PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Czy powiedzieć komuś o fobii?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13

gość

A moim zdaniem lepiej powiedzieć, rodzinie na pewno. Przynajmniej ma się wrażenie, że nie jest się samym ze swoimi problemami, że otoczenie chociaż trochę rozumie nasze słabości, że o nich wiedzą i z nimi nas akceptują.
Ja swoim rodzicom powiedziałem, siostrze też i jeszcze dwóm kolegom. Między mną a kolegami nic się nie zmieniło, od dawna widzieli że nie wszystko ze mną jest ok, sami też są nieśmiali. Rodzina chyba stara mi się pomóc, chociaż nie wiedzą jak się do tego zabrać, nie dziwię im się, bo sam nie wiem.
Wcześniej czy później będziecie musieli to zrobić, nie można tego w sobie zamknąć i udawać, że samo się naprawi, albo sami sobie poradzicie. Szybciej do reszty sfiksujecie. Lepiej się do kogoś otworzyć, bo jak macie wyjść z fobii, skoro nawet boicie się o tym powiedzieć.
Aniela M. napisał(a):Lepiej nie mówić
Ja powiedziałam swojej koleżance o moim problemie ale w rozmowie nie padło słowo fobia społeczna.
Najpierw pocieszała mnie, odnosiła się do mnie ze zrozumieniem, a potem nagle zerwała kontakt. Teraz udaje , że mnie nie widzi gdy mijam ją na korytarzu i unika mnie.
Trudno mi w to uwierzyć bo to nie była osoba , po której spodziewałabym się takiej reakcji.
A ta koleżanka jest też podobnie nieśmiała, jak Ty? Może pomyślała, że będziesz ją ściągać na dno (bez urazy) i dlatego postanowiła zerwać tę znajomość...
Nie ona w ogóle nie jest nieśmiała. To jest typ osoby otwartej i tolerancyjnej ale przy tym niezwykle pewnej siebie.
Dodam, że to ona zaczęła rozmowę na ten temat bo zauwazyła,że trzymam się z boku.
Teraz bardzo żałuję, że jej cokolwiek powiedziałam.
A w ogóle to mam wrażenie, że wspomniała o tym swojej przyjaciółce, która od pewnego czasu z zainteresowaniem mi się przygląda.
Tak, trzeba naprawdę uważać na to co się mówi i komu się mówi, bo nieodpowiednia informacja przekazana nieodpowiedniej osobie może narobić bardzo dużo złego.
Ale z drugiej strony spójrz na to w ten sposób, że teraz przynajmniej już wiesz, że tamta koleżanka nie była warta Twojego czasu.

ps. Widocznie nie jest jednak tak bardzo tolerancyjna...
Tak. Ja też byłem łaskaw podzielić się ta informacją z kilkoma osobami. Ale jak ktoś pisał, jeśli powiernik naszych uczuć jest na prawde w porzadku to taka wiedza niczego nie zmienia w naszych relacjach. Rodzice wiedza i kilku znajomych, reszta może sie domyślać, bo jestem jakby mnie nie bylo. Nie wnosze swoja osoba nic nowego do towarzystwa i to rzuca się w oczy.
Nie lubie sie dzielic takimi informacjami wiec nikt o tym nie wie. Gdybym komus powiedzial, to wtedy czulbym sie strasznie glupio z tego powodu, caly czas dreczylaby mniie mysl ze on/ona mysli ze ja jestem jakis nienormalny.

Jesli ma sie kogos, komu sie ufa i komu sie czesto zwierza, to mysle ze warto mu o tym powiedziec. Tyle ze reakcja tej drugiej osoby nie zawsze jest taka jakiej bysmy sie spodziewali, co niestety widac w opisanych powyzej sytuacjach.
Podzieliłem się moimi problemami z kilkoma osobami między innymi z moją rodziną; znajomi mi powiedzieli, żebym odstawił to co ćpie (a ja nic przecież nie biorę), w domu ojciec się właściwie nie wypowiada, ale coś czuje, że zastanawia dlaczego jemu się trafił taki syn, a matka twierdzi, że nie ma problemu - że sobie wmawiam, chyba woli to wypierać niż przyjąć do wiadomości
Jedynie moje rodzeństwo jakkolwiek stara mi się pomóc, jeżeli mam gdzieś coś załatwić w miarę możliwości idą ze mną, szukanie pracy odpowiedniej dla mnie, rozmowa etc
mimmo26 napisał(a):chyba woli to wypierać niż przyjąć do wiadomości

Ja kiedyś też powiedziałem rodzinie, ale reakcja była prawie identyczna (matka stwierdziła, że sobie wymyślam, bo jestem leń i się wykręcam głupotami zamiast wziąć się do roboty). Miałem wtedy o to pretensje, ale dziś mi to lata koło nosa, że tak to subtelnie ujmę i powiem, że w jakimś stopniu nawet rozumiem taką reakcję, bo jakiej mógłbym się spodziewać? Współczucia? Wsparcia? I tak bym nie chciał pomocy, to byłoby zbyt wstydliwe, zbyt krępujące dla mnie. Moja matka ma jedną zasadniczą wadę, nie potrafi się przyznawać do własnych błędów. Wielu ludzi tak ma, sam tak miałem jako dziecko, że często się wykręcałem od błędów, nie przyznawałem, próbowałem maskować wszelkie wpadki. Myślę jednak, że w głębi ma świadomość tego, że ze mną od zawsze coś jest nie tak i że mam jakieś problemy (wychowałem się bez ojca, w domu zawsze bieda, złe środowisko, zła szkoła, złe wpływy). Wie, ale nie chce przyznać, że gdzieś mogła popełnić jakiś błąd. Mam jeszcze dwie siostry, jednej z nich także powiedziałem, co było cholernie trudne i długo się do tego zbierałem. Tu reakcja była trochę inna, bo może nie od razu, ale po jakimś czasie zrozumiała co mi dolega (może musiała się upewnić, czy aby na pewno nie wymyślam).
Siostra proponowała nawet pomoc, chciała zapisać mnie do psychiatry, ale ja się nie umiem przełamać i nie wierzę, by psycholog czy jakiś psychiatra mógł mi pomóc lepiej, niż ja sam sobie.
Przyznać jednak muszę, że warto powiedzieć komuś, nawet jeśli ten ktoś nie zrozumie, mi przyniosło to ulgę. To jest bardzo odważny krok i ważna dla nas chwila i nawet jeśli nas bliscy oleją, to udowodnimy sobie, że potrafimy coś zmienić, ruszyć dalej i próbować z tym walczyć.
Fajnie sie czyta te posy o znajkomych, ba, bliskich znajomych, albo osobom którym sie czesto zwirzacie :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: I tacy mają fobie? to gdzie wy tych znajomych znaleźliscie? Bo ja nie mam nikogo... :Stan - Niezadowolony - Smuci się: Choc ostatnio miałem takiego dola, ze pomyslalem sobie, ze powiem to w akcie depseracji jednej zanjomej. I zrobie z siebie wariata... zrobei na zlość sobie, swiatu.. Albo stanie sie cud i z kims o tym pogadam. Ale doł lekko przeszedł i ułańska fantazyja takoż..

Matka? Wie,z e chodzę do psychologa, tzn,. chodziłem, teraz szukam kolejnego/terapii grupwoej. To przykre, co napiszę, nawet dla mnie, ale ja wiem, ze ona nei zrozumie, wydaje sie zbyt... tepa. Będzie zadawać mase pytan a co, a jk, to moze pomoc...aaaa... a jakbym sie zaczął zalic, ze tyle lat itp, to by zaczela ryczec, biadolić...

kiedys przy okazji jakijś wielkiej awantury, tez chcac jej zrobic na zlosc i zrzucic na nia wine wykrzyczalem jej ze mam zaburzenia obsesyjne (wtedy dosyc intensywne) oraz ze mam dosc panicznego strachu przed kazda klasowka i o kazda czworke... O matko, jak zaczeła gadać,z e o boze, to mozę trzeba leczyc ale co, ale jak to?! Wycoafałem sie jak najszybciej... Dajce spokój.. Mozę sam będąc tłukiem któremu studia idą keipsko nei powinienem tak jej oceniac, na pewno nie, i tak xle o niej nie myślę, ale chyba mi żal ze nie moge z kims o tym pogadac inaczej niz za 70-100zł na godzinę... :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Ja bym raczej nikomu nie mówił o fobii :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: po cholerę mają później jakoś inaczej na mnie patrzeć, lepiej uchodzić za kogoś nieśmiałego lub troszkę dziwnego, a nie na kogoś za zaburzeniami lękowymi. Ponadto bałbym się, że ktoś to później wykorzysta przeciwko mnie. Takie rzeczy lepiej pozostawiać niedopowiedziane.

Dlatego zwierzenia wobec znajomych całkowicie wykluczam. Wobec rodziny (rodziców) już bym był bardziej skłonny, jednak po wybadaniu gruntu stwierdziłem, że nie warto bo nie zrozumieją.
Mówienie rodzicom nie ma sensu. W końcu dzięki nim w większości wypadków mamy fobię. A jeśli nie głównie dzięki nim, to ich ślepota i nie widzenie nas i naszych problemow na pewno ma w tym swój wpływ. Jeśli już, to komuś z zewnątrz, komu się ufa.
czemu obwiniasz o tto rodziców? tzn... właściwie to chyba głupie pytanie, nie oczekuje zwierzeń, zas sam podświadomie czuje to samo. z jednej strony wyydaje mi się że inni mieli podobnie a są normalni, no obwiniam też siebi o to że w liceum sam nie szukałem pomocy, podobnie przez całe studia... ale mam jednak jakiś żal o slepote itp...

a w ogóle znowu mam dola i niestety obcowanie z wami wzbudziło we mnie szalony pomysł. nagle dostałem jakiegoś speeda i pomyślałem, że zanim kolejnemu psychologowi, po prostu jak mi się uda, opowiem o tym wszystkim jedynej , tzn jednej z dwóch, znajomych. niby średnio bliskich, ale. Zresztą nieważne . ale powiem jęj o wszystkim. jak będzie chciała słuchać to pozna całą historie. zmarnowane dzieciństwo - tzn dostatnie. często bardzo, i tak szczęśliwe a jednak,,, a może tylko szukam kozła ofiarnego? - lęk, obecna samotność, nieporadność... nie wiem ciagnie mnie żeby tak wszystko. powiedzieć skompromitować się, zrobić coś totalnie od czapy choć raz, nie tam pokłócic się z panią w rejestracji tylko tak... Co o tym myślicie? Strasznie głupie?
Wiem, że ciężko obwiniać rodziców, bo cały świat Ci mówi, żeby tego nie robić. A jednak to tam tkwią przyczyny. Inaczej siedzisz w poczuciu winy. Sam się jeszcze boję swoich pretensji i żalów, ale już mniej.
może masz rację... ją tak właściwie czuje się jakbym. nie był do końca sprawiedliwy albo bardzo niewdzięczny zwłaszcza że matka teraz mocno choruje a ojciec nie żyje... ale co w moim pomysłem ? nie macie za mnie podejmować decyzji poza tym na pewno rozejdzie się, jak to mówią, po kościach, ale mieliście kiedyś tak? może naprawdę od czasów liceum oka fobia zmalała? to już pięć lat...
Powiedziałam mężowi...nie wsparł mnie w ogóle tylko porównał moje objawy do swoich, że też tak ma , że muszę się przełamać i to przezwyciężyć, że to stres itd. ...
Zawiodłam się, bardzo.
Ja dzisiaj mam taki dzień, że jestem bliski powiedzenia komuś, ale nie zrobię tego, w każdym razie jeszcze nie teraz. Na pewno nie powiem tego rodzicom bo uważam podobnie jak Sosen, że moja fobia to w jakimś stopniu ich "zasługa". Choć z pewnością nieumyślna.
Bywało, że nieco zbyt luźno dzieliłem się tą informacją, bo sądziłem, że usprawiedliwię tym samym swe milczenie. Chyba się potem na mnie jeszcze dziwniej gapili (a to panie z pracy, a to nowo poznana dziewczyna na Brudstoku, etc.).
Cóz, ja jakby częściowo powiedziałem, choć tak nei wprost. Oczywiscie reakcji sie domyślacie - przesadzam. Ale fakt, te dwie/yrzu osoby znam pieć lat, oswoiłem sie z nimi juz dawno, wieć wobec nich raczej leku nie odczuwam, to i jak mają uwierzyć...
Powiedziałam kiedyś o FS mojej mamie, to najpierw nie wierzyła, a później stwierdziła, że jestem nienormalna i powinnam się leczyć...
Powiedziałam również mojemu facetowi, a ten stwierdził, że wymyślam i wmawiam sobie takie głupoty.
Także wsparcia zero. Jak to mówią "zdrowy chorego nie zrozumie" ...
Ja bym poddał w wątpliwość zdrowie tych osób, o których piszesz. I nasze przesadne przekonanie, że jesteśmy tacy skrzywieni.
Sam nie rozumiem pewnych problemów innych ludzi, po prostu mi się nie mieszczą w głowie, nie potrafię przywdziać cudzych butów ,więc nie wymagam tego od innych. Jeśli motywacją tego by powiedzieć komuś o fobii społecznej jest potrzeba zrozumienia i wsparcia to radzę sobie darować. Ludzie to w większości egoiści bo taka nasza natura.
Czasem motywacja może byc podzielenie sie tym z kimkolwiek - jeśli taki ktoś istnieje, zwykle ktośinny niz rodzice - kto wysłucha cię za darmo, nie za pieniądze :Stan - Uśmiecha się: Pewnie równie to idealistyczne i naiwne, ale.. czemu nie? Jeżeli tylko może się to udać. Choc mając fs takie osoby spotyka się raczej rzadko i przez przypadek...

No właśnie, oczywiste jest, ze wszystko zalezy od tego, komu chcemy to powiedzieć. Znam przelotnie parę osób, ale jeśli miałbym o swoich problemach szczerze z kimś pogadać, to poza jedna czy dwoma wiem, ze reszta sie do tego nie nadaje. I faktycznie, chodzi o egoizm, dokładnie tak jak piszesz - właściwie naturalny. Bo to nie są tak generalnie źli ludzie, ale choćby ich życie jest tak inne od mojego, ze i przez to średnio chyba maja szansę sie wczuć...
Choc to w sumie do egoizmu, bo do współczucia trzeba zaangażowania i wysiłku..

I faktycznie, sam tez raczej jestem malo współczujący i nei potrafię sie wczuć w sytuacje wielu osob z róznymi problemami... choc te okołofobiczne i psychiczne sądzę, zę bym zrozumiał, ... Tak, jesteśmy egoistami i pewnie mozna sie burzyc gdy zwłaszcza egoista z fobia pragnie zrozumienia... moze to jednak nie jest takie czarno-białe. Nawet jeśli ta część z nas (w sensie: ludzi w ogóle), która rozumie innych, rozumie ich tylko dlatego ze sama ma podobne doswiadczenia, ale "potrafi się wczuc" tylko dlatego, ze czuje do kogos sympatię (a obcego z podobnym problemem oleje)... Nie można negować tak do konca możliwości istnienia tego rodzaju pozytywynch cech, zwłaszcza majac fs... Po trosze taki defetyzm też jest w niej problemem...

Poza tym znam i takich, którzy naprawdę skąds jednak empatie i zrozumienie biorą, ba, nawet zbyt wiele, bo daja sie wykorzystywac. Nie trzeba zresztą takich znać osobiscie, mało to wolontariuszy?...

Podsumowujac - jeżeli ktos wpadnie an pomysł, by podzielic sie z kimś swoimi problemami na zywo, a nie on-line, i nie za pieniadze, to rzeczywiscie musi byc ostrozny, bo moze sie srogo zawieść. Nie wyleczgo to to również itd. Ale nei warto też chyba tak głęboko tego analizować, czasem warto chyab zrobic cos tak - z punktu widzenia ludzi lękliwych - szalonego?...

Dobra, romantyczne autopocieszanie czas skończyć..
Wiecie, co... od jakiegoś czasu wewnętrznie przestałem się wstydzić swoich przypadłości jednak, czy powiedziałbym rodzicom, to nie wiem. Jeszcze nie ta pora. Tata może by zrozumiał, bo od dawna coś podejrzewa, ale z matką może być nieco gorzej.
Nie mam pojęcia jaką osobowość musi mieć osoba, która potrafiłaby to ogarnąć i wczuć się w problem.
Różne są rodziny. Ale wydaje mi się, że jak nie jest to rodzina dysfunkcyjna to i tak wszyscy wiedzą o fobii. Tylko może nie znają nazwy, ale boją się o tym zagadać.
Ja nigdy z rodzicami nie rozmawiałem na mój temat w kontekscie fobii, ale wiem, że wiedzą (bo oczy i rozum mają)
Nie wiem jak szeroka jest definicja rodziny dysfunkcyjnej, ale sądzę, zę w tych niedysfunkcyjnych niekoniecznie wszysscy wiedzą. Obstawiałbym nawet mniejszość.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13