PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Uczucie że jest się samotnym.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16
Mam przemyślenia odnośnie poznawania nowych osób; jest to chyba juz tak w przyrodzie, że ciągniemy do osób silniejszych od siebie (psychicznie). No i teraz jestem w impasie, bo mam kogos kto "wisi" na mnie, a sama jestem kims takim dla kolejnej osoby. Obie relacje próbuję dystansować, ale że nie mam wielu znajomych nie chcę, zeby sie skończyło samotnością. Samotnośc niby jest najgorsza, ale miotanie się i męczenie z innymi wcale nie lepsze. Trudne to wszystko. Niby jacys ludzie są dookoła, ale sie im nie zwierzam, raczej słucham ich narzekań, jak to fobik siedze cicho i potakuję. Dobrze że jest forum, tu sie moge wygadać. Ostatnio chodzę sama po miescie ze słuchawkami na uszach i posępną miną. Z ludźmi wcale nie jest jakoś lepiej, mówię wam. Ogółem fobia mi powoli słabnie, ale widzę ile trzeba mieć odporności żeby znosić innych.
Anita zgodzę się z tobą :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Jeszcze jest tak, że Ci silni rzadko pomagają wstać tym słabszym. Trzeba samemu być silnym :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Ja przestałem się bać samotności. Teraz mam w drugą stronę :Stan - Niezadowolony - W szoku: Jak przestać się bać ludzi by być z nimi blisko :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami:

Bo jak wezmę pod uwagę, że każdy jest indywidualny, mający własne potrzeby i patrzy na 1 miejscu na siebie i siebie chce w pierwszej kolejności uszczęśliwić nawet kosztem 2 osoby to wolę samotność.

"Szczęśliwi Ci którzy nie wiedzą" :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Jak to się mówi :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

Samotny to byłem od małego, wręcz jedynak. Jeszcze w szkole i to najbardziej w gimnazjum a potem w liceum pogłębiła mi się samotność i to w grupie osób. Z początku było mi źle teraz jest lepiej bez ludzi :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
x
Soyokaze napisał(a):Jeszcze jest tak, że Ci silni rzadko pomagają wstać tym słabszym. Trzeba samemu być silnym :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

psyche napisał(a):lepiej być samotnym niż tkwić w chorych relacjach.

Chore relacje zaczynają sie kiedy ty jestes silniejszy i pomagasz a potem nagle sie okazuje, ze ta pomoc nie jest temu słabemu w ogóle potrzebna, bo tylko wisi na tobie, wypłakuje i nie chce sie zmienić. Jesteś wykorzystywany, stąd to co pisze soyokaze, silni rzadko pomagają.
Bardzo nie chcę być takim słabym uczepionym silnego, jestem teraz w samym środku wewnętrznej walki o to by być silniejszą i nie męczyć bogu ducha winnej osoby tylko dlatego, ze uwazam że uciągnie mnie i siebie.

Bardzo mocno o to walcze bo stracę szacunek do siebie, że zwalam na kogoś swoje płacze. Codziennie o tym myśle, muszę to relację poprowadzić na stopie partnerskiej, a nie jak mi podpowiada schemat fobika.
Bywały w moim życiu okresy całkiem niezłe gdzie jak na moje możliwości kręciło się dookoła mnie sporo ludzi, bywały okresy tragiczne kiedy przez długie miesiące moje relacje z ludźmi spoza rodziny nie istniały w ogóle... Ale jeszcze nigdy nie czułam czegoś w stylu 'to jest miejsce idealne dla mnie, to są moi ludzie', zawsze czuję się niedopasowana do otoczenia.
Aktualnie mam tylko jedną bliską znajomość. Jest to najsilniejsza więź jaką udało mi się w swoim życiu zbudować z osobą spoza rodziny, ta znajomość przetrwała pomimo mojej problematycznej osobowości, po przerwach zawsze się odradzała... I niby z jednej strony doceniam to bardzo, czuję jakieś 'pokrewieństwo dusz', że tak to nazwę, ale z drugiej strony nawet nie wiem czy to nazywać przyjaźnią, często czuję samotność nawet rozmawiając w jakimś momencie, miewam negatywne myśli na temat tej relacji. Z takiej skrajności w skrajność.
W sumie każda jakaś znajomość rozwinięta bardziej niż 'cześć' to w u mnie właśnie wpadanie ze skrajności w skrajność i w efekcie rozwalanie tego...

A na studiach, gdzie przecież bywam codziennie zero jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi. I niby z jednej strony mi to nie przeszkadza, ale jednak czuję się tam niekomfortowo, wzrok mam wbity w podłogę. Z początku były tam osoby, które też tak jak ja z nikim nie rozmawiały, raźniej się czułam z tym, że nie tylko ja taka jestem. A jednak teraz w drugim semestrze, praktycznie wszyscy się jakoś zintegrowali i tylko ja jedna pozostałam nadal takim odludkiem. I teraz widzę taką wielką przepaść między normalnymi ludźmi a mną i czuję jakąś presję.

Samotność sama w sobie nie jest dla mnie zła, mogę całymi dniami spędzać czas tylko ze sobą i jest mi z tym dobrze, byle tylko mieć świadomość, że jak zechcę rozmawiać lub gdzieś wyjść to mam z kim, że nie jestem zdana tak całkiem na siebie. Najgorsze jest dla mnie wieczne poczucie niedopasowania do ludzi, nawet kiedy są mi w jakiś sposób bliscy. I jeszcze rozczarowanie, że nic nigdy nie wygląda tak jak sobie wyobraziłam to w głowie, chociaż wydaje mi się, że wale nie mam jakiś wyobrażeń z kosmosu, tylko takie zwyczajne, ludzkie rzeczy, które innym się zdarzają...
Solitude napisał(a):Najgorsze jest dla mnie wieczne poczucie niedopasowania do ludzi, nawet kiedy są mi w jakiś sposób bliscy. I jeszcze rozczarowanie, że nic nigdy nie wygląda tak jak sobie wyobraziłam to w głowie, chociaż wydaje mi się, że wale nie mam jakiś wyobrażeń z kosmosu, tylko takie zwyczajne, ludzkie rzeczy, które innym się zdarzają...

O to to! Czy fobicy mają zbyt bujną wyobraźnię? Co dzień świadomie próbuję odróżnić to co jest faktem od tego co sobie wyobrażam na czyjś temat. Inaczej rozczarowania są katastrofalne wręcz. Bujam w obłokach, przeprowadzam fikcyjne rozmowy z kimś a potem jak go spotykam to zderzam sie z rzeczywistością- to jest całkiem inna osoba! U mnie to nagminne, ma ktos na to radę?
Anitax

Wiesz są silni co pomagają do czasu aż im się znudzi i są silni co wykorzystają. Na własnym doświadczeniu wiem bo byłem po 2 stronie czyli ten co "wisiał" na kimś. Jednak prawdą jest, że my mamy swoje życie i to my musimy coś z nim zrobić i nikt inny.

Silny powinien co najwyżej nakierować i nakręcać niż za tego słabego robić :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Solitude

W tym co mówisz chodzi o to, że będąc w grupie i rozmawiając z nimi po jakimś tam czasie dociera do Ciebie świadomość, że jesteś sama, niedopasowana i odstająca, wręcz wyizolowana?

Też tak mam. Wczoraj było na czacie z 8-9 osób które sobie gadały o dup*e marynie i innych sprawach nawet kwestiach żartów seksu i poczułem się taki malutki jakby olany totalnie.

Większość relacji u mniej est dobrych na początku gdy jest grono osób 2-3 potem to tamci się świetnie integrują a ja odstaję gdzieś na uboczu. W sensie przenośnym, gdzieś myślami i słuchanie, bo moje mówienie jest jakby pomijane.

Zresztą ja wiem, że w rozmowie jestem mało ciekawy w zbudzaniu u kogoś zainteresowania więc wolę milczeć i ograniczać rozmowy.

Anitax

Też tak mam. I nie tylko rozmowy, wiele scenariuszów łącznie ze wspólnym fikcyjnym życiem :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Ogólnie po takich fantazjach lepiej mi się śpi samemu pod kołdrą gdy się obtulam :Memy - Cool Doge: Ale Cii to tajemnica xD
Odświeżam wątek, bo czuję się znowu nie na miejscu, przez chwilę było ok, a teraz fobia bierze górę. Założę się o wszystkie pieniądze ze gdyby spytać osób, do których rzekomo nie pasujemy, mieliby całkiem inne zdanie niz my sami o sobie, tylko jak tu spytać nie wychodząc na dziwaka?
Ja jestem samotna odkąd skończyłam podstawówkę, przyzwyczaiłam się i lubię samotność.
Ja jako jedynak jestem wiecznie samotny dlatego się przyzwyczaiłem. Od początku mało czułem się dobrze wśród ludzi i tworzyłem więzi, a także mi na nich zależało.

Bardzo dobrze opisuje to co czuje jedynak http://republikakobiet.pl/psychologia/sa...awsze-sam/

Teraz znowu czuje samotność ale w kwestii takiej, że fajnie się rozmawiało z paroma osobami, było gwarnie na czacie i wesoło. Jednak bardziej byłem z początku inicjatorem. Teraz wszystko osłabło. Przestałem pisać to inni też. Czuję, że jak zanikną te kontakty lub osoby znikną odejdą to poczuję się znów źle.

Ciężko żyć całe życie samemu ale i ciężko żyć z innymi będąc właśnie całe życie sam. Ktoś kto miał od zawsze kontakt z rodzeństwem towarzystwo jest dla niego normalnym stanem więc będzie do tego dążył.

Ja? Jedynak? Spotykało się ale nigdy zabiegało dalej i nikt dalej o mnie zabiegał.
Mam rodzeństwo, a tez mam jak ty, nie wiem czy to jest uwarunkowane byciem jedynakiem.
Chyba każdy kto odpuszcza znajomośc musi liczyc sie ze ta druga strona sie oddali.
Walczę z moim naturalnym odruchem oddzielania się od grupy, na chwile owszem, zeby złapać oddech, ale teraz nakazuję sobie wracać i brac czynny udział w rozmowach lub przynajmniej suchać co inni mówią, bo cięzko z tym. mam nawyk niesłuchania jesli jest wiecej osób niz jedna. Poza tym jako najstarsze dziecko w rodzinie zawsze miałam decydujące zdanie i wszyscy mnie słuchali, teraz liczę na to samo, a gdy spotykam sie z oporem, automatycznie opuszczam towarzystwo, zamiast jak normalny człowiek zostac i strawić cudze zdanie. jestem terrorrystą niestety, o przyczyna mego wyalienowania. Ale widzę to i juz powoooooli osłabiam złe nawyki.
Ani.. Raczej u mnie jest początkowa inicjatywa, która pozostaje potem po mojej stronie. Na siłę ciągnąć ,zagadywać itd. też jest męczące. Potem jak przestaję to jest głucha cisza i zero inicjatywy od drugiej strony. Wiem wiem.. to internetowe. Jednak.. trochę mnie to dobija.

Ale wiesz tu w jedynactwie jest coś innego. Mając rodzeństwo masz w sobie uczucie, że jest was kilkoro i to osoby od początku zżyte i tobie bliskie. Jedynak od małego jest sam, od małego się bawi, a próby integracji kończą się źle. Kolega/koleżanka nie zastąpią ci rodzeństwa, z którym dzielisz pokój czy spanie nawet, nie są w domu tak jak brat i siostra. Wracają do swojego domu i mają swoje życie... Nie będą ci pewnych braków zastępować bo jesteś tylko kolegą obcym. Masz w sobie poczucie bycia sam nawet wśród dzieciaków bo wiesz, że sobie pójdą po pewnym czasie i zostawią cię samego.

Potem jest gorzej jak każdy dorasta. Zaczyna się większa konkurencja i rywalizacja a także większe patrzenie na siebie. Te więzi są gorsze. Większe pilnowanie, uważanie, świństwa różnego typu itd.

Po prostu masz poczucie bycia samotnym zawsze i wszędzie, tylko czasami o tym w pewnych warunkach i okresach zapominasz. Lecz gdy sobie przypomnisz to Cię ogarnia strach.. Jeszcze brak znajomych i przyjaciół...

Są w grupce gdzie jestem fajne osoby, mające życie owszem własne. Jednak smutno się robi gdy te więzi są ulotne i osoby mogą odejść. Że nawet taka krótka chwila alternatywy minie.
No to się nie wypowiem, bo nie jestem jedynakiem.
Co do ciągnięcia na siłe, to zawsze mam z tym problem, jednak odrzucać cudze propozycje idzie mi jak po maśle.
Nie zastanawiałam sie wczesniej nad tym, teraz dopiero zdaję sobie sprawę z problemu i nie odrzucam już propozycji tak dla zasady jak wcześniej. Tym samym spędzam o wiele więcej czasu między ludźmi, nie są to moze super bliskie przyjaźnie jednak na takich płytkich relacjach buduje sie coś większego, tak myslę.
No i nagle przestało mi ciązyć to inicjowanie spotkań. juz nie czuję sie jak debil gdy mi ktos odmówi, bo widze ze inni też tego doswiadczają z mojej strony, a jakoś żyją i nie są obrażeni, tylko za jakiś czas znowu proponują spotkanie.
To wszystko zauważyłam dzieki forum, wcześniej nie kumałam czemu jestem sama, a tu prosze; arogancja, olewanie wszelkich zaproszeń, nie branie udziału w rozmowach o dup*e maryny i kółeczko znajomych moge policzyc na palcach jednej ręki a i tak kilka pustych miejsc zostaje :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Wiesz gadanie o dup*e maryny owszem i zależy z kim. Ja mogę. Teraz jednak brak znajomych, wręcz brak możliwości. Mam styczność jedynie z klientami i tylko z nimi. Choć owszem są też wśród nich rówieśnicy i młodsze osoby tylko co z tego.

Jednak u mnie mało by co dało to. Gdy obojętnie czy z ludźmi czy bez. Byłem na spotkaniach w czasach szkolnych, na wycieczkach wspólnie też. Jednak zawsze miałem problem z odnalezieniem się tam wśród nich.

Jedynak ma to, że żyje wśród dorosłych zamiast z rodzeństwem robić wygłupy. Rzadko miałem okazję się wyszaleć, a najbardziej w okresie gimnazjalnym, a po liceum to w ogóle. Zawsze poważny i niby ułożony, jednak we mnie jest brak radości i zainteresowania, ciekawości.

Od małego miałem problem w gryźć się i bawić się, nawet teraz mam problem działać w grupie, bawić się i śmiać. Ciężko mi czuć się swobodnie, wyluzować.

Po prostu teraz poczułem na początku fajna sympatię do ludzi choć to net. Lecz mnie przestraszyło przypomnienie sobie przecież, że to net, więc to się rozmyje, zniknie i będę znów sam. Mało kto się tobą zainteresuje tym bardziej, że mało te osoby są zainteresowane rozmowami itd. a raczej z inicjowanie rozmów.

Mimo, że jest ts3, mimo, ze też mam znajomą z którą dobrze mi się gada i chciałbym odwiedzić, to brak obycia z młodzieżą w okresie najmłodszym rzutuje się na rozmowach i braku tematu. Staje się nudny, mało interesujący.

Jedynactwo jest okropne gdy masz tą świadomość, że jesteś tylko TY i nikt inny w twoim życiu z kim dzielisz czas. Rodzice to nie rodzeństwo i rówieśnicy.

Dobiło mnie to, że te parę osób przez ten net, które lubię może odejść :-(
Człowieku łamiesz sie juz teraz ze kiedys sie coś zmieni, a przecież mozesz (bo jak sam piszesz, potrafisz) nawiązywac ciągle nowe znajomości i nawet nie zauwazać ze ktoś ze starych zniknął. Zdałeś sobie z czegoś sprawę i ok, ale co z tego tak naprawdę? Działaj jak dotychczas, skoro miałes znajomych online to znaczy ze nie jest z tobą tak żle. Czy to kwestia dzieciństwa, możliwe, ale powtórzę; co z tego? Dajesz sobie przecież radę mimo to.
Anitax sądzisz, że znajomi online są wieczni?

Widzisz, oni są ale czy zagadują sami z siebie? Czy oni są zainteresowani by to zrobić i się spytać, pogadać? Tam gdzie jestem i ogólnie gdzie by się było tak jest. Wszędzie ja inicjowałem rozmowy tak samo tutaj. 90% na gg wyjdzie, że były z mojej inicjatywy. Pomału się odechciewa zmuszać, bo tez ile można ludzi obcych zmuszać by z tobą gadali. Rozumiem, że mają własne życie.

Czasami się zastanawiam, czy z głodu kontaktów zbyt usilnie chce je mieć. Tutaj raczej dochodzi myśl, że cokolwiek zrobisz i tak będą to mieli gdzieś.

Potrafić pisać lub rozmawiać owszem. A utrzymać albo by oni o tobie pamiętali? Druga rzecz ja może i teraz bym gdzieś wyszedł, ale mnie i tka ciężko gdzieś zmusić do spotkań.

Widzisz tutaj większość osób tylko wysyła to zrobiło do szefowej tej grupki. 1/3 tylko co się udziela i teraz to rzadko na czacie. Może nawet już 1/4 z 30 osób. Ogólnie to te 8 czasami wchodzi na ts3 tylko mnie słabo korci by tam siedzieć też.

Tutaj raczej chodzi o to, że sobie zdajesz sprawę, że zostaniesz sam, obojętnie jakbyś chciał by było inaczej. Patrzę na świat inaczej niż reszta. Jak taki włóczęga pośród ludzi, który nigdzie nie zagrzeje własnego miejsca :Stan - Uśmiecha się:
Solitude napisał(a):A na studiach, gdzie przecież bywam codziennie zero jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi. I niby z jednej strony mi to nie przeszkadza, ale jednak czuję się tam niekomfortowo, wzrok mam wbity w podłogę. Z początku były tam osoby, które też tak jak ja z nikim nie rozmawiały, raźniej się czułam z tym, że nie tylko ja taka jestem. A jednak teraz w drugim semestrze, praktycznie wszyscy się jakoś zintegrowali i tylko ja jedna pozostałam nadal takim odludkiem. I teraz widzę taką wielką przepaść między normalnymi ludźmi a mną i czuję jakąś presję.

Samotność sama w sobie nie jest dla mnie zła, mogę całymi dniami spędzać czas tylko ze sobą i jest mi z tym dobrze, byle tylko mieć świadomość, że jak zechcę rozmawiać lub gdzieś wyjść to mam z kim, że nie jestem zdana tak całkiem na siebie. Najgorsze jest dla mnie wieczne poczucie niedopasowania do ludzi, nawet kiedy są mi w jakiś sposób bliscy. I jeszcze rozczarowanie, że nic nigdy nie wygląda tak jak sobie wyobraziłam to w głowie, chociaż wydaje mi się, że wale nie mam jakiś wyobrażeń z kosmosu, tylko takie zwyczajne, ludzkie rzeczy, które innym się zdarzają...

Jeszcze nie widziałam tekstu, który w tak dosadny sposób ukazywał by moją obecną sytuację. :Stan - Niezadowolony - Smuci się:

Soyokaze napisał(a):Pomału się odechciewa zmuszać, bo tez ile można ludzi obcych zmuszać by z tobą gadali. Rozumiem, że mają własne życie.

Czasami się zastanawiam, czy z głodu kontaktów zbyt usilnie chce je mieć. Tutaj raczej dochodzi myśl, że cokolwiek zrobisz i tak będą to mieli gdzieś.

Potrafić pisać lub rozmawiać owszem. A utrzymać albo by oni o tobie pamiętali? Druga rzecz ja może i teraz bym gdzieś wyszedł, ale mnie i tka ciężko gdzieś zmusić do spotkań.

Tutaj raczej chodzi o to, że sobie zdajesz sprawę, że zostaniesz sam, obojętnie jakbyś chciał by było inaczej. Patrzę na świat inaczej niż reszta. Jak taki włóczęga pośród ludzi, który nigdzie nie zagrzeje własnego miejsca :Stan - Uśmiecha się:

Najpierw inicjujesz znajomość, wkładasz w nią całe swoje serce, a potem taka poznana przez ciebie osoba nagle mówi, że ma dosyć, jak za nią ciągle chodzisz lub strzela fochy bez większego powodu. Głód kontaktów powoduje to, że ciągle nakładam na siebie maskę będąc wśród ludzi. Tak bardzo skupiam się na udawaniu osoby, którą nie jestem, że w ogóle nie pokazuję żadnego elementu swojej osobowości. Bardzo chcę się innym przypodobać i zatracam własne "ja" w tym wszystkim. Znajomi dostrzegają, że nie zachowuję się naturalnie i powoli zaczynają mnie odrzucać. Wciąż nie mogę odpowiedzieć sobie na pytanie: Jak jednocześnie być sobą i podobać się innym w takim stopniu, że sami chcą utrzymywać znajomości?
Odpowiadasz sobie sama na pytania KA_☕☕☕_WA; nie będąc sobą męczysz innych. Zatracasz sie w tym co inni MOGĄ chciec w tobie widzieć(bo przeciez to tylko domysły), kombinujesz jak koń pod górę, a gdy okazuje się, ze tworzysz kolejną maskę, siłą rzeczy znajomosci się rozpadają. Pomysl w samotnosci, co Ty lubisz, co Ciebie kręci, jaka jestes i niczego nie zmieniaj, miej świadomość, ze Twój układ nerwowy jest nadwrażliwy, więc ograniczaj codzienne bodźce na tyle by sie wyluzować, wtedy będziesz sobą :Stan - Uśmiecha się: Możesz przecież komuś powiedziec; jestem nieśmiała, mam problemy z komunikacją. Reakcja pewnie będzie neutralna lub wzbudzisz sympatię. Wtedy nawiążesz znajomosci bardziej POD SIEBIE a nie Ty zmienisz sie pod kogoś.
Nie wiem, być może bredzę, ale sama tak działam, na razie ze skutkiem pozytywnym.
Anitax napisał(a):Odpowiadasz sobie sama na pytania KA_☕☕☕_WA; nie będąc sobą męczysz innych. Zatracasz sie w tym co inni MOGĄ chciec w tobie widzieć(bo przeciez to tylko domysły), kombinujesz jak koń pod górę, a gdy okazuje się, ze tworzysz kolejną maskę, siłą rzeczy znajomosci się rozpadają. Pomysl w samotnosci, co Ty lubisz, co Ciebie kręci, jaka jestes i niczego nie zmieniaj, miej świadomość, ze Twój układ nerwowy jest nadwrażliwy, więc ograniczaj codzienne bodźce na tyle by sie wyluzować, wtedy będziesz sobą :Stan - Uśmiecha się: Możesz przecież komuś powiedziec; jestem nieśmiała, mam problemy z komunikacją. Reakcja pewnie będzie neutralna lub wzbudzisz sympatię. Wtedy nawiążesz znajomosci bardziej POD SIEBIE a nie Ty zmienisz sie pod kogoś.
Nie wiem, być może bredzę, ale sama tak działam, na razie ze skutkiem pozytywnym.

Wiesz, tak mi się wydaje, że umiem sama sobie odpowiadać na różne pytania, ale rzadko moje myśli do mnie dochodzą. XD Problem leży też w ich realizacji, bo często w kontaktach międzyludzkich uznaję, że wszyscy od razu są do mnie negatywnie nastawieni(psychoterapeutka uznała, że nie powinnam takiego czegoś zakładać).
Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Nie pomyślałabym, żeby komuś od razu mówić, że sobie nie radzę z rozmową i patrzeniem komuś w oczy. Masz rację, że powinnam bardziej w znajomości troszczyć się o siebie, a nie o drugą osobę. Na pewno nie bredzisz, bardzo mądrze piszesz i masz dobre obserwacje. Dobrze wiedzieć, że ktoś poparł teorię praktyką. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
KA_☕☕☕_WA też to mam :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Co do głodu to po prostu myślę czy aby nie przesadzam z intensywnością :Stan - Uśmiecha się: Ja po prostu sobie darowałem dalsze angażowanie się i zagadywanie. Jak będzie brak zaczepki, zapytania to trudno :Stan - Uśmiecha się:

Przyzwyczaiłem się do tego :Stan - Uśmiecha się:
Soyokaze napisał(a):KA_☕☕☕_WA też to mam :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Co do głodu to po prostu myślę czy aby nie przesadzam z intensywnością :Stan - Uśmiecha się: Ja po prostu sobie darowałem dalsze angażowanie się i zagadywanie. Jak będzie brak zaczepki, zapytania to trudno :Stan - Uśmiecha się:

Przyzwyczaiłem się do tego :Stan - Uśmiecha się:

Jak ja cię rozumiem :Stan - Uśmiecha się - LOL:

Niby ja też dałam sobie z tym spokój, szczególnie po pewnych ostatnich przykrych sytuacjach. Najlepsze dla mnie jest to, że odkąd pamiętam rodzice, pedagodzy tłukli mi do rozumu, że gdy do nikogo nie zagadam, to nikt się do mnie nie odezwie. Gdzieś z tyłu głowy przez długi czas mi to dźwięczało. Niestety nie brali pod uwagę innych czynników, które ten misterny plan mogą popsuć, ale sama zauważyłam w porę te błędy.

Teraz już wiem jak zdrowo podchodzić do sprawy :-)
Czy ja wiem Anitax czy to tak będzie działać? Sądzisz, że ludzie lubią słuchać czyichś narzekać lub problemów? Może powiedzieć owszem i może nic się nie stać. Kwestia leży po innej stronie.

Ile razy będzie zabiegać, latać i zagadywać oczywiście z umiarem do kogoś by dana osoba nią się zainteresowała i sama zainicjowała kontakt? Widzisz, ludzie jakoś wolą, żeby to oni byli adorowani niż oni sami kogoś adorować, intrygować, zainteresować się kimś.

Brak u ludzi zwykłego zainteresowania się kimś, zagadania po przerwie, pamiętania o kimś. I to mnie dotyczy neta bo to jest bardziej powszechne i zrozumiałe ale i reala.

To żadne uczucie empatii, gdy komuś coś się dzieje a zwykłe zainteresowanie, zagadanie, pamiętanie :Stan - Uśmiecha się: Mamy totalne olewactwo.
Soyokaze napisał(a):Czy ja wiem Anitax czy to tak będzie działać? Sądzisz, że ludzie lubią słuchać czyichś narzekać lub problemów?

O jakich narzekaniach i problemach mówisz?
Ostatnio czuję się bardzo samotna. Mam wakacje, ale co z tego, skoro przeciekają mi przez palce. Każdy dzień jest taki sam. Brak różnorodności wysysa całą energię. Niby koleżanki piszą do mnie na fb, ale ja im nie odpisuję, bo one chcą się spotkać jedynie po to, żebym słuchała o ich problemach. Tylko dla jednej z nich jestem pełnoprawnym uczestnikiem rozmowy, jednak ona ma inną osobowość i nie ma podobnego poczucia humoru, więc też jakoś nie pałam chęcią do spotkania. W sumie cały dzień siedzę przed kompem i rozmawiam jedynie z kilkoma internetowymi koleżankami, ale one teraz załapały pracę, więc rzadko odpisują. Nie mam z kim porozmawiać i pośmiać się, czuję, że marnuję czas.
Kiedyś spotykałam się z tą koleżanką, która w ogóle mi jakieś spotkanie proponowała, tymczasem teraz nie mam już nawet ochoty takim niedopasowanym ludziom odpisywać. Chciałabym obok siebie kogoś kto podzielałby moje poczucie humoru i zainteresowania, taką osobę, z którą mogłabym się pośmiać i pogadać o głupotach, a wreszcie taką, z którą mogłabym się spotkać zawsze i wszędzie, i to na spontana, a nie po kilkutygodniowym umawianiu się.
oj Promyku jak ja Cię rozumiem też bym chciała taką osobę :Stan - Niezadowolony - Smuci się: W sumie mam fajną koleżankę z którą mogę normalnie pogadać o wszystkim i o niczym, mieszka tylko 10 min piechotą dalej,a spotykamy się raz na miesiąc jak dobrze pójdzie :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony: Ona ma narzeczonego więc z nim głównie spędza czas, on ogólnie ma coś do mnie, nie przepada za mną, bo twierdzi, że mam na nią zły wpływ haha :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: smutne i skomplikowane, ja w sumie całe życie mam pecha do babskich znajomości :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16