnować 3/4 wakacji na prawko które i tak prawdopodobnie mi się nie przyda, bo wszędzie i tak jeżdżę rowerem, a auta własnego brak. Gorzej w zimie, ale cóż. Zawsze ktoś podwiezie, albo można jechać tramwajem/autobusem. Jakbym mógł robić prawko na wiosnę w 2 klasie liceum... ale nie mogłem z powodu późnej daty moich urodzin. Wtedy nie choruję, jestem już "rozkręcony" społecznie po długim czasie chodzenia do szkoły, więc na pewno by mnie to nie stresowało tak bardzo, prawko bym zrobił przed wakacjami, egzamin w lecie a nie w zimie kiedy trudniej jechać i łatwiej oblać. Myślałem też o przyszłym roku przed wakacjami, ale wtedy matury i może mi czasu nie starczyć... A chciałbym mieć prawko, zawsze sie może przydać, do tego umiem prowadzić auto, znam dosyć dobrze przepisy dzięki jeżdżeniu wszędzie rowerem (dla przykładu potrafię zawrócić na rondzie rowerem).

Najgorzej będzie wytrzymać na teorii - jak myślicie lepiej iść do ośrodka gdzie jest kilku ludzi (jak mój jedyny kumpel - miał trzy dużo starsze osoby na wykładach i mówił że było spoko, ale można trafić też na kilku nieznośnych), czy może lepiej iść gdzieś gdzie będzie kupa ludzi i wmieszać się w tłum? Sam nie wiem... Jazda z instruktorem powinna mi nie przeszkadzać bo kontakty w 4 oczy mniej mnie męczą, byleby tylko nie darł się. A na egzamin... może wziąć jakieś prochy które nie dekoncentrują...

Jak w ogóle wygląda teoria? Kumpel który miał 3 osoby na wykładzie tylko słuchał instruktora i oglądał filmy które instruktor im puszczał, na koniec instruktor zrobił im pisemny test. Czy w innych ośrodkach jest inaczej? Nie wiem... trzeba zapisywać, pytają, czy coś takiego?

W ogóle najchętniej bym poszedł do tego ośrodka gdzie kumpel, to tylko 8 km od domu, rowerem tam z palcem w nosie dojadę, ale to zmusza mnie do zapisania się na kurs jak będzie ciepło, najlepiej przed wakacjami, ale wtedy matura... da się to pogodzić czy lepiej sie w to nie babrać w czasie matury?

Coś mnie ciągnie do zrobienia prawka, sam nie wiem dlaczego. Może dlatego że autem już jeździłem (ojciec nawet mówił że mam wrodzony talent do jazdy), przepisy mniej więcej znam dzięki jeździe rowerem po drogach (skręcanie w lewo bądź zawracanie na dużym rondzie ze światłami nie jest problemem mimo że wiem że jestem chyba zbyt odważny albo głupi :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:). Właściwie mam świetne predyspozycje żeby zrobić prawko. Moja fobia nie jest już tak silna jak kiedyś, z instruktorem prawdopodobnie wytrzymam, najgorzej będzie na wykładach bo nienawidzę grup, z którymi muszę spędzać dużo czasu. Zawsze się boję że ktoś zacznie się ze mnie śmiać i tak będzie cały czas aż do końca spotkań... takie doświadczenie ze szkoły. Nie spodobałem się w podstawówce i byłem męczony czy wręcz torturowany przez całe 9 lat (w gimn. miałem prawie tą samą klasę bo wszystko było w jednej szkole)
Eric,
W mojej szkole teoria odbywała się w małej salce po brzegi wypełnionej ludźmi. Instruktor wykładał teorie, można było ją zapisywac lub nie. Czasem rzucał jakieś pytanie w tłum i ten kto wiedział - odpowiadał. Bardzo luźna atmosfera, nikt tam nie wystawia ocen i nie torturuje pod tablicą :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Liczy się właściwie tylko wynik testu końcowego, na którym jest parenaście pytań ze zbioru paruset, które wcześniej znasz i możesz przerobić. Co do ludzi - nie martw się. Każdy przychodzi tam w swoim interesie i chce to mieć jak najszybciej z głowy. Myśl o prawku, przepisach, a nie o anonimowych, często dorosłych ludzi, którzy mają swoje życie. Nikt Cię nie zje:Stan - Uśmiecha się:

PS.
Pare dni temu zdałam prawko za 8-mym razem w krakowskim MORD-zie.
Podejść było dosyć dużo, ale nauczyłam się przez te próby bardzo dużo - nie tylko jeżeli chodzi o technikę jazdy i przepisy ale także o swoje blokady, lęki itd. Przełamałam się. Początkowe paniczne podejście udało mi się zamienić na totalny luz. Gdy oblałam za 5 czy 6 razem, emocjonalnie nie wytrzymywałam i kończyło się to intensywną deprechą:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2: Za 7 razem, gdy oblałam na ostatnim skrzyżowaniu przed MORDEM (w czasie powrotu z egzaminu, bo jego czas już minął) i to w sprawie tak dyskusyjnej, że właściwie miałam prawo złożyć odwołanie, stwierdziłam "shit happens" i podeszłam do tego totalnie olewczo.
Wykupiłam następny termin (akurat zwolnił się jeden w najblizszym czasie) i 2 dni później opuściłam MORD z wynikiem pozytywnym:Stan - Uśmiecha się:

Dlatego rada dla wszystkich: nie poddawajcie się!
Nawet najbardziej przestraszone beztalencia mają taką samą szansę zdania jak każdy inny :Stan - Uśmiecha się:
ale lipa nie zdałem 3 raz :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
A ja zapisuję się na kurs w listopadzie, muszę tylko wcześniej zaszczepić sie na grypę bo jestem baaardzo słabego zdrowia (3 razy grype rok temu miałem w zimie). Więc żeby kurs wyszedł w zimie muszę zdobyć szczepionkę. Nie chcę psuć sobie 4-miesięcznych wakacji za rok po liceum prawem jazdy, więc zrobie je w zimie. Jakoś łatwiej mi to znosić kiedy jestem "rozkręcony" chodzeniem do szkoły. Poza tym dziadkowie kupią mi auto jak zrobię prawko, zasponsorują sam kurs. Do tego coś mnie pcha do zrobienia tego prawka. Poza tym otwiera mi to drogę do kolejnych kategorii i zostania kiedyś kierowcą zawodowym, moja wymarzona praca. Muszę zrobić to prawko!
Ja w ogóle nie czułem potrzeby zapisania się na prawko, bo wydawało mi się, że to nie dla mnie. I bałem się w ogóle kilku rzeczy - chociażby załatwienia oświadczenia lekarskiego, albo w ogóle pierwszych teorii. Teraz mam już pierwsze teorie za sobą, a zaświadczenie lekarskie leży właśnie przede mną, więc mogę zdobywać polskie drogi :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
Mój pierwszy post więc witam wszystkich :Stan - Uśmiecha się:

ja z prawkiem akurat nie miałem dużego problemu, za pierwszym razem podszedłem cąłkiem na luzie, bez streasu, gadka z eazminatorką itp ale wyszło mi to na złe bo wymusiłem :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Za drugim razem juz bylo gorzej, noc przed egzaminem tak mnie bolał brzuch, myślałem że się zeżygam. W czasie jazdy byłem zestresowany niemiłosiernie ale to był raczej taki strach jak każdy przeżywa. Pod koniec juz luzniej sie zrobiło i ynik oczywiscie pozytywny :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
O, Floyd, nie wiedziałam, żeś się zmobilizował i zapisał na prawko :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

Mimo że instruktorka powiedziała ostatnio, że zaczynam jeździć jak człowiek, perspektywa egzaminu już teraz spędza mi sen z oczu. :Stan - Niezadowolony - Diabeł: . Tak czy siak, już dawno założylam, że będę do niego podchodzić parę razy. Poczekamy, zobaczymy.
...
Gilraen napisał(a):Tak czy siak, już dawno założylam, że będę do niego podchodzić parę razy.
Ja też tak zakładam, ale patrzę na to trochę inaczej. Mam się nauczyć jeździć, a nie nauczyć zdawać egzamin za pierwszym razem. Inna sprawa, że jak egzaminator będzie chciał to i tak coś znajdzie i uwali. Dlatego na pierwszy egzamin pójdę na luzie, zakładając że go nie zdam i tylko poczuję jak to jest na egzaminie :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: . W końcu nie wiele osób zdaje od razu. Za drugim razem musi pójść OK, w końcu w zanadrzu będzie jeszcze jedno podejście przed dodatkowym kursem, a jak to wszystko wygląda już będę znał z pierwszej próby. A może fartem uda mi się zdać za 1 razem dzięki tej obojętności :Stan - Uśmiecha się:
trochę więcej wiary,może się udać za pierwszym

ja chciałam za pierwszy mnie wyszło, ale sprzęgło było jakieś dziwne, nawet egzaminatorowi zgasł kilka razy... za drugim poszło genialnie, choć nerwy były, melisa przed egzaminem się przydała, choć to właśnie w głowie trzeba sobie poukładać, że się uda i tyle :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
to jest to!!!!!! chyba ktoś tutaj ma tak samo jak ja!!!!!!!!!!!!!!!!nie boje się samej jazdy boje się że jakiś palant będzie mi się patrzył na ręce...nie nawidze tego najbardziej na świcie...od razu nie moge oddychać i cała latam....ze strachu nie wiem to jest chyba jedna z największych moich NIENORMALNOŚCI....i nie jestem w stanie sobie pomóc...uciekam...
Bardzo się cieszyłem, kiedy poszedłem na prawo jazdy. Miałem świetnego instruktora, wszystko dobrze tłumaczył. Sam uważam, że jeżdzę całkiem dobrze, ale oblałem już 4 raz. :Stan - Niezadowolony - Smuci się: :Stan - Niezadowolony - Płacze: Mam tego serdecznie dość. Podczas nauki szło mi nieźle, zero stresów, nawet było wesoło. Egzamin jest dla mnie czymś nie do przejścia. Noga okropnie skacze mi we wszystkie strony na sprzęgle, co ostatnio skutkowało oblaniem egzaminu na łuku, bo samochód mi zgasł, nim jeszcze ruszyłem. Z każdym egzaminem coraz bardziej się boję, nie wiem czy jest sens podchodzić po raz kolejny. :Stan - Niezadowolony - Płacze: Tak bardzo mi na prawku zależało. :Stan - Różne - Nie powiem: W dodatku są osoby, które dołują mnie zamiast powiedzieć dobre słowo po obalnym egzamie. :Stan - Niezadowolony - Zastanawia się: W najbliższym czasie wybieram się do lekarza i muszę o tym porozmawiać. Nie odpuszczę sobie prawa jazdy, za dużo kasy w to włożyłem by tak po prostu to pieprznąć. :Stan - Niezadowolony - Zastanawia się:
...
Dla mnie egzamin to była pestka (pod względem stresu, bo jeździć nie bardzo umiem i zdawałam kilka razy) w porównaniu z kursem. Instruktor wrzeszczący na mnie przy każdym potknięciu, który nawet zagroził że mnie z samochodu wyrzuci :Stan - Uśmiecha się - LOL: Nie wiem, czy moja jazda była aż tak tragiczna, czy on się na instruktora nie nadawał. W każdym razie każda jazda z nim kosztowała mnie tyle stresu, co 3 egzaminy razem wzięte.
I dziś nie jeżdżę, mam uraz i twierdzę, że się do tego nie nadaję.
A ja mogę tylko pomarzyć,bo nie wiem jak wy ale ja przez moja chorobę nie mam podzielności uwagi i myślę,że nie potrafiłabym robić kilku rzeczy naraz,czyli patrzeć na drogę,na znaki,słuchać instruktora i prowadzić samochód.Czy ktoś też tak ma?czy to już jakaś inna choroba?
Fiona, wydawało mi się podobnie jak Tobie.
Myślałam, że nie dam rady. Nawet bez instruktora trudno było mi zmieniać biegi i w tym czasie ujechać prosto. :Stan - Uśmiecha się - Chichocze:
Jednak udało mi się zrobić kurs i zdać egzamin. Co prawda musiałam dokupić sobie kilka dodatkowych godzin jazdy a egzamin zdałam za 3 razem ale co tam. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Po odebraniu prawka nie siedziałam za kierownicą kilka lat aż do momentu, że zmusiła mnie sytuacja, żeby jeździć.
Praktyka robi swoje. Jest mi coraz łatwiej, czuję się za kierownicą swobodnie.
Mam co prawda stres, kiedy jadę w nowe miejsce... albo kiedy ktoś, kto nie jest mi bliski, siedzi obok. Ale myślę, że to kiedyś też uda się przezwyciężyć.
Pochwale się że ostatnimi czasy jeździłem chwilę bez prawka po mieście autem kumpla :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: Ojciec mnie kiedyś uczył jeździć na polnych drogach, poza tym wszystko mi raczej wychodzi OK, może nawet zdałbym jakbym teraz poszedł na egzamin bez kursu :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Ale niestety w Polsce kurs to konieczność. Ale zjeździłem rowerem całe miasto, oczywiście "zero chodnika", nie byłem tylko na jednym rondzie w mieście, potrafię rowerem skręcić w lewo a nawet zawrócić na rondzie (no, to ostatnie jak do tej pory zrobiłem tylko raz przy mały ruchu :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:)
Teraz tylko szlif na kursie i voila!
Nie mam prawka ( bo nikt mi go dać nie chce) ale? motocyklem z wózkiem bocznym sobie pomykam ( wygląda jak zundapp ks 750 ) najczęściej wybieram drogi gdzie nie ma niczego, tylko droga i ja. Policja? oj gonili gonili ale że motorek nie ma tablicy po za oznaczeniem wojskowym to zawsze im się schowam.
i to jest słuszna koncepcja.

też chcę motora.
Ja bardzo bym chciał zrobić prawko na motor. Na starość się przyda na pewno, jak już nie będę miał siły jeździć rowerem to przesiądę się na maszynę :Stan - Uśmiecha się:
Jak Już chcesz motor to polecam na początek ruska z koszem. Ale śpieszcie się jeśli chcecie bo tych motocykli coraz mniej. Motocykl wyprowadził mnie z depresji, poznałem mechanikę i doprowadziłem sąsiada do stanu psychofazy. Prawko nie jest tak ważne bo zrobisz kiedy będziesz chciał. Mnie bóg tej szansy nie dał, więc muszę kombinować.
Od dziecka marzyłem o prowadzeniu samochodu, więc niewiele myśląc (wtedy jeszcze nie wiedziałem, ze mam fobię) zapisałem się na kurs. Po prostu to było dla mnie od zawsze oczywiste, ze zrobię prawko. Instruktora wybrałem sobie łagodnego i rzeczywiście taki był (jakbym się miał jeszcze facetem obok stresować, to nie wiem jakbym to wytrzymał). Ale nigdy wcześniej nie jeździłem, więc wszystkiego musiałem się uczyć od podstaw, no a 30 godzin (z czego 10 bezsensownych na placu), to jak dla mnie trochę mało. Zdałem za czwartym razem, chyba trochę mając szczęście do łagodnego egzaminatora (z resztą za każdym razem miałem szczęście do egzaminatorów! żaden mnie nie opie... :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: ), ogólnie nie wspominam jakoś bardzo stresująco kursu ani egzaminów, może dlatego, że byłem na prawdę przejęty samym prowadzeniem auta. Lecz mimo to nadal jakoś stres był przed wejściem do samochodu (potem już mniej) i nie byłem (nie jestem) najlepszym kierowcą. Chociaż od pierwszej stłuczki bardziej czuję, że prowadzę ten samochód i chyba idzie mi lepiej.

Ogólnie nie lubię prowadzić jak obok siedzi ktoś, kto też umie prowadzić, stresuje mnie to. Nie jeżdżę też na razie do dużych miast, po prostu tak jak ktoś tutaj mówił - praktyka, praktyka, a tej mam za mało i nie czuję się jeszcze super-pewnie.

Najgorzej w prowadzeniu stresują mnie myśli co się może stać, np. złapię gumę iii... raz mi się to zdarzyło, ale miałem niesamowite wręcz szczęście, że dosłownie obok mechanika, więc wszystko zrobili za mnie, jakbym miał stanąć gdzieś na środku drogi i uczyć się wymiany koła, to bym chyba się ze wstydu zapadł pod ziemię (więc muszę to w garażu przećwiczyć... jak najszybciej) i ogólnie mam takie myśli, że coś nawali a ja nie będę wiedział co robić i narażę się na śmieszność. Albo podjadę do tankowania za daleko i węża nie starczy i będę musiał podjechać - to będzie dopiero wstyd.
Albo raz przepuściłem inny samochód, a to ja miałem pierwszeństwo, pół dnia potem myślałem o tym że taką gafę palnąłem i co on sobie o mnie pomyślał (no ale zawsze to lepiej niżbym miał wymusić pierwszeństwo).
Więc ogólnie prowadzenie trochę stresuje, ale... jeszcze bardziej stresuje mnie wyjście z domu na pieszo :Stan - Niezadowolony - Zastanawia się: więc generalnie jak tylko mogę, wybieram samochód nawet jeśli mam blisko :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: