PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Czym jest fobia społeczna? Czy to mnie dotyczy?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16
Tak, to wygląda na fobię społeczną, powiem Ci że mam podobnie (no może poza jedzeniem w miejscach publicznych :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: ) Ciężko mi powiedzieć co możesz z tym zrobić, sam chciałbym to wiedzieć, pewnie są jakieś terapie itp. ale ja raczej nie wierzę w to żeby to było jakieś super skuteczne. Może masz jakiś bliskich przyjaciół którym ufasz i którzy akceptują Cię taką jaka jesteś ?
Mam jedną przyjaciółkę ale nie znamy się w 'realu', niestety. W szkole też nie jestem lubiana a klasę mam do bani zupełnie. :Stan - Niezadowolony - Zastanawia się:
To wszystko co opisujesz jest właśnie charakterystyczne dla osób z fobią. Nie jesteś więc ze swoimi problemami odosobniona. Bardzo fajnie, że są osoby, w których towarzystwie czujesz się dobrze oraz że masz przyjaciółkę. To znaczy, że nie jest z Tobą aż tak źle. Ja w Twoim wieku nie miałam takiego szczęścia. Poza tym kolejna dobra rzecz to to, że jesteś młoda, więc im szybciej zaczniesz z tym walczyć tym większe masz szanse na wyjście z tego i skorzystanie jeszcze z beztroskich lat młodości. Nie myślałaś nigdy nad tym by się kiedyś z tą przyjaciółką spotkać?:Stan - Uśmiecha się: Jeśli jest bardziej otwarta może wyciągnęła by Cię do ludzi? Moim zdaniem żaden terapeuta nie jest w stanie tyle pomóc co bliska i godna zaufania osoba.

FSUGGRPZZ napisał(a):Jestem bardzo wrażliwa, czasem mnie to denerwuje.

Wrażliwość jest bardzo dobrą cechą, ale to fakt, że niestety całe cierpienie spada właśnie na takich ludzi:Stan - Niezadowolony - Smuci się: Też jestem nadwrażliwa. Czasem wydaje mi się, że to wymierająca część społeczeństwa i niedługo zostaniemy wykluczeni drogą ewolucji...
iksu88 napisał(a):Mnie się jakoś lepiej gada z kimś sam na sam, ale to też zależy z kim. W większym towarzystwie to już jest tragedia. Chociaż zauwarzam że niektórzy "zdrowi" też nic nie mówią w towarzystwie i nawet tego się nie zauwarza.

Mi też lepiej się rozmawia sam na sam. W szerszym gronie nie odzywam się prawie wcale. Często słyszę od innych: "Powiedz coś", "Czemu nic nie mówisz?".
Hej, jestem zarejestrowana na forum od pewnego czasu, ale jeszcze nie miałam okazji nic napisać :Stan - Uśmiecha się:
Wpierw zaznaczę, że nie wiem, czy trafiłam pod właściwy adres. Nigdy nie byłam u psychologa ani psychiatry, nikt nie zdiagnozował u mnie fobii społecznej... jednak od dawna wiedziałam, że coś jest nie tak, a parę miesięcy temu przypadkiem trafiłam na hasło: fobia społeczna i... cóż, objawy pasowały.
Rodzina zawsze powtarzała, że jestem nieśmiała. I jak tak myślałam przez wiele lat, ale określenie "nieśmiała" nigdy nie pasowało do tego, co czułam... Często myślałam o tym, jak czuje się "normalna" osoba, która nie boi się odezwać, prowadzić swobodnej rozmowy, krzyknąć na kogoś bez obawy, że zostanie uznana za głupią. Na lekcjach nigdy się nie udzielałam, nawet jeśli znałam poprawną odpowiedź. Do tej pory mam tak, że zgłaszam się tylko wtedy, kiedy jestem pewna odpowiedzi na 120% . O rozmowach telefonicznych nie może być mowy... Nigdy nie odbieram telefonów, dzwonię bardzo niechętnie i to po wcześniejszym przygotowaniu (zapisuję sobie na kartce, co mam mówić) . Nienawidzę chodzić na zakupy. Jakikolwiek kontakt ze sklepikarzem przyprawia mnie o skok adrenaliny :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: I strasznie boję się kłótni. Tzn... nawet nie boję, ale w stresujących sytuacjach zapominam języka w gębie i nawet, jeśli minutę temu miałam przygotowane jakieś argumenty, to po chwili ulatują mi z głowy i wychodzi na to, że nie mam pojęcia, o przedmiocie dyskusji. Najgorsze są myśli PO kontakcie z człowiekiem... O tym, co powiedziałam nie tak, co mogłam zrobić inaczej, jakie wrażenie na kimś wywarłam. To nie jest tak, że chciałabym być przez wszystkich lubiana. Teoretycznie nie obchodzi mnie opinia innych, ale... z drugiej strony te myśli nie dają mi spokoju :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
No i często pojawiające się określenie "prokrastynacja"... bardzo to do mnie pasuje. Rodzice zawsze mówili, że jestem leniwa, ale to nie tak. Umiem i lubię pracować nad rzeczami, które mnie interesują, tylko, że zazwyczaj odkładam je na ostatnią chwilę, aż w końcu jest za późno :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony: Nie wiem dlaczego, staram się być zorganizowana, ale nie zawsze mi to wychodzi. A najgorsze, że najczęściej bywa tak z rzeczami, na których naprawdę mi zależy.
Rodzice oczywiście wszystko upraszczają. Od kiedy poszłam na studia, przestali się wtrącać w moje sprawy, ale kiedy byłam młodsza, kompletnie nie rozumieli moich ataków paniki, kiedy trzeba było gdzieś wyjść lub odebrać telefon, albo pójść do sklepu. Przymuszali mnie, krzyczeli, karali...
Nie wiem, kiedy mi się to zaczęło... jakieś traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa? Raczej nie, w każdym razie ja nic takiego nie pamiętam.
Dodam jeszcze tylko, że jest lepiej, odkąd poznałam moją najlepszą przyjaciółkę. Bardzo mnie w tym wszystkim wspiera, dzięki niej mam więcej "lepszych" dni :Stan - Uśmiecha się:
Ja z chodzeniem do sklepów , marketów , pocztę nie mam problemu.Idę. Jestem niepoukładana osobą. Ja też taka cicha zawsze przeważnie byłam. Podstawówka ,później do gimnazjum poszłam to z tym gadaniem to mało gadałam nie byłam raczej gadatliwa . Nie miałam swoich stałych osób. Teraz w szkole średniej to w ogóle jak teraz myślę to inaczej myślałam w gim.np i teraz jak jestem w szkole średniej to więcej myślę więcej rzeczy widzę:to tak jest a tamto dlatego bo to i tamto.Moja mama mówi mi nie siec przy tym komputerze ,odrabiaj lekcje.Nigdy nie spotkałam w szkołach złych nauczycielek.
Mnie rodzice uważali za wariatkę, jeśli panikowałam przy chodzeniu do sklepu... Zwłaszcza matka:Stan - Niezadowolony - Zawiedziony: A ja naprawdę chciałam być odważna, "normalna".
Podstawówka była najgorsza, potem było lepiej. W liceum musiałam się trochę otworzyć, ale też łatwo nie było. Tu nie chodzi nawet o to, że czegoś nie zrobię, nie pójdę, nie załatwię... Tylko sprawia mi to przykrość, bardzo się boję i stresuję. Staram się z tym walczyć, ale to naprawdę trudne. Od dłuższego czasu zastanawiałam się nad wizytą u psychiatry bądź psychologa, ale nie wiem, czy jest sens... Z drugiej strony mam takie dni, kiedy myślę, że sama sobie z pewnymi rzeczami nie poradzę, myślę o tym, jakie katuszę będę przeżywać, kiedy będę musiała iść do pracy itd. Mam naprawdę wiele marzeń i ambicji, ale martwię się, że przez ten ciągły lęk nie uda mi się ich zrealizować :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony:

Btw. To, że zdecydowałam się odezwać, też było dla mnie nie lada wyzwaniem. Taki to czubek ze mnie :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
kocia to co opisujesz wypisz, wymaluj pasuje do fobii społecznej. Nie jesteś czubkiem ani wariatką tylko masz problem, który wcale nie jest taką rzadkością jak wszystkim się wydaje. Niestety większość ludzi nie rozumie na czym to polega, nawet nasi właśni rodzice, którzy nasz nachrzaniają, ale to dlatego że zwyczajnie się o nas martwią. Jeśli masz możliwość zdecydowanie warto wybrać się do psychologa i podjąć jakieś działania. Już założenie konta na tym forum to był pierwszy krok, potrzeba kolejnych :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Dzięki za odpowiedź :Stan - Uśmiecha się:
Na pewno niedługo zgłoszę się do psychologa, czekam tylko na chwilę oddechu, muszę się ogarnąć na studiach :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Jakbym czytała o sobie! Unikanie spożywania jedzenia przy ludziach, ciche mówienie (zwracanie uwagi przez otoczenie), nie patrzenie w oczy i inne sprawy o których wspomniałaś. Myślę, że nie ma na co czekać. Z wiekiem będzie Ci coraz gorzej i trudniej wyjść z fobii. Strach będzie się pogłębiać. Ja żałuję, że wcześniej nie zaczęłam coś z tym robić, że nie szukałam pomocy. A powinnam.
Tez tak mam z jedzeniem w miejscach publicznych.Jesli juz jem poza domem,to wybieram male kafejki,gdzie jest malo ludzi lub pusto.Ewentualnie biore jedzenie na wynos.
Ja się do jedzenia jakoś przyzwyczaiłam, ale dopiero na studiach. Tak więc da się to przezwyciężyć, ale chyba najłatwiej wtedy, kiedy często się z jakąś przerażającą rzeczą ma styczność.
Fridita napisał(a):Nie myślałaś nigdy nad tym by się kiedyś z tą przyjaciółką spotkać?:Stan - Uśmiecha się: Jeśli jest bardziej otwarta może wyciągnęła by Cię do ludzi? Moim zdaniem żaden terapeuta nie jest w stanie tyle pomóc co bliska i godna zaufania osoba.
Zgadzam się z tym. Kontakt z przyjaznymi ludźmi to jednak najlepsze lekarstwo. Też myślę, że spotkanie z przyjaciółką dało by Ci dużo dobrego.
Objawy i symptomy wypisz wymaluj jak moje. Czy ja mam jeszcze szanse na wyjście z tego. 25 lat zapasem...
Marzena77, oczywiście że tak tylko trzeba zacząć działać (wziąć się za siebie).
FSUGGRPZZ A ja myślę, że najlepiej poszukaj psychologa, który mógłby Ci pomóc. Nie masz jeszcze 15 lat, więc prawdopodobnie nasilenie fobii dopiero przed Tobą (z reguły następuje ok.17 roku życia). Im wcześniej zaczniesz działać, tym większe szanse, że będziesz mogła normalnie żyć.
Jestem przekonana, że gdyby ktoś (psycholog) powiedział mi, kiedy miałam 15 lat jak radzić sobie z moim irracjonalnym lękiem, porozmawiał ze mną o tym, powiedział, że jest to zaburzenie - bo wtedy nie byłam tego świadoma, moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej.
Jakie masz relacje z rodziną? Możesz im powiedzieć o swoich lękach i o tym, że potrzebujesz profesjonalnej pomocy? Naprawdę myślę, że rozmawiając z dobrym psychologiem, który zajmuje się fobią społeczną możesz zaoszczędzić sobie wiele niepotrzebnego cierpienia.
cod napisał(a):Marzena77, oczywiście że tak tylko trzeba zacząć działać (wziąć się za siebie).

Tylko jak??? :-(
Witam Was wszystkich serdecznie :-)
Jestem nowa na tym forum. I jak większość z Was przypuszczam, że mam fobię społeczną. Dopiero niedawno sobie to uświadomiłam.
Miesiąc temu zaczęłam studia. Na rozpoczęcie poszłam z pozytywnym nastawieniem, w wakacje nawet nie mogłam się ich doczekać. Cieszyłam się, że poznam wielu ludzi i może w końcu będę lubiana przez duże grono osób, tak jak zawsze chciałam, żeby było. Przez pierwsze kilka dni było w porządku, poznałam ludzi z mojej grupy, a także z poza niej. Jednak już w drugim tygodniu zaczęły się moje problemy. Zauważyłam, że większość mojej grupy ma już jakąś znajomą. Ja nie miałam żadnej bliższej koleżanki. I wtedy poczułam się strasznie. Pomyślałam sobie, że nie zaprzyjaźnię się z nikim. Na zajęciach ledwo wstrzymywałam płacz. Chciałam jakoś 'wejść' do jakiejś grupki, ale nie potrafię się odezwać. Mam wrażenie, że jestem tam niechciana. Kiedy siedzę sama na przerwach czuję się fatalnie. Mam wrażenie, że ludzie z mojej grupy mnie obgadują i krytykują przez to. Gdy idę do tablicy rozwiązać jakieś zadanie czuję jak się ze mnie śmieją i komentują mój wygląd. Przez to wszystko strasznie stresuję się każdym dniem. Często mam takie myśli, żeby rzucić te studia i pójść do jakiejś pracy. Ostatnio miałam trochę wolnego czasu i zaczęłam myśleć nad moim problem. Zrozumiałam, że zaczął się on o wiele wcześniej. Od zawsze byłam nieśmiała. W gimnazjum rozmawiałam tylko z paroma osobami, bo czułam się gorsza od reszty. Wydawało mi się, że mnie nie lubią, wyśmiewają się ze mnie. Później rzeczywiście tak było :Stan - Niezadowolony - Smuci się: Gdy byłam na spotkaniu z przyjaciółkami i poznawałyśmy kogoś nowego, w ogóle się nie odzywałam. Potrafiłam milczeć nawet przez kilkadziesiąt minut. Po jakimś czasie zaczęłam bać się tych spotkań. Bałam się, że znowu będę w takiej sytuacji i znów nie będę nic mówić. Zerwałam, więc kontakt z tymi przyjaciółkami. Chciałabym żyć normalnie, jak każda nastolatka. Nie chodzę na imprezy, nie piję alkoholu wśród ludzi, stresuję się każdą rozmową przez telefon z nieznajomą osobą. Nawet głupie zamówienie pizzy jest dla mnie problemem. Często się czerwienię, nie umiem flirtować z mężczyznami. Czuję się strasznie samotna. Chcę żyć normalnie a jestem bardzo ograniczona. Dodatkowo cierpię na nerwicę. Napisałam to bo musiałam się wygadać, a wiem, że Wy mnie zrozumiecie.
Miałem to samo. Nie rezygnuj ze studiów. To była najgorsza moja decyzja. Nic się nie zmieni a praca jest DUŻO gorsza!!!
Dokładnie nie rezygnuj - potem z pracą będzie ci trudniej a to wcale nie pomaga na lęki jak nie masz wyboru i musisz siedzieć w kiepskiej robocie.
Cześć wszystkim... ech, co za dzień -nowy rok, powrót do rzeczywistości, co? Ciekawe jak spędziciliście sylwestra i nowy rok, bo ja oczywiście sam. Całkiem sam bo rodzie nawet pojechali się bawić, rodzeństwo pojechało się bawić a ja sam. No dobra, może nie zupełnie. Byłem z z moim psiakiem :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Zawsze to coś! No ale nie użalając się nad sobą i przechodząc do meritum tematu, chodzi o to, że podejrzewam u siebie fobię. Jestem z rodziny dość hmm... lekko żyjącej. Nie chodzi o to, że się nie kochamy, nie szanujemy i tak dalej. Wręcz przeciwnie, mimo tego, że u nas w domu jest ogromny luz, jest naprawdę świetnie, moja rodzina jest wspaniała ale nie potrafię tego wykorzystać :Stan - Niezadowolony - Smuci się: to są luzaki, lubią się bawić i imprezować a ja? zawsze smutny, zawsze za plecami taty lub mamy, teraz mam 20 lat to po prostu stoję z boku. Zawsze wszyscy traktowaliśmy to jako nieśmiałość. Chociaż ostatnio zamknąłem sie jeszcze bardziej, w sumie to od roku... nawet z rodzicami do znajomych nie chcę wychodzić. Jak byłem mały to tylko z rodzicami. Teraz wcale. Gdyby nie starsze rodzeństwo, pewnie nie miał bym się nawet za dziecka z kim bawić a w szkole by mnie bili -.- ten lęk przed wychodzenieem, przed ludźmi któzy nie mieszkają ze mną w domu jest coraz bardziej poważniejszy a ja... a ja.. boje się przyznać tego przed sobą a tym bardziej przed rodziną... czytałem o tym zjawisku tutaj: http://www.biomedical.pl/psychologia/fob...-5562.html - jak podczas czytania zacząłem sobie to porównywać z moich zachowaniem to zrobiło mi się gorąco... tak jak bym sobie coś potwornego uswiadomił. Nie wiem już sam co o tym myśleć, to straszne :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony:/ Co o tym myslicie? To faktycznie fobia jakaś? Ale ja nawet do psychologa bałbym się pójść :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
borsuk, tak, to raczej fobia w Twoim przypadku. Kolejny raz potwierdza się, że uwarunkowania genetyczne grają ogromną rolę w rozwoju FS.
Widać Twoim rodzicom bardziej zależało całe życie bardziej na zabawie, niż na tym, aby poświęcać uwagę dzieciom i otaczać je troską.
iLLusory napisał(a):Widać Twoim rodzicom bardziej zależało całe życie bardziej na zabawie, niż na tym, aby poświęcać uwagę dzieciom i otaczać je troską.
chciałem napisać identycznie, ale widzę mnie ubiegłeś :Stan - Uśmiecha się:
O wielki makaroniasty (chcialam napisać "jezu" ale się zreflektowałam), wy na serio?
Fobiczny, jaka genetyka, jeśli rodzice ewidentnie fobii nie mają?
Illu, skąd w ogóle takie wnioski? :Stan - Różne - Zaskoczony:

Borsuku drogi, do psychologa zawsze może Cię zaprowadzić rodzeństwo albo rodzice, jeśli tylko jesteś w stanie im powiedzieć że to dla Ciebie problem- bo z tego co dotychczas napisałeś wnioskuję, że nie mają do Ciebie pretensji o to, że unikasz ludzi? W każdym razie od zapisania się do psychiatry/psychologa do wizyty zwykle mija trochę czasu (chyba że pójdziesz prywatnie), więc może zdążysz się oswoić z tym faktem i przemyśleć, z czym przede wszystkim masz problem i co chciałbyś przekazać (zawsze możesz przygotować notatki, gdybyś nie mógł się wysłowić-sama tak czasem robiłam). Powodzenia. :Stan - Uśmiecha się:

Z własnego doświadczenia poleciłabym sprawdzić, czy unikanie ludzi nie jest w Twoim przypadku konsekwencją długotrwałych niedoborów/chorób autoimmunologicznych.
ucieczka napisał(a):Fobiczny, jaka genetyka, jeśli rodzice ewidentnie fobii nie mają?
A uważasz że dzieci z chorobami genetycznymi rodzą się tylko u rodziców, którzy tę chorobę mają? Choroba genetyczna nie równa się odziedziczona!


Cytat:Choroba genetyczna jest zawsze wynikiem błędów w zapisie bądź realizacji informacji genetycznej zawartej w DNA. Mogą one dotyczyć jednego lub wielu genów. Czasami są to zmiany w budowie albo liczbie chromosomów – brak jednego chromosomu X (zespół Turnera), obecność dodatkowego chromosomu 21 (zespół Downa). Zmiany w genach nazywane są mutacjami, w chromosomach – aberracjami. Większość chorób genetycznych to choroby wieloczynnikowe, będące wynikiem predyspozycji genetycznej uwarunkowanej mutacjami w wielu genach. Ujawnia się ona pod wpływem różnych czynników środowiskowych. Należą do nich tzw. choroby cywilizacyjne, np. nadciśnienie, cukrzyca, depresja czy schizofrenia, oraz tzw. izolowane wady wrodzone. Wśród chorób genetycznych tzw. rzadkich dominują choroby metaboliczne uwarunkowane jednogenowo.

Cytat:Odziedziczenie prawidłowego lub zmienionego genu jest zawsze zjawiskiem losowym, całkowicie od nas niezależnym. Czasami choroba genetyczna nie pojawia się w danym pokoleniu. Czasem jednak nam się to tylko wydaje. Dzieje się to wtedy, gdy osoba chora ma tak łagodne objawy, że w ogóle jej nie zauważa. Są i takie sytuacje, że dziecko jest pierwszą osobą w rodzinie dotkniętą chorobą genetyczną (żadne z rodziców nie jest jej nosicielem). Może się to zdarzyć, gdy zarodek powstaje w wyniku zapłodnienia komórki jajowej lub plemnika z tzw. nową mutacją w genie dominującym, co oznacza wystąpienie objawów choroby. Wówczas, jeśli rodzice są zdrowi, istnieje małe prawdopodobieństwo, że ich kolejne dziecko będzie dotknięte taką samą chorobą. Jednak dziecko, które już posiada zmieniony gen, może go przekazać swojemu potomstwu. Ryzyko przekazania wadliwego genu przez osobę chorą wynosi 50 proc. niezależnie od płci dziecka.

Cytat:Niektóre z dominujących chorób genetycznych ujawniają się od momentu urodzin, inne trochę później lub dopiero w dorosłym życiu (choroby o późnym początku). Wśród chorób genetycznych rzadkich przeważają choroby metaboliczne dziedziczące się autosomalnie recesywnie. W przypadku dziedziczenia recesywnego (np. choroba Pompego, Gauchera) objawy choroby ujawniają się tylko wtedy, gdy dziecko otrzyma od obojga rodziców dwie zmienione kopie tego samego genu (po jednej od mamy i taty). Ryzyko powtórzenia choroby u kolejnego potomstwa wynosi 25 proc. i jest stałe w każdej kolejnej ciąży zarówno dla chłopca, jak i dziewczynki. Gdy dziecko odziedziczy jedną złą i jedną dobrą kopię genu (szansa 50 proc.), wtedy będzie zdrowym nosicielem, tak jak jego rodzice. Jeśli dziecko odziedziczy obie dobre kopie genu, nie będzie dotknięte chorobą ani jej nosicielem.

Źródło:
http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/ch...37775.html

Także jak widzisz, genetyka to bardziej złożony problem i uważam że gra ona główną rolę w przypadku kiedy ktoś od dziecka bał się ludzi, mając względnie normalną rodzinę. Czynniki środowiskowe oczywiście mogą wzmacniać ten efekt.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16