Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13
Wiemy wiemy
No ja raz byłam u siostry a raz u kuzyna, którego co prawda dawno nie widziałam, ale zawsze jeździłam do tej części rodziny jako dziecko i miło było spotkać się z kuzynami z którymi jako dzieciak latałam po polach, łowiłam ryby i przeganiałam kury z kurnika
Poza tym były moje siostry i rodizce, wiec nie byłam zupełnie sama.
A mnie czeka we wrześniu wesele koleżanki z czasów studenckich. Wesele może jak wesele, ale ja mam na nim być starszą. Powinnam się stresować, zamartwiać jak to będzie, ale o dziwo jestem spokojna. Znam dobrze ją i jej narzeczonego, znam kilka osób z jej rodziny, więc będzie dobrze. A, odpadł mi też jeszcze jeden problem- partnera. Już nie będę musiała na siłę poszukiwać chętnego znajomego, który łaskawie raczy się ze mną przejechać na tą zabawę. Wymyślili, że na starszych wezmą singli. I to jest chyba jakiś sposób.
Uwielbiam tańczyć (oczywiście na swój sposób, nie jestem żadnym mistrzem parkietu) i cieszę się, że będę miała okazję trochę poszaleć.
Ja nawet na swoje wesele nie pójdę, a co dopiero na czyjeś
No ja jednak na swoje poszłam i do dzisiaj żałuję
Jak to jest nie być na swoim weselu? A na slubie byłaś?
mnie czeka w przyszłym roku (może zdążę dojść do siebie) wesele mojego brata... nie wiem, jak ja to przeżyję. Całe szczęście znam i swoją rodzinę i rodzinę panny młodej, ale i tak już się boję... grrrrrroza... chociaż zanim zaczęłam się bać uwielbiałam wesela
można sobie wypić, potańczyć, a potem obejrzeć film, z którego można się już tylko śmiać
Więc tak właśnie podejdź do tego, że po tym wszystkim już tylko będziesz się śmiać
2 lata temu byłam na weselu kuzynki i wspominam to jako jeden wielki koszmar. w sumie od początku założyłam, że będzie źle, więc nie mogło być inaczej (taka już moja pesymistyczno-fobiczna natura
) modliłam się, aby tylko ta cała zabawa jak najszybciej się skończyła. jedzenie obiadu czy picie szampana na środku sali... tragedia
ręce mi się trzęsły po prostu okrooopnie, zresztą komu jak komu, ale wam chyba nie muszę mówić, jak to wygląda
dobrze, że w mojej rodzinie następna w kolejce do ślubu jestem dopiero ja, więc koszmar ślubów jak na razie zakończony
(oby).
oj, zobaczysz jak sie będziesz stresować na swoim
Ja na weselu mojej kuzynki zamknęłam się w hotelowym pokoju i czytałam książkę
ops:
no ja powiem ze tez jestem pelen podziwu
ja w zyciu bym sie na to nie zdecydowal...totalna porazka
szczerze mowiac zawsze mialem wymowke zeby nie isc ale w takiej sutyacji sie nie znalazlem....wiec nie wiem co bym zrobil
zycze ci powodzenia i zeby goscie cie dobrze przyjeli
wlasciwie wazne jest to zeby pogratulowac kuzynce popatrzec chwile i pojsc
ona pewnie juz sie wkreci w zabawe i bedzie zadowolona a ty odetchniesz z ulga...w domowym cieple
Pozdrawiam i zycze zeby wrocil z dobrymi wspomnieniami
LEON napisał(a):Czy byliście kiedyś na weselu? Wypada iść tam samemu jeśli się nie za bardzo chce tańczyć?
Cóż... byłem na kilku weselach, ale za każdym razem kogoś z rodziny
Nigdy za bardzo nie miałem ochoty z nikim tańczyć - choć zdarzało się, ale to z kimś z rodziny
Propo wesel to mam straszny lęk przed moim własnym (o ile w ogóle możliwym) weselem. Słaby kontakt z moją własną rodziną + jeszcze słabszsy kontakt z rodziną partnerki = porażka
Nie znam się zupełnie, jak tam na weselu ma być?
Byłem raz, spoko było. To było wesele na wsi, ale było przeprowadzone właściwie jakby nie było wiejskie. Wtedy jeszcze znosiłem alkohol. Podobało mi się jak piłem z miejscowymi, oni trzy kolejki, a ja czekam dopiero powiedzmy czwartą z nimi wypiłem, a potem to już w ogóle. Tak se nad alkoholem panowałem, ha! Chyba im to imponowało. Byłem z rodziną swojej panny, więc oprócz tego, że nie spieszno mi do upojenia, musiałem się jakoś pokazać. W tany my też poszli. Myśle, że znośnie tańcowałem (jak na kompletnego amatora w tej dziedzinie). Szkoda, że już kroki pozapominałem.
Tylko mi było strasznie żal Pana młodego i buntowałęm się w duchu za niego (mimo, że on chyba wcale nie czuł takiej potrzeby). Musiał się z każdym napić.
Ja niedawno tez bylem na weselu mojego najlepszego kumpla.Nie było rady, trzeba było iść, bo by sie jeszcze obraził.Koszmar jednym słowem
Same nieznane osoby, brak partnerki, do tego dochodzi całkowita nieumiejętnośc tańczenia.heh.I jak tu sie dobrze bawić?
No ale kumplowi powiedziałem że się świetnie bawiłem
maciejos85 napisał(a):Ja niedawno tez bylem na weselu mojego najlepszego kumpla.
Szczerze współczuję... Wesela rodzinne to jeszcze nie taka tragedia, bo się większość rodziny zna. Zazwyczaj idą wtedy też nasi rodzice, rodzeństwo itd... Więc nie jesteśmy aż tak samotni i zdani tylko na siebie....
Ale iść na wesele znajomych to już tragedia. Nikogo nie znamy prócz tych znajomych, którzy są zajęci sobą.... A my fobicy co? Tylko schiza i myśl o tym, by jak najszybciej stamtąd uciec... Masakra...
byłam kiedyś na weselu kuzyna mojego chłopaka, nie było aż tak strasznie, ale czułam się tam obco, miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą i faktycznie tak było, zmyłam się około 23ej, potem wróciłam gdzieś koło 1ej i siedziałam tam do czwartej. Było ciężko, bo nawet kiedy chciałam zagadać, ciężko było wbić się w towarzystwo, którego nie znałam... I wyszłam na cichą myszkę, zajętą sobą, no bywa...
Ja naprawdę czasem chciałabym z kimś pogadać, poznać go, ale kiedy wiem, że będą mnie za to oceniać, mówić potem między sobą jaka jestem, to wszystko bierze w łeb...
silence napisał(a):Ja naprawdę czasem chciałabym z kimś pogadać, poznać go, ale kiedy wiem, że będą mnie za to oceniać, mówić potem między sobą jaka jestem, to wszystko bierze w łeb...
Dokładnie tak.Te natarczywe głopie mysli są najgorsze
Cały czas sie wydaje że ktos nas ocenia, krytykuje.A podobno w wiekszości przypadków tak nie jest, no ale to uczucie niepewności zostaje i nie pozwala się wyluzowac.Przynajmniej ja tak mam
heh
Cytat:Dokładnie tak.Te natarczywe głopie mysli są najgorsze Cały czas sie wydaje że ktos nas ocenia, krytykuje.A podobno w wiekszości przypadków tak nie jest, no ale to uczucie niepewności zostaje i nie pozwala się wyluzowac.Przynajmniej ja tak mam heh
właśnie, moja terapeutka mi powiedziała, że to tylko mi się tak wydaje, a tak naprawdę to rzadko ktoś aż tak się nam przygląda... po prostu sobie wkręcam, no nie ma co się oszukiwać, ale pokonać te myśli, to też nie taka łatwa sprawa, czasem mi się udaje, a w innych sytuacjach niestety trzeba to znosić...
przewalone....
wesele...za dwa tygodnie o tej porze będę bawiła się na weselu znajomych. Ale dziś padł cień na ten dzień. Zadzwoniła ta moja koleżanka, u której mam być świadkiem i pod koniec pogawędki powiedziała coś, co nie daje mi spokoju przez cały dzień: "nie wie, czy ta decyzja o śubie to dobry pomysł. Szarpie się z tą myślą, ale wie, że już za poźno na zmiany i oświadcza mi, że już tak musi być. Jakoś to będzie".
Cały dzień chodzę i rozpamiętuję te słowa. I zupełnie nie wiem co to dalej będzie. Tak mnie zatkało, że podczas rozmowy z nią nie dałam jej żadnej konkretnej wskazówki. Właściwie to nie wiem, czy mówiąc to, miała na myśli jakieś wydarzenie ostatnich dni, czy podsumowała 6-letni związek i wyciągała wnioski na przyszłość... Niestety nie mieszkam w tym samym mieście co ona, więc trudno będzie o jakąś rozmowę w cztery oczy, a rozmowa prze telefon to przecież nie to samo.
Wesele, czas radości, zabawy. Zobaczymy...
Ja to myślę, że lepiej zrezygnowac przy samym ołtarzu, niż potem miałoby byc coś nie tak do końca życia.
Zgadzam się z Wami, ale dziewczynie pewnie jest strasznie ciężko, bo wszystko już ustalone, facet szczęśliwy, że będzie miał żonę, rodziny się niecierpliwią i czekają na ten dzień. Gdyby nie Ci wszyscy ludzie, którzy ją otaczają, może by zrezygnowała, ale jest po presją
Z drugiej strony takie zastanawianie się i niepewność jest normalne przed ślubem, zdarza się wielu osobom, bo to jednak stres...
Podejrzewam, że choćby nie wiem co, to dziewczyna i tak za niego wyjdzie
I pewnie będą szczęśliwi
Co za offtop, ale zawsze to wesele, no nie??
nieskończoność, ja gdybym miała być świadkiem, to chyba bym zwariowała z nerwów
Musiałabym stać z przodu, na samą myśl mam dreszcze
No właśnie o tym mówiłem, że lepiej się spalić ze wstydu raz, niż cierpieć całe życie.
Też tak myślę i mam nadzieję, że będzie dobrze.
Mogłaby o tym porozmawiać z przyszłym mężem, to jest chyba jedyna osoba, z którą to powinna zrobić.
silence napisał(a):nieskończoność, ja gdybym miała być świadkiem, to chyba bym zwariowała z nerwów Musiałabym stać z przodu, na samą myśl mam dreszcze
Kilka miesięcy temu myślałam podobnie, ale w tej chwili jestem już oswojona z tą sytuacją i nie stresuję się zbytnio. NO, może w przyszłym tygodniu trochę nerwów jednak się pojawi.
Michał napisał(a):No właśnie o tym mówiłem, że lepiej się spalić ze wstydu raz, niż cierpieć całe życie.
Też tak myślę i mam nadzieję, że będzie dobrze.
Mogłaby o tym porozmawiać z przyszłym mężem, to jest chyba jedyna osoba, z którą to powinna zrobić.
Dokładnie, nie ma co cierpieć przez całe życie i udawać przed innymi, że wszystko jest w porządku.
Ale ja te jej negatywne myśli zganiam na zmęczenie wszelakimi przygotowaniami. Wiadomo, bywają wówczas sprzeczki i może pod wpływem jakiejś tak sobie wczoraj pomyślała. Mam nadzieje, że wszystko sie rozstrzygnie pozytywnie.
a, i jeszcze jedno. Dziękuję za odzew.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13