PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Dysmorfofobia
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11
Witajcie.Jestem nowym użytkownikiem tego forum i mam ten sam problem co wy.Mianowicie chodzi mi o mój wygląd.Nigdy nie uważałem się za przystojniaka mialem kompleksy na punkcie swojego wyglądu,ale dało się z tym żyć.Problem zaczął narastać od tamtego roku coraz częściej zacząłem zwracac uwagę na swój wygląd podejrzewam,że przyczyną tego był tradzik młodzieńczy czułem się wtedy jeszcze brzydszy niż jestem kupowałem wiele maści ktore z biegiem czasu mi pomogły,ale to uczucie brzydkości pozostało do dziś.Ciągle czuje się gorszy od innych porównuje się,porównuje kształt twarzy do innych wiele razy słyszałem,że jestem przystojny ja w to nie wierze wiem co widzę w lustrze potrafię przeglądać się w nich praktycznie codziennie po kilka razy dziennie,ale nie tylko w nich w monitorze telefonie,szybach,nawet będąc u znajomych uczucie ,ze jestem brzydki ciągle jest to siedzi w mojej głowie i nie chce wyjść.Chodzilem na psychoterapie,ale zrezygnowalem po 3 miesiącach stwierdzilem,że nie ma sensu co zmieni zwykle gadanie, wyglądu to mojego niestety nie zmieni choć bardzo bym chciał muszę się pogodzić ze swoją brzydotą:Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Nie mam galopujących problemów z akceptacją swojego ciała, ale unikam np. sukienek, czy odkrywania się:] Kilka innych rzeczy do listy bym musiała dopisać, niestety.

Nie uważam, że chodzi o kilogram w tę czy w inną stronę, wstyd i niechęć do siebie nie zależą od tego. Znam teorię, że ważne jest zadbanie o ciało, a raczej wrażenie, że się o nie zadbało, wyćwiczyło, omyło/nabalsamowało itd. Jeśli coś się zrobi dla niego (dla siebie), to daje przyjemność oraz poczucie bycia zadbaną, piękną i kochaną. Uwaga, troska i miłość skierowane na siebie.

A najważniejsze przestać mówić o sobie i ciele niefajne rzeczy, czy karać się/je. Odwrócić tę tendencję - mówić o sobie/ciele z miłością i akceptacją. Tutaj pewna pomoc. U mnie nawet działa:Stan - Uśmiecha się:
http://seksualnosc-kobiet.pl/artykuly_1/...woje_cialo
Czy Autorka ma na myśli to zaburzenie opisywane w tym temacie?:

http://phobiasocialis.pl/forapl_redirect...a,540.html
Witajcie.
Ja również jestem nowym użytkownikiem. Na pierwszej stronie ktoś opisał na czym polega ta choroba.Szczerze mówiąc nie wiedziałam,że cos takiego istnieje. Po przeczytaniu tego bardzo duża część zgadza się z tym jak spostrzegam siebie i jak przez to podchodzę do ludzi.Nie mam ochoty widywać się z nikim,nie mam ochoty zabierać nowych znajomości najchętniej siedzę w domu i jeżeli mam się z kimś spotkać to zawsze jest to w tym właśnie miejscu. Przez pewien czas myslałam,że to normalne ...przecież każda dziewczyna ma jakieś kompleksy ale od pewnego czasu to się staje nie do zniesienia. Myślę o moim wyglądzie przez większą część dnia i nie wiem co mam dalej czy iść do psychologa? jakoś nie wierzę, że mi to pomoże.
Dokładnie,nie miałam pojęcia,że coś takiego istnieje.Jeżeli chodzi o dbanie o siebie to faktycznie na krótką chwilę to pomaga ale z kilka minut radość przechodzi i znów jest to samo...W moim przypadku wydaje mi się,że bardziej chodzi o nadmiar kilogramów z którymi próbuję coś robić...nawet gdy coś zrzucę to i tak to jest za mało ...gdy patrze w lustro uświadamiam sobie jak wyglądam i kończy się zawsze tak samo objadam się słodyczami ile mogę i powtarzam,że od jutra już nie będę...

Gość

witaj magdo. nieustająca dieta? powiedzmy, ale nie mająca nic wspólnego ze zdrowym jedzeniem, raczej z ograniczaniem się co do kcal, dla mnie górna granica to 1000 kcal dziennie, chociaż ostatnimi czasy ciągle ktoś nade mną wisi, żebym coś zeżarła. kolejny "problem"- wpieprzam słodycze, nie codziennie, ale robię zamianę- jedna czekolada za śniadanie i obiadek. 530kcal wpada, a pod koniec dnia żałuję, że nie zjadłam czegoś wartościowego. zawsze śmieszyły mnie stare babki, które stosowały diety, te "normalne", z poradników itepe. albo zażywające cudownych tabletek odchudzających.... ja zamiast tego zaczęłam pić zieloną herbatę, czerwoną herbatę... kiedyś ocet jabłkowy, bo ogranicza apetyt, zaczęłam biegać, ale wytrzymałam tylko pół roku, więc wróciłam do grania w siatkówkę <chociaż mnie wtedy wyrzucili z drużyny, to chodziłam na dodatkowe zajęcia, zapisałam się nawet na piłkę ręczną> i oczywiście ćwiczyłam w domu. wszystko po to, żeby nie być buką, świnią czy zwał jak zwał... jeszcze ten niski wzrost :Stan - Niezadowolony - Zastanawia się: i kolejna irytująca cecha- bardzo zwracam uwagę na innych, nie w sensie porównywania się... całkiem niedawno uświadomiłam sobie, że zawsze będę niezadowolona ze swojego wyglądu, teraz tylko się zastanawiam czy zabarykadować się w domu czy skorzystać z pomocy. także nie jesteś sama :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:eace: jakby to miało pomóc...
W Twojej wypowiedzi jest coś ze mnie, czytając to mam takie wrażenie. Pierwszą diete którą zaczełam, było to zrezygnowania z każdego pieczywa i ziemniaków. Pamiętam,że schudłam kilka kg ale po pewnym czasie wróciłam do starych nawyków i był tzw. efekt jojo. Poważnie zaczełam się odchudzać około trzech lat temu. Przez rok jedząc 3 posiłki dziennie schudłam około 20 kg. Waga się utrzymała jakiś rok,wszyscy się przyzwyczaili,gratulowali, podziwiali jak tego dokonałam (łatwo komuś mówić, kto tego nie musiał przejść) później miałam kilka problemów i pomyślałam "Jeżeli ponad rok nie jadłam nic słodkiego to jeżeli raz sobie pozwolę to nic się nie stanie" I tak runęło wszystko, od tego czasu nie potrafiłam się pohamować od codziennego objadania się słodkościami.Sprawiało mi to przyjemność nie myślałam o problemach.Taki stan radości towarzyszył mi krótko, później po wieczornym objadaniu czułam się strasznie.Wyrzuty sumienia nie dawały czasami spać i w ten sposób doszło do tego,że znów wróciłam do punktu wyjścia. Co prawda udało mi się zrzucić kilka kg ale gdy patrze w lustro widzę każdy centymetr ciała który mam ochotę wyrwać. Próbowałam porozmawiać o tym z kimś kto jest dla mnie ważny ale zawsze słyszałam, że przesadzam i że to nie jest nic strasznego jeżeli ma się kilka kg za dużo... Zaczęłam czytać co mam z tym zrobić czy to normalne czy każdy kto ma za dużo kilogramów czuje się tak samo jak ja? Nie ma ochoty na rozmowę ,na wyjścia ? Bo mi się wydaje,że to nie jest normalne .
magda_9876 napisał(a):Próbowałam porozmawiać o tym z kimś kto jest dla mnie ważny ale zawsze słyszałam, że przesadzam i że to nie jest nic strasznego jeżeli ma się kilka kg za dużo...
A liczyłaś sobie indeks BMI? Bo może rzeczywiście mieścisz się w normie?
Tak,liczyłam. Fakt,ledwo ale się w niej mieszczę tylko, że to jakoś nie wpływa na to jak dalej siebie spostrzegam.
To może sprawdź jaki procent Twojego ciała stanowi tłuszcz? Nie ma lepszego wskaźnika. Zdarza się ,że ktoś mieści się w samym środku BMI ,ale i tak jest trochę za bardzo otłuszczony. Skutek diet 1000 kalorii połączonej z brakiem ruchu. No i nie całe życie dieta, a raz porządnie zmienić nawyki żywieniowe.
Miałem z tym problem, straszne :Różne - Koopa:. W moim przypadku nie chodziło o to, że jestem brzydki, bo raczej nie jestem. Nie akceptowałem swojej twarzy , strasznie mnie w+:Ikony bluzgi kurka:. Czułęm, że moja twarz nie pasuje do mnie, wydawała mi się obca. Do tej pory mam napady,ale są już troche lżejsze. Trochę już dojrzałem i po prostu wygląd nie ma dla mnie większego znaczenia ale w szkole i na studiach miałem obsesję do tego stopnia, że zdarzało się, że spędzałem godzinę przed lustrem zanim wyszedłem z domu. A czasami bałem się wyjść w ogóle, bo miałem np. :Ikony bluzgi grzybek:ą fruzurę. Teraz natomiast zdarza się, że dopada mnie panika na sam fakt, że w ogóle jestem człowiekiem. Naprawdę dziwny klimat, coś jakby dusza wyła z bólu, że jest uwięziona w ludzkim ciele, którego nie chce. Coś strasznego, taki potężny ryk rozpaczy rozdzierający od wewnątrz, nie do opisiania, jakaś taka tęsknota za uwolnieniem, bezcielesnością.
Nie wiem czy w ogóle z tego można się wyleczyć...czasami są dni tylko nażreć się tabletek i już o niczym nie myśleć...wszystkiego się odechciewa.
Miałem podobnie że przyglądałem się w lusterku i mówiłem ,Kur....a ale ja jestem brzydki :Stan - Uśmiecha się:
Miałem jazdy że wszyscy się na mnie gapią bo jestem taki brzydki :Stan - Uśmiecha się:
Głównie nie akceptowałem swoich odstających uszów (tak to się pisze ? :Stan - Uśmiecha się:
Ale w końcu zrozumiałem że sam sobie wytykałem to co wytykali mi w przeszłości,uwierzyłem im i uznałem za fakt.
A że skupiamy się zazwyczaj tylko na wadach a nie widzimy zalet,to wydaje nam się że jesteśmy jedną wielką wadą :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Każdy ma jakieś wady,jedni mniejsze drugie większe ,jedni mniej drudzy więcej.
Zacząłem się zastanawiać czemu ciągle myślę że się na mnie gapią.
W końcu zacząłem obserwować wnikliwie otoczenie,w końcu zobaczyłem że :Ikony bluzgi kurka: nikt się na mnie nie gapi i nikt się nie śmieje :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Błąd polegał na tym że mój mózg interpretował rzeczywistość przez pryzmat przeszłych zdarzeń.Ale gdy wnikniesz w rzeczywistość, iluzje zaczynają się rozpadać.
Dużo medytowałem,starałem się być bardzo spokojny podczas np. stania w kolejce,i nie dałem się wciągać w nałogowe myślenie i reakcje ,na wszystko patrzałem przez pryzmat TU I TERAZ.
Aby coś zmienić musisz być tu i teraz,musisz być świadomy obecnej chwili.
To nie jest :Różne - Koopa: gadanie pisanie .To można łatwo wytłumaczyć,wszystko robimy jak zaprogramowane automaty.
Ustaw sobie w telefonie budzik i daj na budzik ulubiony utwór muzyczny:Stan - Uśmiecha się: Zapewniam Cię że po jakimś czasie znienawidzisz ten utwór ,lub słuchając go będziesz miał/a nieprzyjemne odczucia :Stan - Uśmiecha się:
Wytłumaczył bym jeszcze parę spraw, ale jednak nie umiem tego napisać :Stan - Uśmiecha się:
jack napisał(a):Głównie nie akceptowałem swoich odstających uszów (tak to się pisze ? :Stan - Uśmiecha się:
uszu :-)

jack napisał(a):Ustaw sobie w telefonie budzik i daj na budzik ulubiony utwór muzyczny:Stan - Uśmiecha się: Zapewniam Cię że po jakimś czasie znienawidzisz ten utwór ,lub słuchając go będziesz miał/a nieprzyjemne odczucia :Stan - Uśmiecha się:
O tak, potwierdzam. Ja próbowałem zastosować ten myk, żeby wstawanie było przyjemniejsze, a efekt był taki, że znienawidziłem ulubioną piosenke :Stan - Różne - Nie powiem:
Czy uważacie,że jeżeli ktoś ma dysmorfofobie powinien zgłosić się do psychologa? Czy on mu może pomóc bo nie wiem czy w ogóle warto tam iść...

gość

Warto, ale nie licz na cuda.
Sam990 napisał(a):Witajcie.Jestem nowym użytkownikiem tego forum i mam ten sam problem co wy.Mianowicie chodzi mi o mój wygląd.Nigdy nie uważałem się za przystojniaka mialem kompleksy na punkcie swojego wyglądu,ale dało się z tym żyć.Problem zaczął narastać od tamtego roku coraz częściej zacząłem zwracac uwagę na swój wygląd podejrzewam,że przyczyną tego był tradzik młodzieńczy czułem się wtedy jeszcze brzydszy niż jestem kupowałem wiele maści ktore z biegiem czasu mi pomogły,ale to uczucie brzydkości pozostało do dziś.Ciągle czuje się gorszy od innych porównuje się,porównuje kształt twarzy do innych wiele razy słyszałem,że jestem przystojny ja w to nie wierze wiem co widzę w lustrze potrafię przeglądać się w nich praktycznie codziennie po kilka razy dziennie,ale nie tylko w nich w monitorze telefonie,szybach,nawet będąc u znajomych uczucie ,ze jestem brzydki ciągle jest to siedzi w mojej głowie i nie chce wyjść.Chodzilem na psychoterapie,ale zrezygnowalem po 3 miesiącach stwierdzilem,że nie ma sensu co zmieni zwykle gadanie, wyglądu to mojego niestety nie zmieni choć bardzo bym chciał muszę się pogodzić ze swoją brzydotą:Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Jak masz pieniądze możesz się zoperować, można usuwać blizny, szramy na twarzy, wielki nos można zmniejszyć, kwas hialuronowy - usta, botox, liposukcja, odsysanie tłuszczu, tyle można zrobić, to tylko kwestia pieniędzy. Chirurgia plastyczna jest już na wysokim, zaawansowanym poziomie.
Mery, proszę nie dawać takich rad na forum... to zaburzenie duszy a nie ciała, nieważne ile operacji będzie zrobionych i tak będzie to przekonanie, że jestem brzydki/ka!
Hej, mam do osób mających dysmorfofobię pytanie/prośbę:
bliska mi osoba cierpi z powodu tego zaburzenia, ja nie mam żadnego doświadczenia, jak z nią rozmawiać, jak się zachowywać. Absolutnie nie bagatelizuję problemu, nie wyśmiewam etc. Wiem też, że mówienie w kółko 'wyglądasz dobrze' pewnie wielkich rezultatów nie przyniesie. Wiem, że jest w trakcie leczenia. Jak mogę pomóc, albo chociaż nie zaszkodzić?

Z góry dzięki za odpowiedź :Stan - Uśmiecha się:
Sugar napisał(a):Mery, proszę nie dawać takich rad na forum... to zaburzenie duszy a nie ciała, nieważne ile operacji będzie zrobionych i tak będzie to przekonanie, że jestem brzydki/ka!
tu się zgodzę, to jest choroba duszy a nie ciala. Ten kto tego w samym sobie nie przeżywa tak naprawde tego nie zrozumie i zawsze będzie uważany za kogoś nadmiernie przejmującym się swoim wyglądem.. tylko ze w tym wszystkim nie o to chodzi... ehh .
Witajcie! Jestem szczęśliwa, że znalazłam to forum. Zaczęłam już przygotowania do tego, żeby wszystko zakończyć i wczoraj przzeczytałam Wasze wypowiedzi i poczułam wielką ulgę. Mam większość objawów dysmo.. Mam zdjagnozowaną NN ale nie łączyłam tego nigdy z dysm. Nikt mi nie powiedzial nigdy zaden psycholog ani psychiatra, że to może być ta ścieżka. Lustro, analiza własnego wyglądu do bólu, krytyka, wręcz niechęć do własnego ciała. Poczucie obcości wszędzie tego że nie pasuję. Odgradzam się od ludzi, nie wiem o co chodzi w tych kontaktach, czuję jakis brak, brak łącznika w sobie...Dużo strachu jest we mnie, załatwianie spraw mnie przerasta...Dążę do perfekcji w ciele, bo wiem, że tylko ono mnie chroni, szczotkuję je, ćwiczę głodzę się. Głód jest moim przyjacielem i czuję że zawodzę...Czuję się gorsza, pragnę komplementów i rozdaję je żeby dostać coś w zamian ale w zamian jest zero albo za mało i wpadam w panikę że wszystko na nic..Cały moj wyslilek...Ktoś mi powiedzial, że ludzie mi nie mowią miłych rzeczy bo traktują to jako oczyweistość że jestem perfekcyjna. Ja jednak potraktowałam to jako słabą próbę pocieszenia...Lustro, kamerka w ipodzie..to moi przyjaciele. Juz nawet nie uciekam w marzenia.
To nie prawda jak powyżsi napisali. Dysmorfofobia to zaburzenie psychiczne, porównane do anoreksji. Może się skończyć nawet samobójstwem. Leczenie -psychoterapia i farmakologiczne- u lekarza psychiatry. :Stan - Różne - Nie powiem:
Dzień dobry...

Nigdy nie brałam udziału w żadnym internetowym forum (nawet podczas studiów byłam "nieugięta", tym samym odmawiając sobie notatek i gotowych testów:Stan - Uśmiecha się - Mrugając:) - słyszę jednak wewnętrzny skowyt, który nie pozwala mi nie dodać swojego wpisu tym razem...

Kochani. Wyjście z dysmorfofobii to jest... DECYZJA. To takie "proste", a zarazem absolutnie nie "łatwe"! To ten jeden dzień, w którym mówicie sobie "Koniec!" i zarazem wyznaczacie nowy początek Waszego życia, totalny "punkt zero", odrzucacie cały ten syf, jaki macie w swoich myślach, nie patrzycie już na siebie obrazami Waszej przeszłości (tym, co mowili inni, tym, jak wychodziliście na zdjęciach, wspomnieniami o prykrych "rozczarowaniach" przez lustrem itp.). Dzień, w którym zmieniacie wszystkie NAWYKI, które narzuciła Wam dysmorfofobia (sprzątacie lodówkę i zaczynacie się zdrowo odżywiać, przestajecie "ukrywać" ciało pod papką z makijażu, dbając jednocześnie, by było zadbane, uczycie się nowych rzeczy, zmieniacie wystrój mieszkania, szukacie pozytywnych inspiracji - np. w filmie, muzyce, książkach, zmieniacie miejsca, w których robicie zakupy, spędzacie czas wolny, drogi, którymi wracacie do domu itp., pielęgnujecie w sobie uśmiech i przypadkową życzliwość dla innych ludzi, otwieracie się na nowe znajomości...).

To Wasz prywatny "odwyk". Nie wystarczy chcieć - TRZEBA chcieć! Błądzicie w labiryncie z luster. Ucieczka z niego jest prosta, ale potem... sami musicie znaleźć metody, by nauczyć się życia "na wolności", wytrwać na niej...

Cieszę się z tych 11 lat anoreksji, depresji, dysmorfofobii - są moją historią i moimi snami. Bez cierpienia, panicznego szukania nadziei, bez porażek, które wskazują, że coś jest nadal nie tak, bez motywacji, jaką daje wstręt i wstyd, bez lęku, który zasysa nas tak głęboko, że w końcu doznajemy olśnienia, złości, nienawiści, które przeradzają się wreszcie w energię, w moc... - z jednej strony nie byłoby pytań o to, czego naprawdę chcę, co jest dla mnie ważne, poznania samej siebie (to wszystko uczy ASERTYWNOŚCI), z drugiej strony nie nauczyłabym się wrażliwości dla drugiego człowieka, zrozumienia dla innych, nie mogłabym otowrzyć się na świat i uwierzyć, że jest dobry (to wszystko uczy EMPATII).

Uczcie się samych siebie. "Wydrzyjcie" dysmorfofobii, ile się da. Szukajcie wiedzy, która Was wzmocni (asertywność) i uczyni lepszymi dla innych (empatia).

Nie da się wyprzeć tej choroby. Trzeba ją zaakceptować, jako część Was, Waszej "historii" i Waszych "snów" - coś, co Was kształtowało, doświadczało, co organizowało Waszą codzienność, a przez to ukształtowało Wasze zycie takim, jakim jest dziś (pracę, kontakty społeczne, relacje, twórczość itp.). Od "punktu zero" jednak jest już tylko przyszłość. Nie ważne, że będziecie się potykać (porażką nie jest upaść, ale nie wstać po upadku!)! Idźcie do przodu, nawet najmniejszymi kroczkami, nie porównujcie się z nikim innym, tylko z samymi sobą, bądźcie dla siebie czułymi przyjaciółmi, a zarazem wymagającymi trenerami.

Piękne ciało ma swoje źródło w pięknych myślach i uczynkach (wobec siebie i wobec świata). Szczęście jest nagrodą za nasze DOBRO...

Życzę Wam odwagi i siły, by kochać samych siebie. Bo ta miłość to...
W A S Z A DECYZJA! Bezwarunkowa, niezależna, może nawet "nieracjonalna" i totalnie "na przekór" temu, co nam wmawiano przez lata, co nam wmawia pop-kultura itp.!
Nie urodziliśmy się, żeby żałować życia!
Pozwólcie sobie żyć!!!!
hej :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: niestety ten temat dotyczy również mnie. Jest to najmniej dokuczliwy z moich problemów, więc zupełnie się nim nie zajmuję... co pewnie jest błędem....

Noszę ze sobą kilka lusterek. W domu patrzę w lustro non stop. NOsze ze sobą kilka kolorów nici, bo może się coś rozpruć, ciągle patrzę, czy nie mam plamy.

Najgorsze jest jednak to, że wciąż mi się wydaje, że moja twarz głupio wygląda. Jak patrzę komuś w oczy rozmawiając z nim to mam wrażenie, że mam głupią minę.
Ciężko to dokładnie opisać.

Mam przymus ciągłej kontroli wyglądu głownie twarzy, ciągle mam wrażenie że jest coś nie tak.

Gdybym nie wzięła z domu żadnego lusterka, to.. nie wiem, wróciłabym się po nie albo w najbliższym kiosku kupiła.

nienawidzę żąrówek tych takich hmm.. świetlówek? dających bardzo białe światło. Mam ochotę się schować. z nikim nie rozmawiam, gdy są gdzies takie zarówki.
Niestety też mam taką obsesję, to nic przyjemnego, mam obsesję od czasu kiedy zmieniłam fryzurę, wyglądam bardziej perfekcyjnie, godzinami przesiaduję przed lustrem, układam włosy aby było wszystko perfekcyjne. Cera musi być gładka i taką mam, ale nie we wszystkich lustrach, w niektórych widać jakieś kreski, które mnie martwią. Oprócz kremu niczego nie używam. Zrobiłabym sobie botoks gdyby był tani (jakby był tani to by każdego było stać) myślałam też o operacji laserowej oczu, która jest trochę ryzykowna. Jeszcze martwią mnie dość masywne ramiona i szerokie biodra. Jakbym miała bardziej wąskie nie pogardziłabym nimi. W wyobraźni mam idealny, olśniewający wygląd i celem mojego życia jest osiągnięcie takiego wyglądu, wiem, że inni nie przejmują się tym, nie dbają o siebie, ale dla mnie są żałośni. Ja przynajmniej ubrania wybieram świadomie według swojego gustu. Poza tym jak słyszę jak ludzie mówią o jakiś częściach ciała robi mi się słabo, bo to jest krytyka. Boję się, że zauważą coś u mnie i będą mnie wyzywać. Boję się tego najbardziej na świecie. Dlaczego wyglądam jak czarownica? W filmie "Czarownice z Eastwick" tam jest dla mnie miejsce w obsadzie. Wpadłam już w taką pułapkę. Za dużo telewizji oglądałam.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11