PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: samotność
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11
Lol 24 spotkania w roku? Ja w ciągu ostatnich 2 lat spotkałem się z kimś poza szkołą ok 2-3 razy także cieszcie się tym co macie:Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
No w zasadzie to jest tak, że kolega mieszka w innej części miasta i spotykamy sie jak on przyjedzie do dziadka, który mieszka w klatce obok. Tak to nie spotykamy sie, ja do niego dzwpnie, prosze o spotkania, a on ma inne zajecia. Zazwyczaj to na ferie przyjedzie na 4 dni, na wakacje dwa lata temu był nawet 11 dni, a tak zazwyczaj gdy wszystko jest w normie, to na swieta przyjedza na 3 dni, na wakacje 2 razy po 3-4 dni, na ferie z 2 dni, i w innych miesiach tez po raz, dwa albo w ogule. Ogolnie to jak przyjedzie to sie bardzo dobrze czuje, a jak wyjezdza to duza pustka.
Pustka emocjonalna doprowadziła mnie do skrajności, ale najgorsze jest to, że nie byłem w stanie wypełnić jej żadnymi kontaktami, bo poprzednie, uważam, doprowadzały mnie do totalnej degeneracji. Mówi się, że najważniejsza jest miłość, ale to egoistyczne spojrzenie na świat, bo liczy się miłość do świata, dlatego ta pierwsza za wszelką cenę najczęściej przysłania innym jej prawdziwe, martyrologiczne oblicze zmysłowością i zabawą. To doprowadza prędzej czy później do rozczarowania albo dramatu, dlatego swój dramat tak sobie zaplanowałem, żeby nie wymknął mi się spod kontroli. Szczerze wierzę, że beztroskie zabawy zapłacą wszyscy. Wiele lat odsuwałem się od znajomych, zamykałem się w sobie, żeby nie przesiąknąć do reszty ideologią przesyconą nienawiścią albo co najmniej niestatecznością. Cóż, jestem sam, ale jestem pewien, że uniknę takich chwil, w których narosłe emocje zmuszają do skrajności i desperackiego poszukiwania zrozumienia, jedności. Stać nas na głupstwa. Ludzie nie liczą się z faktem, że w wiekszości zawierają lakoniczne, płytkie, toksyczne znajomości, które odwracają się przeciw nim. Są zajęci często sobą i tak naprawdę też wyobcowani, też narasta w nich niechęć, nieufność, niebezpieczne emocje, gorycz. Gorycz zmienia się u nich w rozpustę, szeroki entuzjazm, który nie niesie nic poza zabawą. Zaciągają kredyt, który wielu spłaca gorzkimi łzami.
Kasumi napisał(a):
fragile napisał(a):Zreszta problemem dla wielu fonikow nie jest nawet to, ze trudno nawiazac kontakt, ale umiec ten kontakt utrzymac. Ja wolno sie uzewnetrzniam, krepuje, za duzo mysle i zniechecam ludzi do szukania we mnie przyjaciolki.
a z tym się zgodzę całkowicie :]


Mnie np. dziewczyna mówi, że to źle że wszystkiego nie mówię. Tak jakbym próbował udawać kogoś innego. Ciężko mnie otworzyć co nie znaczy, że nie chcę. Myślenie zabija. Za dużo się zastanawiam. Czy jak powiem to lub to to może przesadzę, albo wyjde na głupka. Nie wszystkim może mój sposób bycia odpowiadać... Na szczęście dobrze jej idzie to otwieranie :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:. Można się dużo nauczyć przy najbliższej osobie.
Też tak mam. Nie potrafię podtrzymać znajomości. A może nie chcę...

W podstawówce w ostatnim roku doszedł do nas kolega, z którym się skumplowałem bo interesował sie komputerami, pamiętam jak lataliśmy po mieście do kafejek razem bo nie mieliśmy internetu. Po podstawówce on odszedł do innego gimnazjum niż ja. Na tym znajomość się urwała. To szkoła spajała naszą znajomość tak naprawdę. Ale jakby tak popatrzeć głębiej to pod koniec roku on zaczął mnie olewać, znalazł se lepsze towarzystwo i to spowodowało że jakoś nie zależało mi na tej znajomości.

W gimnazjum miałem kilku kumpli, ale wszyscy byli cholernie toksyczni, tak naprawdę nie lubiłem ich a kumplowałem się z nimi żebym nie wyszedł na zamkniętego w sobie czubka, bo by mnie za jaja powiesili. Wszystko urwało się ładnie po zakończeniu szkoły i byłem z tego niesamowicie zadowolony.

W liceum mój brak zaufania do ludzi był tak wielki że nie potrafiłem nawet rozmawiać o sprawach bardziej prywatnych, bo ciągle bałem sie że zostanę z każdego powodu wyśmiany jak to było wcześniej. Jednak znalazł sie jeden koleś który jest najbardziej wartościowym człowiekiem jakiego znam. Moge sie przed nim wygadać ze wszystkiego, on mnie rozumie, a ja za razem jego bo też ma problemy.

Pamiętam że jak byłem mały to chciałem mieć przyjaciela, którego jednak w szkole nie potrafiłem nigdy znaleźć, każdy prędzej czy później okazywał sie mieć mnie w dup*e. Teraz mogę tego kumpla określić takim właśnie "przyjacielem" jakiego w dzieciństwie chciałem znaleźć. Jednak nadal spotykamy sie głównie w szkole, czasem gdzieś wyskoczymy na rowerach na miasto, ale nie często. Obawiam się że po liceum skończy się to tak samo jak przedtem i stracę wartościową znajomość. Obiecuję sobie że postaram sie zrobić wszystko żeby nie stracić jedynego kumpla, ale nie wiem jak to wyjdzie potem.

Wnioskuję, nie wiem czy słusznie, że nie potrafię i nie potrzebuję nawiązywać "znajomości". Jedynie na przyjaźni mi zależy i wtedy mogę się zaangażować, otworzyć na drugą osobę. Z samych znajomości nie płynie żadna radość i chyba nigdy nie płynęła dla mnie. Nie potrafię też zaangażować się w znajomość kiedy druga osoba nie ma większej lub mniejszej natury samotnika. Jeśli druga osoba ma mnie tylko na "doskok", a tak to żyje z masą ludzi to ona dla mnie nic nie znaczy wtedy, bo czuję że jakby nawet umarł to ona by machnęła ręką i poszła do tych innych dalej sie bawić. A ja jeśli już angażuję się w kontakty z ludźmi to potrzebuję zaangażowania drugiej strony, jeśli tego nie ma to odpuszczam, bo samych luźnych kontaktów nie potrzebuję.

Kończąc ten wywód mam nadzieję że moja ewentualna partnerka będzie podobna do mnie, czuję że wtedy będę w stanie zbudować wspaniały związek. Tylko czy taką znajdę... czas pokaże.
A jak to zrobić, żeby wyjść z domu bez lęku i nie uciekać do niego zaraz spowrotem z trzęsącymi się rękami? Nawet pracę znalazłem taką, gdzie jestem kompletnie i totalnie sam. Mam jedną osobę, z którą czuje się bezpiecznie i to jedyna w tej chwili osoba z jaką mam kontakt. Nawet tel. nie odbieram tylko smsuje. Poradźcie coś bo oszaleje.
ja czuję się dziś bardzo samotna. Cały dzień siedziałam w pracy, między ludźmi i nie mogłam się z nikim dogadać. Chciałabym żeby był obok mnie ktoś kto nie będzie wymagał żebym na siłę starała się coś powiedzieć, udawać zabawną i szczęśliwą kiedy czuję się jak śmieć i nie mam ochoty nawet wstać z łóżka. Tylko po tym jak zostawił mnie najlepszy przyjaciel jakiego kiedykolwiek miałam, nikomu już nie ufam. Nie mam siły się znowu do nikogo zbliżać.
ja już zawsze będę sama, widocznie niektórym jest to pisane...
Nie ma nic "pisanego". Wszystko możemy zmienić sami.
eric napisał(a):W gimnazjum miałem kilku kumpli, ale wszyscy byli cholernie toksyczni, tak naprawdę nie lubiłem ich a kumplowałem się z nimi żebym nie wyszedł na zamkniętego w sobie czubka, bo by mnie za jaja powiesili. Wszystko urwało się ładnie po zakończeniu szkoły i byłem z tego niesamowicie zadowolony.
W gimnazjum, zaraz na początku, ze szkoły odszedł mój najlepszy kumpel i wtedy doczepił się do mnie inny, który zaczął mnie terroryzować, także żeby nie ryzykować zniszczenia mnie zacząłem się z nim zadawać. Ba, odtąd byliśmy kumplami, bo siedzieliśmy z sobą w ławce. Był niesamowicie złośliwy, też jak ja pochodził z rozbitej rodziny i uprzykrzał mi życie na lekcjach, do tego wykazywał maniakalne skłonności do wyżywania się na mnie, jeśli nie trzymałem z nim sztamy. Nie sposób było z nim walczyć, jakkolwiek wiem, że walka z nim dałaby identyczny rezultat do utrzymywania tej toksycznej znajomości. Nie ma się wyboru w kwestiach regulowania sobie wpływów z strony innych, a odsunąć się od kogoś oznacza pustkę emocjonalną, czasem cierpienie albo nicość, tzn., że nie można jakby zaistnieć, panować nad zmysłami, jeśli odcinamy się od wpływów, które de facto tworzą nas. Jesteśmy częściowo sumą takich wpływów. Także gdybym miał odciąć się od środowiska, w którym dorastałem, od czasem demoralizujących, degeneracyjnych wpływów to bym nie istniał jako człowiek albo sam stałbym się potworem, maniakiem, "zbokiem", może recydywistą. W każdym razie rozumiem swoich kumpli i tego kumpla z gimnazjum, którego dziś nawet lubię. Coś Wam powiem, że gdybym mógł decydować o swoim losie, to zawsze sprzeciwiałbym się wszystkiemu i wszystkim, w szczególności szkolnemu rygorowi, gdzie kształtowana jest osobowość. Pewnie byłbym pusty, płytki, nie byłbym w stanie myśleć samodzielnie ( istnieją tacy ) i czuć ( znieczulica, kołtuneria, chamstwo, wybuchy agresji ). Byłbym dziki i rzeczywiście zdarzało mi zdziczeć, a tedy też przejawiałem toksyczne wpływy, dlatego wyżywałem się na ulicach. Wędrowałem pośród tłumu, żeby poradzić sobie bólem, nieopanowaniem, ponieważ szereg wpływów od dziecka wyprowadzał mnie sukcesywnie z równowagii.
W każdym razie izolując się coraz bardziej od szkoły, społecznego życia zrozumiałem, że pustka i niznośna samotność doprowadzają mnie do jakichś korzyści, typu budowanie jakiegoś zaplecza emocjonalnego na cięższe czasy, kryzys, a jestem niemal pewien, że suma ogromu konfliktów, tragedii, ogólnie, w otoczeniu przytłoczy, zmiażdży każdego, tak jak mnie zresztą. Tak, to jest proroctwo...
Od dziecka jestem w tym co tłum nazywa samotnością, pustką emocjonalną, złem. A mi jest w tym wszystkim bardzo dobrze. Moje kontakty ograniczam do rodziców i jednego kumpla, czasami do jednej babci jadę. 4 osoby tak naprawdę są dla mnie wartościowe i tylko te z tymi 4 osobami mam kontakt, dobry kontakt (chociaż z ojcem bywa bardzo różnie). Tłum mówi że jest mi źle, że jestem bezwartościowy, bo samotność jest zła to i ja jestem zły.

Cytat:Jeśli ktoś jadłby każde swoje śniadanie z reklamami telewizyjnymi, a każdą kolację z amerykańskimi filmami emitowanymi przez polskie stacje telewizyjne to z pewnością miałby gotową odpowiedź: samotność jest zła. I oto chodzi — jakoś podświadomie bezosobowy „tłum" kierujący mediami i kreujący wszystkie dopuszczalne poglądy zabezpiecza się przed odpływem wartościowych jednostek z „głównego nurtu" poprzez oszpecanie samotności. Mamy dostatecznie dużo powodów, by wiedzieć, że tak istotnie jest — w byle jakim serialu, czy filmie ludzie samotni są albo nieszczęśliwi, albo „źli", albo „jacyś dziwni" (czyt.: również „źli"). „Każde osamotnienie jest przewinieniem — tak oto mawia trzoda". To trzeba nie oglądać seriali, a najlepiej w ogóle nie ruszać telewizji? To nie pomoże. Osoba wychowana w tej „kulturze", nawet jeśli nie zetknęła się z jej „arcydziełami" będzie jeszcze pełna jej wzorców. To przenika bardzo głęboko do życia.
Polecam: http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,3980

Trzeba być taką osobą jak ja żeby to zrozumieć, ale może kogoś to zainteresuje i być może nawet poszerzy jego światopogląd :Stan - Uśmiecha się:
Żyję na bardzo dużym dystansie i zdaje się to ogólnie wyglądać na niestabilność emocjonalną, niedojrzałość, i rzeczywiście, czuję się wewnętrznie ogromnie spięty, przytłoczony i brakuje mi dojrzałości w przy tak dużej obecnie presji otoczenia, by pogodzić wszystkie role społeczne. Dlatego chcąc nie chcąc zaczynam nawoływać podobnych sobie ludzi, żeby się utwierdzić w przekonaniach, że trudno znaleźć równowagę dziś. Samotność w swej naturze popycha mnie do takich działań, by te pozwoliły mi znieść haniebny stan braku niejako akceptacji, odrzucenia przez system, które wymogi niszczą mnie. Wiem, że potrzebuję czasu, ażeby zdobyć doświadczenie, umiejętność, wiedzę i moc do pełnienia wszystkich funkcji społecznych, dlatego samotność zmusza mnie do tego, by przede wszystkim pozostać wolnym od bez liku obciążeń i inicjatyw społecznych. Nie da się tak naprawdę jej znieść do końca i by tak było, trzeb żyć niezmiernie wolno, bo trudno od siebie wymagać, nie mając na bieżąco potwierdzenia swoich starań. W czynnym emocjonalnie życiu społecznym jest podobnie w sytuacji, gdy standardy nas przytłaczają i pozostawiają gdzieś daleko od innych. Dlatego, żeby pozbyć się wyrwy w duszy, którą jest coraz bardziej patologiczny stan fizyczny, stopniowa degeneracja poprzez aktywność społeczną, trzeba zostać na długi czas zupełnie samemu, by zrogowaciałe odkształcenie fizyczne w postaci piętna społecznego nie targało człowiekiem, jak co poniektórymi z nas, którzy mają nerwicowe i inne problemy. Całe życie moje to zrywy emocjonalne i próby pozornego zaangażowania się w role społeczne oraz wycofanie, regeneracja, czasem wegetacja, po to, by dostosować własny rozwój do stricte biologicznych możliwości. Najistotniejsze jest jednak to, że nigdy nie zajmuję się tym, co jest szkodliwe i zbyt obciążające, a rozwijam się indywidualnie, szukając sobie kosztem izolacji odpowiednich bodźców. Trzeba czasu, żebym mógł w pełni zanurzyć się wir życia społecznego, które przytłacza. Będzie moim zdaniem masowa katastrofa, jeśli będzie tak dalej.
Chciałbym poznać ludzi takich jak ja, którzy starają się żyć w harmonii z otoczeniem, bo boją się wybuchu agresji czy załamania formy.
Choć pustaka emocjonalna mnie czasem zabija, to i tak wolę pozsotać sam, więc to musi świadczyć o jakimś głębszym sensie moich perypetii życia.
Tośka, a co z twoim charakterem jest nie tak?
Ja chętnie porozmawiam o tych tematach, które wymieniłaś :Stan - Uśmiecha się:
Kurcze Tośka, jakbym czytał o sobie :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: z tym, że ja znajomym (jeśli się w ogóle z kimś spotykam) nie opowiadam nic, kwituję: "u mnie nic ciekawego" itp. no bo przecież właśnie... o snach i serialach im nie będę opowiadał :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: a szkoda w sumie, moim zdaniem to nie jest nudne.
a niby ciągłe opowieści o imprezach,pijanych kolegach i dupach są ciekawe? ja wole pogadać z kimś kto dysponuje wyobraznią, czasem przeczyta jakąś mądrą książke, i opowie o zdarzeniach z 'życia wewnętrznego' bo to daje mi większe pojęcie o naturze danej osoby niż to gdzie był i co usłyszał.
Jak tak samo. Tylko że nauczyłem się nie czuć gorszy wśród imprezowiczów którzy codziennie strzępią sobie języki mieleniem słów. Oni sobie, a ja sobie. Mam na szczęście kumpla z którym mogę gadać cały dzień non stop nawet o totalnych bzdurach, snach, serialach itp. Nie mam życia towarzyskiego i traktuje to bardziej jako swoją cechę, a nie wadę. Mam taki a nie inny styl bycia i życia, takie a nie inne rzeczy mnie cieszą, a takie smucą, szukam szczęścia w sobie a nie w kontaktach z innymi. Może otaczając się ludźmi podobnymi mnie i mojemu kumplowi czułbym się jak wśród swoich, w szkole się tak nie czuję. Nie czuje się wśród polskiej młodzieży jak wśród swoich, ale co mnie to interesuje. Byleby mnie z tego powodu nie piętnowali to będę szczęśliwy.
Juz niedługo zaczną się wakacje i to te najgorsze (najdłuższe) po maturze. Jest to okres kiedy najbardziej czuję to jak bardzo jestem samotny. Przez bite trzy miesiące nie będę wychodził z domu bo do kogo? Najwyżej do lekarza jak zachoruję. W całej tej fobii najgorsze jest właśnie to, że nie mam się do kogo odezwać, do kogo zadzwonić, z kimś się umówić na spotkanie. Moi "normalni" rówieśnicy wręcz kochają ten okres. Spotkania, imprezy, nowe znajomości. Chciałbym móc zachowywac sie jak nieodpowiedzialny i durny 19sto latek, a nie siedzieć w czterech ścianach myśląc o tym jaki jestem beznadziejny.
Sorry, że tak smęcę, ale łapię letniego doła...
Tośka napisał(a):No cóż... jestem zaborcza, zawistna, marudna, złośliwa; brakuje mi nie tylko tematów, ale też chęci do rozmów. W otoczeniu innych ludzi zawsze czuję się gorsza, choćby z tego względu, że oni mówią, a ja mogę tylko słuchać, ewentualnie skomentować.
Też kiedyś taki byłem (marudny to wciąż bywam), no może nie powiedziałbym o sobie, że byłem złośliwy i rażąco zawistny. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Myślę że to kwestia wieku, chociaż nie wiem ile już lat Ci minęło. Nie zmienia to faktu, że cechy te żywią się naszą frustracją, żalem a więc wyeliminowanie, umniejszenie ich zapewne pozwoli Ci wyzbyć się tych nieprzyjemnych cech, które szkodzą przede wszystkim Tobie i są źródłem negatywnej energii, złych nastrojów, to taki przeklęty krąg.


Tośka napisał(a):(...) brakuje mi nie tylko tematów, ale też chęci do rozmów. W otoczeniu innych ludzi zawsze czuję się gorsza, choćby z tego względu, że oni mówią, a ja mogę tylko słuchać, ewentualnie skomentować. Podczas, gdy oni opowiadają o znajomych/imprezach/przygodach/uniesieniach miłosnych itp.,
Myślę że brak chęci do rozmów jest w sporej mierze efektem braku tematów do rozmów. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Sytuacja podobna do mojej, przy czym od jakiegoś czasu staram się nieco poszerzać swoje horyzonty czytając informacje sportowe, wiadomości ze świata (na początku bardzo się do tego zmuszałem...) aby chociaż czasami móc wymienić kilka opinii w danym temacie. Z czasem ta praktyka zaczęła sprawiać mi nawet przyjemność. :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:


Tośka napisał(a):(...) ja mogłabym jedynie streścić ostatni odcinek ulubionego serialu, powiedzieć co jadłam wczoraj na obiad, co sobie kupiłam lub co mi się śniło.
Prawie jak ja... :Stan - Uśmiecha się - LOL: Jakie seriale lubisz oglądać? :Stan - Uśmiecha się - Chichocze:


Matatjahu napisał(a):Juz niedługo zaczną się wakacje i to te najgorsze (najdłuższe) po maturze. Jest to okres kiedy najbardziej czuję to jak bardzo jestem samotny. (...) Sorry, że tak smęcę, ale łapię letniego doła...

Ja, mimo iż w lecie znacznie nasila się mój kompleks, uwielbiam ten okres roku, właśnie dlatego że mam wtedy więcej wolnego czasu. Dzięki temu mogę się skoncentrować na rozwoju osobistym, na walce z wadami mojego charakteru etc. Czy takie podejście nie jest lepsze? :Stan - Uśmiecha się: Może powinieneś go spróbować? :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Pozwoliłoby Ci to również odciągnąć uwagę od świetnie bawiących się rówieśników, a z czasem może sam byś do nich dołączył. Mnie najbardziej przytłacza fakt, że najbliższe wakacje, to ostatni taki okres w moim życiu, teoretycznie za 2 semestry kończę studia i jeden z najważniejszych etapów mojego życia... :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony: Dlatego mam nadzieję, że wykorzystam go jak najlepiej na poprawę własnego samopoczucia i jakości życia. :Stan - Uśmiecha się:
Matatjahu napisał(a):W całej tej fobii najgorsze jest właśnie to, że nie mam się do kogo odezwać, do kogo zadzwonić, z kimś się umówić na spotkanie. Moi "normalni" rówieśnicy wręcz kochają ten okres. Spotkania, imprezy, nowe znajomości. Chciałbym móc zachowywac sie jak nieodpowiedzialny i durny 19sto latek, a nie siedzieć w czterech ścianach myśląc o tym jaki jestem beznadziejny.
Sorry, że tak smęcę, ale łapię letniego doła...
Noo, rozumiem w sumie... Ale może spróbuj sam. Pewnie że nie jest tak fajnie, ale ja nauczyłem się nie liczyć na innych. Jak jest koncert, to idę sam, bo rezygnować tylko dlatego, że nie miałbym z kim iść byłoby mi szkoda. Nad jezioro parę razy też się wybrałem sam.
Matatjahu, też trochę to mam... ale udało mi się utrzymać parę znajomości i to raczej są znajomości na dłużej. Czasami się z kimś spotykam, Tobie polecam znalezienie kogoś na forum. Wtedy mógłbyś spotykać się z kimś innym, kto też jest bardzo samotny i już byście nie byli samotni. Jest wiele możliwości: pograć w piłkę, pojechać gdzieś na rowerze, usiąść, pogadać, czy wszystko jedno, co. Znajdź kogoś, bo się wyizolujesz totalnie i będzie kłopot!
REaktor napisał(a):Ja, mimo iż w lecie znacznie nasila się mój kompleks, uwielbiam ten okres roku, właśnie dlatego że mam wtedy więcej wolnego czasu. Dzięki temu mogę się skoncentrować na rozwoju osobistym, na walce z wadami mojego charakteru etc. Czy takie podejście nie jest lepsze? :Stan - Uśmiecha się: Może powinieneś go spróbować? :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Pozwoliłoby Ci to również odciągnąć uwagę od świetnie bawiących się rówieśników, a z czasem może sam byś do nich dołączył. Mnie najbardziej przytłacza fakt, że najbliższe wakacje, to ostatni taki okres w moim życiu, teoretycznie za 2 semestry kończę studia i jeden z najważniejszych etapów mojego życia... :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony: Dlatego mam nadzieję, że wykorzystam go jak najlepiej na poprawę własnego samopoczucia i jakości życia. :Stan - Uśmiecha się:

Wolny czas tez ma swoje zalety, ale jesli ma go się za dużo to można zwariować. Non stop jakieś ponure myśli mnie zalewają i łapie doła

Jas napisał(a):Noo, rozumiem w sumie... Ale może spróbuj sam. Pewnie że nie jest tak fajnie, ale ja nauczyłem się nie liczyć na innych. Jak jest koncert, to idę sam, bo rezygnować tylko dlatego, że nie miałbym z kim iść byłoby mi szkoda. Nad jezioro parę razy też się wybrałem sam.
No ja też wszystko robię sam, a problem polega właśnie na tym, że chciałbym to robić z kimś :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Świadomość tego, że nie ma się w życiu ani jednej bliskiej osoby jest dosyć bolesna

Empty Space napisał(a):Znajdź kogoś, bo się wyizolujesz totalnie i będzie kłopot!
Za późno chyba, juz jestem wyizolowany totalnie
dla mnie każde święta to zabawa w pustelnika, rodzice daleko, znajomi z rodzinami. nadrabiam zaległości filmowe.
Matatjahu mam podobnie. Poza tym jak się żyje np 6 lat w izolacji tzn niezbyt często przebywa się wśród ludzi , to dużo umyka , i jak to nadrobić ? Z dnia na dzień nie stanę się inna. Wiem nic odkrywczego. Miałam bliską koleżankę , lecz ją straciłam , nie mam jako takich bliskich znajomych poza nią... To duża strata dla mnie , trudno mi się będzie teraz znów jakoś z kimś zżyć , wychodzić , wychodzić do ludzi... eh .
Oj tak... Teraz czuję, że muszę nadrobić straconych 11-12 lat życia. A time goes by...
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11