05 Sie 2019, Pon 6:04, PID: 800874
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 05 Sie 2019, Pon 6:57 przez NewAspie.)
@vesanya
@Szary
Mogę powiedzieć, że towarzyszą mi przez większość mojego życia. Różnią się oczywiście w zależności od nastroju lub sytuacji.
Większość moich myśli podchodzi pod taką "kontrolę" nad samym sobą oraz zabawę w "co by było gdyby".
Może uda mi się wystarczająco dobrze opisać o co mi chodzi.
Otóż od zawsze byłem skrajnym pesymistą i wprost nie mogę w to uwierzyć, że nadal tutaj z Wami jestem i piszę teraz te słowa. Większość moich myśli samobójczych polegała na wyobrażaniu sobie momentu, w którym postawiłbym o jeden krok za daleko lub wykonał jakąś jedną czynność więcej lub w inny sposób (upadek z dużej wysokości, czołówka z ciągnikiem siodłowym - "TIRem", utopienie się lub "ostatni sen"). Zawsze dodawało mi to takiej otuchy, że nadal mam kontrolę nad swoim życiem i wciąż mogę swobodnie decydować o samym sobie.
Takie myślenie o śmierci, w brew pozorom, dostarcza mi więcej energii do życia. Zdaję sobie z tego sprawę, że gram w strasznie ryzykowną grę, bo z wiekiem już zauważyłem, że mam coraz większą chęć do wykonania tego kolejnego kroku.
Wiąże się to chyba z taką czystą ciekawością.
Ciekawością nowych doznań, których jeszcze nigdy wcześniej nie doświadczyłem.
W depresji oczywiście wszystko się pogłębia i człowiek zaczyna już wszystko mimowolnie planować.
W sumie, to można uznać, że mam za sobą dwie "próby samobójcze", bo za każdym razem testament oraz listy do członków rodziny zostały już spisane, a większość punktów z planu została odfajkowana. Nikt się o tym oczywiście nie dowiedział. Za każdym razem nie wykonałem tylko tego ostatniego kroku.
Obecnie od jakiegoś czasu (od kwietnia tego roku) czuję się, o dziwo, wyjątkowo dobrze i jakoś tak zaczyna mi poniekąd brakować tego całego planowania.
Kurcze, jak to brzmi, ale faktycznie chyba zaczynam już tęsknić za moimi myślami samobójczymi.
Bardzo fajnie ujęła to Hania Es w swoim filmie z maja:
Ale na horyzoncie już powoli widzę kłębiące się kolejne stany depresyjne.
To chyba nigdy nie przemija na zawsze...
Cóż, takie życie.
@Szary
Mogę powiedzieć, że towarzyszą mi przez większość mojego życia. Różnią się oczywiście w zależności od nastroju lub sytuacji.
Większość moich myśli podchodzi pod taką "kontrolę" nad samym sobą oraz zabawę w "co by było gdyby".
Może uda mi się wystarczająco dobrze opisać o co mi chodzi.
Otóż od zawsze byłem skrajnym pesymistą i wprost nie mogę w to uwierzyć, że nadal tutaj z Wami jestem i piszę teraz te słowa. Większość moich myśli samobójczych polegała na wyobrażaniu sobie momentu, w którym postawiłbym o jeden krok za daleko lub wykonał jakąś jedną czynność więcej lub w inny sposób (upadek z dużej wysokości, czołówka z ciągnikiem siodłowym - "TIRem", utopienie się lub "ostatni sen"). Zawsze dodawało mi to takiej otuchy, że nadal mam kontrolę nad swoim życiem i wciąż mogę swobodnie decydować o samym sobie.
Takie myślenie o śmierci, w brew pozorom, dostarcza mi więcej energii do życia. Zdaję sobie z tego sprawę, że gram w strasznie ryzykowną grę, bo z wiekiem już zauważyłem, że mam coraz większą chęć do wykonania tego kolejnego kroku.
Wiąże się to chyba z taką czystą ciekawością.
Ciekawością nowych doznań, których jeszcze nigdy wcześniej nie doświadczyłem.
W depresji oczywiście wszystko się pogłębia i człowiek zaczyna już wszystko mimowolnie planować.
W sumie, to można uznać, że mam za sobą dwie "próby samobójcze", bo za każdym razem testament oraz listy do członków rodziny zostały już spisane, a większość punktów z planu została odfajkowana. Nikt się o tym oczywiście nie dowiedział. Za każdym razem nie wykonałem tylko tego ostatniego kroku.
Obecnie od jakiegoś czasu (od kwietnia tego roku) czuję się, o dziwo, wyjątkowo dobrze i jakoś tak zaczyna mi poniekąd brakować tego całego planowania.
Kurcze, jak to brzmi, ale faktycznie chyba zaczynam już tęsknić za moimi myślami samobójczymi.
Bardzo fajnie ujęła to Hania Es w swoim filmie z maja:
Ale na horyzoncie już powoli widzę kłębiące się kolejne stany depresyjne.
To chyba nigdy nie przemija na zawsze...
Cóż, takie życie.