PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Uczucie że jest się samotnym.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16
umiem być sama, albo inaczej - przywykłam do tego, ale i tak zdarza się że czuję się bardzo samotna, że nie ma osoby przy mnie której mogłabym powiedzieć wszystko, ale tak naprawdę wszystko...
evianka napisał(a):umiem być sama, albo inaczej - przywykłam do tego, ale i tak zdarza się że czuję się bardzo samotna, że nie ma osoby przy mnie której mogłabym powiedzieć wszystko, ale tak naprawdę wszystko...

Tak samo jest u mnie. Nie dość, że czuję sie samotna to i olewana i niezrozumiała. Z jednej strony nie chcę być sama a z drugiej no cóż...ludzie mnie męczą i to dosłownie, ponieważ po intensywnych lub mniej intensywnych spotkaniach (studia, zakupy, obiad u ojca) czuję się wyssana z energii i marzę o tym aby wrócić i zamknąć się w moim pokoju. Rozkoszuje się samotnością jednocześnie się jej bojąc. Paradoks.
marcela1715 napisał(a):Czesc nie wiem jak wy ale mam 21 lat i nigdzie nie wychodze siedze ciagle w domu i czuje sie samotna wszystkie moje kolezanki maja już chłopaków i nie ma z kim pogadać czesem mysle że wkoncu zdziczeje i zapomne jak sie rozmawia z innymi ludzmi fajnie nieraz pogadac ze znajomymi a tu brak kopletnie nikogo przeraża mnie mysl że zostane całkiem sama czuje sie strasznie samotna a jak tam u was z kontaktami macie przyjaciół znajomych wychodzicie gdzieś nieraz

Mam tak samo. Codziennie jest gorzej. Do tego dochodzi kłopot sercowy. 2 lata temu spotykałam się z chłopakiem (przez niecałe 2 lata). Czyli łączenie - prawie 4 lata do niego wzdycham. Po rozstaniu nadal płaczę, juz 2 rok. Jestem zbyt nieśmiała, żeby poznać kogoś nowego, a on wręcz przeciwnie, typ pewnego siebie faceta.
No i jest to wrażenie, że już do końca życia będę sama.
A mnie już szlak trafia z tą samotnością, zwłaszcza teraz, jak mam wakacje. Na początku lipca spotkałem się z moim jedynym kolegą, a teraz już od miesiąca z nikim, marnuje tylko młodość w domu, ale nie mam zabardzo jak tego zmienić i nie umiem tego zmienić, pewnie dla większość ludzi to dziwne, ale odliczam już czas do szkoły, przynajmniej czas mi szybciej wtedy leci.
Hej przepraszam za to małe ogłoszenie, mam nadzieje, że mi tego nie usuniecie.
Mam na imię Łukasz, 23 lata, woj wielkopolskie, aczkolwiek żaden dystans nie jest dla mnie przeszkodą =]. Widząc na tym forum wiele wartościowych dziewczyn, które nie myślą o facecie jak o towarze, postanwiłem napisać. Ja może nie jestem nieśmiały, ale za to małomówny, chcę jakoś to zwalczyć. Możemy więc pomóc sobie wzajemnie.
Szukam tylko kobiet, które chcą się wiązać na poważnie, oczywiście wiadomo nic od razu =]
Mail: czokien(MAŁPA)hotmail com
Patryk16, dla mnie nic dziwnego sam odliczam czas do studiów. Spędzam wakacje równie samotnie, może trochę częściej wychodzę ze znajomymi, bo około raz na tydzień, ale dla mnie to i tak za mało.
Raz na tydzień? To jest :Ikony bluzgi kurka: "samotnie"?!
Co ja bym dał za tak częste wyjścia...
Pewnie dużo osób tutaj ma gorzej, ale na 168 godzin w tygodniu, dwie spędzone (zwykle na grze gdzie jest nikły kontakt ze sobą) ze znajomymi nie za bardzo mnie satysfakcjonują i z pewnością nie zmienią przysłówka samotnie na towarzysko.
Ja właśnie przez to często podupadam na wakacje, jedynym ratunkiem jest siłownia gdzie spotykam paru ludzi no i ma chodzenie na nią jednak jakiś sens. Zawsze to jakiś sens w jednej czynności na dzień, przynajmniej jakoś psychiczniej człowiek się lepiej czuje.
Jak ja bym się chociaż raz na tydzień spotykał to bym się cieszył, ale kurczę wydawało mi się że nie potrzebuje ludzi, że jestem silny i daje rade w samotności żyć, ale jednak wakacje pokazują że tak nie jest i po prostu się męczę, ale cóż, widocznie zawiniłem bardzo w poprzednim życiu to mam teraz kare. Na szczęście 24 dni wakacji jeszcze tylko.
Posiadam 2, można by rzec, przyjaciółki. Znamy się od 7 lat. W moim subiektywnym odczuciu spotykam się z nimi (oddzielnie) nawet często. Nie zmienia to jednak w żaden sposób tego, że samotna się czuję. Jestem nawet ciekawa, czy jakaś relacja o zabarwieniu romantyczno-erotycznym byłaby w stanie to zmienić. Pewnie na dłuższą chwilę tak. Jednak sądzę, że #wzniosłe rozważania# człowiek cały czas dąży do czegoś, czego nie jest w stanie osiągnąć, czyli bycia z kimś w opozycji do bycia samemu. Nawet gdyby kiedykolwiek udało mi się nawiązać relację z kimś, kto gdybym straciła wszystko co mam, łącznie z mieszkaniem i honorem, dałby mi karimatę do spania i własne ramię do otarcia łez (co byłoby szczytowym osiągnięciem i czymś naprawdę cennym), to i tak pozostają rzeczy, wobec których zawsze będę sama. Wstyd, strach, choroba, śmierć to rzeczy (no może poza chorobą), którymi nie sposób się podzielić. Zrozumienie drugiego człowieka też nie jest tak naprawdę możliwe.
Zas napisał(a):Raz na tydzień? To jest k...a "samotnie"?!
Szczerze mówiąc, ja mam analogiczne odczucia w związku z dużą ilością postów na forach fobicznych :Stan - Uśmiecha się:

Osobiście prawie w ogóle nie wychodzę gdzieś z znajomymi, jakbym miał opisać to bardziej obrazowo to powiedzmy, że wybiorę sobie jakiś punkt orientacyjny jak rozpoczęcie studiów już ponad 4 lata temu: teraz podliczając ile razy gdzieś z kimś wyszedłem, jadłem coś na mieście itp to nie wiem czy wykroczyłbym ponad kilkanaście. Jakbym odjął wyjście gdzieś z współlokatorem byłoby kilka.
Czy czuję się samotny w związku z tym? Zaryzykuję stwierdzenie, że nie. Nie pamiętam innego sposobu życia (oprócz jakichś przebłysków z dzieciństwa), więc nie brakuje mi czegoś czego nigdy nie miałem. Być może tak jest nawet wygodniej?
Odczuwam ból nie tyle w związku z samotnością, ale z uświadamianiem sobie, że to nie jest normalne i prowadzi do ścieżki którą idąc prędzej czy później będę miał dość wszystkiego. Niepokój ten jest jednak mniejszy niż strach przez zmianą statusu quo, więc człowiek sobie żyje z dnia na dzień bez jakiegokolwiek sensu.
Ze znajomymi nie wychodzę w ogóle, bo ich nie mam. I tak jest w sumie od kilkunastu lat, nie czuje więc, podobnie jak w poście usera powyżej, potrzeby, by latać po mieście, imprezach etc. Nie jestem tego typu człowiekiem, co stanowi ogromny plus - nie czuję się przez to źle, że tracę chwile, kiedy powinienem się wyszaleć :Stan - Uśmiecha się: Wystarczy mi od czasu do czasu rowerowa przejażdżka, wyjście do Empiku czy supermarketu, tego typu żałosne z perspektywy wielu osób wypady :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: Dużą zaletą jest tu fakt posiadania rodzeństwa. Na rower z bratem, po sklepach z siostrą, zawsze w jakimś towarzystwie :Stan - Uśmiecha się: Gdybym był jedynakiem zapewne dużo częściej odczuwałbym samotność. A w obecnej sytuacji są to tylko rzadkie chwile, pojawiające się kilka razy do roku i znikające w przeciągu godziny. Ot, chwilowe kryzysy :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
W ciągu dnia tego nie czuje. Problem doskwiera najbardziej wieczorami, zwłaszcza w weekendy. Nie potrzebuje kumpli z którymi można wyjść na piwo, tylko dziewczyny z którą spędzałbym tyle czasu ile się da.
Bez przerwy czuję się samotnie.
Czasem jest znośnie, ale są też momenty, w których mam wrażenie, że dłużej tak nie wytrzymam.
Może każdy ma jakieś granice samotności, które jest w stanie wytrzymać.
Nienawidzę tego uczucia...
viller napisał(a):W ciągu dnia tego nie czuje. Problem doskwiera najbardziej wieczorami, zwłaszcza w weekendy. Nie potrzebuje kumpli z którymi można wyjść na piwo, tylko dziewczyny z którą spędzałbym tyle czasu ile się da.

Wypowiedział sie mój rzecznik prasowy. ;-)
Siema ! jestem tutaj nowy i stwierdziłem, że przyłącze się do dyskusji na temat samotności, która niejako również mi doskwiera.

Chciałem się z Wami podzielić moimi spostrzeżeniami na temat tego stanu.
Jestem raczej samotnikiem, nigdy nie patrzyłem na to, że mam mało znajomych jakoś się żyło z tym faktem i nigdy się specjalnie nad tym nie zastanawiałem. Jak zacząłem tak analizować swoje życie i porównywać je do innych znajomych ze szkoły to trochę popadłem w stan załamania. Zawsze w szkole/studiach/większym towarzystwie czułem się jak jakaś czarna owca, która tylko stoi z boku i przygląda się wszystkim i tylko słucha. Przeanalizowałem całą sytuację zacząłem czytać jakieś poradniki, interesować się psychologią temperamentami i wyszło, że tak po prostu ma być, że jedni ludzie są towarzyscy i śmiali a inni są trochę mniej ekspansywni i ponoć nie ma w tym nic gorszego. Szkoda tylko, że przez tą pustkę w głowie w trakcie spotkania z innymi i nieumiejętność prowadzenia rozmowy o wszystkim i o niczym tak wiele tracimy. Mam tak naprawdę jednego kolegę/przyjaciela już od podstawówki, który raczej był podobny do mnie, ale jak widać na tyle się wyrobił, że moje towarzystwo już mało go obchodzi (wcale się nie dziwie), poznał wiele innych osób i teraz powiedzmy, że ma mnie na zapchaj dziurę gdy już nie ma zupełnie co robić.

W okresie szkolnym zawsze podłączałem się pod taką "duszę towarzystwa", która mi zapewniała jakiś kontakt z innymi, ale patrząc na to z obecnej perspektywy to było ratowanie się na siłę. Nigdy nie umiałem się szczególnie z kimś zaprzyjaźnić i teraz jest tego efekt- samotnie spędzany czas.
Na studiach zaczepiałem wszystkich czy to w dojeździe na uczelnie czy wgl starałem się cokolwiek opowiedzieć zagadać o uczelni o zajęciach o czymkolwiek, po czym dowiadywałem się, że wszyscy spotykają się za moimi plecami gdzieś na imprezach albo w klubach. Było mi z tego powodu bardzo przykro, ponieważ naprawdę starałem się otworzyć, ale widocznie nie na tyle żeby mnie zaakceptowali.

Na trzecim roku wyszedłem parę razy do pubu z ludźmi z mojego roku, to standardowo każdy z każdym rozmawiał słyszałem tylko jakiś dziwny szum w głowie.. Dobiłem się i wyszedłem grzecznie żegnając się ze wszystkimi to usłyszałem, że jestem jakiś aspołeczny. Miałem wtedy dość naprawdę.

Czasem uda mi się wyjść na imprezę chociaż tak naprawdę zaproszeń bardzo mało, ale jak idę i widzę ludzi praktycznie wszystkich wygadanych opowiadających bez przerwy o czymś co im się przytrafiło o tym co robią o ich znajomych o pracy o śmiesznych przypadkach o miliardzie rzeczy to tak naprawdę fajnie, posłucham, ale co dalej.. Już po chwili każdy orientuje się, że mistrzem błyskotliwych ripost i fascynujących opowieści nie jestem i mogę iść za taką grupką jak cień i przyglądać się temu wszystkiemu co tylko jeszcze bardziej mnie dobija .. Jestem osobą małomówną ciężko mi na szybko wymyślić jakiś temat do rozmowy, a jest o czym chociażby mistrzostwach w siatkówce można wymienić się spostrzeżeniami na ten temat i już, ale oczywiście praktycznie zawsze znajdzie się osoba, która mnie w tej dziedzinie przegada i standardowo mogę skupić się tylko na słuchaniu i potakiwaniu. Mam naprawdę serdecznie dość tego stanu rzeczy. Zazdroszczę tylko ludziom, że potrafią tak przeskakiwać z tematu na temat swobodnie.

Poznałem dziewczynę rok temu, z którą spędzałem dużo czasu po czym zostaliśmy parą. Na początku zgrywałem fajnego chłopaka, że mam znajomych co to ja nie robię i wgl, ale szybko wyszło, że tak naprawdę jestem nudnym, niedowartościowanym, aspołecznym facetem. Nie chciałem raczej chodzić na imprezy do klubów nie czułem się tam zbyt dobrze, wolałem obejrzeć sobie jakiś film w kinie zupełnie inaczej spędzać czas. Mówiła, żebym przedstawił ją swoim znajomym po czym stwierdziłem, że nie mam ich w sumie poza tym jednym kolegą no to może jego przedstawię.

Przyprowadziłem tego mojego znajomego do niej to obydwoje zaczęli sobie rozmawiać o wszystkim oczywiście pożartowali sobie mieli sporo tematów, chciałem się do tego podłączyć to traktowali mnie standardowo jak powietrze przez co czułem się jeszcze gorzej. Ona raczej typowa dusza towarzystwa z każdym stanie porozmawia pośmieje się ja tam przy niej jak jakaś przyczepka strasznie mnie to przytłaczało. Zabierała mnie ona do swoich znajomych niby wszystko fajnie, ale znów wywoływało to u mnie ogromny stres szczególnie widząc jak ona z każdym swobodnie rozmawia a ja gdzieś na dalszym planie jakby nieobecny. Mimo, że starałem się rozgadać nawet jej znajome pytały jak się poznaliśmy wtedy już miałem idealną opowieść to oczywiście wyprzedziła mnie ze swoim słowotokiem i mogłem tylko potakiwać grzecznie głową i tyle.. Nikt mi nie daje dojść do słowa, nikt nie traktuje przez to poważnie widzą, że się miotam i każdy mnie i tak zgasi.

Na imprezie u jej znajomych (typowa domówka) też czułem się strasznie skrępowany, jakbym był tam za karę co najmniej każdy się rozluźnia jest zadowolony głupieje, szaleje, przytacza śmieszne opowieści, żartuje, a ja patrzę kiedy to wszystko tylko się skończy bo oczywiście nic tam nie powiem tylko bije się w głowie z myślami, że każdy potrafi tak śmiało opowiadać i to w dodatku żartować sobie ze wszystkiego.

Podam może taki przykład, dzwonię ostatnio do kolegi z którym pracowałem, i pytam czy będzie dziś na starówce bo można by się spotkać a on do mnie a Ty co kolegów nie masz ? może to był żart, ale dotkliwie zabolał.. Tylko oglądam jak każdy gdzieś wychodzi, te imprezowe fotki "znajomych" z facebooka jeszcze bardziej dołują, niektórzy już nawet wstawiają zdjęcia ze swoich wesel :Stan - Różne - Zaskoczony:.

Jak wy sobie radzicie z tą samotnością ? Jakie macie sposoby na zabicie wolnego czasu ?
Mateusz82 napisał(a):Nigdy nie umiałem się szczególnie z kimś zaprzyjaźnić i teraz jest tego efekt- samotnie spędzany czas.

ale szybko wyszło, że tak naprawdę jestem nudnym, niedowartościowanym, aspołecznym facetem.

Jak wy sobie radzicie z tą samotnością ? Jakie macie sposoby na zabicie wolnego czasu ?

Do trzeciego to poza zabiciem samego siebie nie wiem.
Mnie przed zwariowaniem od tej samotności trzyma jeszcze muzyka, gdyby nie to to nie wiem co bym zrobił, przez nieśmiałość nie potrafię wykazać żadnej inicjatywy do jakiegoś spotkania czy czegokolwiek byle by wyjść z domu, przez to jestem pomijany, telefon z zaproszeniem na piwo już prawie nie dzwoni, jak się uda raz w miesiącu to jest dobrze. Mam 19 lat a już czuję, że życie przechodzi obok mnie. Cholernie źle się czuję siedząc sam w domu ale nie potrafię z tym nic zrobić.

Gość

Boshe jak czytając takie opowiastki można się zdołować. Musze sobie herbatki zrobić :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Ja sobie zrobiłam melisę z kardamonem. Nie ma to jak samotny wieczór z gorącym kubkiem :Stan - Uśmiecha się:
Ja czuję się zawsze samotna, odkąd tylko pamiętam. Zawsze sama, zawsze z boku w każdej grupie. Zawsze bałam się podejść, być razem z grupą bo odrazu widziałam w ich oczach niechęć do mnie. Większość mojego życia spędziłam przy komputerze, o jakiś dyskotekach nigdy nie miałam pojęcia czy wypadach ze znajomymi na miasto. W klasie, zawsze wyrzutek. Teraz nawet w pracy mnie źle traktują bo sama się od nich odsuwam, nie potrafię nawiązać kontaktu, wstydzę się. Nie wierzę w siebie. Samotność to moje 2 ja. Nie mam z nim wyjść do kina (mówię o koleżankach) bo chłopaka mam. Ale ile z nim można :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: bardzo zraziłam się do ludzi, ale z 2 strony bardzo ich potrzebuję, to męczące uczucie, które towarzyszy mi wiele wiele lat, czasami słabnie, czasami jest mocno silne. Samotność to najsmutniejsze uczucie na świecie...
Niektórym do szczęścia wystrczyłaby druga połówka, a reszta świata mogłaby nie istnieć.
Niered napisał(a):Niektórym do szczęścia wystrczyłaby druga połówka, a reszta świata mogłaby nie istnieć.
Nic dodać, nic ująć....
Niered coś ostatnio mnie pozytywnie zaskakuje.
Inny chłop.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16