12 Sie 2008, Wto 16:52, PID: 53448
w ogóle sobie nie radzimy, że tak powiem.
12 Sie 2008, Wto 16:52, PID: 53448
w ogóle sobie nie radzimy, że tak powiem.
12 Sie 2008, Wto 17:11, PID: 53460
Ja się staram jakoś z tym radzić, ale jak przypominam sobie co mi dolega to znowu psuje mi się humor
18 Sie 2008, Pon 22:24, PID: 56121
momentami mam tak ze wyszedl bym z siebie pier...drzwiami tylko ze tak sie nie da na szczescie leki pomagaja mi nie rozmyslac nad problemami chyba to leki sam juz nie wiem
18 Sie 2008, Pon 23:33, PID: 56155
koniecznie tabliczka czekolady, muzyka, film nie wymagający zbyt dużego wysiłku umysłowego lub dobra książka.
Jak nie pomaga to po prostu czekam aż przejdzie. Po dołku zawsze mam górkę i tak w kółko.
19 Sie 2008, Wto 8:27, PID: 56192
Muzyka, muzyka i jeszcze raz muzyka. Od dwoch dni draznie sasiadow, bo musi byc glosno, tak zeby zagluszyc glupie mysli. I musi byc zakrecona, tak zeby poskakac, potanczyc i pogibac sie na wszystkie strony; bo takie pozytywne zmeczenie tez oczyszcza moj umysl. A potem tak jak napisala Aiophe:
Cytat:Po dołku zawsze mam górkę i tak w kółko.
21 Sie 2008, Czw 14:18, PID: 57238
Mi też muzyka pomaga. Ostatnio miałem jakieś dziwne myśli i potrzebna mi była muzykoterapia .
11 Sty 2010, Pon 20:59, PID: 192986
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 11 Sty 2010, Pon 21:01 przez Sosen.)
Ja myślę, że zdanie "Dopóki żyjemy, możemy zrobić coś ze swoim życiem, poprawić jego jakość", które gdzieś zasłyszałem jest prawdą. Dopóki walczymy, mamy szansę na poprawę. Oczywiście z wiekiem trudniej, ale nigdy nie można powiedzieć, że jest za późno.
Ja się zastanawiam, skąd czerpać siły do zmian w życiu. Od wielu osób słyszałem rady, żeby robić coś z życiem, zmieniać swoją sytuację, aby czuć się lepiej. A gdy nie ma się sił na jakikolwiek krok?
11 Sty 2010, Pon 21:34, PID: 192995
W zimie życie mi ucieka, ale i tak robię co mogę. W lecie rower to najlepszy sposób na wykorzystanie wolnego czasu i dzięki temu jakoś się kręci
11 Sty 2010, Pon 23:17, PID: 193014
Dawno nie czułam beznadziei, ale radziłam sobie z nią tak, że mimo strasznej niechęci szłam na koncert, siłownię, wyjeżdżałam gdzieś i byłam pewna, że jakiś człowiek czy zdarzenie sprawią, że znów zobaczę, że jest sens. Za każdym razem jakoś się udawało i starczało energii na pewien czas. Gdy już miałam energię, stawiałam cele i czułam motywację. I właśnie teraz jestem na takim etapie, bo motywacja przegrywa ze strachem i stresem, oby tylko nie wrócić do punktu wyjścia.
A z apatią niezbyt sobie radzę, ale żeby nie mieć poczucia straty czasu, uczę się języków. A żeby się jakoś ożywić idę na aerobic czy siłownię i od razu jest lepiej, czuję się taka odnowiona. Apatię pomaga mi też zwalczyć dokładny plan co danego dnia mam zrobić, i nawet jak wszystkiego nie zrobię to wykonuję jakieś tam zadania, lepsze to niż siedzenie całą dobę niemalże przed komputerem.
12 Sty 2010, Wto 3:47, PID: 193058
U mnie niestety takie poczucie beznadziei, sięga troszkę wyżej...
I wydaje mi się że egzystencja każdej istoty jest właśnie taka, i kimkolwiek bym nie został, czego bym nie osiągnął, to i tak w gruncie rzeczy kiedyś umrę, a całe moje życie rozpłynie się, jak łza na deszczu właśnie... I to w gruncie rzeczy paraliżuje mi wszystkie działania.
12 Sty 2010, Wto 11:47, PID: 193078
A ja sobie planuję gdzie to pojadę rowerem na wiosnę Już planowanie sprawa mi radość
14 Sty 2010, Czw 2:20, PID: 193261
tears in rain napisał(a):U mnie niestety takie poczucie beznadziei, sięga troszkę wyżej...A ze mną przeciwnie, taka myśl trochę mi pomaga Bo to znaczy, że cokolwiek nie zrobię, jakkolwiek bym się nie ośmieszył, za 150 lat na tym świecie nie będzie NIKOGO kto by to pamiętał a za jakieś 500 nie będzie nawet wnuków ludzi, którzy by pamiętali moje porażki - cały czas sobie tak mówię i trochę pomaga
14 Sty 2010, Czw 2:43, PID: 193266
Jas napisał(a):tears in rain napisał(a):U mnie niestety takie poczucie beznadziei, sięga troszkę wyżej...A ze mną przeciwnie, taka myśl trochę mi pomaga Bo to znaczy, że cokolwiek nie zrobię, jakkolwiek bym się nie ośmieszył, za 150 lat na tym świecie nie będzie NIKOGO kto by to pamiętał a za jakieś 500 nie będzie nawet wnuków ludzi, którzy by pamiętali moje porażki - cały czas sobie tak mówię i trochę pomaga A to dość niespotykane podejście... Jak ja sobie pomyślę, że i tak umrę to odechciewa mi się wszystkiego. Po co, skoro może jutro wpadnę pod samochód i tylko zmarnuję czas swój i innych na coś, co nie przetrwa. W ogóle z tym umieraniem to mam skrzywienie. Ciągle wydaje mi się, że jeśli nie ja umrę to na pewno ktoś z otoczenia. I panicznie boję się przyjaźni i w ogóle wszelkich związków. Bo to przecież ludzie są w to zaangażowani, a ludzie, jak wiadomo, umierają. Eh... nie ma co przynudzać. Trzeba iść spać, a jutro wstać i znowu udawać, że to ma sens. Trzymajcie się.
16 Sty 2010, Sob 4:59, PID: 193450
To znaczy ogólnie to śmierci też się boję... momentami panicznie (jakie to jest uczucie? czy to boli? co później? czy w ogóle coś czy niebyt? - no jedno jest pewne, tego wszystkiego kiedyś się niestety dowiem...). I tej śmierci innych też się boję.
Ale poczucia bezsensu życia nie mam. Sensem życia jest wcale nie osiągnięcie czegoś czy bycie kimś, moim zdaniem sensem życia jest poczucie radości - tak uważam. Kiedy oglądam fajny film czy czytam fajną książkę - to jestem szczęśliwy i to wystarczy (oczywiście dla innych to może być miłość i związek, no ale tego akurat jeszcze nie czułem, ogólnie chodzi o robienie rzeczy, które sprawiają nam radość). Natomiast w byciu fobikiem myśl, że kiedyś umrę i umrą wszyscy, którzy mnie pamiętają (a co za tym idzie moje wpadki i niedoskonałości ) pomaga. Tzn. w chwilach kiedy czuję się wyjątkowo zażenowany, to właśnie tą myślą się pocieszam
16 Sty 2010, Sob 21:50, PID: 193496
oj ja ostatnio mam poczucie strasznej beznadziei, nic mi się nie udaje, wydaje mi się że nikt mnie nie rozumie i nie potrafi mi pomóc i w ogóle nikt mnie nie kocha...
w takich momentach nie pomaga prawie nic, siedze i bezmyślnie patrze w telewizor bo na nic nie mam ochoty, ani na czytanie ani na oglądanie filmu. W sumie pomógłby wypad ze znajomymi ale wtedy najczęściej nikogo chętnego nie ma i to mnie jeszcze bardziej przytłacza. I najdziwniejsze jest to że pomimo tego że uwielbiam muzyke i ona sprawia mi mnóstwo radości to w takich chwilach smutku nawet najweselsza piosenka mnie przygnębia. Jedyne co mi pomaga a odkryłam to dopiero dzisiaj to próby tańca z moimi dziewczynami tam zapominam o wszystkich problemach, odprężam się i odpoczywam psychicznie. Dzis właśnie mam taki beznadziejny dzień i po próbie przez kilka godzin czułam się dobrze, ale niestety teraz to wszystko do mnie wraca...
16 Sty 2010, Sob 22:11, PID: 193501
Ja również boję się śmierci, każdy się w pewnym stopniu jej obawia bo tak jesteśmy zaprogramowani. Chociaż będąc kiedyś w większym dołku chciałam umrzeć ale z drugiej strony bałam się tego stanu. Kiedy psuje mi się humor lubię oglądać skrajnie śmieszne lub skrajnie smutne filmy, słuchanie muzyki nie jest wtedy przyjemne, więc daję sobie z tym spokój. Nauka również sprawia mi radość, jednak nie uczę się wtedy tego czego paradoksalnie powinnam, czyli materiału ze szkoły, bo to raczej jeszcze bardziej dołuje
Myśląc o swojej śmierci, tęskniłabym za komputerem i wszystkimi zainteresowaniami a niektóre osoby na pewno gorzko dostrzegłyby mój brak, więc to mnie podtrzymuje na duchu
17 Sty 2010, Nie 2:18, PID: 193543
Ja z kolei śmierci się nie boję. Co więcej, wydaje mi się, że w ostateczności to będzie ona wybawieniem od moich ziemskich problemów, samotności i nieumiejętności radzenia sobie w życiu.
A co robię na poprawę humoru? Słucham dużo, dużo muzyki, idę na siłownię, jeżdżę rowerem, piekę babkę, czytam Biblię, wcinam czekoladę, oglądam kabarety na you tube.
17 Sty 2010, Nie 2:46, PID: 193551
Korzystam z wielu podanych tutaj metod i mimo to, z poczuciem beznadziei nie mogę sobie poradzić od ok.miesiąca. Nie wiem... Może jak przyjdą ferie będzie lepiej.
17 Sty 2010, Nie 12:08, PID: 193574
Ale zauważyłem, że część ludzi przed sesją po prostu tak ma. Po niej będzie lepiej, musi być
18 Sty 2010, Pon 13:12, PID: 193719
To poczucie apatii i beznadzieji łapie mnie tak często i trwa tak długo,ze czasem zapominam kiedy chociaz na chwile mnie opuszcza.Czesto tez mam mysli,ze po co sie starac,robic cokolwiek jak i tak skończę w dołku,ale z drugiej strony zycie ma sie tylko jedno i warto byloby je wykorzystac na maksa.Bywa,ze naprawde czlowiekowi nie che sie nic i zmuszajac sie do roznych rzeczy ruszam tyłek i wstaje.Stan depresyjny tez wiem co to znaczy,nie zycze nikomu Myśle,ze kazdy cos u siebie zawsze odnajdzie jesli chodzi o rozladowanie tych wszystkich brzydkich sytuacji,spraw dookola-tylko zeby te stany nie wracaly.Jest dobrze a za chwile znowu gorzej.Taka ludzka natura chyba juz.Warto miec znajomych,ale takich przed ktorymi nic nie musisz udawac,a o takich niestety trudno....
18 Sty 2010, Pon 19:04, PID: 193752
magda_m22_ napisał(a):Warto miec znajomych,ale takich przed ktorymi nic nie musisz udawac,a o takich niestety trudno.... Ja doszłam do wniosku, że u mnie to nie zdaje egzaminu. Miałam przyjaciółkę (teraz mam nawet wątpliwości czy słusznie ją tak nazywałam). Przez to moje ciągłe unikanie i zamykanie się w sobie w końcu zapytała co jest nie tak. Dotąd byłam jak spowiednik - rozmawiałyśmy o jej problemach, śmiałyśmy się z jej żartów. Zdziwiło mnie, że cokolwiek zauważyła, ale w końcu postanowiłam jej powiedzieć co mnie męczy. I to był błąd. Uznała, że przesadzam, że na pewno nie jest tak źle itd. Kiedy mówiłam, że czasem nawet nie wiem czy jest sens wstawać rano i robić cokolwiek, bo i tak umrę, to stwierdziła, że takie nastawienie na pewno mi nie pomoże. Na tym rozmowa się skończyła. Z czasem odechciało mi się nawet z nią spotykać i tak to się zakończyło. Były jeszcze telefony z pretensjami, że się nie odzywam itd. Od ponad roku nie nawiązałam z nikim bliższej znajomości. Owszem, chciałabym mieć z kim porozmawiać, ale ja się nie nadaję do takich znajomości. Teraz na studiach mam tylko znajomych, z którymi widuję się na zajęciach i którym mogę pożyczyć notatki. Na tym koniec. Tak jest łatwiej i bezpieczniej.
19 Sty 2010, Wto 12:00, PID: 193785
Własciwie to zwierzanie sie koleżankom,ba! przyjaciolkom to tez mi sie nie wydaje dobrym pomysłem,podobnie mialam to albo teksty w stylu nie przesadzaj,albo patrzenie jak na kosmitke a w konsekwencje obrobienie tyłka i tyle.... Nie wiem o co tu chodzi.W szkole ucze sie zaocznie to siadam wsrod tych znajomych i pytania;no jak tam,co slychac,masz notatki bo mnie bylo ech Mam droga Anno podobnie
19 Sty 2010, Wto 14:32, PID: 193791
Nie radzę sobie kompletnie
Apatia mnie wyniszcza, a ja nie mam siły jej przezwyciężyć... |
|