PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Wstydzicie się tego że nie macie znajomych?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17
A zależy ci na bliskości z ludźmi,jakieś przyjaźni,by być akceptowanym?
to chyba kazdemu, bo to instynkt oczywiscie. Ale opinia innych znaczy dla mnie nic.
Ale ja się pytam czy Tobie zależy?
ciezko stwierdzic, bo jestem jednym wielkim paradoksem, z jednej strony zalezy mi na ludziach z drugiej wogole, tak jak nie zalezy mi na zyciu a przejmuje sie nim.
Z tego co wyczytałam wg Google ludzie nie lubią tych co wykazują jakiś lęk społeczny, to by wszystko wyjaśnialo, że nie robiłam nikomu nic złego i zastanawiałam się dlaczego ludzie mnie nie lubią.
Ostatnio nie chciało mi się spotkać ze znajomymi, niechęć taka źe ktoś obcy dołączyli do grupy... szkoda bo zawsze fajnie się po tym czuje, jest wesoło
Tak. Wstydzę sie tego. Siedzę całymi dniami w domu, idę tylko na uczelnię (jeśli musze) i do sklepu. Nie mam z kim wyjść, pogadać szczerze, ta fobia mnie wykańcza
psychoszczescie napisał(a):Tak. Wstydzę sie tego. Siedzę całymi dniami w domu, idę tylko na uczelnię (jeśli musze) i do sklepu. Nie mam z kim wyjść, pogadać szczerze, ta fobia mnie wykańcza

O to to, u mnie to samo. Jakby to powiedział Siara: "W koło sami kryminalyści, a ja jestem sam jak palec." Dobrze, że mam chociaż internetowe znajomości.
No. O ile mam wrażenie, że moi "znajomi" kompletnie nie zdają sobie z tego sprawy, o tyle moja matka jednak musi się domyślać. I o ile w ciągu tygodnia faktycznie mam prawo być zmęczona (bo tym się ewentualnie wymawiam), o tyle w weekendy jednak wypadałoby mi gdzieś się ruszyć. Jak wypytuje mnie o znajomych, to wpadam w jakąś głupią irytację, bo z nikim na dobrą sprawę nie utrzymuję regularnego kontaktu (poza jedną osobą, której nie ma w Polsce i która, cóż, pewnie nigdy tu na stałe nie wróci), więc naprawdę prawie nic nie mogę powiedzieć, a nie chcę dorabiać historii do tego co zdarzy mi się zobaczyć na fejsie, żeby zmyślać i się ukrywać. Do nikogo się sama nie odezwę, bo zdaję sobie sprawę, że normalnie ludzie w moim wieku mają swoje grupy znajomych, w które już nie wejdę. Jak zdarzy się, że ktoś się do mnie odezwie, to zazwyczaj unikam, ucinam albo potrafię zwlekać godzinami z odpowiedzią, bo się boję że się wygłupię, coś s+:Ikony bluzgi pieprz:ę, albo go zanudzę.

Promyk napisał(a):Dobrze, że mam chociaż internetowe znajomości.

Chyba sobie poszukam. Jakoś. Chociaż (o ironio, przecież tego też boję) chyba wolałabym otworzyć do kogoś japę tak normalnie.
Moi "znajomi" tez nie zdaja sobie sprawy z tego że tak naprawdę jestem sama. Oni mają poza mną jakichs innych ludzi o których opowiadają, a ja tylko rodzinę i chłopa. Dzisiaj mi to wyjątkowo doskwiera, nie mam do kogo sie odezwac. W sumie od dawna tak jest, więci powinnam byc przyzwyczajona, ale czasem, jak teraz mysle sobie, że mnie omineło tyle radosci w zyciu.
Zdarza się, że mam chwile kiedy jest wokoł mnie jakiś ruch, pare osób sie przewija i wtedy zapominam, ze całe zycie jestem sama, że nawet jesli mam znajomych to nie potrafię się na nich otworzyc, jak piszecie, urywam rozmowy, nie potrafię zacieśnić relacji chyba ze ktoś jest bardzo aktywny w tym kierunku, wytrwale dązy do tego zebyśmy sie poznali, to mu "pozwalam" podejść bliżej, ale to sa jednostki, które z czasem gdzies znikają, odchodzą.
Ostatnio trafiłam na materiał, w którym było to opisane mniej wiecej tak, ze jesteśmy jak zastraszone zwierzątka; nie ufamy nikomu i trzeba duzo wytrwałośći, trzeba byc bardzo delikatnym, zeby przekonać nas do siebie, jeden fałszywy ruch spowoduje ucieczkę. Nie jestesmy w stanie inaczej reagować bo tyle juz było w naszym zyciu złego, że nie potrafimy przyjąć okazywanej dobroci, pomocy ani odwzajemnić zainteresowania.
Ja zaś jestem w trochę innej sytuacji niż Wy. Moje życie dzieli się na okresy dużej aktywności towarzyskiej przeplatane z kompletnym brakiem tej aktywności. Aktualnie jestem w punkcie braku aktywności, co zaczyna mi doskwierać. Mam do kogo się odezwać, mam internetowego przyjaciela, z którym mogę przegadać cały dzień, mam realnego, z którym widuję się rzadko, ale zależy mu na mnie, a do tego sporo pomniejszych znajomości i powiązań. Problem w tym, że mimo wszystko czuję się nieco samotna, bo nie potrafię w tej chwili tego zagospodarować. Nie mam czasu albo chęci. Mimo natury ekstrawertyka, nie czuję się obecnie na siłach utrzymywać intensywnych relacji. W zeszłym roku zostałam okropnie potraktowana przez dziewczynę, którą miałam za przyjaciółkę na całe życie, i do dziś to w pewien sposób "przeżywam".
Doszłam do wniosku, że tyle już przeżywałam wstyd, że jest mi wszystko jedno, czy ktoś pomyśli, że nie mam znajomych.
Nie wstydzę się braku znajomych bo po prostu nikomu o tym nie mówię. Zresztą komu miałbym o tym mówić skoro nie mam znajomych.
Ja mam to gdzies juz :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Mnie zawsze dopada ten "wstyd" w takim wakacyjnym okresie. Słyszę jak kuzyn pojechał tam, a kuzynka tam, a ja siedzę w domu, bo nie mam z kim gdzie pojechać i czuję się wtedy jak totalne zero.
Wstydzę sie i to bardzo.
Tak, zwłaszcza w weekendy, z tym, że coraz mniej zależy mi na zmianie tego, albo po prostu wiem, że niewiele mogę z tym zrobić. Rodzina już się przyzwyczaiła do mojego wiecznego bycia w domu i nie posiadania żadnych znajomych, nikt już o to nie pyta, raczej czasem coś dogadają, zwłaszcza ojciec któremu jestem wrzodem od zawsze. Tak więc wstydzić się coś tam wstydzę, bo raczej chwalić się nie mogę brakiem choćby jednej osoby na ziemi która by w jakiś sposób mnie lubiła i chciała utrzymywać kontakt.
(07 Paź 2017, Sob 23:16)Dziwna napisał(a): [ -> ]Tak, zwłaszcza w weekendy, z tym, że coraz mniej zależy mi na zmianie tego, albo po prostu wiem, że niewiele mogę z tym zrobić. Rodzina już się przyzwyczaiła do mojego wiecznego bycia w domu i nie posiadania żadnych znajomych, nikt już o to nie pyta[...]

Jakbym czytał swoje myśli... Całą szkołę średnią przesiedziałem w domu, bo znajomych miałem za bardzo "przebojowych" i imprezowych, kompletne moje przeciwieństwo. Teraz po 5 latach wcale nie jest lepiej, przyjaciół brak, znajomi tylko na fb, którzy są tylko liczbą
Wstydzę się tego ale chyba tylko gdy poznaję kogoś nowego i ta osoba pyta mnie co robiłam w weekend a ja, że się nudziłam.
W ogóle boję się w poznawaniu nowych osób tego, że "wyda się" jaka to jestem beznadziejna i że nie mam prawie w ogóle znajomych, że większość czasu spędzam w domu. Często miałam sytuacje, że ktoś otwarcie wyrażał swoje zdziwienie gdy się o tym dowiadywał.
Mało znam ludzi takich jak ja, którzy nie mają w ogóle albo mają bardzo mało znajomych. Wiadomo, że raczej nikt się z tym nie afiszuje, jednak wydaje mi się, że większość ma jakichś tam znajomych i nie spędza każdego weekendu w samotności. Raczej przeciwnie, wykorzystują czas wolny by spotkać się z kimś. Dlatego boję się, że ludzie pomyślą, że coś musi być ze mną nie tak skoro nie mam znajomych i ciągle siedzę w domu.
Kiedyś się nie wstydziłem, bo nie rozumiałem do końca, że brak znajomych jest czymś niepożądanym w społeczeństwie. Obecnie rozumiem i w niektórych sytuacjach wstydzę się braku znajomych.
Nawet bym nie wpadła na to, że mogłabym się tego wstydzić. Może dlatego, że u mnie w domu to normalne. Wolę jednak nie mieć znajomych niż musieć ciągle przebywać wśród prymitywów.
Nie wstydzę się, bo czego się tu wstydzić, no chyba że ma się 16 lat.

Znam bardzo dużo osób, ale to nie są znajomi, z którymi mogłabym gdzieś wyjść, każdy ma swoje życie, ot się czasem pogada jak się spotka przypadkiem, albo na komunikatorze spyta co słychać, wymieni wieści, tyle to warte.

Mieszkam za granicą, więc nie jest niczym dziwnym, że nie mam tu jakichś wielkich znajomości, zresztą życie w Niemczech obraca się głównie wokół pracy. Są osoby, które chętnie rozwinęłyby znajomość ze mną, głównie są to jednak faceci i o ich intencjach wiem lub się domyślam, więc nigdy "nie mam czasu". Są dni, kiedy chciałabym się z kimś spotkać i jeśli się uda, bo ta osoba akurat ma czas, to potem boję się, że będzie mnie teraz męczyć i chcieć się częściej widywać, a jeśli ta osoba nie może, to cieszy mnie, że będę miała więcej czasu na naukę i książki.
No cóż.. Głupio mi, że nie mam nawet z kim (oprócz chłopaka, rzecz jasna) do kina czy na piwo iść. Czuję się przez to gorsza od innych, wiem, że nie powinnam, ale tak właśnie jest.
Kiedyś się wstydziłam, teraz już nie. Aczkolwiek osobiście boli mnie fakt, że moje życie towarzyskie jest po dziś dzień bardzo ubogie.
(02 Lis 2017, Czw 22:33)dziewczyna z naprzeciwka napisał(a): [ -> ]Nie wstydzę się, bo czego się tu wstydzić, no chyba że ma się 16 lat.
Fakt - to głównie problem wieku nastoletniego - wtedy jest duża presja społeczna na tego typu sprawy i w tym wieku mój wstyd z powodu bycia odludkiem był najsilniejszy. Poza tym to wiek, w którym się zawiązuje znajomości, które są podstawą relacji na resztę życia, a nawet jeśli nie, to jest to pierwszy wzorzec relacji. Wtedy pojawia się lęk przed nawet nawiązywaniem całkiem nowych relacji, bo jest ta obawa, że "co on powie, jak się dowie, że moje życie towarzyskie jest zerowe? Powie, że jestem dziwakiem, odrzutem i oleje mnie jak inni". I takie trochę błędne koło się robi. Ale później już każdy żyje swoim życiem i tak nie śledzi, kto jakie ma grono znajomych... Są różne sytuacje, wyjazdy, przeprowadzki, więc łatwiej uzasadnić swój brak życia towarzyskiego. Ja zawsze mówię nowopoznanym ludziom, że a, tak jakoś, znajomi po szkole się porozjeżdżali po świecie, częśc pozakładała rodziny i się już nie angażują towarzysko, blebleble.
(03 Lis 2017, Pią 16:02)Kra_Kra napisał(a): [ -> ]Ja zawsze mówię nowopoznanym ludziom, że a, tak jakoś, znajomi po szkole się porozjeżdżali po świecie, częśc pozakładała rodziny i się już nie angażują towarzysko, blebleble.

W sumie jakbyś miała znajomych za czasów szkolnych to teraz tak właśnie by było :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Z nielicznymi może wyjątkami.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17