PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Niesmiałość = brak dziewczyny = brak seksu...
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29
Jakos to przezylem, oplacalo sie bo znow sie spotykamy.

Sama po 2 dniach sie odezwala ze chce nadal sie spotykac. Ze jej zalezy na mnie.
Juhuuuu Gratki. Dziwne te kobiety :Stan - Uśmiecha się - LOL:
drugi podbój jej nie wyszedł :-D
... albo nie taki fobik straszny, jak się maluje. :-)
Straszny straszny :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:, tylko dobrze sie kamufluje. Ale taka juz nasza natura.


Nadal jest dobrze, praktycznie codziennie sie widzimy :Stan - Uśmiecha się:, ostatnio byla u mnie z kolezanka :Stan - Uśmiecha się:.


Nie daje mi "spokoju" :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:, ciagle do mnie dzwoni, pisze sms :Stan - Uśmiecha się:. Jak na razie jest nam super :Stan - Uśmiecha się:.
co ją bym ku...a dał za choć jednego SMSa na tyydzien. :-( poki co nawet na moje nie odpisuja, ci dla kttorych ponoc jestem "przyjacielem". i nie mam starych znajomych chetnych na randke, chetnych na cokolwiek... czy ja w ogole mialem znajomych?

widze ze kazdemu sie uklada...
Cytat:co ją bym ku...a dał za choć jednego SMSa na tyydzien.
Po cholerę Ci ten sms?

Co do tej dziewczyny, to może to był test na udzielanie prawa do autonomi, który przeszedłeś pozytywnie? :Stan - Niezadowolony - Martwi się:mt017
Niektórzy faceci jak się nakręcą, to już wydaje im się, że kobieta jest ich własnością i zaciągną ją za fraki spowrotem, albo będą napastować telefonami. Wrażliwy facet zwyczajnie będzie cierpiał i cierpliwie oczekiwał na jej powrót.
Byt wiedzieć, że ktoś się mną interesuje? Zresztą, jeśli nie rozumiesz tej prostej metafory, to nie mamy o czym dyskutować.

BTW - pewnie znajomi czekają, a ty marnujesz czas na forum.
Hej, weź się w garść facet. Ja też nie dostaje sms, no nie licząc może takich :Stan - Niezadowolony - Martwi się:mt095
Cytat:Bogata paniusia lubi chodzic bez majtek. A dzis przyszedl jurny listonosz i ostro ja wymlocil. 3 NOWE filmy +10 fotek. Slij EU pod 72988 (2,46zl) Digital Alea
Co do znajomych, to nadal jestem outsiderem, tyle że już z przyzwyczajenia.
Poza tym nie trafiony, bo mi teraz bardziej kobity potrzeba. Z drugiej strony wszystkie bledną przy tej, z którą nie mogę być. Kolejne poza tym jeszcze sporo mam do zrobienia w kierunku tak zwanej normalności.
Ja nie dostaję nawet takich. Tylko kody SMS z banku i informacje o fakturze od Plus GSM.
No, ale widzę, zę ktoś tu jednak rozumie, w czym rzecz. Potwierdza się więc prosta zasada - warknij na kogoś, od razu rozmowa toczy się w dobrym kierunku.

A z byciem outsiderem jakos sie nei pogodziłem. Tylko nie wiem, czy to dobrze, czy źle.
Jak chcesz dostawać takie, to instrukcje co robić masz wyżej :-D
Uprzedzam tylko, że już od Twojego numeru się nie odbimbają i subskrybują go swoim ziomkom.
Mogę dać Ci też namiary na [rzekomo ;-)] panią, która z chęcią Cię pościemnia, wyzna miłość, obieca swój prywatny numer i upojne chwile. Jeden sms do niej tylko 3,46 z vat!

Bycie outsiderem najczęściej jest wyborem. Nie godzenie się z własnym wyborem może doprowadzić do konfliktu potrzeb, który w efekcie ma szansę zaowocować dokonaniem lepszego wyboru.
Dopóki nie wiesz czy to dobry wybór, nic się nie dzieje, korzyści równoważą straty.
shalafi napisał(a):Ludziom takim, jak użytkownicy tego forum, na przeszkodzie stoi walka z samym sobą. Dziewczyny zwyczajnie zwykle nie mają okazji dobrze nas poznać, w odróżnieniu od tej pierwszej grupy. Albo widzą i myślą sobie - "może ładny, ale jakiś nieciekawy... właściwie to pierdoła. Nie warto". Ergo: mamy mniejsze powodzenie od lanserów i chamów. Stanowisko podtrzymuję. I chuck ma być.

Właśnie i ja jestem tego zdania, tu jest pies pogrzebany. Ludzi takich ja my jest trudniej poznac i rozgryzc. Są bardzo wartosciowi i często wyjątkowi, ale otoczenie tego nie dostrzega. Bo nie ma czasu i mozliwosci nas lepiej poznac.... to mówię jako doswiadczony, wieloletni fobik, który z niejednego pieca już chleb jadł...
Kur.. mam ten sam problem co autor tematu, tylko to już trwa długie lata i wydaje się, że to trochę rujnuje człowieka taka długotrwała samotność i brak kobiety i sam jeszcze nie rozgryzłem tego jak to zmienić. Próbowałem spotykać się przez serwisy randkowe, tych spotkań było 2 czy 3, ale kończyło się 1 spotkaniem, ani ja ani ta druga osoba nic nie czułem do niej, w ogóle nie mogę sobie nawet przypomnieć czy kiedyś coś czułem do jakiejś kobiety, może jedynie zauroczenie wyglądem.
Raz w życiu odważyłem się zagadać do obcej dziewczyny. To była najpiękniejsza istota jaką kiedykolwiek spotkałem. Niestety brak doświadczenia, a przede wszystkim stres mnie tak zjadł, że tylko się ośmieszyłem.
No właśnie ten brak doświadczenia (nie mylić z brakiem pewności siebie), spala na starcie, ja też próbowałem i też nie mam żadnego doświadczenia, nie ośmieszyłem się, ale kompletnie nic nie wynikło.


Myślę, że samemu nie ma szans za wiele zdziałać, pomóc mogą jedynie jacyś znajomi, którzy by nas "wprowadzali w ten świat", dzięki czemu moglibyśmy nabrać więcej tego doświadczenia, ale ja np. nie mam takich znajomych, którzy by chcieli ze mną gdzieś wyjść np. do klubu itp.., raczej tak z góry patrzą.
Słyszałem, że jednej osobie właśnie w sprawach takiego braku doświadczenia pomogli znajomi z pracy, którzy cały czas go brali na wyjście do klubu + do tego ekstaza, która drugą połowę pomogła, w nawiązywaniu kontaktu, wymianie emocji uczuć, może niektórzy się oburzą, ale to tylko eksperymenty pewnych osób, sam z pewnością kiedyś spróbuje jeżeli będę miał okazję..
[Obrazek: 270.jpg]
Taki komentarz obrazkowy. Moim zdaniem - dość trafny.
...
Myślę, że Ci mało doświadczeni, mają dominujące te instynkty szukania kobiet atrakcyjnych i młodych, natomaist ci bardziej doświadczeni, kierują się już innymi atrybutami. Kwestia atrakcyjności moim zdaniem to nie tylko uroda naturalna, ale też jak kobieta dba o siebie, czyli różne kosmetyki itp.. to też dużo podwyższa atrakcyjność i nie mam tu na myśli jakichś wydekoltowanych lasek w szpilkach, tylko takie normalne co potrafią o siebie zadbać.

P.S. a co to tak w ogóle jest "obiekt porównawczy - stereotypowy ABS" ?
...
Bo ten świat ceni przeciętność i szablonowość, wszelaka inność i nieprzystosowanie do przyjętych norm sprawia, że inni cię nie rozumieją i uznają za dziwaka, może nawet boją się. Boją się samych siebie.
Osobiście to co cenię u dziewczyn najbardziej (oprócz tego czym ich obdarzyła matka natura), to nie żaden intelektualizm, wrażliwość i tym podobne - nie bierze mnie to w ogóle, ale to czy afirmuje życie czy nie. Nie obchodzi mnie to czy ktoś ukończył studia, jakich kosmetyków używa i czy jest oczytany, czy jest religijny czy nie jest itp. Pragnienie i afirmacja życia ponad nazwami i szablonami.
Cytat:Bo ten świat ceni przeciętność i szablonowość, wszelaka inność i nieprzystosowanie do przyjętych norm sprawia, że inni cię nie rozumieją i uznają za dziwaka, może nawet boją się. Boją się samych siebie.
Rzuciła mi się w oczy teza, że spowodowane jest to instynktem stadnym - odszczepieńcy to osobnicy potencjalnie groźni dla grupy.
A uczciwy dziwak z reguły znajdzie drugiego dziwaka. Z fobikami jest ten problem, że mają przebogaty zestaw cech, które utrudniają życie w związku (albo i jego zawarcie w ogóle).
Pan Foka napisał(a):
Cytat:Bo ten świat ceni przeciętność i szablonowość, wszelaka inność i nieprzystosowanie do przyjętych norm sprawia, że inni cię nie rozumieją i uznają za dziwaka, może nawet boją się. Boją się samych siebie.
Rzuciła mi się w oczy teza, że spowodowane jest to instynktem stadnym - odszczepieńcy to osobnicy potencjalnie groźni dla grupy.
Raczej brak posiadania własnej indywidualności, niepewność siebie, lęk przed odrzuceniem, przed nieakceptacją, będący projekcją lęku przed samym sobą, w skutku nieznajomość swojego potencjału, swojej unikalności, kompletna mechaniczność i małpowanie innych, przylepienie się do ogólnej masy ludzkiej, bo w grupie siła, potrzeba przynależności do grupy, itp, itd.
Np. ludzie robią najczęściej to co cenią inni, a nie to co im samym wydaje się wazne dla nich samych, bo lubią czuć się akceptowani przez innych, jest to potrzeba akceptacji, szacunku.

Nie mówię, że to jest w całości złe, ale jest to złe jak człowiek nie jest tego świadomy, wtedy jest zaprogramowany przez społeczeństwo i podatny na manipulacje. Jako skrajny przykład można tu podac przykład nazistowskich Niemiec...
Ale można też podac manipulacje w postaci edukacji szkolnej, w postaci grupy rówiesników, w postaci rodziców, w postaci tv, internetu, kościoła - wszyscy przeszliśmy i przechodzimy cały czas niezłe pranie mózgu...
jestesmy zwierzetami stadnymi, wiec jestesmy konformistyczni. zadna to 'projekcja leku przed wlasna indywidualnoscia'.

choc nie jestem za 'bezmyslnym malpowaniem', albo tym, zeby sie bac robic to co sie chce (do pewnego stopnia), to nie chce mi sie tez udawac, ze ludzie to jakies szczegolnie unikalne, indywidualne twory o niezmierzonym potencjale (czy jak to ladnie ujac) ktorych (nieograniczony) rozwoj ogranicza jedynie zla kultura (czy zachowania stadne brzydko mowiac).

krótko ujmujac - jestem za samoswiadomoscia
Cytat:jestesmy zwierzetami stadnymi, wiec jestesmy konformistyczni.
TAK. Ale oprócz tego jesteśmy ludźmi - i o tym niewiele wiemy.. Więcej wiemy o różnych etykietkach niż o sobie samych. "zwierzę stadne" to jedna z tych łat, powiedziałbym nawet, że "kobieta", "mężczyzna" to też łata , na głębszym poziomie jestem jednym i drugim. No dobra, nie było tematu :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

Cytat:zadna to 'projekcja leku przed wlasna indywidualnoscia'.
To raczej coś na zasadzie, boję się, że inni nie zaakceptują mnie takim i takim, z takimi a nie innymi cechami, ale okazuje się, że sam odrzucam innych w podobny sposób.
Pare razy pisząc posta na tym forum, i myśląc sobie "o rany, co za ludzie!" czy coś w tym stylu, przychodziło potem uświadomienie, że ten aspekt, który wydawał mi się odrzucający u rozmówcy, znajdywałem w sobie samym. Sprawiało to wrazenie po prostu mojej własnej projekcji, odbicie moich własnych wad, lęków, uprzedzeń, itp.

Cytat:indywidualne twory o niezmierzonym potencjale (czy jak to ladnie ujac) ktorych (nieograniczony) rozwoj ogranicza jedynie zla kultura (czy zachowania stadne brzydko mowiac).
Nie kultura, a nieznajomość samych siebie, głęboka nieświadomość.
Kultura to tylko zewnętrzna strona medalu.

Cytat: nie chce mi sie tez udawac
Chodzi raczej, żeby poznać swoje możliwości, nie zamykać sobie możliwości rozwoju.
w ciekawy sposob laczysz psychoanalize z buddyzmem i must say


anyway, problem łat, ktore nadajemy sobie, innym, nie polega na tym, ze zawerzaja nam 'spojrzenie' (zawierzanie to przeciez jakies precyzowanie, dochodzenie do prawdy) ale ze etykiety sa czesto falszywe lub bardzo nieprecyzyjne (czesciowo zafalszowujace).

ale JACYS przeciez jestesmy. trudno nam trafnie okreslic jacy wlasciwie, przez co ciezko jest nam rozwiazywac napotykane problemy.
najbardziej abstrakcyjny przyklad jaki przyszedl mi do glowy teraz (wina twojego przykladu etykietowania kobiety/mezczyzni) to np.
ktos uwazajacy sie za mezczyzne, wie ze prawdziwi mezczyzni nie nosza szpilek; postawiony boso na skraju autostrady, gdzie rozsypane jest potłuczone szklo, nie przejdzie na druga strone, mimo ze obok beda lezec kobiecie pantofle (w jego rozmiarze oczywiscie). mozliwe, ze taki ktos, moze nawet na te pantofle spogladac, ale nie pomysli, zeby ich uzyc!

mniej abstrakcyjny przyklad to: fobik spoleczny, ktory uwaza ze bycie zdenerwowanym w rozmowie z kims obcym jest tak dalece nieakceptowane, ze lepszym wyborem wydaje sie byc unikanie rozmow.


to co jest fajne w buddyzmie to ze kaze kwestionowac wlasne (w rozumieniu wchodnim) ego. nie wiem jak to przetlumaczyc na nasz jezyk: poczucie tozsamosci, poczucie JA, osobowosci i wynikajace z niego pragnienia? [jak cos pomieszalem to prosze o sprostowanie, bo przyznaje ze u mnie z rozumieniem buddyzmu dosc slabo].
trzeba sobie wiec zadawac pytania dlaczego uwazam, ze dane pragenienie, postawa, postrzeganie jest dla mnie dobre, odpowiednie i ze powinienem je miec? czy to co uwazam i czuje nie jest skutkiem tego jakie jest w tej chwili moje ego, uformowane przez doswiadczenie? czy ego nie 'podpowiada' mi zle, skoro moj umysl nie byl oswiecony przez cale moje zycie (a wiec doswiadczenie jst sila rzeczy znieksztalcone)?

buddyzm podpowiada wiec jak osiagnac owe oswiecenie, czyli postrzeganie rzeczy takimi jakimi sa... dzieki czemu zycie bedzie lepsze, odrodzimy sie w lepszej formie i tak dalej

tylko skad budda to wszystko wiedzial, skoro na zdrowy rozum 'oswiecenie' nie jest mozliwe? mysl nigdy nie bedzie 'czysta'. nawet jesli udamy, ze mozliwe jest calkowite porzucenie swojego (wschodniego)ego, to czynnikiem ograniczajacym sa chocby 'parametry techniczne ludzkiego mozgu'. mozg jest zbudowany w okreslony sposob, z okreslonych komorek i zachodza w nim okreslone procesy chemiczne; wszystko to wynika z milionow lat ewolucji. mozg nie jest czyms doskonalym, jest zaledwie narzedziem, ktore sprawdza sie w miare ok, jesli wykorzystywane w okreslonym celu. i to nas ogranicza. tak jak nie jestesmy w stanie zobaczyc wszystkich kolorów (nasza 'biologia' nas ogranicza) tak samo nie bedziemy w stanie myslec inaczej (lepiej?) niz pozwoli nam na to nasz mozg (czy szerzej cialo).

problem polega na tym, ze jakby dzis spotkac budde i zapytac skad ma pewnosc co do swojej racji, to moglby odpowiedziec jedynie to, ze ma racje bo jest przekonany, ze sie nie myli (okazuje sie, ze od czasow starozytnych tak zupelnie sie to nie zmienilo w nauce, ale coz zrobic :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: )

anyway, nie chce jakos tam bardzo psioczyc na buddyzm czy na religie w ogole. ludzie wierza to co zgodne z ich stanem wiedzy (czyli podobnie jak teraz). wiele dobrego wynika z nich przeciez, chocby przykazania w chrzescijanstwie: badz dobry, nie kradnij, nie zabijaj - trudno takie postawy potepiac.
z tym, ze nawet tak szlachetne przykazania, dzieki ktorym ludzie sa 'lepsi', w okreslonych warunkach staja sie nieadaptacyjne. no bo zasada nadstawiania drugiego policzka, malo przydatna, jesli spojrzec z punktu widzenia przetrwania... znaczy, ma wielki sens, jesli dopowiemy sobie, ze dzieki temu bedziemy o krok blizej do zycia wiecznego w szczesciu (z ewolucyjnego punktu widzenia bardziej oplaca sie miec zapewnione przetrwanie na wiecznosc niz tylko na chwile na ziemi -amrite? :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: )

wszystkie te nauki maja zawsze sens jedynie wtedy, gdy sobie cos 'dowymyslimy': zycie wieczne, nirvana, iluminacja przez sile wyzsza (wiec wiedzaca wiecej od ograniczonego czlowieka) itd; potrzebuja takich 'protez', by sie nie 'sypnely'.

zreszta, nie trzeba byc religijnym, zeby schodzic na manowce. wystarczy uwazac, ze umysl jest czyms niezwiazanym z cialem, albo 'nowoczesniejsza' wersja: ze istnieje 'jakies polaczenie pomiedzy umyslem a cialem', wiec np. trzeba zwracac uwage na 'sygnaly z ciala', bo cos nam moga 'powiedziec' i takie tam.
niektorym ludziom strasznie trudno oswoic sie z mysla, ze umysl to cialo, jeden twor (imo chocby to wplywa na to, ze ktos jest mniej samoswiadomy od kogos innego).


i teraz zeby jakos tam zgrabnie zamknac offtop wroce do pierwszego akapitu Twojej wypowiedzi, gdzie na moje slowa "jestesmy zwierzetami stadnymi,", odpisales: "TAK. Ale oprócz tego jesteśmy ludźmi - i o tym niewiele wiemy.."

w skrocie, chodzi mi o to, ze niewiele wiemy na temat CZLOWIEKA, bo malo wiemy na temat tego zwierza stadnego, ktorym jest.
a najchetniej bysmy udawali, ze to nie my..
potrzebujemy dystansowac sie od tego, 'wznosic' ponad nasza zwierzeca nature (jakby istniala jakas inna) czy ponad nawet to co materialne...
jest jakas ta potrzeba by czuc sie, choc w jakims stopniu, 'boskimi', zblizac sie do absolutu.

zreszta, byc moze bog istnieje? tylko nie wiem skad przekonanie, ze wiemy jak sie do niego zblizac, ale ze w ogole powinnismy to robic?

mam tez wrazenie, ze jakbym probowal komus mowic, ze np. moim zdaniem powstanie przykazan boskich czy prawa w ogole, wynika z naszej naturalnej sklonnosci do porzadkowania zycia spolecznego, bo przeciez oryginalnie wywodzimy sie ze zhierarchizowanych stad , to pewnie czesc osob poczula by niepokoj. no bo jak to: nie triumf nad ciemna strona ludzkiej natury czy oswiecenie? byc moze wiele osob mysli sobie, ze zanim panowal taki porzadek spoleczny jaki znaja, to byla 'dzicz': rodzicie zjadali swoje dzieci, synowie gwalcili matki, kolega z plemienia wykonczyl cie maczuga, bo spodobala mu sie twoja kobieta etc?


proba odejsca od tego koncza sie najczesciej wnioskami, ktore stwarzaja dodatkowe problemy. nawiazujac do konformizmu: moza sobie tlumaczyc, ze projektujemy na kogos swoje nieakceptowane cehcy i zamiast czuc zlosc na siebie, to czujemy na niego, ale co z tego wynika? ze mam akceptowac te cechy? a skad wiedziec, ze projekcja w ogole zaszla? przeciez nie moze zachodzic zawsze. no i skoro projekcja jest mechanizmem nieswiadomym, to troche trudno miec pewnosc czy wnioski na temat czy w ogole zaszedl sa trafne. mozna by wiec przypisywac sobie rozne cechy, ktorych sie wcale nie ma, albo nie zauwazac tych ktore sie ma. to nie jest zbyt pro-rozwojowe skoro znowu nie mamy mozliwosc poznania 'prawdziwego' siebie.

albo.. skoro konformizm wystepuje u zwierzat stadnych (chyba nikt nie probuje jeszcze tlumaczyc zachowania zwierzat mechanizami obronnymi z psychoanalizy) to nie dziwne ze u ludzi wystepuja podobne tendencje do upodabniania sie do (waznej dla nas) grupy. jesli inni robia to samo i jeszcze zyja, to mozna zalozyc, ze robia cos dobrze. niedostosowanie sie moze grozic smiercia, wiec budzi niepokoj. jak ktos sie niedostosowuje, to zazwyczaj 'means trouble': chory, dzialajacy sprzecznie z interesem grupy, obcy - mozna zgadywac, co wazniejsze.
dodatkowo, jako ze jestesmy stadni, to 'zostalo zadbane' o to, bysmy lepiej sie poczuli, gdy zachowujemy sie stadnie (np. nasza samoocena podnosi sie, gdy mamy poczucie, ze spelniamy standardy naszej grupy, albo ze nawet jestesmy troszke lepsi niz typowy czlonek naszego 'stada').

tutaj pewnie czesc czytajcych fobikow zasmieje sie z glupoty i malpowania ludzi ktorzy zachowuja sie konfromistycznie (bo przeciez tacy sa bezmyslni, brak im samoswiadomosci itd) ...
jednoczesnie taki fobik bedze czul pogarde i wysmiewal sie np. ze -wspomianych tutaj w temacie- ABSow. byc moze, fobik czuje sie osoba inteligenta i kulturalna, a wiec jest przedstawicielem grupy inteligentow (a wiadomo, ze tacy sa grzeczni, oczytani, maja karki i nie chodza na wiejskie dyskoteki). fobikowi (mimo ze nie wychodzi z domu, a jego grupa jest jedynie wyobrazeniem w glowie) niespecjalnie przeszkadza, by zachowywac sie jak typowy konformista :Stan - Uśmiecha się:

teraz ktos moze sie zasmucic, ze wszyscy jestesmy w jakims stopniu konformistami, bo to sie zle kojarzy. ale trzeba przyjac to do wiadomosci i zrozumiec tez dobre strony tego mechanizmu: wcale nie lezy w interesie spolecznym, bysmy byli zbyt duzymi indywidualistami! troche wyobrazni.
dopiero potem mozemy (jako spoleczenstwo) sie zastanawiac jak duza doza wolnosci jest dobra oraz co robic by ludzie nie czuli sie wykluczeni badz skrepowani przez reszte.



/jej, ale blok... sorry. dawno nie mialem weny :Kitty - Uśmiecha się cwaniacko:
Przyczepiłeś mi łatę buddysty, kiedy wcale nim nie jestem, ale wybaczam bo to tylko łata. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
w gruncie rzeczy nie liczą się tak nazwy jak to co się za nimi kryje, to co chcą przekazać.

jeśli pragniesz jakoś połączyć psychoanalizę z duchowością albo zrozumieć jak to się ze sobą łączy to chyba musiałbyś sięgnąć po Junga. przyznam, że sam znam bardzo pobieżnie Junga (bardziej z innych źródeł niż bezpośrednio z jego książek), ale spotkałem się z opiniami osób, że tak powiem praktykujących różne "duchowości", że Jung'a powinno się poznać zaraz po jakimś tam romansie z Freudem.

(nawiasem mówiąć pare dni temu natrafiłem na taką ksiązkę Junga "Red book - Liber Novus", która była ukrywana i opublikowana dopiero w 2009. czytałem zaledwie fragment ze środka tej księgi i jedno się rzuciło w oczy, że Jung nie był tylko teoretykiem, ale przede wszystkim praktykiem i ta ksiązka jest chyba bardziej autobiograficzna, o jego własnej drodze - może dlatego zakazał ją publikować)

poruszyłeś mnóstwo tematów, i żeby się za to zabrać trzeba by naprawdę książkę napisać. Próbujesz wszystko zrozumieć, lecz rozumienie i wiedza jest funkcją doświadczenia. W istocie wiedza jest niczym innym jak doświadczeniem, a nie tym co człowiek przeczyta z książek i mysli sobie, że już "wie". Człowiek więc potrzebuje więcej doświadczenia, a mniej różnych teorii zapychających mu głowę. Jak to kiedyś ktoś napisał: "jeśli zmieni się twoje bycie, zmieni się twoje rozumienie."

oczywiście etap czytania, rozumowania, potrzeby dowodzenia też trzeba przejść by go miec za sobą.

Cytat:w skrocie, chodzi mi o to, ze niewiele wiemy na temat CZLOWIEKA, bo malo wiemy na temat tego zwierza stadnego, ktorym jest.
a najchetniej bysmy udawali, ze to nie my..
potrzebujemy dystansowac sie od tego, 'wznosic' ponad nasza zwierzeca nature (jakby istniala jakas inna) czy ponad nawet to co materialne...
jest jakas ta potrzeba by czuc sie, choc w jakims stopniu, 'boskimi', zblizac sie do absolutu.
To raczej musi być równoczesne: poznawanie swojej zwierzęcości i wznoszenie się ponad nią. Możesz wznieść się tylko ponad to co jest realne. Jeśli nie odczuwasz swojej zwierzęcości/materialności - jako jedyną twoją realność, to nie czujesz potrzeby by się wznieśc ponad materialność, ku duchowości. Krótko mówiąc, człowiek łudzi się, że jest w nim coś duchowego, a w rzeczywistości on jest całkowicie zwierzęcy, całkowicie materialny, lecz nie odczuwa tego. Tylko z tego rodzi się pragnienie ku duchowemu. Choć człowiek nie do końca ma zrozumienie tego czym w ogóle jest zwierzęcość, materialność, na dzień dzisiejszy zwierzęce/ludzkie/boskie lub materialne/duchowe to (w jego doświadczeniu) jedno i to samo, wszystko się zlewa w jedno. Człowiek musi rozróżnić w sobie (w doświadczeniu) te dwie rzeczy - tak mi się wydaje na dzień dzisiejszy. W teorii człowiek "wie" bardzo wiele, i pisze doktoraty na ten temat, a w doświadczeniu nie wie absolutnie nic.Jeśli powiedza mu "zrób coś duchowego" to nie będzie w stanie.

Oczywiście to są słowa-klucze, trzeba pogłębić ich rozumienie pogłębiając doświadczenie, a nie przyczepić się do słów w ich powszechnym rozumieniu, bo na tym się daleko nie zajedzie :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Czym jest duchowość? Nie wiem.

Kwestionowanie jest dobre, człowiek powinien zacząc od kwestionowania absolutnie wszystkiego co wydaje mu się, że "wie". Człowiek nawet widzi w tym sens, bo uświadamia sobie bezcelowość samej wiary, wydaje mu się niewystarczająca, jest nią rozczarowany. I bezcelowość wiedzy teoretycznej, poznania poprzez intelekt. W istocie poszukiwanie dowodów jest po prostu szukaniem doświadczenia tych prawd, które całe życie kazali nam przyjąć na wiarę. Ale kto przyjmuje intelektualnie, rozumując dane kwestie wyłącznie intelektualnie - nie jest w żaden sposób lepszy. Lecz takie pobieżne przyjęcie i zadowolenie się tym, może nam zamknąć potrzebę realnych poszukiwań i w efekcie - doświadczenia, tego do czego tak naprawdę prawdziwa religia czy nawet filozofia (umiłowanie wiedzy) powinny prowadzić.
Oczywiście intelektualnie rozumienie jest nam niezbędne, ale trzeba wiedzieć, gdzie ono się przydaje, a gdzie zupełnie zawodzi.

Np. czym jest ogień? Wejdź w ogień, a będziesz miał wiedzę. :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
a ludzie piszą elaboraty o ogniu, a nigdy nie płonęli w nim [ i nie łudź się, że jak włożyłeś palec na chwilę do ognia, to już wiesz wszystko o nim]. (że tak podam dośc przemawiający do wyobraźni przykład)


Cytat:to co jest fajne w buddyzmie to ze kaze kwestionowac wlasne (w rozumieniu wchodnim) ego. nie wiem jak to przetlumaczyc na nasz jezyk: poczucie tozsamosci, poczucie JA, osobowosci i wynikajace z niego pragnienia?
Ostatnio przeczytałem taki cytat (*): "Nie jesteś kroplą w oceanie, jesteś całym oceanem w kropli"


Cytat: iluminacja przez sile wyzsza
przeczytaj jeszcze raz powyższy cytat (*)

Cytat:zreszta, byc moze bog istnieje? tylko nie wiem skad przekonanie, ze wiemy jak sie do niego zblizac, ale ze w ogole powinnismy to robic?
niepotrzebne przekonania, tylko odkrycie w sobie samym pragnienia do tego. To wszystko.

Cytat:moza sobie tlumaczyc, ze projektujemy na kogos swoje nieakceptowane cehcy i zamiast czuc zlosc na siebie, to czujemy na niego, ale co z tego wynika? ze mam akceptowac te cechy?
Raczej poszerzyć swoje rozumienie siebie samego, tego co dotychczas było wypierane z świadomości i w ogóle nie uznawane za "ja" i było "przenoszone" na innych. To uświadomienie powinno tą energię, którą zużywałeś na walkę z innymi, wykorzystać do trasformacji siebie samego.

Cytat:a skad wiedziec, ze projekcja w ogole zaszla?
Jesli zaczynasz się zastanawiać, to prawdopodobnie nie wiesz.

Cytat:moim zdaniem powstanie przykazan boskich czy prawa w ogole, wynika z naszej naturalnej sklonnosci do porzadkowania zycia spolecznego
bardzo dużo wniosków i wiedzy, lepiej poddać wszystko w wątpliwość. Nie-wiem jest lepsze nic tysiąc teorii, które stwarzają wrażenie, że wiem. Wiedza jest doświadczeniem, jeśli sobie to uświadomię to mogę być zaskoczony tym jak niewiele wiem na te tematy, na które mam tak wiele do powiedzenia.

Czym są w ogóle przykazania? To jest bardzo głębokie pytanie. I przyznam, że nie wiem. :Stan - Uśmiecha się - LOL:
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29