PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: samotność
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11
Już chodziłem, nie zmieniło. Wydaje mi się, że problem tkwi o wiele głębiej, może to FS, może coś innego. Tak czy owak nie podoba mi się to, nigdy nie podobało. Ale dzięki za zainteresowanie [Obrazek: iconsmileg.gif]. Pozdrawiam.
Serio? No to jesteś pierwszym odpornym przypadkiem, jaki znam.
Na pewno FS tutaj komplikuje sytuację. No cóż, może więc za jakiś czas się to zmieni pod wpływem czego innego. Twardym trza być i mieć nadzieję :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Samotność mi doskwiera bardziej ostatnio, bo ciągle siedzę w domu i nie wolno mi się ruszać, przeklęta kostka. [chociaż teraz na szczęście są święta, więc jest okej] Miałam nadzieję na miłego Sylwestra, ale nic z tego najwyraźniej nie wyjdzie. Najgorsze jest to, że o tym, czy wyjdzie, dowiem się już w S. Czyli nie będę mogła wtedy wymyślić już niczego innego. Okropnie to upokarzające, takie czekanie - zostanę sama czy nie. Ech.
Zgarbiony Fred napisał(a):Już chodziłem, nie zmieniło.
po jednym wyjściu oczekujesz efektów, a tak nie ma

próbuj innych rzeczy, nasz problem polega też na tym iż nie umiemy wykorzystywać szans, a zwłaszcza tych małych, (co się właściwie tyczy nawet większości polaków)

musisz nauczyć się wykorzystywać nawet najmniejszą szansę
dl napisał(a):po jednym wyjściu oczekujesz efektów, a tak nie ma
Jakieś rok trenowania Kyokushin, to jakby nie patrzeć więcej niż jedno wyjście, ale może ja się nie znam. Anyway, miałem wtedy ok. 9 lat, na początku mi się podobało, ale szybko się zniechęciłem, jakbym chodził z przymusu. W końcu zrezygnowałem. Dzisiaj natomiast nie wyobrażam sobie jakichkolwiek treningów, szybkie zniechęcanie się mam we krwi. To się chyba nazywa słaba silna wola. Pozdrawiam.
no ale przecież wtedy byłeś dzieckiem?.... Nie wiem ile lat masz teraz, ale zapewne trochę więcej, więc już jesteś innym człowiekiem.
Chociaż ja to trochę rozumiem, bo też zaczynałam rzeczy które miały mnie niby "zmienić" a potem okazywało się że nic z tego. I tak najczęściej nie łapię z ludźmi kontaktu, jakoś nie pasuję, nie przywiązuję się. I w konsekwencji zostawiam.
Zgarbiony Fred napisał(a):Jakieś rok trenowania ...
mialem raczej na myśli próbowanie róznych rzeczy, a nie ciągłośc w jednym
poszukaj czegoś innego,
nawet przez neta..
np zobacz czy jest forum o rzeczach ktorymi sie interesujesz... czasem na takich forach tematycznych mozna znajomosci nawiazac, a te z kolei pomagają przemów fobię
Takie doradzanie, żeby chodzić na jakieś treningi itp. jest łatwe, ale wykonać już nie tak prosto. Ja miałem w swoim życiu okres, że w ogóle czułem lęk przed wychodzeniem z domu i do dzisiaj jak gdzieś wychodzę czy wyjeżdżam mam ciśnienie.
EDYCJA:
Samotność jest dla mnie czymś naturalnym, bo traktuję ją jako konieczny czas na wyciszenie, odzyskanie równowagii wewnętrznej, sił, świeżości oraz najlepsza pozycja wyjściowa do krzewienia cnót w życiu, panowania nad sobą. Jest to wstrzemieźliwa, która pozwala odzyskać własną tożsamość, dziedzictwo i pozwala zrozumieć motywy własnego postępowania. Przekonany jestem, że ludzie stojący na uboczu mają znacznie większe poczucie odpowiedzialności, bo często bardzo rygorystycznie i podejrzliwie, ostrożnie podchodzą do inicjatyw, które są szkodliwe, złe. Czujemy się samotni, bo nie możemy dzielić z kimś zajęć ponad nasz stan fizyczny, ponad zdrowy rozsądek, dlatego odsuwamy się, stoimy z boku jak pozerzy, statyści, by nie inicjować więzi z ludźmi, które będą ulotne, fałszywe i zabójcze w skutkach. Nie wiem jak uważacie, ale nie można mieć tego wszystkiego, czym żyją dziś ludzie. Życie pokazuje często zgubną prawdę. Przede wszystkim jesteśmy spadkobiercami przytłaczającego dziedzictwa po przodkach, jakim jest katastrofizm, niespawiedliwość społeczna i dziejowa, a to na pewno wymusza na nas takie a nie inne zachowanie i czasem odmienne od innych postawy.

pamiętam doskonale, jak potrafiliśmy z kumplami po szkole całymi godzinami grać w piłkę, trenować, zamęczać się, jednocześnie rozwijaliśmy kolejne pasje. Nauczyciel w - fu założył sekcję siatkówki, z której się wymigiwałem jak tylko mogłem, a do dziś trudno mi opisać stres związany z zawodami. Wstyd, ogromne napięcie, pustka, nicość, upokorzenie, co zresztą przejawiało się w szkole zawsze. Czasem to była udręka, ból, piekielne odczucia. Ale to na marginesie. Graliśmy w szachy w turniejach, ćwiczyliśmy w piwnicy hantlami... To wszystko było anomalią, dlatego dziś nie szukam nowych zajęć i nie kontynułuję czegoś, na co mnie nie stać. Przynajmniej wiem, że za kolejną pracę płacę rozgoryczeniem i utratą równowagii, czasem w gniewnych porywach.
Istnieje coś znacznie gorszego niż cynizm, poczucie obserwacji zaszczucia, obcości, zgorzknienie, bo kolejną fazą są radykalne ruchy albo niekontrolowane z ideologią nie mająca nic wspónego z równością, sprawiedliwością, przyjaźnią itd.
samotność mi doskwiera, narzekam jak jest mi źle, a kiedy ktoś chce się ze mną spotkać, to panikuję. ostatnio poznałam pewnego chłopaka przez internet (właściwie nie ostatnio, bo rozmawiamy już od kilku miesięcy) i on teraz nalega na spotkanie. wymieniliśmy zdjęcia, dałam mu nawet mój nr telefonu. ile strachu kosztowało mnie przełamanie się i rozmowa telefoniczna z nim. dziś już rozmawiamy prawie jak ''starzy kumple''. on cały czas nalega i prosi o spotkanie, a ja nie wiem co robić. nie powiedziałam mu o FS, bo nie wiem jak zareaguje, boję się tego. czy jest ktoś ,kto uważa,ze powinnam się z nim spotkać?

gośćx

Zgarbiony Fred a boisz się tylko gdy czujesz , że są fizycznie silniejsi czy też gdzie czujesz , że Ty masz fizyczną przewagę ?
Bo jeśli to pierwsze to nie ma w tym nic dziwnego , a jak będziecie mieli np. 3 osoby przeciwko sobie to wam żadne karate czy boks nie pomoże hehe

Jeśli już trenować to coś w stylu krav magi ,.

--

a samotność jest ok , przynajmniej na razie.
miss_strange napisał(a):nie powiedziałam mu o FS, bo nie wiem jak zareaguje, boję się tego. czy jest ktoś ,kto uważa,ze powinnam się z nim spotkać?
Po pierwsze powiedz mu o FS. Jeśli to zrozumie to idź dalej, jeśli zacznie Cię wyśmiewać z tego powodu to już sama wiesz co najlepiej z tym zrobić.
Spotkaj się z nim, jeśli tego nie zrobisz, on może się zniechęcić i wtedy stracisz fajną znajomość. O FS możesz powiedzieć, ale moim zdaniem lepiej, jeśli go tylko uprzedzisz, że jesteś bardzo nieśmiała i stresują Cię kontakty "na żywo". Odwagi, powodzenia : )
Rzeczywiście lepiej mówić, że jest się po prostu nieśmiałym a nie straszyć dobrych ludzi fobiami i zaburzeniami psychicznymi.
powiedziałam mu, że jestem nieśmiała ,ale go to wcale nie zniechęca. poza tym, gdy rozmawiamy przez telefon twierdzi zupełnie co innego... naciska na spotkanie w styczniu, mówiąc, że nie wytrzyma dłużej :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: a ja ciągle znajduję jakąś wymówkę, ponieważ nie chcę go rozczarować. muszę przyznać ,że jest naprawdę cierpliwy... nadal się zastanawiam, co zrobię,ale chyba wreszcie trzeba coś zmienić, a nie tylko narzekać i narzekać.

gośćx

miss_strange napisał(a):a ja ciągle znajduję jakąś wymówkę, ponieważ nie chcę go rozczarować.


Też tak miałem ,
cierpliwość kiedyś się skończy , niestety ;]
Mam świadomość tego, jak bardzo różnię się od innych i rzeczywiście w kategoriach aktywnego, stereotypowego uczestnictwa w życiu społecznym mam najgorsze zboczenia, objawy chorobowe itd. Szukam alternatywy dla stylu życia, którego nie przyjmę i już dawno się z tym pogodziłem. Samotność boli i porywa, ale do poszukiwań. Istnieje duża śmiertelność wśród ludzi nie mających lęków i choć cieszą się oni pomyślnością, często nie brakuje im niczego, i nie da się żyć bez uczuć, to nie będę budował czegoś, co na pewno się zawali. Ból zawsze popychał mnie do działań, ale sam w sobie pozwala mi wierzyć, że kiedyś, kiedy inni będą spłacać dług za nieproporcjonalny rozwój, uśmiechnę się i może zachłysnę tym, co najlepsze.
a ja się zastanawiam co jest ze mną nie tak...
niby rozmawiam z ludźmi, chodzę w różne miejsca (zmuszam się ), właściwie jestem całkiem towarzyska i momentami bardzo zabawna, ale...zawsze czuję się sama. Zawsze czuję się obca, mogę pół roku z kimś mieszkać w jednym pokoju a potem po prostu odchodzę i nawet mi tej osoby nie brakuje. Czasem tęsknię za swoimi znajomymi, ale najczęściej nie czuję nic. Mogę godzinami, dniami siedzieć sama.
Czasem czuję przerażające osamotnienie, ale nawet gdyby ktoś siedział obok i tak będę się czuła odizolowana.
miałam tylko jednego przyjaciela któremu udało się w jakiś sposób tą barierę przełamać. Ale mnie zostawił, bo nie mógł wytrzymać lawiny pretensji, wyrzutów, zmiany uczuć z godziny na godzinę i niekończących się awantur o nic. W takim bliskim kontakcie zaczęły ze mnie wychodzić uczucia nad którymi kompletnie nie mogłam zapanować. Zarazem zaczęłam być kompletnie psychicznie uzależniona. Kiedy nie mógł albo nie chciał rozmawiać, wpadałam w panikę, taki lodowaty uścisk w sercu i zaczynałam robić awantury o nic... Nie mogłam bez niego przeżyć nawet pół dnia.
Mam samotniczość po rodzinie ojca i nim samym. Nie brakuje mi ludzi świetnie radzę sobie sam. Nie czuję się samotny pomimo tego że mam tylko jednego znajomego z którym poza szkołą rzadko się spotykam. Po pójściu do podstawówki byłem miłym grzecznym dzieckiem, kontakt jakiś tam miałem z innymi, było ok. Ale jednak olewałem trochę ludzi bo wolałem być sam. Zostałem szybko potraktowany jak przybysz z Marsa, jak obcy którego trzeba zniszczyć. Więc skończyło się fobią społeczną, a właściwie bardziej fobią szkolną, bo poza szkołą jakoś sobie radzę. Po tych doświadczeniach ludzi mam już kompletnie gdzieś. Kontakt mam tylko z najbliższą rodziną i tym jednym znajomym, z którym mogę pogadać o wszystkim, dlatego cenie sobie znajomość z nim. Nienawidzę przebywać bardzo długo w grupach (np. liceum - 3 lata z tymi samymi ludźmi).

Najgorszym czasem dla mnie jest zima bo wtedy ból nudy wzmaga fakt, że jeśli miałbym znajomych to pewnie wyrwałbym się na jakąś imprezę i zabił trochę czasu. Ale wystarczy że przyjdzie wiosna i wszystko jak ręką odjął. Dużo siedzę poza domem, naprawiam samochód ojcu bo on sam nie bardzo potrafi, zajmuje się ogródkiem, jeżdżę rowerem po całym mieście i poza miasto na działkę (30km w jedną stronę), tam też zajmuje się małym domkiem, koszeniem trawy, uprawą warzyw i tak dalej. Ogólnie kręci się :Stan - Uśmiecha się: Jakbym tylko miał co robić podczas tej zimy to życie byłoby kolorowe :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Czytanie książek i komputer to niestety nie są moje ulubione zajęcia. W wolnym czasie nuda mnie dobija, a szkoła mnie zabija.
Mam wrażenie , że moje znajomości co raz bardziej się sypią. Jedną znajomość straciłam , odnosze wrażenie , że była toksyczna. Nie poszłam z ową koleżanką na andrzejki i nie odzywa się... wiem może chamskie jak postąpiłam bo miałyśmy wyjeżdźać za 10 minut a ja jej powiedziałam , że nia jadę. Po prostu jak się dowiedziałam że będzie tam osoba której nie trawię ... pomyślałam sobie , że ta moja koleżanka chce tylko po to żebym jechała z nią , żeby sama nie musiała jechać i że i tak będzie mówiła z tamtą której nie trawię. Raz jak bus nie jechał wydzierała się że zaraz idzie i że to moja wina... róźne takie odchyły miała. Tylko jak ona coś chciała czy to wydrukować , czy żebym z nią szła do miasta czy do innej znajomej praktycznie zawsze szłam,,,a tu ja nie poszłam z nią na te andrzejki fakt może nie za grzenie zrobiłam , zamiast jej powiedziec o co chodzi i ona sie nie odzywa. Ostatnio też inna znajoma się mnie pyta co u niej słychać ja mówię , że nie wiem bo się nie odzywa od andrzejek i wczoraj tamta znajoma jej się zapytała czemu sie do mnie nie odzywa ze dlatego ze nie poszłam z nią na andrzejki a ona jej odpowiedziała , że są inne powody. Ciekawie jakie może to , że już jej zachcianek nie spełniam...Cholera zawsze strałam sie coś miłego powiedzieć jak miała doła i pisała a teraz jedno nie wyjście i wielka obraza , że z nią nie poszłam i ona jest poszkodowana .
Niestety tacy są ludzie. Jak miałem znajomych przed liceum to 95% toksycznych. Wszystko samo się urwało po gimnazjum co tylko pokazało jak toksyczni byli i szczerze nie żałuję że tak a nie inaczej się stało. Samemu o wiele przyjemniej niż z takimi wrednymi h....wujami obok siebie. Teraz już nie potrafię albo i nie chcę zaufać obcym osobom tylko dla znajomości. Nie potrzebuję ich, jestem niezależny jak kot. Tak naprawdę to jest moja potężna siła. Brak jakiegokolwiek bólu i strachu z powodu samotności. Jedyne co mnie dobija to tak naprawdę nuda, a coś w stylu "samotność doskwiera" - nie znam takiego uczucia. Dochodzę do wniosku że ludzie nie są warci poświęcania mojego czasu chyba że mnie rozumieją i są tacy sami jak ja (mam jednego takiego znajomego i jedynego znajomego poza szkoła aktualnie).
hmm, a mi jednak brakuje ludzi mimo,ze twierdzę ,że nie. w głębi ducha wiem,ze to kłamstwo... może inaczej - nie ludzi, a kogoś kogo mogłabym pokochać. jestem pełna emocji, a nie mam nimi kogo obdarzyć. coraz gorzej się z tym czuję.
Ależ masz kogo :Kitty - Uśmiecha się cwaniacko:
eric , dobrze , że choć potrafisz radzić sobie z samotnością. Mnie ona co raz bardziej przytłacza. :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Samotność w sensie brak znajomych z którymi utrzymuję kontakt (konkretnie jest tylko jeden, "kolegów" ze szkoły nie liczę). Poza tym mam jeszcze kontakt z rodziną i kilkoma starszymi sąsiadami z ulicy, to raczej na tyle. Dla mnie to absolutnie wystarcza, wiem jednak co myślą sobie o mnie towarzyscy. Dziwak, czubek i tym podobne. Samotność traktują gorzej jak inną orientacje seksualną. Czyżby jednak zazdrość że nie mogą być tak niezależni jak ja? W końcu mają szczęśliwe życie, przynajmniej w większości, więc co im po tym że muszą robić to co wszyscy żeby być z nimi zgranym.

Co do partnerki to być może przyjdzie czas że będzie mi jej brakować. Ale jeśli już zacznę szukać to takiej, z którą wspólne życie będzie lepsze niż samotne. Jeśli takiej nie znajdę... cóż nie załamię się. Przynajmniej tak mi się wydaje i popieram to swoim 18-letnim doświadczeniem (od dziecka byłem samotnikiem i nigdy mi to nie przeszkadzało). Już prędzej się załamię jak zauważę że w wieku np. 25 lat mam poważne problemy z organizmem przez długotrwały ciągły stres (jak do tej pory 12 lat szkoły). Obawiam się że wtedy może przyjść załamanie, wszystko uderzy mi do głowy, życie się posypie a ja zawisnę na sznurze.
eric napisał(a):Samotność w sensie brak znajomych z którymi utrzymuję kontakt (konkretnie jest tylko jeden, "kolegów" ze szkoły nie liczę).

Ja tez w zasadzie mam jednego kumpla poza szkołą. Gdzies w poprzednim poście czytalem ze czesto sie z nim nie widujesz. Ja z tym kumplem widuje sie moze najczesciej to 5 razy w miesiacu, a czasami to jest tylko raz na miesiac co daje w roku z okolo 24 spotkan, co jest dla mnie bardzo małą ilością. A u ciebie jak to wygląda? Pozdro
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11