16 Maj 2014, Pią 13:26, PID: 393020
Ależ ma poniekąd sporo racji, bo circa ebałt cztery lata związku to akurat tyle, by organizm przestał produkować hormony tęczy, odpowiadające za ten przekoloryzowany stan początkowy, i mógł się wziąć za konkretne cele (rozród i cementowanie rodziny). Co prawda zapatrywanie się wyłącznie na kopulację nie jest szczególnie wzniosłe (ale co kto lubi), lecz z drugiej strony nie ma też co się nastawiać na dekady baśni o królewnach i jednorożcach. Dzięki hormonom i tak dostaniesz coś w ten deseń, by zawrzeć związek, za to usilne kierowanie się tymi niezdrowymi (długoterminowo) emocjami doprowadzi w końcu do rozczarowania. Po okresie początkowym związek stawia cele (niekoniecznie musi to być spłodzenie potomka), bardziej znaczące niż wieczne maślenie do siebie oczek (tak to rozumiem poprzez te teksty o wielkich emocjonalnych miłościach, snutych przez osoby które otwarcie przyznają, że dotąd nawet palcem kobiety nie tknęły).
"Wielka emocjonalna miłość" to nie dzieło szczerego serca i tęgiego umysłu, tylko hormonów, które po jakimś czasie przestają być produkowane, bo są obciążeniem dla organizmu. A potem płacz, że komuś nie chciało się trwać wiecznie w takim pustym stanie i "się rozpadło".
"Wielka emocjonalna miłość" to nie dzieło szczerego serca i tęgiego umysłu, tylko hormonów, które po jakimś czasie przestają być produkowane, bo są obciążeniem dla organizmu. A potem płacz, że komuś nie chciało się trwać wiecznie w takim pustym stanie i "się rozpadło".
Cytat:Nie rozumiem współczesnego podejścia do związku - ,,wyrywanie" na imprezach, zaślepienie seksem, przedmiotowe traktowanieMojżesz narzekał na to samo.