PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Spowiedź
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13
...
Jam wierząca ale do spowiedzi chodze tylko w święta Wielkanocne i Boże Narodzenie, no chyba że też jest jakaś inna okazja. W każdym razie, jak byłam młodsza to do spowiedzi chodziłam regularnie, (pierwsze piątki i te sprawy) zawsze odczuwałam jakiś stres, bo mimo wszystko nie jest przyjemne zwierzać się jakiemuś facetowi ze swoich występków, z których czasami nie zwierzasz się nawet swoim przyjaciołom :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2: ale to co czułąm podczas ostatniej spowiedzi to był jakiś koszmar! Najgorsze że sama nie wiem dlaczego, bo ksiądz do którego chodze jest bardzo fajny, nie dopytuje się o nic więc przez to unikam stresu odpowiadania na pytania typu: dlaczego, ile razy itp. W każdym razie kiedy już odeszłam od konfesjonału to ledwo stałam na nogach, a potem przez jakieś 5 min. jeszcze drżały mi nogi i mogę się założyć że gdybym musiała wtedy z kimś rozmawiać to drżał by mi również głos. Straszne
Nie byłem u spowiedzi już z 8 lat. Stresowała mnie zawsze spowiedź. Teraz pewnie byłoby mi łatwiej, bo dokonałem sporego postępu. Ale nie chce mi sie. Przez te 8 lat zmieniło się moje postrzeganie religii. Wydaje mi się, że chyba przestałem wierzyć. Zacząłem zastanawiać się gdzie był Bóg kiedy byłem katowany w szkole i doprowadzony do ostateczności przez długie lata. Modliłem się codziennie o pomoc, ale nic się nie zmieniło. Kiedy skończyłem gimnazjum dziękowałem bogu że już koniec tych tortur. Ale potem pojawiła się fobia i zacząłem się zastanawiać czy nie podziękowałem za wcześnie...

Ostatnio też wzięło mnie coś na pogaństwo, zacząłem czytać mitologię nordycką i wyobrażać sobie jak to ludzie kiedyś patrzyli na świat wierząc w tylu bogów i w ogóle. Było na pewno spoooro ciekawiej. Wciągnęło mnie prawie po uszy, ale nie przejdę raczej na tą "wiarę". Chyba po prostu stanę się ateistą, nie czuję żebym potrzebował wierzyć w cokolwiek.
Ja nie byłam u spowiedzi jakieś 6-7 lat. Po pierwsze, nie wiem jak z tak silną fobią miałam mieć grzechy... musiałam więc zmyślać. I nie wiem jak miało mnie przekonać, że każdy ma jakieś grzechy, skoro tylko siedziałam, uczyłam się i odpoczywałam. Nie było to też lenistwo.
Teraz znalazło by się kilka, ale są one zgodne z moim sumieniem i nie wykazuję chęci poprawy, więc i tak bez sensu byłoby się spowiadać. Jeśli inni tak robią, a na pewno, bo trudno znaleźć parę, która nie stosuje np. antykoncepcji, to ich wybór. Ja nie będę się dostosowywać tylko dlatego, że mama by chciała, żebym wzięła ślub w białej sukni pełznąc w niej do ołtarza.

Poza tym, strasznie mnie irytuje, gdy jestem oskarżana o coś co jest winą kogoś, a nie moją - zakonnica kiedyś do mnie podeszła i powiedziała, żebym natychmiast wyszła z "domu bożego", bo ona nie wie, po co tu przyszłam. Oczywiście nic nie odpowiedziałam w takim szoku byłam. A jakie przestępstwo popełniłam? W kolejce do konfesjonału wyjęłam karteczkę, którą miał ksiądz podpisać, jako świadectwo, że byłam u spowiedzi. Śmiechu warte.
Cytat:Po pierwsze, nie wiem jak z tak silną fobią miałam mieć grzechy... musiałam więc zmyślać.
Heh, właśnie, to jest to. Z silną fobią nawet nie ma okazji grzeszyć, co prawda, dla osoby wierzącej to dobrze, ale też łapię się na tym, że niewiele mam do powiedzenia na spowiedzi :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Akcja z zakonnicą - szok :Stan - Niezadowolony - W szoku: Ona myślała, że sobie coś czytałaś, czy co?
Myślę, że jej zdaniem uczyłam się albo nawet odrabiałam pracę domową, bo długopis też był potrzebny. Ale tak mi się przykro zrobiło, że ktoś mnie tak ocenia, że nie wydusiłam z siebie nawet jednego słowa.
Ja chodzilem do spowiedz ,ale nie mowilem calej prawdy, a wiec popelnialem swietokractwo. Kosciola i Boga nienawidzie. To jest jakas paradoks, inkwizycja w sredniowieczu "mordowa"[inaczej tego ujac nie umiem],moze od poczatku. Inwizycja byla od tego aby zabijac heretykow, a wiec gdy ktos pomagal wiedzmom lub oglaczal niestworzone teorie sprzeczne z religia byl torurowany albo zabijany. W przypadku osob ktore sie nie przyznawaly byly torturowane az sie przyznaly[ duzo osob bylo nie winnych], a potem skazywane na smierc. Po egzekucji majatek przechodzil w rece koscila, a wiec czesto nieslusznie ostarzano kogos, aby dorwac sie do jego majatku. Kolejna paradoks to wojny religine i "swieta wojna"[oddawanie zycia za allaha]. Tego w Kosciele nienawidzie ,ze trzepie kase.
Mozecie sie ze mna niezgadziac ,ale nie wierze ,ze Bog pozwolil na te wszystkie okrucienstwa.
Ja ze spowiedzią nie mam problemów. Trzy lata temu dokonałam konwersji do jednego z kościołów protestanckich i sobie chwalę. Decyzja była podyktowana względami czysto teologicznymi, jednak brak spowiedzi indywidualnej bardzo mnie ucieszył. Nie lubiłam chodzić do spowiedzi, bo wydawało mi się bezsensowne spowiadanie się z czegoś, czego ja za grzech nie uważam, lub też wiedząc, że nawet nie zamierzam się z nich poprawiać. Nikt na mnie nigdy nie nakrzyczał w konfesjonale, jednak niejednokrotnie księża byli strasznie dociekliwi. Ergo, zamiast odczuć ulgę po odejściu od konfesjonału, czułam niesmak. Zresztą, cały ten system spowiedniowy uważam za chory; skoro to Bóg przebacza ludziom grzechy, to po co pośrednik? Dlaczego mam mówić o swoich brudach obcemu człowiekowi (też grzesznikowi)? Dlaczego kwestie "okołoseksualne" podlegają większej penalizacji niż np oszustwa podatkowe? Poza tym, zawsze miałam wątpliwości co do tego, który grzech mogę uważać za "lekki" a który już za ciężki? Gdzie dokładnie leży granica? W efekcie do Komunii przystępowałam tylko po spowiedzi św., póżniej już nie, bo nie byłam pewna czy grzeszyłam ciężko czy tylko lekko.
anikk napisał(a):Teraz znalazło by się kilka, ale są one zgodne z moim sumieniem i nie wykazuję chęci poprawy, więc i tak bez sensu byłoby się spowiadać. Jeśli inni tak robią, a na pewno, bo trudno znaleźć parę, która nie stosuje np. antykoncepcji, to ich wybór. Ja nie będę się dostosowywać tylko dlatego, że mama by chciała, żebym wzięła ślub w białej sukni pełznąc w niej do ołtarza.
Dokładnie, dokładnie. Mam identyczne zdanie, więc też nie chodzę. I nawet gdybym miał z kim (ha-ha), to bym raczej nie chciał ślubu kościelnego właśnie z tych powodów.
Nie mów hop :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Ja znalazłam drugą połówkę jakimś dziwnym przypadkiem.
Czasem myślę, że będę się bała przyznać, że nie chcę się spowiadać, chodzić na nauki, a nawet iść przez kościół i wypowiadać przysięgi przy tylu ludziach. Głowa by mi się w tej kiecy trzęsła i ubaw by wszyscy mieli po pachy. No ale to kiedyś, obym była już na swoim...
Po wyleczeniu z depresji/fobii Wasze poglądy się trochę zmienią, więc nie mówcie hop :Stan - Uśmiecha się:. Wszystko przed nami.
Klocek, a z tego dziadostwa można się wyleczyć?? Wyleczyć w tym sensie, że się funkcjonuje bez leków, psychoterapii itp.? Bo ja już tracę nadzieję.
Można się z tego wyleczyć. Ja jestem przykładem. Kiedy miałem depresję też nie miałem nadziei :Stan - Uśmiecha się:.

Nie jestem jeszcze w pełni wolny, ale robię postępy. Jeżeli udało mi się pokonać depresję, to głupią fobię też potrafię.

Wszystkie psychoterapie, leki itp. są tylko dodatkiem. Dla mnie najważniejsze w wyleczeniu i w ogóle w życiu było logiczne myślenie.
spowiedz wymyslili ludzie a nie Bog. wiec to by wyjasnialo wszystkie kontrowersje :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Cytat:spowiedz wymyslili ludzie a nie Bog.

chyba sie nie zgodze Sugi :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

„Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”

(J 20, 19-23).
Wszyscy tutaj cierpimy i pytami,dlaczego Boże właśnie mnie tak mocno doświadczyłeś? Skoro jesteś,i skoro jak inni mówią,kochasz mnie ,zabierz ode mnie ten ból.Bo wolałbym cierpieć z innego powodu,tego co w sobie noszę nie można wyrazić słowami a mój ból i rozpacz wylewają się ze mnie.

A może Bóg musiał posłużyć się w nas tym właśnie cierpieniem,tj.fobią społeczną czy nieśmiałością,by w atmosferze samotności,które te "choroby" warunkują,zwrócić się właśnie do niego.Może musiał podjąć tak drastyczne środki,byśmy Go "dostrzegli".

Ja również cierpię z tego powodu,co większość ,jeśli nie wszyscy tu przybywający.Mam "doświadczenie"w tej sprawie,jak zapewne również wiekszość.I prawda jest taka,że kogo zaburzenie psychiczne choć raz dotknie,już na zawsze z nami pozostanie.Nigdy nie wyjdziemy na zero.Nawet świadectwo osoby,której terapia w jakich tam sposób pomogła,nie znaczy,że za rok czy dwa,czy 10 lat ,to wszystko na nowo nie wróci.Ja się na to nie nabioręZaburzenia psychiczne czy osobowości,jak kto je nazywa,są jak nowotwór-bo nigdy nie wiesz czy pokonałeś go,czy on tylko śpi albo udaje,po to,żeby nawiedzić cię ze zdwojoną siłą.

Jedynie wiara cuda czynie,nie terapie,nie psychologia.Teraz mam wrażenie,terapia jest w modzie a niektórzy "chwalą" się swoim doświadczeniem w kolejnych terapiach.
Otwórzmy oczy,co psychologowie mają w nas zmieniać? Przecież fobia,nieśmiałość,to my! To nie jest depresja,która pojawia w konkretnym czasie.My dorastaliśmy z naszą fobią ,z naszą nieśmiałością.To nasza część-jak noga,ręka,nerka.Co ktoś,kto nigdy tego nie doświadczył może wiedzieć o tym co przeżywamy.Tym bardziej,jak może nam pomóc? Każdy jest inny,każda fobia czy nieśmiałość jest inna. Jedynie w całością zna ją Bóg,nawet nie my.

Przez jakie okulary patrzycie? Zanim wchodzicie do gabinetu,i tak już wiecie,że pomoc i tak nie nadejdzie,że otworzycie dusze przed tą osóbką-psychologiem,psychiatrą,po to,żeby po tym wszystkim zamknął za Wami drzwi.Wówczas znów jesteśmy sami.A psycholog natychmiast o nas zapomina,i wraca do swojego życia,które zapewne,też jest trudne.

Zwróćmy się do Boga,jedynie w Nim nasza nadzieja.Tylko On,może odmienić nasze życie w bardzo szczególny sposób.

Nie patrzmy na księży.Wiem,że jest wielu z nich,którzy nie zasługują na to miano.Ale chcę Wam powiedzieć,że oni swoje przeszli.Mają za sobą swoją historię powołania,często źle odczytanego.To nie są ludzie źli,tylko nieszczęśliwi.I nie osądzajmy ich.Pan Bóg prowadzi z nimi indywidualny dialog,zresztą jak z każdym z nas.
Aha,i jeszcze jedno.Ktoś zapytam,Boże czy sprawia Ci radość patrzeć na mnie jak cierpię?
Ja odpowiadam:
Ludzie którzy doświadczają głębokiego cierpienia,często stają się ludźmi lepszymi ,niżby byli,gdyby nigdy go nie doświadczyli.
Zgadzam się z Gamma, z fobii społecznej nie da się wyleczyć, lepiej nie liczyć na to, że któregoś dnia dzięki lekom czy terapii coś się zmieni. Fobia, to niestety część naszego charakteru. Musimy nauczyć się z nią żyć, tak żeby nie zapanowała nad naszym życiem i zaakceptować fobię i to kim jesteśmy:Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
Głowy do góry=]
A moim zdaniem fobia to choroba, nieprawidłowość, skrzywienie... to nie jest norma, więc można ją naprostować (choć fajne porównanie do nowotworu - tak, z tym się zgadzam).
No i może racja z tym dostrzeganiem Boga, może... trudno powiedzieć skoro mam fobię i nie wiem jak by to było gdybym jej nie miał :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Zrzućcie kajdany z rąk i nóg, zdejmijcie przepaski z oczu i umysłu. Odrzućcie spowiedź, odrzućcie Boga i religię, jeśli was uwiera, sprawia że czujecie się wini i bądźcie PO PROSTU WOLNI... Cieszcie się życiem i korzystajcie z jego uroków.
Cytat:Cieszcie się życiem i korzystajcie z jego uroków.
Fobicy? XD
Luna napisał(a):
Cytat:Cieszcie się życiem i korzystajcie z jego uroków.
Fobicy? XD

A chcesz zamknąć fobików w psychiatrykach czy ciemnych piwnicach? Prędzej czy później każdy znajdzie miłość i szczęście. Będzie się cieszył wyuzdanym seksem i mówił ku***a, jak się uderzy w duża palec u nogi bez poczucia winy że właśnie popełnił grzech z którego musi się wyspowiadać przed księdzem w konfesjonale i powiedzieć za karę 10 wierszyków o Jezusie.
Bez Boga nie ma Wolności.Jeśli od niego odchodzisz ,wyrzekasz się Wolności,za którą tak wszyscy tęsknimy.
lochfyne!

wiem,że to boli.Wiem,że bardzo cierpisz.Rozumiem Cię. My wszyscy tutaj cierpimy.Łatwo jest winę zrzucić na kogoś,w naszym przypadku na kogóż innego,jeśli nie na Boga? W końcu od Niego wszystko pochodzi.
Ja wiem,że Ty wierzysz w Boga.Zresztą Twoje posty,mimo,że zdawałoby się inaczej,świadczą o tym.Często jest tak,że w naszej rozpaczy oskarżamy Boga za wszelkie zło,za to co z naszym życiem zrobił.Chcemy Go ukarać,mówiąc ,że nie wierzymy a nawet odchodzimy.Ale w rzeczywistości,jest to coś jakby akt prowokacji-wierzymy,że w tym naszym ekstremalnym posunięciu ( bluźnierstwo,odejscie)Bóg jednak nas ocali,obdarzy szczęście,ZLITUJE SIĘ.Bo wiemy,że nas kocha,i za tę miłość zrobi wszystko.

Człowiek bez Boga,musi być bardzo samotny,podwójnie samotny.Nie dokładajmy sobie kolejnej samotności do tej którą już mamy.
Mylisz się, bez Boga czuję się wolny, bo nie ogranicza mnie religia, jaką wytworzyli ludzie by uwiarygodnić jego istnienie. To raczej ludzie wierzący są zniewoleni. Gdyż według swojej wiary grzeszą, muszą więc czuć się winni mimo że często nic złego nie zrobili. Ja mam swój kodeks wartości którego przestrzegam i zgodnie z którym żyję, nie potrzebuję by ktoś mi ustalał go za mnie i oceniał mnie według niego. Sam potrafię odróżnić co jest dobre a co złe.

Nie obwiniam Boga za swoje cierpienie, bo w niego niewierze. To kim jestem, to kwestia genów, wychowania oraz środowiska w jakim dorastałem. To wszystko sprawiło że jestem tym kim jestem, żadna w tym zasługa ani wina Boga.

Nie wierzę też że Bóg mnie ocali, bo jedynie sam to mogę zrobić, sam decyduję o swoim życiu. To co robię bądź czego nie robię, jest tylko moją zasługą albo winą. Istnienie, bądź nieistnienie Boga nie ma wpływu na moją samotność. Równie dobrze mogłbym mówić do kamienia i tyle samo dostalbym informacji zwrotnych...
Eee, ja jestem wierząca i ograniczana się nie czuję, z takim podejściem to faktycznie najlepiej przestać wierzyć :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Cytat:A chcesz zamknąć fobików w psychiatrykach czy ciemnych piwnicach? Prędzej czy później każdy znajdzie miłość i szczęście. Będzie się cieszył wyuzdanym seksem i mówił ku***a, jak się uderzy w duża palec u nogi bez poczucia winy że właśnie popełnił grzech z którego musi się wyspowiadać przed księdzem w konfesjonale i powiedzieć za karę 10 wierszyków o Jezusie.
Coś taki nerwowy :Stan - Uśmiecha się: Zamykać nikogo nie chcę (choć niektórych pewnie by się przydało...), chodziło mi o to, że fobikom ciężko jest się cieszyć z życia, obojętnie, czy są religijni czy nie :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Skoro Ci wiara nie przeszkadza, to nikt nie powinien cie uszczęśliwiać na siłę. Ja pierwszego posta napisałem dość jednoznacznie. Jeśli kogoś religia uwiera, sprawia że czuje się winny to niech ją wreszcie odrzuci i poczuje się wolny. Niech się zastanowi skąd wzięła się jego religia i czy on sam nie potrafi dostatecznie dobrze ocenić różnicy między tym co dobre a co złe...

Fobikom ciężko cieszyć się z życia, co nie znaczy że nie jest to możliwe. A czy religia ma na to wpływ czy nie to świadczy lektura tego tematu. Niektórzy czują się winni bo grzeszą według swojej religii, a tak na prawdę nie zrobili nic złego. Religia posiada tak wiele, nakazów i zakazów, często sprzecznych ze sobą, że dotrzymywanie ich wszystkich jest niemożliwe, każdy wiec grzeszy według Religii i powinien czuć się winny...
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13