Hej, jestem zarejestrowana na forum od pewnego czasu, ale jeszcze nie miałam okazji nic napisać
Wpierw zaznaczę, że nie wiem, czy trafiłam pod właściwy adres. Nigdy nie byłam u psychologa ani psychiatry, nikt nie zdiagnozował u mnie fobii społecznej... jednak od dawna wiedziałam, że coś jest nie tak, a parę miesięcy temu przypadkiem trafiłam na hasło: fobia społeczna i... cóż, objawy pasowały.
Rodzina zawsze powtarzała, że jestem nieśmiała. I jak tak myślałam przez wiele lat, ale określenie "nieśmiała" nigdy nie pasowało do tego, co czułam... Często myślałam o tym, jak czuje się "normalna" osoba, która nie boi się odezwać, prowadzić swobodnej rozmowy, krzyknąć na kogoś bez obawy, że zostanie uznana za głupią. Na lekcjach nigdy się nie udzielałam, nawet jeśli znałam poprawną odpowiedź. Do tej pory mam tak, że zgłaszam się tylko wtedy, kiedy jestem pewna odpowiedzi na 120% . O rozmowach telefonicznych nie może być mowy... Nigdy nie odbieram telefonów, dzwonię bardzo niechętnie i to po wcześniejszym przygotowaniu (zapisuję sobie na kartce, co mam mówić) . Nienawidzę chodzić na zakupy. Jakikolwiek kontakt ze sklepikarzem przyprawia mnie o skok adrenaliny
I strasznie boję się kłótni. Tzn... nawet nie boję, ale w stresujących sytuacjach zapominam języka w gębie i nawet, jeśli minutę temu miałam przygotowane jakieś argumenty, to po chwili ulatują mi z głowy i wychodzi na to, że nie mam pojęcia, o przedmiocie dyskusji. Najgorsze są myśli PO kontakcie z człowiekiem... O tym, co powiedziałam nie tak, co mogłam zrobić inaczej, jakie wrażenie na kimś wywarłam. To nie jest tak, że chciałabym być przez wszystkich lubiana. Teoretycznie nie obchodzi mnie opinia innych, ale... z drugiej strony te myśli nie dają mi spokoju
No i często pojawiające się określenie "prokrastynacja"... bardzo to do mnie pasuje. Rodzice zawsze mówili, że jestem leniwa, ale to nie tak. Umiem i lubię pracować nad rzeczami, które mnie interesują, tylko, że zazwyczaj odkładam je na ostatnią chwilę, aż w końcu jest za późno
Nie wiem dlaczego, staram się być zorganizowana, ale nie zawsze mi to wychodzi. A najgorsze, że najczęściej bywa tak z rzeczami, na których naprawdę mi zależy.
Rodzice oczywiście wszystko upraszczają. Od kiedy poszłam na studia, przestali się wtrącać w moje sprawy, ale kiedy byłam młodsza, kompletnie nie rozumieli moich ataków paniki, kiedy trzeba było gdzieś wyjść lub odebrać telefon, albo pójść do sklepu. Przymuszali mnie, krzyczeli, karali...
Nie wiem, kiedy mi się to zaczęło... jakieś traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa? Raczej nie, w każdym razie ja nic takiego nie pamiętam.
Dodam jeszcze tylko, że jest lepiej, odkąd poznałam moją najlepszą przyjaciółkę. Bardzo mnie w tym wszystkim wspiera, dzięki niej mam więcej "lepszych" dni