Dzień dobry...
Nigdy nie brałam udziału w żadnym internetowym forum (nawet podczas studiów byłam "nieugięta", tym samym odmawiając sobie notatek i gotowych testów
) - słyszę jednak wewnętrzny skowyt, który nie pozwala mi nie dodać swojego wpisu tym razem...
Kochani. Wyjście z dysmorfofobii to jest... DECYZJA. To takie "proste", a zarazem absolutnie nie "łatwe"! To ten jeden dzień, w którym mówicie sobie "Koniec!" i zarazem wyznaczacie nowy początek Waszego życia, totalny "punkt zero", odrzucacie cały ten syf, jaki macie w swoich myślach, nie patrzycie już na siebie obrazami Waszej przeszłości (tym, co mowili inni, tym, jak wychodziliście na zdjęciach, wspomnieniami o prykrych "rozczarowaniach" przez lustrem itp.). Dzień, w którym zmieniacie wszystkie NAWYKI, które narzuciła Wam dysmorfofobia (sprzątacie lodówkę i zaczynacie się zdrowo odżywiać, przestajecie "ukrywać" ciało pod papką z makijażu, dbając jednocześnie, by było zadbane, uczycie się nowych rzeczy, zmieniacie wystrój mieszkania, szukacie pozytywnych inspiracji - np. w filmie, muzyce, książkach, zmieniacie miejsca, w których robicie zakupy, spędzacie czas wolny, drogi, którymi wracacie do domu itp., pielęgnujecie w sobie uśmiech i przypadkową życzliwość dla innych ludzi, otwieracie się na nowe znajomości...).
To Wasz prywatny "odwyk". Nie wystarczy chcieć - TRZEBA chcieć! Błądzicie w labiryncie z luster. Ucieczka z niego jest prosta, ale potem... sami musicie znaleźć metody, by nauczyć się życia "na wolności", wytrwać na niej...
Cieszę się z tych 11 lat anoreksji, depresji, dysmorfofobii - są moją historią i moimi snami. Bez cierpienia, panicznego szukania nadziei, bez porażek, które wskazują, że coś jest nadal nie tak, bez motywacji, jaką daje wstręt i wstyd, bez lęku, który zasysa nas tak głęboko, że w końcu doznajemy olśnienia, złości, nienawiści, które przeradzają się wreszcie w energię, w moc... - z jednej strony nie byłoby pytań o to, czego naprawdę chcę, co jest dla mnie ważne, poznania samej siebie (to wszystko uczy ASERTYWNOŚCI), z drugiej strony nie nauczyłabym się wrażliwości dla drugiego człowieka, zrozumienia dla innych, nie mogłabym otowrzyć się na świat i uwierzyć, że jest dobry (to wszystko uczy EMPATII).
Uczcie się samych siebie. "Wydrzyjcie" dysmorfofobii, ile się da. Szukajcie wiedzy, która Was wzmocni (asertywność) i uczyni lepszymi dla innych (empatia).
Nie da się wyprzeć tej choroby. Trzeba ją zaakceptować, jako część Was, Waszej "historii" i Waszych "snów" - coś, co Was kształtowało, doświadczało, co organizowało Waszą codzienność, a przez to ukształtowało Wasze zycie takim, jakim jest dziś (pracę, kontakty społeczne, relacje, twórczość itp.). Od "punktu zero" jednak jest już tylko przyszłość. Nie ważne, że będziecie się potykać (porażką nie jest upaść, ale nie wstać po upadku!)! Idźcie do przodu, nawet najmniejszymi kroczkami, nie porównujcie się z nikim innym, tylko z samymi sobą, bądźcie dla siebie czułymi przyjaciółmi, a zarazem wymagającymi trenerami.
Piękne ciało ma swoje źródło w pięknych myślach i uczynkach (wobec siebie i wobec świata). Szczęście jest nagrodą za nasze DOBRO...
Życzę Wam odwagi i siły, by kochać samych siebie. Bo ta miłość to...
W A S Z A DECYZJA! Bezwarunkowa, niezależna, może nawet "nieracjonalna" i totalnie "na przekór" temu, co nam wmawiano przez lata, co nam wmawia pop-kultura itp.!
Nie urodziliśmy się, żeby żałować życia!
Pozwólcie sobie żyć!!!!