04 Cze 2021, Pią 3:25, PID: 843571
Kiedyś uwielbiałam lato, no ale właśnie.. to było zanim pojawił się u mnie lęk. Od kilku już lat zawsze kiedy nadchodzi wiosna, robi się ciepło, ludzie wychodzą na ulicę, ja staję się bardzo przygnębiona. Mam wrażenie, że wiele rzeczy mnie omija, doskwiera samotność. Nawet kiedy zmuszę się żeby gdzieś wyjść to jakoś tak wcale mi to nie sprawia przyjemności i nic nigdy z tego nie wynika (bo nie ukrywam - pojawia się czasem myśl "a może poznam kogoś nowego"). W trakcie jesieni czy zimy różnie to bywa, ale myślę, że są to pory roku, w których czuję się trochę lepiej. Nie muszę się usprawiedliwiać, że nigdzie nie wychodzę i mam powód żeby zostać w domu pod ciepłym kocem (;
PhS
, to co dopiero reszta pór roku.
. Mimo to noszę same koszulki. Nie ma co się męczyć i pocić w zbyt ciepłych ubraniach.
Jedyne przygnębienie jakie u siebie widzę to te związane z upałami. Kiedy spocę się jak świnia, obniża mi się nastrój i samoocena. Mam wtedy schizy, że ludzie pratrzą na mnie z niechęcią. Bo przecież kobiecie "nie wypada" brzydko pachnieć... Nie cierpię upałów - 25 stopni to maksymalna temperatura, w jakiej mogę funkcjonować.
Jedynym plusem zimy, jeśli mogę to tak ująć, jest w mojej ocenie to, że szybko zapada zmrok, a dobrze czuję się w ciemności i spacery są wtedy przyjemniejsze, bo człowiek czuje się jakby niewidoczny dla innych.