PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Cechy mężczyzny, który nie nadaje się do związku.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30
Z jakiegoś powodu znalazłeś się na tym forum i czułeś potrzebę opowiedzenia akurat tej historii. Dlaczego zależy Ci na opinii czy osądzie innych osób ??
Nie masz klarownej oceny sytuacji ? My też jej nie mamy. Znamy tylko Twoją wersję rzeczywistości i to co chciałeś nam przekazać.
Związek od początku oparty na kłamstwie nie rokuje wg mnie na przyszłość.
Jeśli Ci zależy na tej kobiecie to musisz zmierzyć się z prawdą i jej konsekwencjami, bo na jej ukrywanie w końcu i tak zabraknie Ci sił. Jak długo możesz to ciągnąć w niezmienionej formie, jak długo możesz się mobilizować na 200% ?
Rozumiem, że tkwienie w iluzji może być pożądane, ale na dłuższą metę niestety niemożliwe, krzywdzące i mało odpowiedzialne.
Skoro akceptuje Cię w całej okazałości to jest nadzieja, że i to zrozumie ...
Choć wydaje mi się, że łatwiej zaakceptuje Twą chorobę, niźli fakt, że ją przed nią ukrywałeś.
To nie jest drobne "niedopowiedzenie" tylko poważna sprawa o której Ona ma prawo wiedzieć.
Btw jak wytłumaczyłeś jej sprawę renty, czyżby kolejne niedomówienie?


W każdym razie życzę powodzenia w poukładaniu swoich życiowych spraw, gdyż każdy ma prawo do szczęścia.
I przepraszam za ten moralizatorski ton, chyba się starzeję :Stan - Uśmiecha się:

When I'm walking a dark road
I am a man who walks alone.
Dziękuję za odpowiedź.
Bajek nie piszę, i wierzę w to. Opis mój, czy "spowiedź", no cóż jestem też ciekaw opinii ludzi "z problemami", bo te zwyczajne znam w całej rozciągłości...niestety. Jak dla mnie Twój głos i ton nie jest wcale moralizatorski. To są oczywiste oczywistości, znam tą wersję i jestem zdania że ona jest najwłaściwsza. I jednocześnie najtrudniejsza do realizacji. I nie chcę też żeby ktoś się nade mną litował. Mam bardzo duże opory w przyjmowaniu jakiejkolwiek pomocy, źle się czuję w roli biorcy. Renta: po 3 latach leczenia lekarz mnie na nią wygonił, stawiałem bardzo duży opór. Uznano że jest to konieczne w moim przypadku, bo przebieg mojej kariery edukacyjno-zawodowej niczego dobrego nie wróżył. Owszem, dorabiam sobie w dozwolonych granicach, z resztą i tak nie jestem w stanie ich przkroczyć. Bywa źle, czasem lepiej...ale wychodzę coś robić ( działam też w domu ). Jest więc coś co można nazwać pracą, renta jest w tle, stanowi ostateczne zabezpieczenie.

Może po prostu złapałem Pana Boga za nogi i panicznie boję się to stracić, choć zachowuję się w sposób jakby zaprzeczający temu.To jest mój Pierwszy Raz, choć chyba nikt by w to nie uwierzył...(nawet Ona jest przeświadczona że musiały być jakieś "inne" w przeszłości, sama ma "przeszłość" i doświadczenie, naiwną małolatą nie jest). Wszystko co się działo było takie jakieś nowe.Wcześniej takie rzeczy uważałem za totalny obciach i wiochę.
Ilekroć działam w kierunku całkowitej szczerości, kiedy zbliża się moment gdy mógłbym przejść do sedna, Ona to jakby bagatelizuje, ot stwierdza że zaczynam przesadzać, jestem leniuszkiem, za bardzo analizuję, za bardzo się przejmuję tym czy owym...nie mam siły wtedy pchać się z tym dalej. Jak jej powiedziałem że mam zaburzoną osobowość, to stwierdziła że przesadzam, co najwyżej jestem oryginałem, albo sobie jaja robię (to nie było złośliwe, normalna reakcja). Poza tym przecież gadam składnie i do rzeczy, w ogóle ( na poziomie werbalnym) bystrzak ze mnie... I takie sytuacje odwlekają coming-out, a ja wiem niestety że z biegiem czasu będzie o to coraz trudniej. Moja psycholożka stwierdziła że to ( i to jak ja to opisuję i postrzegam) jest bardzo "trudne i głębokie", wcale nie sugerowała radykalnego ujawnienia, choć odnoszę wrażenie, że taki przypadek ją przerasta...Z resztą oni nie są przecież od dawania rad, tylko od pomocy interpretacyjnej i pokazywania możliwych rozwiązań a "wybór należy do ciebie" :Stan - Uśmiecha się - LOL: . A ja te wszystkie warianty i kombinacje znam, ale jak zwykle nie potrafię wybrać. Wiem, że tzw. Właściwy i Przyzwoity Wybór nie zawsze bywa przyjemny, a ja mam skłonności do uciekania w doraźność (choć na szczęście nie uciekam w chemiczne uzależnienia, bo się ich boję).
Pewnie na samym początku trzeba było się przedstawić: "Cześć, mam na imię X, mam schizoidalne zaburzenie osobowości, kocham Cię"...i nie było by problemu, bo nie było by ciągu dalszego....[/b]
Wejdzcie w związek małżeński. Wszystko samo się wyjaśni. Może nawet słów nie będzie trzeba :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
To nie tyle jest najwłaściwsza opcja, co jedyna opcja.
Jeśli zależy Ci na rozwijaniu tej znajomości, a wiadomym jest, że obecny stan rzeczy nie może trwać wiecznie.
Chyba warto zawalczyć.
Doskonale zdaje sobie sprawę, że to bardzo trudne i skomplikowane.
Wydaje mi się, że choroba sama w sobie nie jest aż takim problem, co jej konsekwencje. Czy Ona zdaje sobie sprawę z Twej "ułomności" w sferze emocji i uczuć?
Z tego co napisałeś wynika, że kobieta jest wykształcona i doświadczona, zapewne po części sama zaczęła się domyślać prawdy. Być może odrzuca tę myśl od siebie stąd wynika jej zachowanie - ucinanie rozmów na ten temat, bagatelizowanie czy obracanie w żart. Może wymaga czasu, by się z tym oswoić.
Może faktycznie lepiej działaj stopniowo, acz konsekwentnie.
I nie martw się, jeśli darzy Cię uczuciem to tak łatwo z Ciebie nie zrezygnuje :Stan - Uśmiecha się:

Piszesz, że nigdy nie spotkałeś się z takim poziomem akceptacji Twojej osoby, ale weź pod uwagę, że dałeś się poznać tylko z jednej, tej lepszej strony.
A Ona powinna poznać całe szerokie spectrum Twej osobowości, rownież ciemną stronę mocy, czy raczej słabości ...
Nie sztuka polubić przyjemne chwile spędzone przy dobrym winie, gorzej zaakceptować szarą, często brutalną codzienność.
Może lepiej jak wygarniesz wszelkie swoje wady i przypadłości zanim ona 'wytrzeźwieje' z tego stanu ślepego zakochania.. :Stan - Uśmiecha się - LOL:
Takie wygarnięcie wezmie tylko jako taki kawał, chyba że i tak od jakiegoś czasu ma w planach puszczenie kantem, ale skoro teraz jest tak miło, to niech ta chwila trwa.
pierwszy związek w wieku 44 lat?!
i to nie jest zmartwychwstała matka Teresa, ta kobieta? (może to zły przykład, niektórzy twierdzą, że imć Teresa to była podła suka...)
Widzisz Zasie!! Wszystko przed Tobą.
soulmates:
Że to jest jedyna opcja, nie mam wątpliwości. Po prostu jakoś to będzie trzeba przeprowadzić, i to w miarę bezzwłocznie...
Problemem moim (zgeneralizowanym), jest to że nie potrafię działać według planu, a już w tego typu interakcjach zwłaszcza.
Nawet jak jestem przygotowany na wszelkie scenariusze, i mam gotowe listy dialogowe na każdą ewentualność (sorry za trywializację), to rzeczy dzieją się jakoś same i chyba idę na łatwiznę, jeśli doraźnie jest ok to nie chcę psuć chwili, wydaje się że to "nieodpowiedni moment". Boję się zciągać na ziemię gdy Ktoś jest w świetnym humorze, nie chcę też pogrążać kiedy jest niż. To jest niestety dość immanentna cecha mojego zespołu, trudność określania się wobec innych. Jakiś lęk przed byciem ocenianym. Zasłaniam się k...znowu?! :-( . Są też chwile kiedy nie znam odpowiedzi na najprostsze pytania: kawa czy herbata? Stupor delikatny...
Rys neurotyczny każe czasem analizować decyzje które ludziska podejmują automatycznie. Jem czasem jem coś kierując się nie smakiem, wartością odżywczą czy estetyką tylko tym ile potem będzie sprzątania.

masterblaster
-nie chcę żeby uciekając wpadła pod samochód, a wiązać nie lubię

iLLusory:
-raczej złośliwość, albo próbę zniechęcenia

Zas:
zdarzają się taki rzeczy, podobno nie tylko na filmach.
Nie uciekła z zakonu, uwierz. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
A ja korzystając z chwili przypływu euforii i wolnego czasu postanowiłem dodać sobie odwagi zakładając konto na jednym z portali... Pisze tam jakieś bzdety i oczywiście nic, aa tak w ogóle to kobiety koło 30 i po 30 są nieźle pojechane. Albo jakieś karierowiczki o wymaganiach jak z kosmosu, które piszę, że właściwie nikogo nie szukają ale być może albo są rozwódki z dziećmi, które szukają sponsora... W sumie to już bym wolał taką z dzieckiem bo w głowi może mieć równiej. Trochę popisałem i nic, a co ciekawe jakaś jedna dziewczyna sama do mnie napisała (nie mylić z tą z innego tematu:Stan - Uśmiecha się - Mrugając: i tak sobie trochę klepiemy ale tez jakaś dziwna niby bardzo dużo nas łączy nawet niedaleko mieszka, no ale cos ciężko się z nią rozmawia prze komunikator, nie dość, że wszystko ja muszę wypytywać ciągnąć za jezyk to przez parę godzin potrafi nie odpisać albo w ogóle dopiero na drugi dzień. I w sumie też twierdzi, że tak naprawdę to nikogo nie szuka kto by na nią nie zasługiwał... strasznie ciężką się z nią prowadzi rozmowę ale staram sie trzymać nerwy. Kiedyś to bym kopną w d... po pierwszym dniu.
Aaa spóźniona ale odpiszę na wcześniejsze posty :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami:

WesołyHipokryta napisał(a):Wrażliwość do samego siebie według mnie da się zminimalizować ale czy do końca pozbyć to nie jestem przekonany. Osoba która najczęściej wyolbrzymia większość spraw i cierpi z powodu potęgowanej krzywdy robi to tylko dlatego, że poszukuje większej uwagi u partnera, który widocznie został źle wybrany skoro musimy walczyć o uwagę i jakieś zainteresowanie lub po prostu próba zwrócenia na siebie uwagi otoczenia. Najczęściej jest to poczucie beznadziejności i niska samoocena która prowadzi do użalania się nad sobą a potem wszystko leci jak kostki domina. Jest to uczuciowość i spora empatia która też jest destruktywna i trzeba ogromnego samozaparcia by nad tym pracować. Kluczem jest znalezienie tej odpowiedniej osoby o chociaż podobnym charakterze. Posiadanie dodatkowej cechy tylko po to by się pozbyć tej "złej" wrażliwości która nie musi być zła gdy znajdziemy odpowiednią osobę - nie sądze. W większości się z Tobą zgadzam. Zresztą, problem wrażliwości do siebie nie jest mi obcy i to tak z mojej perspektywy przedstawiłem problem.

Chyba Da się tylko zminimalizować to prawda, póki jesteśmy wrażliwi zawsze będziemy mieć oba rodzaje tejże wrażliwości :Stan - Uśmiecha się: wszystko ma swoje wady i zaleta a każde z nich niekoniecznie zawsze musi mieć jedno znaczenie. Czyli taka wrażliwość do siebie czasami może być zaletą tak jak wrażliwość do innych może być czasami wadą, to jest właśnie piękne w każdej cesze naszego charakteru :Stan - Uśmiecha się:

Nawet nie wiesz jak chciałabym w całość wierzyć a raczej w to że zawsze się ta teoria sprawdza.
Powiem że ja widzę to w ten sposób. Miałam doświadczenie w pewnym związku, w którym partner był wrażliwy ale najczęściej na siebie, to był partner z przeszłością. To prawda że moje nastawienie wobec niego, odpowiednia ilość uwagi, troski i cierpliwości bardzo wiele mu dały ale z czasem zaczął za bardzo polegać na mojej miłości. Czyli tak naprawdę nic się nie zmieniło w tej sytuacji, ponieważ wyleczyłam skutki a nie przyczyny, przyczyny mógł wylecz on sam z pomocą psychologa. Choć pomogłam mu w pogodzeniu się z wieloma sprawami to wciąż polegał za mocno na mojej pomocy, musiałam dawać jej coraz więcej a on czuł coraz większe poczucie winy ponieważ kobieta musi się nim tak "zajmować". Nie mówię że go wyręczałam ze wszystkim ale jeśli coś go przerastało lub za mocno wyolbrzymiał jakąś sytuację to na spokojnie z nim rozmawiałam, pomagałam mu zrozumieć i iść dalej. Przez poczucie winy i coraz większą zależność od partnerki, zaczął mieć pretensje do samego siebie aż w końcu zrzucał je również na mnie. Powiem szczerze że w taki związek mógłby przetrwać ale kosztowałby mnie zdrowie a jego szacunek wobec siebie. Partner ma być wsparciem ale nie psychologiem. Jeśli ktoś ma tą wrażliwość do samego siebie i nie zamierza jej zmieniać, przyjąć odpowiedzialności na siebie to druga osoba nie może przyjmować całego ciężaru przez całe życie, dla obojga będze to wyniszczające.
Nie mówię że to się tyczy każdego związku, tak naprawdę wrażliwiec może spokojnie żyć szczęśliwie. Możliwe że mnie ta teoria nie dotyczy, ponieważ sama jestem wrażliwcem, który w większości był dla innych przynajmniej kiedy związek był szczęśliwy, bo tu ma WesołyHipokryta rację, taki związek podobnych do siebie dusz, może być wspaniały i jest, jeśli obie pracują nad związkiem ciężko.

Tak więc moja definicja sprawdza się i na mnie i na moim byłym partnerze, ponieważ z powodu zbyt wielu obciążeń życiowych czy partnerskich oboje zamknęliśmy się z czasem na wrażliwość do innych, przez co zrodziła się wręcz niezdrowa relacja, w której kochaliśmy bardzo mocno i się troszczyliśmy a zarazem mieliśmy zarzuty, chęć zrzucenia odpowiedzialności na barki drugiej osoby oraz okrutne wyrzuty sumienia.

Moja pierwsza propozycja to odpowiedzialność. Nie taka ogólnikowa, bo powiem szczerze że dla mnie odpowiedzialność jest zbyt szerokim pojęciem. Są ludzie odpowiedzialni w różnych kwestiach, tak więc jakby dodać do tej wrażliwości odpowiedzialność za własne czyny, czy to błędy największe z przeszłości czy to sukcesy w nawet w najmniej widocznych sprawach, zwłaszcza w tych najbardziej dla nas bolesnych, to czy wrażliwość do siebie nie zmniejszyłaby się znacząco?
Muszę do tego dojść, bo mam wrażenie że inaczej nie pogodzę się z tamtym rozstaniem.
Wrażliwość jest wspaniała ale również wymagająca moim zdaniem

grego napisał(a):O rany... jakby ktoś mi zrobił rentgena mózgu, już teraz wiem czemu tak wk...em swoją byłą... szkoda, że parę lat temu tego nie przeczytałem, ale też i ona ani razu nie zwróciła mi bezpośrednio uwagi, że coś ją irytuje. Myslę, że dałbym radę w znacznym stopniu to zmienić, albo zastąpić to obojętnością.
Ciekaw jestem czy człowiek się już taki urodził czy to efekt braku akceptacji ze strony innych w tym samego siebie?
Czyli wychodzi na to, że do związku trzeba by podchodzić całkowicie bez uczuć, a jak się tak owe pojawią to wiać...

Nie zawsze się udaje, jednak to nie przekreśla następnych związków, trzeba tylko ostro pracować nad sobą, głównie pogodzić się z czymś z przeszłości, odnaleźć samoakceptacje i przede wszystkim wierzyć że się uda to zmienić, samemu z małą pomocą drugiej osoby :Stan - Uśmiecha się:
Obojętność niemożliwa dla wrażliwców, to będzie tylko ucieczka i chowanie uczuć, bo tak naprawdę one by się zbierały i spowodowały jeszcze większą burzę.
Trzeba w takim związku dużo rozmów, nam bardzo pomagały. Szczere rozmowy z silnym przełamywaniem się i chęcią do współpracy, wiem jakie to ciężkie bo sama miałam z tym problem. Dodatkowo terapia i ciągła praca nad własnymi słabościami a przede wszystkim nauka dystansu do siebie, on jest chyba najważniejszy w tym wszystkim

Ertix nie, nie przekreśla. Mi chodzi o długie związki, takie które mają przetrwać na całe życie. Wiadomo że każdy może być w związku, każdy ma szanse w nim przetrwać, duża część zależy od dobrania charakterów ale nie tylko, bo taka sama część a nawet większa zależy od na samych. Każdy związek ma inny charakter, niektórzy się ciągle kłócą i są szczęśliwi, żyją razem wiele lat i nic im nie jest. Tylko że ja jestem perfekcjonalistką, kłótnie u mnie zawsze muszą kończyć się wyjaśnieniem sytuacji, często panuję w jakimś stopniu nad emocjami i prowadzę taką kłótnie, aby nie pojawiły się jakieś zbędne słowa tylko szczera prawda. Dążę do związku, który polegałby na silnym zaufaniu, poczuciu bezpieczeństwa i silnej więzi, która wręcz tworzy z dwch jedno.

Mam take myśli, że związki nieidealne (możliwe że to słowo jest niewłaściwe, zależy jak ktoś widzi słowo "idealne") nie mogą przetrwać na długo, chyba że po ciągłych starciach oboje dojdą do tego, że czas na wspólną terapie i ciągłą pracę nad związkiem, w innym przypadku kończy się to rozwodem albo zerwaniem. Mogę się mylić, po prostu takie mam odczucia

Wrażliwy nie musi być śmiały i odważny, nie każdy musi taki być w związku. Oczywiście te cechy są pożądane w jakimś stopniu, bo przecież rozmowa z partnerem to też jest jakiegoś rodzaju śmiałość prawda? Mi chodzi o to aby pracować nad przewrażliwieniem ale wciąż pozostawać sobą, żyć w zgodzie z własnymi potrzebami i nadal być wrażliwym. Na zmiany przede wszystkim trzeba być gotowym. Jeśli robi się coś na siłę dla drugiej osoby, to jest duże prawdopodobieństwo że pózniej się ją będzie za to wszystko obwiniać. Przynajmniej tak było w moim przypadku.

Życie to ciągła praca nad sobą i ze sobą, to jest chyba najważniejsza rzecz w związku i w całym naszym życiu. Wszystkie cechy nieważne jakie, są tylko dodatkiem, który trzeba szlifować.
grego napisał(a):. W sumie to już bym wolał taką z dzieckiem bo w głowie może mieć równiej.
To nie jest kryterium, według którego należy kogoś oceniać. Dla kobiety ZAWSZE najważniejsze jest dziecko. Ty będziesz na drugim miejscu. Poza tym, nigdy nikt ci nie da pewności, że to dziecko Cię zaakceptuje. Z doświadczenia na portalach typu sympatia wiem, że takie kobiety to z reguły desperatki, które szukają jelenia, żeby utrzymywał ich dziecko. Choć wiadomo, że nie każda taka jest.
verti napisał(a):
grego napisał(a):. W sumie to już bym wolał taką z dzieckiem bo w głowie może mieć równiej.
To nie jest kryterium, według którego należy kogoś oceniać. Dla kobiety ZAWSZE najważniejsze jest dziecko. Ty będziesz na drugim miejscu. Poza tym, nigdy nikt ci nie da pewności, że to dziecko Cię zaakceptuje. Z doświadczenia na portalach typu sympatia wiem, że takie kobiety to z reguły desperatki, które szukają jelenia, żeby utrzymywał ich dziecko. Choć wiadomo, że nie każda taka jest.

No.. to różnie jest... Nawet ojcowie z dziećmi tez będą cenić swoje od drugich/cudzych.. To żaden wyznacznik kandydata.

Choć jakby to była osoba nieszczęśliwa i biedna że nawet dla niej lepsze warunki by były dla niej ok to czemu nie :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Ale to tylko takie fantazje z ciętej głowy :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Nie nadawać się do związków.. Biorąc pod uwagę wiele czynników niezależnych, różnorodność ludzi ich pragnień, problemów i oczekiwań... No głowa rozboli od tego ale wyjdzie, ze nikt się nie nadaje..

Każdy z nas ma jakieś wyobrażenie co chce i gdy tak się zastanowić rozsądnie pozostawiając nasze fantazje i marzenia to nikt się nie nadaje do związku i do spełnienia naszych oczekiwań a także spełnienia cudzych oczekiwań.

Gdy widzę jak ludzie się zakochują i słyszę a także czytam to co chcą i wymagają potem spełnienia tych oczekiwań od drugiej osoby lub rozczarowanie drugiej osoby to jednak wolę ten mój stan jaki jest.. Lepszy cyrk niż ten przyjezdny :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Nielubiacy psow albo kotow
Cytat:Gdy widzę jak ludzie się zakochują i słyszę a także czytam to co chcą i wymagają potem spełnienia tych oczekiwań od drugiej osoby lub rozczarowanie drugiej osoby to jednak wolę ten mój stan jaki jest.. Lepszy cyrk niż ten przyjezdny

:Stan - Różne - Zaskoczony:k: :Stan - Różne - Zaskoczony:k:

A mi się poglądy nieco zmieniły od stycznia i podzielam to co kolega wyżej napisał.
Grego.. to raczej rozsądek..

Mamy społeczne wytyczne jakie cechy ma mieć facet lub kobieta nadająca się do związku plus każdy indywidualnie sobie tworzy swój własny ideał. Czyli mamy kulturowe oraz indywidualne 7mld ludzi wyobrażenia tej 2 osoby.

Każdy pragnień "cudu". Cudowności, piękna. Jeszcze zakochanie wzbogaca stan hipnozy nad 2 osobą.

"Nikt się nie nadaje do związku" jakby popatrzeć trzeźwym okiem, bo każdy ma wady i zalety i w relacji jest różny nawet trudny. Idąc dalej to wyjdzie, skoro nikt to również każdy :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Bo skoro nie ma osoby która się nadaje a ludzie się łączą i nie ma porównania kto jest tym co się nadaje to automatem wychodzi, że wszyscy się nadają.

I właśnie dzisiejsza trudność polega na tym, że wielu przyjmuje te wytyczne i ich się trzyma. Z automatu wymieniane są ogólne cechy i kobiety i mężczyzny. Tylko czy na prawdę i oni są tacy super, hiper fajni i się nadają? I to dla każdego? Śmiem wątpić. Dla kilku owszem ale dla ogółu już nie.

Jest to krzywdzące dla tych co chcą być zwykli, być sobą, bo odpadają bo nie idą za trendem dopasowania się pod etykietkę. Mniej liczy się osoba bardziej opakowanie stworzone przez kulturę.

Co jest jeszcze krzywdzące i to dotyczy obu stron to to, że mimo wymagań od innych takie osoby mało co od siebie dają.

Co z tego że tak kobiety piszą po przejściach?

Cytat:Kobiety po przejściach i nie tylko dość często zastanawiają się, jacy mężczyźni nie nadają się do związku. Kogo należy unikać, by nie ranić siebie i nie tracić czasu na związek bez przyszłości. Najprościej mówiąc są to mężczyźni dorośli jednak niedojrzali emocjonalnie. Takiego faceta można łatwo poznać po kilku cechach i typowych zachowaniach:

ma wiele kompleksów, jest ich świadomy jednak nie chce nad sobą pracować
ma skłonność do manipulowania ludźmi
nie ufa ludziom, często dopatruje się złych intencji, uważa, że wszyscy są przeciwko niemu, nie wierzy w przyjaźń
więcej bierze niż daje, jest egoistyczny
zadręcza innych swoimi problemami, często prosi o pomoc w sytuacjach, w których z powodzeniem mógłby sobie poradzić sam
nie radzi sobie ze stresem
brakuje mu dystansu do siebie i do życia
nie chce rozmawiać o trudnych sprawach, uczuciach i problemach jakie są w związku
nie potrafi przyjmować krytyki
ma problemy z organizacją czasu oraz z motywacją do działania
zdarza mu się planować coś za drugą osobę bez uzgodnienia
lubi wywoływać w partnerce poczucie winy
jest niedowartościowany, domaga się komplementów, obraża się by zwrócić na siebie uwagę
porywa się na nierealne cele gdyż nie przyjmuje do wiadomości swoich ograniczeń
ma problem z wybaczaniem
okazywanie wdzięczności drugiej osobie uważa za mało męskie i w pewien sposób
uwłaczające.

Rozumiem, że chce się "perfect" w każdej relacji ale czy one też są perfect? Jak to się mów? "Chce się zjeść ciasto i mieć ciastko?"

Nie mam wymarzonej partnerki bo nawet ciężko żyć mi z ludźmi zwyczajnie w normalnym życiu :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
dokładnie, tyle kobiety niby wymagają, tworzą w głowach jakieś abstrakcyjne ideały, wymieniają niezliczone ilości cech jakie pożądają od mężczyzny, a w sumie mogły by się zastanowić co są w stanie zaoferować w zamian..
To co, nie mozna miec w glowie zadnych idealow i szukac kandydata, ktory bylby im bliski? Chyba tak wlasnie powinno sie robic. I serio myslicie, ze kobiety sa tak wybredne? Trzeba miec jakies kryteria, ktorymi sie czlowiek kieruje przy poszukiwaniu partnera - kazdy je ma. Tylko, ze faceci z tego co obserwuje, to raczej nie wiedza czego chca poza odpowiednim wygladem

Szary

Mam problem, bo mój cechy charakteru są dla kobiet bliższe przyjacielowi niż mężczyźnie. Brak mi tego pierwiastka stricte samczego, dlatego grzęznę we friendzone non stop.
Placebo

Szukaj Ideału. Tylko będziesz zawsze po wsze czasy szukać bo nie istnieje. Skąd się wzięły przecież kompromisy? To zderzenie z rzeczywistością 2 stron, że ideały to mrzonka.

grego

Faceci też są nie lepsi :-P Mówimy tutaj o cechach facetów, którzy się nie nadają w zestawieniu i porównaniu do cech i wymagań kobiet. W tym zestawieniu brak czegoś takiego jak choroba lub inne tego typu rzeczy. Czy kobieta czy facet jest towarem w wyścigu szczurów.

Bez przejaskrawienia bo może ten post tak wyglądać, jednak każdy pragnie by 2 osoba go zadowoliła, czy kobieta czy mężczyzna. Po tych elementach i zakochaniach jest szara rzeczywistość i docieranie się.

Kolor

Ja również tak mam. Bo muszę "zdobywać", być samcem, zabawnym, zaskakiwać itd. Czyli przywdziać maskę choć na chwilę by tylko osiągnąć cel. I o ironio to na ogół przyjaciel najdłużej z taką dziewczyna pozostaje i najlepiej ją wspiera gdy cham odchodzi :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

Oczywiście to porównanie skrajne do z obrazowania sytuacji. Ale ja na forach czatach oraz od luźnych znajomych z reala widzę jak się to odbywa u obu stron. Albo ja jestem nienormalny, ze śmieszą mnie te tańce godowe i przepychanki, wyliczenia itd.?
mnie też śmieszą i teraz nie wiem czy inni faceci takich klaunów udają, aby tylko osiągnąć ten cel czy po prostu tacy są i to im odpowiada.
grego

Część tak ma a część udaje by coś osiągnąć. Jeśli faceci chcą być z kobietą to "muszą" wejść w tą "grę" tak samo i kobiety. Innymi słowy gra "sprzedaj się". I to żadne sprzedaj się fizycznie, żadne takie sprzedawanie się czyli oddawanie się. Sprzedaj się czyli szpanuj, tańcz, adoruj. Staranie się o kobietę jest tu dziwnie interpretowane. Dla mnie starają się przyjaciele między sobą. Bo się szanują i się troszczą. Tutaj więcej cwaniactwa takiego.

Jeśli "kochasz" to kochasz bo akceptujesz daną osobę. Jeśli wybrzydzasz, zmieniasz daną osobę lub na innym "model" bo jest odmienny od twojego "ideału" to w ogóle nie kochałeś.

Faceci z kompleksami skądś się biorą? Sam je mam i nie czuje się, że nadaje się na tego typu relacje i związek i jako partner w tym związku. Od razu bym musiał wejść w tryb "gra".

Lubię rozmawiać z kobietami/dziewczynami ale zawsze jest to na stopie kolega - koleżanka. Dziwne jest to, że kobiety chcą szacunku do faceta ale jak mam być facet to ten samczy władczy, czyli innymi słowy ten który usidli, zdobędzie i utrzyma kobietę przy sobie. Czy tylko ja widzę sprzeczność ? Szacunek vs usidlenie?
Soyokaze, banaly prawisz. Oczywiste, ze nikt nie znajdzie swojego idealu. Znajdzie osobe z jakimis wadami, ktore bedzie trzeba zaakceptowac, ale musi ta osoba spelniac jakies warunki bo inaczej nici z takiego zwiazku. Dwie osoby musza do siebie pasowac. I ja np. Nigdy nie bede z przesadnie otwarta osoba, roztrzepanym imprezowiczem bo wiem, ze nie zbuduje z takim przyszlosci. Chyba kazdy ma jakies swoje wymagania i oczywiste, ze idealu nie znajdziemy, i mozemy swirowac z milosci ale przedzej czy pozniej dostrzezemy w partnerze wady. I to nic bo jesli ta osoba cechy, dzieki ktorym czujemy sie z nia dobrze to to jest wazne. I dobrze wiedziec czego sie chce i nie zawracac sobie glowy tymi, ktorzy nie sa tego warci, przy ktorych nie jest nam dobrze. Wiele kobiet tkwi w wyniszczajacych je zwiazkach, wierza ze sie ulozy i bedzie lepiej ale nigdy nie jest... Jak ma byc lepiej jak 2 osoby kompletnie do siebie nie pasuja.
Efekt tego, że kobiety lubią być "zdobywane" i chyba wtedy racjonalne myślenie sie im wyłącza.
Jedyne co może wykluczyć kogoś z kręgu potencjalnych partnerów to bycie martwym.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30