13 Sie 2021, Pią 11:55, PID: 846737
(13 Sie 2021, Pią 10:36)Danna napisał(a): U mnie cbt trochę zaskoczyła po kilku miesiącach, ale to i tak nie nazwałabym jakąś super poprawą, bo nadal musiałam okropnie ze sobą walczyć, żeby zrobić jakiś progres. No ale z terapią szarpanie się ze sobą było łatwiejsze Czekam drugi miesiąc. Na tej ostatniej terapii cbt sesje miałam regularnie przez ponad rok, raz w tygodniu. Na wszystkich terapiach, na których byłam, sesje były regularnie, raz w tygodniu.
Ale Ty już zaczęłaś sesje, tak?
Niestety trzeba założyć, że terapia będzie trwać latami. Ja dlatego też nie biorę pod uwagę leczenia prywatnego. Dla mnie w ogóle pieniądze to drażliwy temat. Bezrobocie bardzo źle wpływa na moje poczucie bezpieczeństwa. Także ja nie pogodzę się nigdy z byciem na utrzymaniu męża. Niestety bez pracy czuję się bardzo źle, ale pracując czuję się jeszcze gorzej. Nie przekonuje też mnie to, żebym próbowała w różnych miejscach, bo może akurat mi coś podpasuje. Ja prawie z każdego miejsca pracy wychodzę z załamaniem nerwowym i epizodem depresji. Już wiem, że nie powinnam się tykać obsługi klienta, sprzątania obleśnych miejsc i pracy na produkcji. Czasem żałuję, że nie skończyłam chociaż licencjatu z jakiegoś prostego kierunku, mogłabym się wtedy zatrudnić np w bibliotece, gdzie wołają o wyższe wykształcenie.
Ponad rok? Ja jak bylam na psychodynamicznej to mi babka powiedziała, że normalnie masz na nfz rok terapii, a potem musisz na prywatną przejśc, bo nfz tylko do roku finansuje. Nie wiem czy to prawda i nie wiem jak to wygląda teraz, bo ja coś takiego slyszałam jakieś 5 lat temu.
Ja zaczęłam sesje, ale taką prawdziwą terapię będę miała chyba dopiero teraz, wcześniej to takie bardziej konsultacje były, na ostatniej wizycie babka mi dała zadanie, mam się zastanowić nad rzeczami, które są u mnie wyzwalaczami, będę też musiała z nią ustalić wszystkie pofragmentowane części osobowości, co pewnie ma związek z tym zadaniem, które otrzymałam bo różne wyzwalacze wywołuję we mnie różne, skrajnie odmienne reakcje i zachowania.
Prywatnego leczenia to ja też nie bralam pod uwagę jak w Polsce byłam, a wtedy jak studiowalam to ze stypendiami, pracą i rentą spokojnie byłoby mnie stać. Ale wiadomo jaki koszt terapii jest, to mi żal było patrząc na ogólnie zarobki i ceny wszystkiego xd
Ja też nienawidze gadać o pieniądzach w każdym znaczeniu tego słowa. Można powiedziec, ze mam "fobię" pieniędzy, która jest intensywna do tego stopnia, że jak jeszcze mój chłopak miał długi i słabo sobie radził z finansami, to ja panicznie balam si pytać go ile np. zostało mu po spłacie wszystkiego do końca miesiąca, żeby wiedzieć czy nam starczy czy mamy oszczędzać. Jestem pod tym względem chyba idealną babą dla chłopa, bo nie zaglądam w portfel, oczywiście ze strachu xd Na swoje konto też bardzo rzadko wcgodzę, jak mi kasa znika to odczuwam silny lęk. Zawsze tak mialam i nie wiem z czego to wynika.
A o jakiejś ochronie albo małej recepcji nie myślałaś? W sense ochronie to mi chodziło o coś w stylu co kolega nieobecny zbyszek pisał, że tak pracuje.
Do biblioteki to chyba po polonistyce chca, ale tam też ciężko się dostać. Ogólnie ludzie lgną do takich prac z książkami, ja kiedyś chciałam do księgarni się załapać i lipa, zbyt dużo chętnych i ogłoszenia byly już nieaktualne zanim wgl złożyłam cv (w sensie pytałam się na sklepie osobiście). To samo tutaj w Niemczech jak pojawia się ogłoszenie o pracę w magazynie z książkami to stosunkowo dużo Polaków chce tak pracować.