18 Lip 2012, Śro 13:36, PID: 309056
Ciekawe. Czytam temat i widzę, że wiele osób miało podobny scenariusz jeżeli chodzi o róznice przeżyć pomiędzy podstawówką gimnazjum i liceum.
U mnie w podstawówce była tragedia. Zawsze na uboczu, od 4 klasy podstawówki miałem jednego dobrego kolege, razem byliśmy gnębieni.
W gimnazjum trafiłem do klasy integracyjnej. To był najwspanialszy okres w moim życiu. Cała klasa w miare zgrana i przyjazna. Mozna powiedzieć, ze liznąłem normalności, miałem jako takie przyzwoite zycie towarzyskie, dziewczyny się mna interesowały(choc nie wiem co we mnie widziały) ale oczywiscie nie czułem się godzien rozwijać tego w końcu taki ktoś jak ja nie zasługiwał na dziewczynę
. I tak zmarnowałem swoje szanse.
Gimnazjum się skonczyło, byłem najlepszy z klasy(klasa nie była wybitna, więc to nie jakieś mega osiągnięcie) z najlepsza srednią i najlepszym wynikiem egzaminu.
Tak pozytywnie naładowany trafiłem do liceum, gdzie okazało się, ze nie ma nikogo z kim moge nawiązać blizsza znajomosc. I tak z huraoptymizmu znowu złapałem doła, trzymałem w sumie tylko z jednym kolesiem ale to tez taka znajomośc szkolna, po szkole się nie zadawalismy. Kontakty z gim nie przetrwały, chyba nie nauczyłem się utrzymywac znajomosci.
Liceum mnie zniszczyło totalnie. Już na stałe zakodowałem sobie w głowie, ze jestem gorszy i tak juz zostało przez okres studiów i teraz w pracy.
U mnie w podstawówce była tragedia. Zawsze na uboczu, od 4 klasy podstawówki miałem jednego dobrego kolege, razem byliśmy gnębieni.
W gimnazjum trafiłem do klasy integracyjnej. To był najwspanialszy okres w moim życiu. Cała klasa w miare zgrana i przyjazna. Mozna powiedzieć, ze liznąłem normalności, miałem jako takie przyzwoite zycie towarzyskie, dziewczyny się mna interesowały(choc nie wiem co we mnie widziały) ale oczywiscie nie czułem się godzien rozwijać tego w końcu taki ktoś jak ja nie zasługiwał na dziewczynę
. I tak zmarnowałem swoje szanse. Gimnazjum się skonczyło, byłem najlepszy z klasy(klasa nie była wybitna, więc to nie jakieś mega osiągnięcie) z najlepsza srednią i najlepszym wynikiem egzaminu.
Tak pozytywnie naładowany trafiłem do liceum, gdzie okazało się, ze nie ma nikogo z kim moge nawiązać blizsza znajomosc. I tak z huraoptymizmu znowu złapałem doła, trzymałem w sumie tylko z jednym kolesiem ale to tez taka znajomośc szkolna, po szkole się nie zadawalismy. Kontakty z gim nie przetrwały, chyba nie nauczyłem się utrzymywac znajomosci.
Liceum mnie zniszczyło totalnie. Już na stałe zakodowałem sobie w głowie, ze jestem gorszy i tak juz zostało przez okres studiów i teraz w pracy.
PhS

Podczas tych 2 miesięcy tylko jedna dziewczyna, która usiadła ze mną na rozpoczęciu roku szkolnego ze mną rozmawiała. Reszta osób potrafiła podejść do mnie i do wyżej wymienionej koleżanki, jej powiedzieć cześć i rozmawiać tylko i wyłącznie z nią, jakby mnie obok nie było. To było naprawdę niemiłe? wredne? Wiem, że mnie obgadywali, widziałam to po ich minach, widziałam jak mnie obserwują i nie znając mnie (ba! nawet nie zamieniając ze mną słowa), z góry oceniali.. Czasem parę dziewczyn z klasy mnie "zaczepiało" i śmiały się ze mnie prosto w twarz. Nie wiedziałam co mam zrobić, kolegowałam się tylko z jedną osobą i nie czułam w niej takiego oparcia (zresztą co się dziwić, po znajomości 2-miesięcznej), by jakoś sobie z tym poradzić. Chciałam zmienić szkołę.. Zmieniło się wszystko po wyjeździe integracyjnym, kiedy nagle zaczęli mnie ni z gruchy ni z pietruchy lubić. Potem nagle wszyscy mnie polubili. Wiadomo, że poczułam ulgę, ale mimo wszystko nadal czuję urazę do osób, które po prostu z góry mnie oceniły i były dla mnie takie wredne. Teraz jest wszystko okej, ale mimo wszystko.. nigdy nie zrozumiem dokuczania ludziom w klasie.
