PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Szkoła (scalony).
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Ciekawe. Czytam temat i widzę, że wiele osób miało podobny scenariusz jeżeli chodzi o róznice przeżyć pomiędzy podstawówką gimnazjum i liceum.

U mnie w podstawówce była tragedia. Zawsze na uboczu, od 4 klasy podstawówki miałem jednego dobrego kolege, razem byliśmy gnębieni.

W gimnazjum trafiłem do klasy integracyjnej. To był najwspanialszy okres w moim życiu. Cała klasa w miare zgrana i przyjazna. Mozna powiedzieć, ze liznąłem normalności, miałem jako takie przyzwoite zycie towarzyskie, dziewczyny się mna interesowały(choc nie wiem co we mnie widziały) ale oczywiscie nie czułem się godzien rozwijać tego w końcu taki ktoś jak ja nie zasługiwał na dziewczynę :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: . I tak zmarnowałem swoje szanse.

Gimnazjum się skonczyło, byłem najlepszy z klasy(klasa nie była wybitna, więc to nie jakieś mega osiągnięcie) z najlepsza srednią i najlepszym wynikiem egzaminu.

Tak pozytywnie naładowany trafiłem do liceum, gdzie okazało się, ze nie ma nikogo z kim moge nawiązać blizsza znajomosc. I tak z huraoptymizmu znowu złapałem doła, trzymałem w sumie tylko z jednym kolesiem ale to tez taka znajomośc szkolna, po szkole się nie zadawalismy. Kontakty z gim nie przetrwały, chyba nie nauczyłem się utrzymywac znajomosci.

Liceum mnie zniszczyło totalnie. Już na stałe zakodowałem sobie w głowie, ze jestem gorszy i tak juz zostało przez okres studiów i teraz w pracy.
lękliwy86 napisał(a):Liceum mnie zniszczyło totalnie.
Tam też byłeś gnębiony?
@up

Nie. Po prostu po gimnazjum myslałem, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a w liceum okazało się, że nic z tego, będę odludkiem i dziwakiem do końca życia. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Widzisz, lękliwy, niektórzy marzyliby nawet o takim spokoju.
lękliwy86 napisał(a):Nie. Po prostu po gimnazjum myslałem, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a w liceum okazało się, że nic z tego, będę odludkiem i dziwakiem do końca życia. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Nie będę opisywał swojego przypadku, bo przedstawiałem go na forum setki razy aż do znudzenia. Napiszę Ci tylko, że i tak miałeś szczęście.
Zawsze mnie strasznie irytowały grupki, które tworzyły się w klasie, szkole. Gnębienie innych, poniżanie, pokazywanie że są nic nie warci. Takich ludzi nigdy nie lubiłam i nie polubię.
A może ktoś zaczyna studia/studiuje w Bydgoszczy ? :Stan - Uśmiecha się - Chichocze:
Jak poszłam do nowej podstawówki (zmieniałam szkołę) to przez to, że byłam nieśmiała, zostałam odrzucona przez cała klasę -.- Dla ośmiolatki to raczej nie było nic przyjemnego, śmiali się ze mnie itd. - ja płakałam, czyli krótko mówiąc przez pierwszy rok byłam kozłem ofiarnym. Dopiero w następnej klasie się "odnalazłam" i do końca gimnazjum miałam prawie tą samą klasę - uczęszczałam do zespołu szkół i odbyło się to wszystko bezproblemowo. Miałam koleżanki, dobre kontakty z klasą, wszystko było okej. Jednak chciałam coś zmienić, idąc do Liceum chciałam się pozbyć nieśmiałości, więc wybrałam szkołę w większym mieście, gdzie nie znałam nikogo. Sama rzuciłam się na głęboką wodę, zaryzykowałam i nie powiem.. parę dni po złożeniu oryginalnego świadectwa do wybranego już liceum zaczęłam się wahać. Zaczęłam żałować, czytałam na gronie mojej nowej klasy, co ci ludzie pisali i się zaczęłam bać, że nie będę tam całkowicie pasowała. Ja, nieśmiała szara myszka, z małej wsi, wśród tych ludzi. Poszłam nawet na spotkanie integracyjne, bo wierzyłam, że może jednak będzie dobrze. Myliłam się, bo.. nie odezwałam się w ogóle w czasie całego spotkania, co z resztą było później powodem gnębienia mnie, przez pierwsze 2 miesiące w szkole :Stan - Niezadowolony - Obraża się: Podczas tych 2 miesięcy tylko jedna dziewczyna, która usiadła ze mną na rozpoczęciu roku szkolnego ze mną rozmawiała. Reszta osób potrafiła podejść do mnie i do wyżej wymienionej koleżanki, jej powiedzieć cześć i rozmawiać tylko i wyłącznie z nią, jakby mnie obok nie było. To było naprawdę niemiłe? wredne? Wiem, że mnie obgadywali, widziałam to po ich minach, widziałam jak mnie obserwują i nie znając mnie (ba! nawet nie zamieniając ze mną słowa), z góry oceniali.. Czasem parę dziewczyn z klasy mnie "zaczepiało" i śmiały się ze mnie prosto w twarz. Nie wiedziałam co mam zrobić, kolegowałam się tylko z jedną osobą i nie czułam w niej takiego oparcia (zresztą co się dziwić, po znajomości 2-miesięcznej), by jakoś sobie z tym poradzić. Chciałam zmienić szkołę.. Zmieniło się wszystko po wyjeździe integracyjnym, kiedy nagle zaczęli mnie ni z gruchy ni z pietruchy lubić. Potem nagle wszyscy mnie polubili. Wiadomo, że poczułam ulgę, ale mimo wszystko nadal czuję urazę do osób, które po prostu z góry mnie oceniły i były dla mnie takie wredne. Teraz jest wszystko okej, ale mimo wszystko.. nigdy nie zrozumiem dokuczania ludziom w klasie.
Ja jestem teraz w I klasie liceum... Niby nie jest tak źle, ale nie pasuje tam. Oni sobie organizuja popijawy, palą, a ja nie, i dlatego jestem odludkiem tam...
Troche mnie to irytuje, nie wiem co we mnie jest ze nigdy, w zadnej skzole nie byłam tak naprawde lubiana i akceptowana. Czy tak juz bedzie do końca życia?
lękliwy86 napisał(a):Tak pozytywnie naładowany trafiłem do liceum, gdzie okazało się, ze nie ma nikogo z kim moge nawiązać blizsza znajomosc. I tak z huraoptymizmu znowu złapałem doła

Ostatnia klasa gimn. była super, też do liceum poszlam megapozytywnie nastawiona, jakby miało tam być nie wiadomo co. Wpadłam w jakiś 200-metrowy dół emocjonalny, z którego nie wygrzebałam się do dzisiaj, choć jestem może w połowie. Zobaczymy co będzie dalej.
Odkąd skończyłem gimnazjum mam pod górkę z nauką. Pierwsza klasa nowa szkoła, znajomi i wiązałem z nauką koniec końców. Nauczyciele nie zgadzali się na poprawy ocen w maju/czerwcu i skończyłem z dwoma poprawkami. W sierpniu udało mi się zdać angielski a z przedmiotu zawodowego wziąłem warunek. Na początku ze względu na trudności zmieniłem szkołę i tak się złożyło że na pokrewnym profilu mogłem naukę kontynuować od drugiej klasy. Druga klasa przebiegła dość chaotycznie. Musiałem stawić się klasie, nie było w tamtym okresie więzi pomiędzy nami. To tam zaczęły się problemy z przedmiotem który właśnie... zatrzymał mnie dzisiaj w miejscu, ale o tym za chwile. Pod koniec drugiej klasy byłem zagrożony z kilku przedmiotów ale z pomocą wychowawczyni i pedagoga poprawiłem polski i przywitałem drugą klasę. Liczba zagrożeń była identyczna co w klasie pierwszej ale tutaj zdecydowanie dogadałem się z nauczycielami na temat popraw. Trzecia klasa to pamiętny melanż w górach, znaczne poprawienie stosunków z klasą oraz zdany egzamin zawodowy E12 za drugim razem. Zamiast polskiego pojawiły się trudności z matematyką. Miałem kilku korepetytorów bo w tamtym okresie panował chaos i ciągle ktoś rezygnował. Klasę skończyłem na luzie, w maju miałem praktyki i to wtedy poprawiałem sobie polski. Chodź w czerwcu wystawili mi pięć jedynek proponowanych to spokojnie ogarnąłem sytuację. Klasa maturalna to między innymi zdany egzamin E14 za pierwszym razem. To jest też klasa gdzie dostałem najwięcej jedynek w życiu. Z polskiego miałem 17 kap a z angielskiego 11. Z początkiem kwietnia nadeszły te strajki nauczycieli ale udało mi się poprawić matematykę i angielski. Nawet list wysłali do mojego domu z zagrożeniami. Cóż nie napiszę w tym roku matury, nawet świadectwa na zakończeniu nie dostanę ale okoliczności w jakich pożegnam się z kolegami z klasy są nieprzyjemne i bardzo mi z tego powodu przykro. Nie wiem nawet czy zdążą te zakończenie przygotować. Teraz święta, potem majówka i pierwszy miesiąc pracy a pod koniec lipca biorę się za ten nieszczęsny polski. Nie pomogły mi nawet maturalne korepetycje z polskiego. Za dużo śmiechów, hihów ze strony grupy i nie pasowało zero synchronizacji z tokiem przygotowań mojej. Na korkach o tym a w szkole o czym innym i miałem niezłą mieszaninę w głowie. Oczywiście szkoda pieniędzy ale mama wiedziała już dwa miesiące temu że babka nie postawi mi 2, ale uparła się że mam chodzić do końca.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10