PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Terapia poznawczo-behawioralna w przypadku fobii społecznej
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5
LaFayette napisał(a):Byłem na terapi poz - beh.

Oto moje przemyślenia :

Gdyby człowiekowi z pękniętą kością w nodze kazać nie koncentrować się na objawach, kazać nie analizować sytuacji związanych z bólem (chodzenie bieganie skakanie) nie rozmyślać o tych sytuacjach po wydarzeniu, prowadzić dziennik pozytywnych zdarzeń i co najważniejsze co chwila powtarzać, że tak naprawde go nie boli tylko ma zniekształcenia poznawcze i uparcie wmawiać mu że to tylko jego złudzenie, że go boli że powinien spróbować myśleć inaczej to wydaje mi się że skuteczność leczenia byłaby taka jak przy fobii społęcznej.

A gdyby mu dać vicodin (fobikom się daje paroxetynę albo sertralinę np.) to skuteczność byłaby wprost fenomenalna.

... jaki z tego morał ? (mam nadzieje, że temat nie zdechł i ktoś przemyśli to co napisałem)


Pęknięta kość w nodze sugeruje organiczny uraz mózgu, tymczasem fobie, depresje i zaburzenia osobowości są wynikiem działania zdrowego mózgu, który musiał dostosować zachowanie do określonych trudnych warunków z przeszłości. Lepszym porównaniem była by wymiana software'u w komputerze na nowy lepszy, bardziej adekwatny do obecnych warunków. Terapia CTB polega właśnie na wczytaniu w mózg pacjenta nowych zdrowych schematów, a skoro układ nerwowy uczy się przez powtarzanie, to najlepszą metodą wczytania tego nowego softwaru jest zaprzestanie stosowania starych schematów i powtarzanie nowych, najlepiej z zaangażowaniem, wiarą, rzetelnie ze zrozumieniem ich sensu i aż do znudzenia... dopiero wtedy i tak na prawde tylko wtedy ma to szanse zadziałać.

U mnie zadziałało po około pół roku, wtedu po raz pierwszy zacząłem chodzić na siłownie. Wcześniej byłem osobą która bała się wyjść z mieszkania z obawy czy nie spotka sąsiada na klatce schodowej. Tylko że podszedłem do tego z bardzo dużą determinacją, dużo czytałem żeby zrozumieć jak to wszystko działą i stąd miałem też przekonanie, że jedyna droga do lepszego życia to zmiana schematów, nie było innej opcji. Stąd byłem gotowy wielokrotnie przekraczać granice lęku, nie kilka razy, ale setki razy, aż w końcu lęk przestał być moją normalną reakcją. Jeżeli czytam teraz takie posty jak wyżej, to moim zdaniem takiej osobie po prosru się nie chce pracować nad problemem i woli iść na łatwizne, faszerować sięchemią, która ma jednak skutki uboczne...
Chief, to była grupowa czy indywidualna? Co czytałeś o fobii, co jeszcze mógłbyś polecić?

U mnie to zaburzenia osobowości, choć myślę, że metody rozpracowania problemu będą raczej takie same, ale nie mam całkowitej pewności... to jak w końcu z terapią behawioralno-poznawczą w przypadku osobowości unikającej?
też wiąże duże nadzieje z tpb. na razie stosuje sobie 'własną' terapię richardsa i choć oczywiście nie odczuwam jeszcze żadnych konkretnych efektów, to widzę 'wielki sens' w tej terapii.

zastanawiam się także, nad odwiedzeniem fachowca, który zajmuje się tpb (nigdy wcześniej nie pomyślałbym, żeby pójść do psychologa - zbyt duże 'opory').

tak jak napisał chief, trzeba zdać sobie sprawę, że nie jesteśmy wariatami -nie rozmawiamy z zielonymi ludzikami, a fobia jest skutkiem, błędnego rozumowania, które nasz umysł wybrał kiedyś, bo wydawało mu się najbardziej logiczne. teraz trzeba 'tylko' zablokować stary schemat myślowy i zmienić na nowszą wersję..


@ostnica
myślę, że to bez różnicy - jak zablokujesz lęk to przestaniesz unikać
ostnica napisał(a):Chief, to była grupowa czy indywidualna? Co czytałeś o fobii, co jeszcze mógłbyś polecić?

U mnie to zaburzenia osobowości, choć myślę, że metody rozpracowania problemu będą raczej takie same, ale nie mam całkowitej pewności... to jak w końcu z terapią behawioralno-poznawczą w przypadku osobowości unikającej?

Jakieś 10 lat temu byłem na 1,5 roku analitycznej jako rpzygotowanie i 2 lata grupowej, które prawie nic mi nie pomogły... dopiero teraz zdecydowałem się kolejny raz na indywidualną. Znalazłem dobrą terapeutkę, z polecenia. Jestem jeszcze w trakcie terapii, nie jest to typowa CBT, ale z jej elementami. Myślę, że przz te 10 lat musiałem do tego dojrzeć, dopiero teraz byłem dostateczine zdeterminowany, żeby w końcu zacząć słuchać tego co do mnie mówi terapeutka i realizować to. Generalnie determinacja i zaangażowanie, oraz nie zrażanie się mimo chwilowych niepowodzeń, to warunek konieczny do powodzenia jakiejkowiek terapii. W przypadku zaburzeń osobowości takich jak nasze trzeba to chyba przemnożyć razy dwa co najmniej. Pozostało mi jeszcze kilka rzeczy do przepracowania, chciałbym na przykład móc przejsć się samemu do jakiegoś klubu i poderwać laskę ;-) Na razie to jest odległy cel, ale kto wie. Zaczynając rok temu nigdy bym nie pomyślał że będę chodzić sam do fitness clubu, a jednak to jest moja rzeczywistośćw tym momencie.

Co czytałem? Na prawdę wszystko. Sporo rzeczy zasugerowała mi terapeutka, ale wcześniej też sam starałem się jakoś poszerzać wiedzę. Bynajmniej nie dlatego, że mnie to interesowało. Z takich ważniejszych książek RTZ Maultsby'ego, Terapia poznawcza zaburzeń osobowości A. Becka, A. Ellis napisał też niezły poradnik "Głębokie uzdrawianie emocji", polecam też "Inteligencje emocjonalna" i "Konieczne kłamstwa, proste prawdy" D. Golemana, ta ostatnia jakoś tak wszystko mi rozjaśniła. Warto też zajrzeć do "W co grają ludzie" Berne. Wcześniej probowałem ugryźć temat od strony psychoanalizy, wiec oczywiście Freud, ale też mam u siebie wszystkie książki Karen Horney. Będę musiał to opchnąć na allegro, bo tak na prawdę to psychoanaliza kompletnie nic mi nie pomogła, chociaż naświetliłą problem. Polecam też "Przebudzenie" De Mello, jest to raczej lektura z pogranicza psychologii, ale należy pamiętać, że autor był bardzo skutecznym terapeutą. Zaliczyłem też parę lektur z NLP, niektóre techniki bywają pomocne, chociaż cudów nie należy się spodziewać. Też ciągle się uczę i szukam, właśnie dlatego trafiłem na to forum. Moim nadrzędnym celem jest poprawa jakości mojego życia tak bardzo jak to tylko możliwe, odwrót jest niemowżliwy, nie potrafiłbym już chyba żyć tak jak poprzednio, a przynajmniej bardzo bym nie chciał.

Natomiast jeśli pytasz czy CTB jest zkuteczna przy osobowści unikającej... nie wiem. Ja u siebie podejrzewałem takie zaburzenie, chociaż testu nie robiłem. No ale biorąc pod uwagę to jak wyglądało moje życie wcześniej, praktycznie zamknięty w czterech ścianach, bez żadnych znajomych, rozrywek, jedynie w kólko internet. Teraz zaczynam mieć normalne życie, pomału to się rozkręca. Nie chce zapeszyć, ale mam nadzieje że to się będzie rozwijać dalej. Mogę napisać tak, pomogły mi tak na prawdę proste techniki behawioralne i poznawcze, stopniowa ekspozycja na trudne sytuacje, i zmiana przekonań. Była też cała otoczka w postaci rozmów z terapeutką o przeszłości i obecnych problemach. Niektóre tematy probowaliśmy ugryźć z róznych stron, tyle razy aż w końcu zaskoczyło... Nie jestem pewny czy ważne są tutaj stosowane techniki czy raczej dobry i elastyczny specjalista.
Trzeba było poczytać Alice Miller, a nie Horney, która pisze takim językiem, że po pierwszym rozdziale odechciewa się czytać. Dowiedziałbyś się, że terapie nie musi polegać na złamaniu i słuchaniu terapeuty, tylko na odwrót, terapeuta słucha Ciebie, wspiera, ty się otwierasz, mówisz, przeżywasz i zdrowiejesz. Nie potrzebujesz sobie wklepywać niczego do głowy, ani zmieniać swojego nastawienia. Każda twoja emocja i zachowanie ma swoje podłoże, stłumioną emocje. Jeśli w naturalny sposób do tej emocji wrócisz, przeżyjesz, i będziesz widział sytuację z przeszłości inaczej, to dzisiaj nie będziesz musiał już tak reagować. Człowiek ma naturalny system obronny. Po prostu we wczesnym dzieciństwie uczysz się z niego nie korzystać, bo rodzice nie akceptują tych emocji. Wszelkie inne terapie tworzą tylko nowe emocje, być może pozytywne ale nie twoje. Dobra terapia pozwala Ci odkryć twoje emocje, a nie nabudowywać pozytywne akceptowalne społecznie, bo to nigdy nie będziesz prawdziwy ty.
zwolennicy CBT będą twierdzić, że analiza nie pomaga, bo tylko rozdrapuje stare rany. Co z tego, że rozumiesz co się z tobą dzieje, skoro nie potrafisz powstrzymać lęku.

Zwolennicy analizy napiszą dokładnie to co ty.

Zwolennicy farmakoterapii będą się upierać, ze same leki wystarczą: skoro twój lęk będzie zablokowany, to mózg sam sobie wypracuje nowe metody działania.


myślę, że każdy powinien wybrać co mu najbardziej pomaga. jeśli ktoś woli psychoanalizę to proszę bardzo.
najlepiej zagłębić się w temat i szukać sposobu (lub 'mieszanki') która przyniesie najlepsze efekty. zajmie to sporo czasu, ale jako fobicy i tak nie mamy zbyt wiele do roboty :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Nie napisałem, że jestem zwolennikiem psychoanalizy, tylko tego co pisze Alice Miller. Nie chcę tego kategoryzować, bo ona sama nie należała do żadnej ze szkół, chociaż szkoliła się z psychoanalizy. W klasycznej psychoanalizie, jakiej ja np. doświadczyłem na oddziale w Krakowie, terapeuta jest neutralny, nie wspiera Cię, po prostu stoi naprzeciw jak słup soli i słucha i potakuje. To mi nic nie dało, nie miałem odwagi wyrazić tego co czuję. W tym co pisze Miller terapeuta wspiera Cię w wyrażaniu twoich emocji od najmłodszych lat. Bez wsparcia po prostu za bardzo się boisz, bo siedzi w tobie dziecięcy lęk przed rodzicami. To pozwala Ci oddzielić się od nich i od ich destruktywnego sposobu wychowywania, destruktywnego wpływu. Taka terapia wymaga od terapeuty przede wszystkim przejścia tego samego u innego terapeuty, a nie skończenia dziesiątek szkół i wchłonięcia masę teorii.
mógłbyś podać jakaś książkę A. Miller o fs konkretnie?

sprawdzę sobie : )
Sosen napisał(a):Trzeba było poczytać Alice Miller, a nie Horney, która pisze takim językiem, że po pierwszym rozdziale odechciewa się czytać. Dowiedziałbyś się, że terapie nie musi polegać na złamaniu i słuchaniu terapeuty, tylko na odwrót, terapeuta słucha Ciebie, wspiera, ty się otwierasz, mówisz, przeżywasz i zdrowiejesz. Nie potrzebujesz sobie wklepywać niczego do głowy, ani zmieniać swojego nastawienia. Każda twoja emocja i zachowanie ma swoje podłoże, stłumioną emocje. Jeśli w naturalny sposób do tej emocji wrócisz, przeżyjesz, i będziesz widział sytuację z przeszłości inaczej, to dzisiaj nie będziesz musiał już tak reagować. Człowiek ma naturalny system obronny. Po prostu we wczesnym dzieciństwie uczysz się z niego nie korzystać, bo rodzice nie akceptują tych emocji. Wszelkie inne terapie tworzą tylko nowe emocje, być może pozytywne ale nie twoje. Dobra terapia pozwala Ci odkryć twoje emocje, a nie nabudowywać pozytywne akceptowalne społecznie, bo to nigdy nie będziesz prawdziwy ty.

Tzn rozumiem, że przeszedłeś taką terapię i piszesz o swoim doświadczeniu?
chief napisał(a):Tzn rozumiem, że przeszedłeś taką terapię i piszesz o swoim doświadczeniu?

Chciałbym. Narazie szukam odpowiedniego terapeuty.

BlankAvatar napisał(a):mógłbyś podać jakaś książkę A. Miller o fs konkretnie?

sprawdzę sobie : )

Alice Miller nie pisała o fobii. Nie pisała o żadnym specyficznym zaburzeniu. Głównie o dzieciństwie i jego wpływie na życie. O toksyczności więzi rodziców z dziećmi(oczywiście nie każda więź jest toksyczna, bywają rodzice którzy pozwalają się dziecku rozwijać i być sobą). Nie ma co mydlić sobie oczu, rodzice zawiedli, i to przez nich dzisiaj czujemy się tak jak się czujemy. Ale małe dziecko nie może zmienić swoich rodziców, dlatego uznaje swoją sytuację za normalną. Większość fobików mieszka z rodzicami w ich domach. Gdyby potrafili wyfrunąć w świat i oderwać się od nich fobia nie stanowiła by dla nich problemu. Tutaj trzeba trochę inaczej popatrzeć na problem. Zamiast na fobię jako zbiór utrudniających życie objawów, na fobię jako problem relacji z najważniejszymi dla nas osobami od dziecka, którzy nie dali nam tego, co dać powinni, często wiązali ze sobą toksyczną więzią, nie zajmowali się nami. Emocje które człowiek czuje w związku z takim stanem rzeczy, złość, smutek, żal, lęk, nie wyrażone w człowieku tkwią, a człowiek nie potrafi chorej z rodzicami więzi zerwać, bo się boi, ma poczucie winy itp.
wiem, że to po części wina rodziców np rozumiem skąd wziął się mój spaczony perfekcjonizm.

jednak nie zagłębiałem się zbytnio w ten temat.

poczytam sobie tę Miller :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Sosen napisał(a):
chief napisał(a):Tzn rozumiem, że przeszedłeś taką terapię i piszesz o swoim doświadczeniu?

Chciałbym. Narazie szukam odpowiedniego terapeuty.

W porządku, ale dlaczego zmieniłeś zdanie w temacie? Jesteś wątkodawcą, zacząłeś od terapii poznawczej, a teraz twierdzisz, że skuteczne jest coś zupełnie innego. Być może w tym co pisze Miller jest trochę prawdy, jako dzieci uczymy się tłumić niektóre emocje i myśli z powodu lęku. Mozna to rozumieć jako mechanizmy obronne ego, które powodują znaczne ograniczenie uwagi, czyli np. świadomości własnych uczuć i ich wyrażania. Ale co proponuje nam autorka, zeby się z tego wyplątać? Grzebanie w przeszłości? Mogę powiedzieć tylko tyle, że jest to wysoce nieefektywna metoda, sam to przerabiałem. Wydaje mi się, że metody poznawczo behawioralne nie stoją w sprzeczności z tym co twierdzi Miller, raczej pozwalają efektywnie zmienić schemty wg któryc hfunkcjonujemy i dzięki temu zacząć również dostrzegać w sobie wyparte emocje i nauczyć się je konstruktywnie wyrażać. Tyle tylko, że te emocje i myśli mają miejsce teraz, a nie w przeszłości, stąd analizowanie przeszłości może posłużyć tylko jako kontekst, ale pracować należy ze sobą tu i teraz w odniesieniu do aktualnych sytuacji. Co mi pomoże analizowanie relacji z matką z wieku pieciu lat, jeżeli to własnie teraz obawiam się pójść na imprezę do klubu? Tak jak pisałem wczesniej, sam usiłowałem tą droga to rozwiązać i nic to nie dało. Za to teraz próbuję innym sposobem, jak do tej pory przynosiło to rezultaty, zaczynam być bardziej otwarty na ludzi, chodzę na siłownie, basen, wspinaczkę itp. itd. Próbuję przełamywać swoje lęki na wiele sposobów. A propos, czy ktoś z moich okolic ma ochote przejść się choćby do pubu, ale ma opory? Zapraszam, w kupie raźniej.
też jestem bardziej za tpb, ale myślę, że takie analizy też dużo dają. chodzi po prostu o to, żeby sobie przeszłością poradzić w końcu i zostawić ją za sobą.

choć w sumie równie dobrze można to zrobić za pomocą tpb (okrężną drogą :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: ) , tyle że nie na wszystkich działa


sosen, jakbyś mógł podać o którą książkę miller chodzi. ona ma kilka i nie wiem, która jest najlepsza dla nas
Bo tutaj nie chodzi o samo analizowanie. Sama analiza to intelektualizacja, która też jest mechanizmem obronnym. Przede wszystkim musisz poczuć, i zrozumieć kiedy i gdzie nie postąpiłeś tak, jak chciałeś, gdzie ktoś zrobił coś czego nie chciałeś, głównie rodzice. Gdzie nie rozpoznali twoich potrzeb, a ty nie wyraziłeś sprzeciwu, bo sam ich nie znałeś. Dziecko uczy się swoich potrzeb, gdy ktoś je zauważy, a jeśli rodzice nie potrafią, albo wręcz Cię za nie ganią, to jest to niemożliwe. W terapii odkrywasz momenty, w których twoje potrzeby nie zostały zaspokojone, emocje wyparte itd. Dzięki temu możesz coraz lepiej odkrywać czego tak np. potrzebowałeś, wyrazić żal z powodu nie zaspokojonych potrzeb, gniew, smutek. To naturalnie zostawia twoją przeszłość za tobą.

W BP budujesz coś na nowo, nie znając siebie. Np. widzisz pozytywnie świat, który nie koniecznie jest pozytywny. W tym co proponuje Miller widzisz wszystko takie, jakie jest naprawdę, potrafisz rozpoznawać i uznawać swoje emocje jako prawdziwą informację o świecie.

A żeby to się zadziało, potrzebujesz terapeuty, tzw. "wspierającego świadka", który Cię słucha i pomaga docierać do twoich wyparć, zranień i odkrywać przed Tobą Ciebie prawdziwego, z Twoimi prawdziwymi reakcjami jako dziecko.

Bunt ciała jest bardzo ciekawy.

ps. a jeśli chodzi o Richardsa, to on np. mówi, że analiza też mu nic nie dała. Z tym właśnie, że samo zrozumienie przyczyn nie daje nic. Bo z tym wiążą się emocje, które musisz przy kimś wyrazić. Przy kimś, kto na te emocje w Tobie się godzi. Dlatego tak bardzo ważne jest, żeby terapeuta miał przepracowane dzieciństwo i widział je prawdziwie.
Sosen napisał(a):Bo tutaj nie chodzi o samo analizowanie. Sama analiza to intelektualizacja, która też jest mechanizmem obronnym. Przede wszystkim musisz poczuć, i zrozumieć kiedy i gdzie nie postąpiłeś tak, jak chciałeś, gdzie ktoś zrobił coś czego nie chciałeś, głównie rodzice. Gdzie nie rozpoznali twoich potrzeb, a ty nie wyraziłeś sprzeciwu, bo sam ich nie znałeś. Dziecko uczy się swoich potrzeb, gdy ktoś je zauważy, a jeśli rodzice nie potrafią, albo wręcz Cię za nie ganią, to jest to niemożliwe. W terapii odkrywasz momenty, w których twoje potrzeby nie zostały zaspokojone, emocje wyparte itd. Dzięki temu możesz coraz lepiej odkrywać czego tak np. potrzebowałeś, wyrazić żal z powodu nie zaspokojonych potrzeb, gniew, smutek. To naturalnie zostawia twoją przeszłość za tobą.

Bardzo gruntownie przerabiałem relacje z rodzicami w czasie obecnej terapii, zwłaszcza okres do 5 roku życia. Poświęciliśmy na to ze 2 mies., nie całyczas, ale wracaliśmy do tego tematu często. Odświeżyłem sporo wspomnień i uczuć, które się z tym wiązały, natomiast nie osignąłem tego czego oczekiwalem, tzn nie spowodowało to oczyszczenia relacji ani uwolnienia od czegokolwiek, zamiast tego zostałem z poczuciem żalu i złości w stosunku do matki. Terapeutka nie zachęcała mnie do tego, raczej była to moja inicjatywa. Więc jestem teraz spectycznie nastawiony do "grzebania w przeszłości". To bardzo łądnie brzmi kiedy się mówi o uwolnieniu od problemó z dzieciństwa, ale to raczej tak nie działa, w każdym razie u mnie nie. Tamte problemy to tak na prawde obecne, tylko że w innej skali i w relacji z innymi ludzmi, wiec najlepiej zając się sytuacją tu i teraz, bo na przeszlość nie mamy już żadnego wpływu, a z teraźniejszością mamy przecież żywy kontakt.

Sosen napisał(a):W BP budujesz coś na nowo, nie znając siebie. Np. widzisz pozytywnie świat, który nie koniecznie jest pozytywny. W tym co proponuje Miller widzisz wszystko takie, jakie jest naprawdę, potrafisz rozpoznawać i uznawać swoje emocje jako prawdziwą informację o świecie.

Tego nie byłbym taki pewien. Zawsze patrzymy na świat przez filtr, zwłaszcza jako dzieci. Dlatego powrót do wspomnień nie da nam prawdziwego obrazu dziecistwa,a raczej mocno zniekształcony przez tamto postrzeganie świata, z tendencją do wyolbrzymiania niektórych faktów. Stąd już łatwo się nakręcić przeciwko naszym rodzicom, jako rzekomym oprawcom. Prawda jest taka, że każdy człowiek popełnia błędy, nasi rodzice je popełniali i my również mamy do nich prawo.


Sosen napisał(a):A żeby to się zadziało, potrzebujesz terapeuty, tzw. "wspierającego świadka", który Cię słucha i pomaga docierać do twoich wyparć, zranień i odkrywać przed Tobą Ciebie prawdziwego, z Twoimi prawdziwymi reakcjami jako dziecko.

Bunt ciała jest bardzo ciekawy.

Wypisz wymaluj moja poprzednia terapeutka. Byla bardzo dobrą słuchaczka, zachęcałą do otwartego mowienia o problemach, ale nie probowałą mnie uczyćw jaki sposob radzić sobie z nimi. Męczyłem się tam 3,5 roku... bardzo żałuje że straciłem tyle z życia. Gdybym wtedy trafił na kogoś innego być może wszsytko potoczyło by się inaczej

Sosen napisał(a):ps. a jeśli chodzi o Richardsa, to on np. mówi, że analiza też mu nic nie dała. Z tym właśnie, że samo zrozumienie przyczyn nie daje nic. Bo z tym wiążą się emocje, które musisz przy kimś wyrazić. Przy kimś, kto na te emocje w Tobie się godzi. Dlatego tak bardzo ważne jest, żeby terapeuta miał przepracowane dzieciństwo i widział je prawdziwie.

A znasz kogoś komu pomogła taka terapia?
Przede wszystkim musisz sobie zdać sprawę, jak niewielu jest terapeutów, którzy potrafią taką terapię prowadzić. Nie wiem czy jest sens tutaj dyskutować.

Taka terapia nie polega na naprawie relacji z rodzicami, tylko raczej na odwrót. Masz zerwać złe więzy, te, które Cię dzisiaj pętają. Nie masz relacji naprawiać, tylko wyrzucić z siebie to co Ci siedzi, tą część siebie którą kiedyś zablokowałeś. Bez wsparcia terapeuty ten proces się nie odbędzie, zwłaszcza jeśli mówisz że twoja obecna terapeutka Cię do tego nie namawia, nie wiem czy wspiera Cię w tym? Czy potrafi? Skoro to tylko twoja inicjatywa.

Nie pomyślałeś może, że wtedy ty nie dojrzałeś do takiej terapii, a teraz masz nieodpowiedniego terapeute? A może tamta tylko tak mówiła, a nie potrafiła być ciepła i swoją postawą Cię otworzyć? Nie wystarczy powiedzieć teraz porozmawiajmy o dzieciństwie, musisz czuć tą otwartość ze strony terapeuty na każdą twoją emocje. Więc sama wiedza terapeuty tutaj nic nie da.

To tak, jakbym ja miał prowadzić terapie(w uproszczeniu). Mam wiedzę, ale najpierw sam muszę ten proces przejść, żeby móc w sposób otwarty mówić ze swoim klientem o tych sprawach. Jestem zbyt zablokowany, tak jak pewnie są zablokowani na pewne rzeczy terapeuci.

chief napisał(a):Odświeżyłem sporo wspomnień i uczuć, które się z tym wiązały, natomiast nie osignąłem tego czego oczekiwalem, tzn nie spowodowało to oczyszczenia relacji ani uwolnienia od czegokolwiek, zamiast tego zostałem z poczuciem żalu i złości w stosunku do matki. Terapeutka nie zachęcała mnie do tego, raczej była to moja inicjatywa. Więc jestem teraz spectycznie nastawiony do "grzebania w przeszłości".

Czyli jesteś w takim momencie w jakim ja jestem. Mogłeś się czegoś dowiedzieć, ale nie przeżyłeś tego. Wiesz jak wygląda wyrzucanie z siebie żalu i złości, jeśli docierają do Ciebie pewne sprawy? Możesz płakać przez pół dnia, możesz mieć ochotę rzucać krzesłami, przeżywać nienawiść. Bez otwartej postawy terapeuty nie dotrzesz do tych uczuć, bo są to emocje z wczesnego dzieciństwa, kiedy twój świat to byli głównie rodzice, a małe dziecko boi się sprzeciwić swoim rodzicom. Nie kopie się pod sobą dołków(gdy jesteś dzieckiem). Dlatego teraz gdy jesteś dorosły, możesz wreszcie wyrazić to, co nie było wyrażone przez to, że byłeś mały i bezbronny, a te uczucia nie były przez rodziców akceptowane.

Nie możesz zbudować siebie od nowa, skoro dzieciństwo to dla Ciebie czarna kartka, lęk i strach. Założę się, że żaden fobik społeczny nie miał idealnych rodziców, którzy pozwalali mu być w domu sobą, pozwalali na wyrażanie emocji, przede wszystkim zauważali go i jego emocje. Czy ktoś miał takich rodziców?

chief napisał(a):Bardzo gruntownie przerabiałem relacje z rodzicami w czasie obecnej terapii, zwłaszcza okres do 5 roku życia. Poświęciliśmy na to ze 2 mies., nie całyczas, ale wracaliśmy do tego tematu często.

Brawo, poświęciliście z terapeutą szmat czasu. Nie wiem czy ja dobrze robię, bo nie wiem jak to wygląda z zewnątrz. Zdaje sobie sprawę, że jestem skrzywiony emocjonalnie i to może wyglądać dziwnie, ale myślę że znalazłem sposób na to, i chcę do niego przekonać. Tylko właśnie, czy to ma sens.
Hej Sosen, dzieki za podanie ciekawej literatury. Właśnie czytam Bunt Ciała Alice Miller i jestem bardzo pozytywnie zaskoczona jej zdrowym podejściem do terapii, rodziców jak i jej otwartością.

Ona nazwała to co już od jakiegoś czasu czuję w sobie. Mam już za sobą uświadomienie sobie pewnych procesów we mnie, skutków pewnych doświadczeń i wpływu wydarzeń z mojego życia. Zdałam sobie sprawę, że teraz jest czas kiedy trzeba to wszystko wywalić, wygadać, dać upust emocjom, pozwolić sobie na nie, znalezienie takiego empatycznego świadka.

Doszłam do wniosku że to jest cholernie ważne, bo wtedy do mojej podświadomości dojdzie informacja, że mam prawo do własnych odczuć, że moje emocje i cierpienie, które czuję często w niepozornych sytuacjach, że one mają rację bytu, a co bardzo długo zaprzeczałam sama w sobie. To jakie mam do siebie podejście powoduje że ludzie w dany sposób mnie traktują, tym bardziej utwierdzając że nie mam prawa do własnych odczuć. Ja nie chcę już tego trzymać w sobie, bo to nie jest zdrowe. Potrzebuję aby się wygadać, aby ktoś cholera wreszcie wysłuchał mojej historii, tego chromolonego bólu i cierpienia jakie zadało mi otoczenie, potrzebuję tego doświadczenia, że kogoś to obchodzi i że mogę to z siebie wyrzucić. Potrzebuję kogoś, kto powie mi że mam rację, że tak te i te osoby są ch**mi i że to normalne co czuję, i tak dalej.

Ale to trzeba zrobić albo z zaufanym, rozumiejącym przyjacielem albo właśnie z dobrym terapeutą. Nie znam takiej osoby. Okazuje się, że najbliższi, nawet ci z wyboru, nie mając za sobą podobnych doświadczeń nie potrafią ani w jotę zrozumieć tego cierpienia i jeszcze powodują gorsze samopoczucie, poprzez chociażby podśmiewcze podejście do uczuć i pewnych reakcji.

Ale nie ma co rozpisywać. Chciałam ciebie zapytać Sosen, czy znasz terapeutę tego typu z Wrocławia, albo może znasz terapeutę który takiego zna z tego miasta? Bo dochodze do wniosku, że ze "zwykłymi" ludźmi z jakimi się w życiu kontaktuję za nic nie da się przerobić tego procesu i mało kto to wogóle rozumie.

Polecam też książkę podobną do Miller, autorstwa Michała Ghala. Tak samo, on zachęca do pójścia za wewnętrzną prawdą, daje odważny wgląd siebie, poprzez to łatwiej oddzielić się od osób które działają, świadomie czy nie, na naszą niekorzyść. Swego czasu ta książka bardzo mi pomogła i zbliżyła do tej prawdziwszej części mnie.
Sosen, a wiec mam tą swoją osobowość unikającą, chcę w przyszłości wybrać się na sensowną terapię, co będzie najlepsze? Tak konkretnie. Nie chodzi o książki...
w sumie nie ma za bardzo o co się kłócić.
różne terapie czy sposoby sprowadzają się do jednego: pozbycia się starych emocji (czy schematów myślowych- nazywajcie to jak chcecie) tylko w różny sposób.

tpb robi to 'mechanicznie' - po prostu, powoli nadpisujesz stary sposób myślenia nowym, przy jednoczesnej blokadzie tego czego nie chcemy.

z tego co zrozumiałem Miller, uczy aby jeszcze raz 'przeżyć' to co zdarzyło się kiedyś i 'rozwiązać' w prawidłowy sposób. osoba prowadząca terapię pomaga nam rozwikłać stare błędy, zamiast je blokować czy tylko analizować.


btw sosen, nie wiem skąd wziąłeś pomysł, że tpb uczy, że świat jest jakimś super pozytywnym miejscem..

richards odkłamuje wizerunek świata jako miejsca super negatywnego. mówi by patrzeć realistycznie.
gdy mówi, że 'ludzie nie mogą cię nie lubić, zanim cię nie poznają' to nie dlatego, że wierzy wszyscy są super przyjacielscy - tylko dlatego, że to od ciebie zależy jak będziesz postrzegany.
problem fobika polega na tym, że z góry wie, że będzie postrzegany źle..
i nawet jeśli to po części prawda, to nie stara się tego zmienić, tylko uznaje, że 'tak to już jest' i popada w jeszcze głębszą depresje.
chciałam powiedzieć, że zgadzam się z chiefem.

odnośnie psychoanalizy/ terapii psychodynamicznej. Ktoś kiedyś tu dał linka do artykułu odnośnie nikłej skuteczności większości terapii. Terapie typu psychodynamicznego mają się dobrze i są na rynku w przytłaczającej większości, bo jest na nie popyt, nie dlatego, że są skuteczne. To terapia opierająca się na odpłatnej przyjaźni - klient się przywiązuje do terapeuty a terapeuta ma stałego klienta na długie lata. Też na początku leczenia miałam potrzebę żeby gadać zbyt dużo o dzieciństwie i dorastaniu i byłam zła, jak nie chcieli słuchać. Lekarz powiedział wprost, że szanuje moje przeżycia, one mnie ukształtowały ale opowiadanie o nich nic nie zmieni, więc jest stratą czasu. Jest też stratą pieniędzy. Poznawczo behawioralna w cięższych przypadkach może trwać góra 2 lata, przy czym w drugim roku spotykasz się z terapeutą kontrolnie co miesiąc.

Ale jak ktoś ma do niej z góry negatywne nastawienie i będzie negował wszystko, co na niej usłyszy, to nie powinien się do niej zabierać, bo nie podziała. Niech najpierw pochodzi sobie do miłego, wysłuchującego psychologa, który jak już się odezwie, będzie mówił dokładnie to, co chcesz usłyszeć. Jak na dobrego biznesmena przystało.

do ostnicy: wszystkie zaburzenia psychiczne są do korekcji drogą terapii poznawczo-behawioralnej, nie tylko fobia społeczna. Co innego oczywiście z chorobami psychicznymi (jak schizofrenia).

Terapeuci p-b też są różni i trzeba znaleźć odpowiedniego (ale nie jest to jakieś czasochłonne, bo dużo ich nie ma). Ja byłam na 2 terapiach i druga bardziej podziałała, bo na pierwszej byłam jakaś oszołomiona i zraniona, zbytnio się użalałam nad sobą a na tej drugiej też terapeuta był i jest bardziej wymagający niż ten pierwszy. Dawał więcej ćwiczeń i bardziej kontrolował ich wykonanie.
Dotarło do mnie jedno. Że próbuje na siłę przekonywać ludzi do czegoś, czego oni nie chcą. Chcecie czytać Alice Miller - polecam, nie chcecie - nie czytajcie. Chcecie sobie pomóc CBT - prosz bardzo. Po co w ogóle coś piszę?
bo chcesz dla nich dobrze i dzielisz sie doswiadczeniem?
Chyba bardziej mam jakąś chorą wewnętrzną potrzebę. Nie wiem, miałem podobnie z moją matką, próbowałem ją zmienić. Tutaj też jakby szukam kogoś, kto by zrozumiał mój punkt widzenia, a tak samo jak z matką spotykam się ze ścianą. Nie ważne jakbym się nie rozpisał i jakbym bardzo chciał przekazać to co chcę, jakbym się do tego nie przygotował. Więc dostaję coś przeciwnego.
Niektorzy sa pomocoodporni. Moja mama taka jest :] ale kocham ja taka jaka jest.
Ja sie ucze, ze swiata nie zbawie- chociaz chcialabym.

Sosen, pomagaj jak ktos przyjdzie po te pomoc... generalnie inaczej nie warto. A bedzie rosla w Tobie frustracja.
doceniam to co sosen pisze, ale to on trochę jak pomocoodporny się zachowuje :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

widać, że 'zraził się' do CBT i teraz widzi jedyną szansę w miller (której -nawiasem mówiąc- chętnie bym spróbował). problem polega na tym, że chyba nikogo w polsce, kto tak leczy nie znajdzie jeszcze.

ja jestem otwarty na nowe rzeczy, bo jak już pisałem, obie metody rozwiązują ten sam problem (starych emocji) tylko w różny sposób.


a do cbt -jak pisze marry- trzeba zmienić podejście. jak wszystko negujesz, bo uważasz że jesteś 'mądrzejszy' od ludzi, którzy dziesiątkami lat nad nią pracowali, to cbt 'nie da rady' niestety.
Stron: 1 2 3 4 5