09 Maj 2009, Sob 12:53, PID: 147330 
	
	
	
		Złudzenie separacji: ciało i umysł i JA
„Kontrolować swoje emocje? Przecież to nienaturalne! Chce odczuwać naturalnie, a nie programować się jak robot.”
„To nie są prawdziwe emocje, bo je wywołałem celowo.”
„To mi się dzieje i nic nie mogę na to poradzić.”
Z tego typu uwagami spotykam się od lat. Ludzie mają pewien opór przed wzięciem zmiany osobistej w swoje ręce i świadomym wpływaniem na to, jak się czują.
Dlaczego tak się dzieje? Wydaje mi się, że jest to efekt swoistego złudzenia separacji między sobą a swoimi odczuciami, emocjami, itp. Zamiast dostrzegać „siebie” jako część dynamicznego systemu, część która jednocześnie wpływa na inne elementy i jest pod ich wpływem, większość ludzi zdaje się traktować siebie jako zewnętrznego obserwatora podłączonego do swego rodzaju maszyny w której zachodzą pewne procesy. Te procesy są „naturalne”, a jakakolwiek ingerencja obserwatora w ich przebieg - „nienaturalna”.
Z perspektywy tego co wiemy o współczesnej neurologii – takie podejście nie ma zbyt wiele wspólnego z tym co faktycznie zachodzi w naszej głowie. Tak naprawdę stanowimy po prostu jeden z elementów systemu, wpływający na inne, ale będący też pod ich wpływem.
„Czy to znaczy, że nie mamy wolnej woli?”
Bynajmniej. Mogłoby tak być, gdybyśmy mówili o systemie liniowym – dane wchodzą do „Nas”, przetwarzamy je w zależności od treści i zachowujemy się w taki a nie inny sposób. Tak działały stare programy komputerowe – liniowy cykl komend, jeśli a to b, jeśli c to d.
Natomiast nasz mózg jest dużo bardziej zaawansowanym systemem, ponieważ funkcjonuje on równolegle. To znaczy, że oprócz przetwarzania zewnętrznych danych wzdłuż określonej ścieżki, wszystkie etapy tej ścieżki wpływają na wszystkie inne. Zamiast liniowego a->b->c->d->, mamy a->b,c, d; b-> a, c, d; c ->a,b,d i d->a,b,c. Wszystko* wpływa na wszystko. W efekcie „My” mamy wpływ nie tylko na to, jak zareagujemy na określone dane, ale też na to czy te dane otrzymamy i jak je odczytamy.
Jednocześnie jednak, chociaż jak najbardziej mamy wolną wolę, warto wspomnieć, że nie jest to zwykle wolność absolutna. „My” mamy wpływ na wszystko – ale wszystko ma też wpływ na nas. Nasze oceny są zwykle dużo mniej racjonalne niż mogłoby się nam to wydawać. Zwykle działamy w jakimś afekcie, a do tego rzadko kiedy jesteśmy w stanie trafnie przewidzieć jak zachowamy się w stanie dużego pobudzenia emocjonalnego**. Mam wrażenie, że czynienie z siebie obserwatora zewnętrznej maszyny może służyć właśnie temu, żeby obronić się przed świadomością, że nie ma się pełnej kontroli nad swoim życiem i postrzeganiem. Świadomość tego, że owszem, mamy wielki wpływ na to co zachodzi w naszym ciele i umyśle, ale to co zachodzi w naszym ciele i umyśle ma też wielki wpływ na nas – ta świadomość może być przerażająca i trudna do przełknięcia. Nawet jeśli teoretycznie jesteśmy tego świadomi, zrozumienie tego intelektualnie i emocjonalnie stanowi dużo większe wyzwanie. Ucieczka przed nim może się w tej sytuacji wydać bardzo atrakcyjna.
Co nie znaczy, oczywiście, że nie warto się go podjąć
*Oczywiście jest to pewne uproszczenie. Oprócz równoległych ścieżek w mózgu mamy także ścieżki liniowe, nasze codzienne doświadczenie wynika z połączenia i interakcji tych procesów.
**Dan Ariely „Predictibly Irrational”
	
	
	
	
„Kontrolować swoje emocje? Przecież to nienaturalne! Chce odczuwać naturalnie, a nie programować się jak robot.”
„To nie są prawdziwe emocje, bo je wywołałem celowo.”
„To mi się dzieje i nic nie mogę na to poradzić.”
Z tego typu uwagami spotykam się od lat. Ludzie mają pewien opór przed wzięciem zmiany osobistej w swoje ręce i świadomym wpływaniem na to, jak się czują.
Dlaczego tak się dzieje? Wydaje mi się, że jest to efekt swoistego złudzenia separacji między sobą a swoimi odczuciami, emocjami, itp. Zamiast dostrzegać „siebie” jako część dynamicznego systemu, część która jednocześnie wpływa na inne elementy i jest pod ich wpływem, większość ludzi zdaje się traktować siebie jako zewnętrznego obserwatora podłączonego do swego rodzaju maszyny w której zachodzą pewne procesy. Te procesy są „naturalne”, a jakakolwiek ingerencja obserwatora w ich przebieg - „nienaturalna”.
Z perspektywy tego co wiemy o współczesnej neurologii – takie podejście nie ma zbyt wiele wspólnego z tym co faktycznie zachodzi w naszej głowie. Tak naprawdę stanowimy po prostu jeden z elementów systemu, wpływający na inne, ale będący też pod ich wpływem.
„Czy to znaczy, że nie mamy wolnej woli?”
Bynajmniej. Mogłoby tak być, gdybyśmy mówili o systemie liniowym – dane wchodzą do „Nas”, przetwarzamy je w zależności od treści i zachowujemy się w taki a nie inny sposób. Tak działały stare programy komputerowe – liniowy cykl komend, jeśli a to b, jeśli c to d.
Natomiast nasz mózg jest dużo bardziej zaawansowanym systemem, ponieważ funkcjonuje on równolegle. To znaczy, że oprócz przetwarzania zewnętrznych danych wzdłuż określonej ścieżki, wszystkie etapy tej ścieżki wpływają na wszystkie inne. Zamiast liniowego a->b->c->d->, mamy a->b,c, d; b-> a, c, d; c ->a,b,d i d->a,b,c. Wszystko* wpływa na wszystko. W efekcie „My” mamy wpływ nie tylko na to, jak zareagujemy na określone dane, ale też na to czy te dane otrzymamy i jak je odczytamy.
Jednocześnie jednak, chociaż jak najbardziej mamy wolną wolę, warto wspomnieć, że nie jest to zwykle wolność absolutna. „My” mamy wpływ na wszystko – ale wszystko ma też wpływ na nas. Nasze oceny są zwykle dużo mniej racjonalne niż mogłoby się nam to wydawać. Zwykle działamy w jakimś afekcie, a do tego rzadko kiedy jesteśmy w stanie trafnie przewidzieć jak zachowamy się w stanie dużego pobudzenia emocjonalnego**. Mam wrażenie, że czynienie z siebie obserwatora zewnętrznej maszyny może służyć właśnie temu, żeby obronić się przed świadomością, że nie ma się pełnej kontroli nad swoim życiem i postrzeganiem. Świadomość tego, że owszem, mamy wielki wpływ na to co zachodzi w naszym ciele i umyśle, ale to co zachodzi w naszym ciele i umyśle ma też wielki wpływ na nas – ta świadomość może być przerażająca i trudna do przełknięcia. Nawet jeśli teoretycznie jesteśmy tego świadomi, zrozumienie tego intelektualnie i emocjonalnie stanowi dużo większe wyzwanie. Ucieczka przed nim może się w tej sytuacji wydać bardzo atrakcyjna.
Co nie znaczy, oczywiście, że nie warto się go podjąć
*Oczywiście jest to pewne uproszczenie. Oprócz równoległych ścieżek w mózgu mamy także ścieżki liniowe, nasze codzienne doświadczenie wynika z połączenia i interakcji tych procesów.
**Dan Ariely „Predictibly Irrational”
 PhS
	
 



 terapiach grupowych, po terapii indywidualnej i tym wszystkim co przeżyłem z lękiem społecznym śmiem twierdzić ,że źródło problemu to ja sam 
 ,a konkretnie to co robię by podtrzymać problem. Niestety z różnych powodów bardzo trudno przestać go podtrzymywać. I po to są leki, po to jest np. NLP, hipnoza itd. by nam to ułatwić. Moje zdanie jest takie: jeśli ja dzięki swojej pracy, lekom i NLP będę wchodził w sytuacje społeczne, przestane ich unikać, będę mógł robić to wszystko czego nie mogę teraz ,to w tym momencie rozwiążę cały swój problem, razem z jego źródłem, dopływami i odpływami.
	
	
 Źródłem problemu są błędne przekonania ,które nabyłem np. podczas wychowania. Niby proste ,ale dopiero teraz to pojąłem na przykładzie swojego przekonania. Otóż według mnie o wartości człowieka świadczy: odwaga, zaradność, pewność siebie, atrakcyjność fizyczna, przebojowość. Dostałem to w prezencie bo karmieni jesteśmy czymś takim, prawdziwy mężczyzna powinien to itd. Ale to tylko połowa źródła. Bo dostałem też prezent: jestem tchórzem, jestem niezaradny, nieśmiały, brzydki. To wszystko piszę na swoim przykładzie. Naprawdę to są moje przekonania o sobie i wartości. I to jest dla mnie dowód ,że błędne przekonania to źródło problemu bo mogę oczywiście się afirmować ,że jestem taki i taki. Co może poprawi mój stan,ale nie zmieni złego przekonania ,a co z kolei może się mścić. Z takim przekonaniem źle oceniam innym ludzi ,a to jest przerażające 
 Przeczytałem ,że samoocenę rozróżniamy ze względu na jej wysokość ,czyli niska i wysoka (coś pośrodku oczywiście też jest) i ze względu na pewność ,czyli pewna i niepewna. Komuś może być dobrze ze sobą jeśli jest silny, zdrowy, piękny i jego wartość głównie się na tym opiera ,ale niech mu coś trwale uszkodzi tę piękną buzię... Tak samo pieniądze, praca itd. Pewna samoocena to ta ,która jest ulokowana w nas samych, w czymś trwałym. Niepewną samoocenę można podnosić na różne sposoby ,ale to nie rozwiąże wszystkiego. Więc jeśli dzięki NLP zmienię swoje przekonania to znaczy ,że może pomóc w wyleczeniu FS.
	
	
: