18 Sty 2013, Pią 17:17, PID: 334580 
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 18 Sty 2013, Pią 18:01 przez Zasió.)
	
	
	
		Nie zniechęcony przykładem podobnego wątku, postanowiłem, tym razem w ogólnodostępnym dziale, a nie we własnym temacie zapytać wszystkich, którym jest lepiej, ale jeszcze tu zaglądają, jak wprowadzali w życie kardynalną zasadę „rusz dupę i wyjdź do ludzi”. Zdaję sobie sprawę z tego, że znakomita większość wyleczonych znika zapewne z tego forum w mgnieniu oka, przenosi się być może od konkurencji, gdzie jest weselej, luźniej, bardziej szpanersko, a na fobików i nieśmiałych zaczyna wreszcie patrzeć z należną im pogardą. Wiem również, że gdybym przeczesał całe forum wzdłuż i wszerz mógłbym znaleźć jakieś świadectwa uleczonych (choć z dotychczasowej obencości przypominam sobie nieliczne, i często naciągane, bo z elementem uśmiechu losu), sądzę jednak, ze warto byłoby zebrać takie doświadczenia w jednym miejscu. Choć, jak doskonale wiecie, mieszkam w mieście inspiracji, inspiracje odnaleźć mi jednak trudno.  Własną fobię, jej konsekwencje i ogromną zmarnowanego czasu odkryłem ostatecznie rok temu, a mimo to nie zostałem jeszcze Casanovą ani duszą towarzystwa, czego się wstydzę i wiem, ze jestem ofiarą losu. Może zebranie pozytywnych przykładów pomoże mi jednak lepiej wykorzystać wciąż z trudem planowaną farmakoterapię. Liczę na wspaniałą społeczność phobiasocialis, przeglądając podobne wątki na innych forach zderzyłem sie z niebotyczną wręcz często pewnością siebie, arogancją i pogardą. 
Szukam osób, które były kompletnie samotne, nie miały nikogo, albo tylko kilku bardzo rzadko widywanych znajomych, ale poznali innych ludzi, nie tylko drugie połówki, także przyjaciół. Chciałbym dowiedzieć się, jak tego dokonaliście, jak to wyglądało. Nie obchodzą mnie jednak historie w stylu „poznała mnie nasza koleżanka, otworzyłam się na ludzi w szkole/na studiach gdzie i tak z obowiązku chodziłam, zapisałam się w szkole/na studiach na kółko szachowe”. Liczę na prawdziwe przykłady wyjścia do ludzi. Na pewno wśród nas jest wiele osób, które poznały swoich przyjaciół//dziewczyny wychodząc do obcych ludzi w autobusie, na przystanku, w przychodni, albo w Empiku zaczynając rozmowę od „ale fajnie gwiżdże ten silnik w nowym Solarisie”, „o, znowu nie działa rozkład diodowy”, „też czytasz Politykę/National Geographic/Komputer Świat?”. Na pewno ktoś zapisał się specjalnie na jakiś kurs szydełkowania, fotografii, malarstwa, wstąpił do chóru, teatru. Na pewno ktoś poderwał dziewczynę rozdającą ulotki… Czekam na podobnie inspirujące historie. Czemu? Bo najczęściej można przeczytać tyko teoretyczne rady albo bezosobowe "przecież można to i tamto". Fajnie byłoby jednak poznać takich, którym naprawdę to wyszło.
I naprawdę - nie pytam złośliwie.
	
	
	
	
	
Szukam osób, które były kompletnie samotne, nie miały nikogo, albo tylko kilku bardzo rzadko widywanych znajomych, ale poznali innych ludzi, nie tylko drugie połówki, także przyjaciół. Chciałbym dowiedzieć się, jak tego dokonaliście, jak to wyglądało. Nie obchodzą mnie jednak historie w stylu „poznała mnie nasza koleżanka, otworzyłam się na ludzi w szkole/na studiach gdzie i tak z obowiązku chodziłam, zapisałam się w szkole/na studiach na kółko szachowe”. Liczę na prawdziwe przykłady wyjścia do ludzi. Na pewno wśród nas jest wiele osób, które poznały swoich przyjaciół//dziewczyny wychodząc do obcych ludzi w autobusie, na przystanku, w przychodni, albo w Empiku zaczynając rozmowę od „ale fajnie gwiżdże ten silnik w nowym Solarisie”, „o, znowu nie działa rozkład diodowy”, „też czytasz Politykę/National Geographic/Komputer Świat?”. Na pewno ktoś zapisał się specjalnie na jakiś kurs szydełkowania, fotografii, malarstwa, wstąpił do chóru, teatru. Na pewno ktoś poderwał dziewczynę rozdającą ulotki… Czekam na podobnie inspirujące historie. Czemu? Bo najczęściej można przeczytać tyko teoretyczne rady albo bezosobowe "przecież można to i tamto". Fajnie byłoby jednak poznać takich, którym naprawdę to wyszło.
I naprawdę - nie pytam złośliwie.
	
 PhS
 




 - dzięki której poznałem jej siostrzenicę, bardzo fajną dziewczynę 
	
	
 Że jednocześnie spełnionych musi zostać kilka warunków, bo oto na koncert poszedł ktoś jednak z paroma osobami i to one zaczęły nawijkę, bo oto jednak w szkole/ dopiero w pracy ktoś się ośmielił, bo oto spotkał wspólnych znajomych, czy wreszcie wyszedł do ludzi przez router brzegowy, a nie podbił do obcych ludzi w Empiku? No nic, oszukali mnie, banda złodziei, decydentów...  Poki co wychodzi jednak na to, że "wyjdź do ludzi" oraz inne - jak najbardziej słuszne - uwagi, że liczy się "czy jesteś otwarty i przyjaźnie nastawiony, czy masz coś do powiedzenia (...) liczy się też pewna kreatywność w rozpoczęciu rozmowy" nie zostały wcielone w życie w totalnej próżni. Ach, gdybym w liceum był mądrzejszy i poszukał pomocy albo wiedzy w internecie, to niewykluczone, ze właśnie wychodziłbym do ludzi 
: starał sie podtrzymywać rozmowy z jednym bardzo pozytywnie nastawionym do wszystkich, ale w tym jakos i do mnie chłopakiem z chóru, by potem np. poznać też ludzi z jego klasy, w ogóle starał się byc bardziej widocznym, by potem nei usłyszeć od pani dyrygent, żem "bardzo nieśmiały i skryty w sobie", na pewno we własnej klasie, a potem grupie na studiach starałbym sie kontrolować, analizować i zmieniać własne zachowanie, skorzystałbym z tej propozycji wyjścia do pubu w jeden z grudniowych wieczorów 2008 r. z której nie skorzystałem, zapisałbym się na pewne dodatkowe zajęcia rok wcześniej... no, faktycznie, to dobra rada z tym wychodzeniem... Szkoda, że pójście tą drogą w szczegółach wygląda jednak inaczej nizby to wynikało z prostego przekazu i czasem ci, którzy szczycą sie, ze tą drogą poszli, nie zawsze mogli być tego stopnia przebojowi, jak to sobie zwykłem wyobrażać... 
 sie- "trening spoleczny" (ale oczywiscie wszystko rzetelnie, nie na swoj 'chlopski rozum'), to mysle  ze tak po kilku miesiacach, po roku, dwoch,  moglby bardzo duzo zmienic w sobie.