PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Terapia poznawczo-behawioralna w przypadku fobii społecznej
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5
We Wrocławiu jest ktoś godny polecenia? Cena nie gra roli.
Miał ktoś z was w ogóle stosowaną tzw wideoterapie przez terapeutę tj nagrywano was podczas rozmowy z obcymi ludźmi i później porównywane wasze założenia nt tego jak wyglądacie z materiałem wideo ?
Cześć.
Chciałbym odbyć terapię poznawczo-bechawioralną, ale nie wiem gdzie mogę się na nią zapisać. Mieszkam w Warszawie. Czy możecie polecić jakieś sprawdzone miejsca z tą terpią?
Ja zapisałam się do Vertimedu, na Kabatach. To prywatny ośrodek, ale działa również w ramach NFZ. Miałam spotkanie kwalifikujące z psychiatrą, który zdiagnozował moje zaburzenia i zaproponował mi terapię grupową. Zaczyna się od kwietnia, będzie trwała 3 miesiące, codziennie od 16 do 21. To miejce zostało mi polecone przez panie ze szpitala na Dolnej, gdzie również jest prowadzona taka terapia, na podobnych zasadach, ale zajecia zaczynają się rano i trwają chyba do 14. Ponieważ pracuję, więc musiałam szukać innego miejsca. O Dolnej słyszałam wiele dobrego, o Vertimedzie tylko od pań z Dolnej. Może spróbuj w którymś z tych dwóch miejsc.
Ogólnie ulica Dolna to dobry kierunek, bo rezyduje tam doktor Holas, który z fobii społecznej uczynił swego konika. Zwolennik technik mindfullness, którymi można sobie radzić nie tylko z lękami, ale też z depresją i podobnymi zaburzeniami. Niedługo u niego rusza jakaś terapia grupowa (ja mam niestety zakaz wstępu, hehe).
Jakbyś chciał pewien prywatny kontakt (ale można się odpowiednio dogadać cenowo), to PW.
...
Zniszczę Fobię napisał(a):Chodzenie na terapie niewiele mi dało, zrezygnowałam po jakimś czasie. Czy jest sens próbować jeszcze raz?
Pewnie nie ma jednej, dobrej odpowiedzi. Może terapia była źle dobrana? Może terapeuta nawalił? Może miałaś inne oczekiwania i zbyt szybko się zniechęciłaś? Tak można gdybać i tak naprawdę nie dowiesz się, póki nie spróbujesz. Jak ze wszystkim w sumie. Ja bym na Twoim miejscu rozważył możliwe korzyści i wziął pod uwagę stopień niezadowolenia z obecnego stanu.
A tak powiem, że właśnie zakończyliśmy główną część naszej terapii grupowej i wszystkim (którzy dotrwali do końca) w testach spadł poziom lęku. Oczywiście nie jakoś drastycznie (tego spodziewać się raczej nie należało), ale zawsze coś. Niektórzy dzięki temu zdobyli się na działania, które były dotąd zbyt bolesne.
Co się robi na takiej terapii (w miarę możliwości proszę o szczegółową odpowiedź)?
Mówiąc ogólnie, dochodzi się do naszych niewłaściwych [nieprawdziwych] przekonań o sobie i o innych, (które często są nie do końca uświadomione), i próbuje się je zastępować bardziej zdrowymi/prawdziwymi, choć już samo uświadomienie sporo daje.

Sorry, że nie szczegółowo, ale nie mam weny dzisiaj. Może ktoś inny...
Bardzo w skrócie i na bazie mojego przypadku, który podobnież normą nie jest (tu więcej mógłby Blank powiedzieć):

1. Etap zapoznawczy. Ciąg spotkań budujących wzajemne zaufanie, pozwalających ludziom się poznać, stawiając przed nimi przykładowe zadania społeczne. Począwszy od prowadzenia rozmów wg skryptów i wzorów w celu wyciągania informacji, aż po stawanie w obliczu wyreżyserowanych problemów (my mieliśmy np. organizację podróży liniowcem), które trzeba rozwiązać pracując w grupie. Tu się mieści całe mnóstwo słodyczy - zabieranie głosu, obieranie ról, etc.
Na samym początku ustalamy także m.in. cel terapii - był od tego taki ładny skrót, ale chodzi o cel ważny, lecz niewygórowany i osiągalny (ja miałem nieuciekanie przed wyzwaniami, z góry zakładając porażkę). Wypełniamy kilka testów mierzących lęk, nastrój i podobne, w tym znany wszystkim Lesbianitz.
Z założenia raz w tygodniu, półtorej godziny, jeśli trzeba to siedzimy dwie albo ile uznamy za stosowne.

2. Zbudowaliśmy oazę szczęścia, wszyscy w grupie się kochamy jak hipisy, można więc przejść do następnego etapu, w którym będziemy rozkładać nasze lękowe mechanizmy na części pierwsze, by dokopać się do źródeł i obrać właściwy środek zaradczy. W tym celu każdy z uczestników spisuje życiorys, zawierający wszystko co nieprzyjemne. Oczywiście każdy dostaje kopię w celu lepszego poznania towarzysza w terapii.

SPOILER: pokaż zawartość

Zuchy nie powinny się martwić, że ktoś na podstawie tych zapisów wyrobi sobie o kimś negatywny, gorszy niż wcześniej obraz. Normą jest, że to nasze problemy wydają się najcięższe, więc resztę odbierzemy pewnie chłodniej. Równie często spojrzymy na znajome osoby (w moim przypadku niemal cała grupa to znana sobie paczka, to akurat bardzo nietypowe, wręcz ZAKAZANE) z nowej, bardziej empatycznej perspektywy. Ale z gorszej? Gdyby ktoś się przyznał do morderstwa to może i tak. Dlatego ta połowa uciekinierów WZBUDZA PODEJRZENIA.
Zanotować: uciekanie wywołuje więcej Negatywnego Myślenia™ niż rycerskość.

Na tym etapie każde spotkanie jest w założeniu poświęcone jednej osobie (czasem pójdzie szybciej, to się napocznie kolejną, czasem się przeciągnie i dostanie kawałek spotkania następnego). Jeszcze jednym nietypowem elementem było zabieranie kopii życiorysów do domu, gdzie się z nimi zapoznawaliśmy, by przychodzić na spotkania konkretnie przygotowani. Ma to swoje za i przeciw, ale muszę powiedzieć, że taka lekcja zaufania naprawdę zaprocentowała w naszych prywatnych kontaktach. Podczas "wieczorków autorskich" dany delikwent dopowiada detale, rozwija to, co wyda nam się potrzebne. Pracujemy z arkuszami podzielonymi na działy o pierwotnych oraz aktualnych emocjach i myślach - samo mięsko, które będziemy dalej trawić. Prowadzący zachęca do pracy bez jego udziału, pozostając moderatorem. Przez cały czas trwania zresztą zachęca się do mówienia tego, co przyjdzie na myśl, by redukować hamujący mechanizm "odzywaj się tylko do bólu konkretnie, kiedy pasuje i w ogóle jest genialne, CZYLI NIGDY". Po przemieleniu wszystkich następuje jeszcze kilka spotkań z bardziej ogólnymi ćwiczeniami. Znów pojawia się "kółeczko śmierci" obejmujące każdego klienta, tym razem jednak krótko, o konkretnej sprawie.
W międzyczasie znów kilka osób odpadnie. Zwłaszcza gdy zamajaczy się rozdział trzeci.

3. Czyli behawioryzm pozakliniczny, w tym paskudnym świecie niedbającym o ekologię i prawa zwierząt. Na zachętę (hohoho) wyjścia z grupą do miejsc tłocznych, czasem dla zwykłego posiedzenia, aklimatyzacji, ewentualnie dla prostych zadań, na które oczywiście nie mamy ochoty. Po takich krótkich rozgrzewkach praca domowa - bazując na zdobytej wiedzy wymyślamy dla każdego zadanie, które będzie dla niego przykre, ale w miarę takie, by osobnik nie zszedł. Poświęca się spotkanie na kolejną burzę mózgów. Oskarżony ma prawo do obrony i wpływu na wyrok (w końcu wie, co go boli i jest krystalicznie szczery), niemniej musi się w końcu poddać ustalonej karze. A jest ona odpowiednio dopracowana. Nie boimy się zakupów w sklepie. Boimy się hipotetycznych problemów, jakie możemy wywołać. Dlatego zadanie polegające np. na zakupach w piekarni nie może się ograniczać do samej transakcji. Celem jest specjalnie zakłopotanie sprzedawcy, by rzeczywiście wyzwolić problem (np. jęczeć na cenę bułki z soczewicą i grzybami mun albo zadawać idiotyczne pytania w sklepie z zegarkami). Nie możemy jednak puścić delikwenta samopas, bo nie będzie to miało większego ładunku terapeutycznego. Dobieramy się w trójki lub przynajmniej w duety. Grupy umawiają się ze swoimi prywatnymi zadaniami na jeden dzień. Rola przybocznych polega (poza udokumentowaniem samego faktu podjęcia się czynności) na obserwacji z dystansu, jak osobnik sobie radzi z zadaniem i zapamiętaniem reakcji. Może jednak zdenerwowania tak bardzo nie widać? A jeśli widać, to informacje przydadzą się w dalszej pracy.
Pojawia się kilka zadań w zacisznym kręgu, tak jak na etapach wcześniejszych, jednak trudniejszych - np. usilna rozmowa bez wspomagaczy.

4. PROFIT

Minął rok, czas podsumowań. Ponownie wypełniamy testy i porównujemy wyniki. U mnie w grupie poziom lęku spadł wszystkim (w Liebowitzu średnio o jakieś 20-25 punktów. Oczywiście u tych, którzy dotrwali do końca). Z jednej strony mogło być nawet lepiej, bo przez te odchodzące osoby i inne problemy następowała lekka dezorganizacja (a w efekcie demotywacja). Z drugiej, jak narzeka kilku kolegów, to nie zasługa terapii sensu stricto, tylko naszych własnych działań i regularnych spotkań. Oczywiście, tylko dzięki czemu nabraliśmy do siebie takiego zaufania i energii do pracy oraz podejmowania się wyzwań? Taki jest właśnie cel terapii.

Terapie z reguły mają ustaloną liczbę spotkań, kończą się i adios, choć praca na lękiem wymaga regularności. Nawet latami. Dlatego trzeba ją podlewać. Nasza jest niemniej kontynuowana, w zamierzeniu jedno wyjście na miesiąc. Latem powinna się zacząć grupa wsparcia, działająca na podobnych zasadach. Jak już się zacznie w to bawić, to nie należy spoczywać na laurach, tylko szukać możliwości.

No, jeszcze coś?
Czy ta terapia, o której wspominasz to jakaś oddolna inicjatywa forumowiczów? Czy normalna terapia z wykwalifikowanymi psychologami, lekarzami?
Normalna (no, nie do końca, ale opisałem) terapia z psychologiem. Były to dwie grupy chyba w ramach jakiegoś projektu finansowanego przez państwo, więc nie płaciliśmy. Terapie płatne też się regularnie odbywają, ale krótsze i koncentrujące się na technikach mindfulness.
Moze mi ktos napisac odnosnie terapi na Dolnej, ile trwa kwalifikacja tj ile spotkan przed ustaleniem jaka psychoterapia, czy rozmawia sie z jednym badz dwoma specjalistami, czy sa jakies testy itp itd? Ogolnie ile trwa caly ten proces przed zakwalifikowaniem na psychoterapie ? Czy daje skierowanie i ide odrazu do grupy?
Dzięki Clint, o to mi z grubsza chodziło.
Przeglądam ponownie wątek i widzę, że jakoś często pojawia się w odniesieniu do Warszawy schemat codziennych spotkań przez trzy miesiące na terapii CBT... Na coś takiego nie mogę sobie pozwolić. Czy są w Warszawie jakieś polecane ośrodki terapii CBT gdzie terapia grupowa jest prowadzona raz w tygodniu? Które miejsca i specjalistów możecie polecić? Jeszcze nie zdecydowałam czy będę próbował grupowej czy indywidualnej ale będę wdzięczny za jakieś nowe informacje i wskazówki od osób z Warszawy i okolic... Widzę w Google że tu CBT jak mrówków...
Ja też śmigam na taką terapię. Na razie jestem na etapie poznawania założeń terapii i wprowadzania sytuacji, z którymi mam problem i które wywołują lęk, oraz wyłapywanie lękowych sytuacji z codziennych zdarzeń i dzielenie ich na myśli lękowe, zachowania, oraz fizjologie. Czyli na razie raczej niczego nie wprowadzono, co pomogłoby pokonać lęk. Chodze na terapie indywidualną i w sumie zapisałem się na nią przed zarejestrowaniem na forum, trochę szkoda, bo bym się więcej dowiedział i świadomie podjąć decyzje, na jaki typ terapii chciałbym chodzić.
czy ktoś z aktywnych użytkowników przechodzi terapię indywidualną? Zmieniliście się po niej? Łatwiej Wam przychodzi pokonywanie lęku, czy nic się nie zmieniło, tylko hajsów jest mniej?
Chyba sporo zależy od swojej własnej pracy na lękiem, a ja mam takie skoki, jednego dnia jestem pozytywnie nastawiony do terapii i uważam, że może być pierwszym krokiem do "normalności", a na drugi dzień dołuję się myślami, że moja jest nierozerwalnie związana z moim życiem i już zawsze będziemy razem.
nie pomogę, mam to samo. cbt indywidualne dopiero "zacząłem"... (nieprawda, będzie już 4 miesiące tego terapeutyzowania sie, na razie średnio to konstruktywne, ale pewnie jak pacjent :Ikony bluzgi grzybek:, to tak byc musi)
4 miesiące to całkiem sporo. Nie zauważyłeś żadnej poprawy?
Miałeś już ekspozycję?
Też sobie myślę czasem, że psycholodzy to mają ciężko. Z takimi z+:Ikony bluzgi kochać 2: się cały dzień użerać :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2: Ale dobrze, że chociaż dobrze opłacani są.
Link do podręcznika nie działa (Ten podręcznik), czy może ktoś poprawić?
Byłam na terapii poznawczo-behawioralnej, przerobiliśmy podręcznik "Umysł ponad nastrojem", czułam się trochę lepiej (przede wszystkim dlatego, że ktoś potwierdził, że nie jestem wariatką ani złą osobą, tylko brakuje mi asertywności i mam negatywne przekonania na swój temat), ale muszę przyznać, że uczenie się pozytywnego spojrzenia na świat nie pomaga w przypadku codziennej ekspozycji na toksyczną bliską osobę, która systematycznie podkreśla, że jesteś zła i dziwna, nic nie znaczysz i można ci zrobić co dusza zapragnie. Tutaj przyda się samoobrona emocjonalna, a w dłuższej perspektywie wyprowadzka i zerwanie kontaktu.
Czy ta terapia na Dolnej, która trwa 3 miesiące jest odpłatna?
ja nie wiem jak można wyleczyć kogoś w trzy miesiące, nawet przy CBT. toż to jakieś mrzonki...
Lora napisał(a):Czy ta terapia na Dolnej, która trwa 3 miesiące jest odpłatna?
oczywiście, że nie, NFZ finansuje
Nie mam na myśli całkowitego wyleczenia, ale chciałabym, żeby łatwiej mi się żyło w społeczeństwie, chociaż trochę. Muszę spróbować w końcu, a nie uciekać stale od tego, co męczy mnie od lat. Zas nie odbieraj nadziei.
Stron: 1 2 3 4 5