27 Lis 2009, Pią 13:34, PID: 187369 
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 27 Lis 2009, Pią 14:03 przez eric.)
	
	
	
		Potrzebuję rady i pomocy. Jestem pełnoletni, a rodzice na siłę ingerują w moje życie. To że mam fobię ich totalnie nie interesuje. Są jej przyczyną - nie pozwolili mi przepisać się do innego gimnazjum i musiałem grząźć w tym bagnie. Są nieczuli, bezlitośni, nic ich nie interesuje. Teraz czas abym rozpoczął przeciwdziałanie. Zmarnowali 12 lat mojego życia i chcą to dalej robić lecząc kompleksy z dzieciństwa czy cholera wie co.
Rodzice chcą mnie na siłę wypchać na studia, których ja nie chcę. Nie pozwolę rozpętać piekła w moim życiu po raz czwarty, bo chorzy starzy tak chcą. Podsłuchałem kiedyś rozmowę jak ojciec mówił do matki "po prostu pójdę i go zapiszę skoro nie chce iść". No i tyle było dyskrecji, bo mimowolnie parsknąłem śmiechem.
Dla moich starych mam 2 wyjścia - albo studia, albo jestem totalnym zerem (bede miał liceum i maturę) i mogę najwyżej "pracować w warsztacie, albo kopać rowy". Ta pewnie. Moją ambicją jest praca bez ludzi. Mimo, że fobię prawdopodobnie uda mi się pokonać terapią dr. Richardsa którą właśnie przerabiam, to jednak kontakty z ludźmi męczą mnie i od dziecka tak miałem. A rodzice mają nasrane we łbach. Albo mam robić w jakimś biurze, pracować z setkami osób, albo jestem zerem. A ja chciałbym być kierowcą, zrobić prawo jazdy B, C, C+E i jeździć ciężarówką, a potem TIRem (od 21 lat). To jednak w ogóle nie biorą pod uwagę. "Albo idziesz na studia i do dobrej pracy, albo wylatujesz z domu".
No i tutaj zonk. Moi starzy mają pokręcone we łbach, chcą ze mnie zrobić kogoś kim nigdy nie chciałem być, albo wyrzucić na śmietnik. Muszę więc coś z tym zrobić!
Być może uda mi się uzbierać kasę na B i C (albo dziadkowie mi pożyczą jak rodzice ich nie zdążą nabuntować na mnie) i zatrudnić się jako kierowca ciężarówki. Słyszałem że mając stały dochód można kupić mieszkanie na kredyt. To by było dla mnie jakieś wyjście. Nawet płacąc pare stów miesięcznie przez kilkanaście lat wreszcie byłbym wolny i na swoim i nikt by mnie nie straszył że mnie na ulice wyrzuci. Nie potrafię sobie wyobrazić jaką w moim przypadku korzyść miałbym ze studiów. Zmarnowane 3 lata albo więcej, a potem co? I tak bym poszedł na kierowcę. A ja nie widzę sensu marnowania tych kolejnych 3 lat!
Tak więc mam pytanie bo jestem w tej kwestii zielony - czy można tak zrobić z kupnem mieszkania na kredyt? Dużo się płaci miesięcznie? Czy trzeba mieć stała pracę/umowę bezterminową? Muszę chociaż wiedzieć jakie mam możliwości żeby nie zostać niewolnikiem chorych rodziców.
	
	
	
	
Rodzice chcą mnie na siłę wypchać na studia, których ja nie chcę. Nie pozwolę rozpętać piekła w moim życiu po raz czwarty, bo chorzy starzy tak chcą. Podsłuchałem kiedyś rozmowę jak ojciec mówił do matki "po prostu pójdę i go zapiszę skoro nie chce iść". No i tyle było dyskrecji, bo mimowolnie parsknąłem śmiechem.
Dla moich starych mam 2 wyjścia - albo studia, albo jestem totalnym zerem (bede miał liceum i maturę) i mogę najwyżej "pracować w warsztacie, albo kopać rowy". Ta pewnie. Moją ambicją jest praca bez ludzi. Mimo, że fobię prawdopodobnie uda mi się pokonać terapią dr. Richardsa którą właśnie przerabiam, to jednak kontakty z ludźmi męczą mnie i od dziecka tak miałem. A rodzice mają nasrane we łbach. Albo mam robić w jakimś biurze, pracować z setkami osób, albo jestem zerem. A ja chciałbym być kierowcą, zrobić prawo jazdy B, C, C+E i jeździć ciężarówką, a potem TIRem (od 21 lat). To jednak w ogóle nie biorą pod uwagę. "Albo idziesz na studia i do dobrej pracy, albo wylatujesz z domu".
No i tutaj zonk. Moi starzy mają pokręcone we łbach, chcą ze mnie zrobić kogoś kim nigdy nie chciałem być, albo wyrzucić na śmietnik. Muszę więc coś z tym zrobić!
Być może uda mi się uzbierać kasę na B i C (albo dziadkowie mi pożyczą jak rodzice ich nie zdążą nabuntować na mnie) i zatrudnić się jako kierowca ciężarówki. Słyszałem że mając stały dochód można kupić mieszkanie na kredyt. To by było dla mnie jakieś wyjście. Nawet płacąc pare stów miesięcznie przez kilkanaście lat wreszcie byłbym wolny i na swoim i nikt by mnie nie straszył że mnie na ulice wyrzuci. Nie potrafię sobie wyobrazić jaką w moim przypadku korzyść miałbym ze studiów. Zmarnowane 3 lata albo więcej, a potem co? I tak bym poszedł na kierowcę. A ja nie widzę sensu marnowania tych kolejnych 3 lat!
Tak więc mam pytanie bo jestem w tej kwestii zielony - czy można tak zrobić z kupnem mieszkania na kredyt? Dużo się płaci miesięcznie? Czy trzeba mieć stała pracę/umowę bezterminową? Muszę chociaż wiedzieć jakie mam możliwości żeby nie zostać niewolnikiem chorych rodziców.
 PhS
	
 
 nie wyobrazam sobie isc gdzies i zlozyc CV, nie mam co tam wpisac nawet, mysle, ze od razu mnie wysmieja. Pozostaja jednak jakies kursy, czy prawa jazdy, ale stwierdzam, ze tez sobie nie dam rady 
	
), prowadzić samochód nauczyłem się już w wieku 12 lat i przyszło mi to z ogromną łatwością (co prawda tylko po polnych drogach, ale to zawsze jakieś doświadczenie), poza tym ta praca by mi odpowiadała bo po prostu lubię samotność, wtedy mogę się w pełni skupić nad tym co robię i dać z siebie 100% siły. Zawsze tak było, w szkole, nawet w domu. Ludzie rozpraszają moją uwagę, męczą mnie. Jasne oczywiście, że jeśli z jakichś względów mi się to jednak nie spodoba to nie koniecznie muszę całą karierę zawodową przepracować na tirach. W każdym razie kumpel zna wiele takich osób, które właśnie tak zrobiły. Dodatkowo jeśli firma ojca mojego kumpla będzie się rozwijała to zawsze mam jakąś minimalnie większą szansę na znalezienie tam bezpiecznej posady i "łatwej" pracy (oni jeżdżą tylko na zachód, a w innych firmach czasem trzeba stać 2 tygodnie na wschodnich granicach)
, żałość i śmiech aż ciśnie mi się na usta, czasami mam ochotę autentycznie mu za+
ć. Nie mogę żyć w tym domu. Mam wrażenie że jak ja czuję radość życia to rodzice cierpią i na odwrót. Nie od dzisiaj mam takie wrażenie. Chociaż nie wiem jak bym sobie wmawiał że to wina tylko mojego rozumowania osoby niedorosłej to i tak takie sytuacje jak dzisiaj totalnie odwodzą mnie od tego przekonania.
 
 rodziców. Tyle, że u mnie nie tyczy się to studiów tylko jako takiego normalnego życia czyli szkoła, praca, spotkania towarzyskie etc. Próbują mi to wszystko trudnić wmawiają mi swoje reguły, który nie występują u nikogo, a oni to przyjmują to za normę. I inni ludzie tego nie akceptują (rzucanie się w oczy, pojedyncza kaczka na niebie dla klasowych zaczepiaczy, dresiarzy etc.), totalnie tego nie rozumieją i do mnie się dowalają. Od jakiegoś czasu ja też tego nie akceptuję i łamię chamsko ten ich chory system, czego efekt wiadomy (2-3x więcej awantur niż normalnie+próby zablokowania mnie
).
). Kiedyś mieliśmy lepszy kontakt (poza ojcem