PhobiaSocialis.pl
Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Wersja do druku

+- PhobiaSocialis.pl (https://www.phobiasocialis.pl)
+-- Dział: Problemy i porady (https://www.phobiasocialis.pl/forum-14.html)
+--- Dział: Szkoła, studia, praca (https://www.phobiasocialis.pl/forum-20.html)
+--- Wątek: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich (/thread-33742.html)

Strony: 1 2 3 4


Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Ciasteczko - 23 Lip 2021

Temat dla osób bezrobotnych, utrzymywanych przez rodziców/partnera/męża/żonę/kogokolwiek. Albo dla osób, ktore zarabiają mniej od partnera, który w związku z tym musi więcej dokładać do wspólnych rachunków. 

Czy też odczuwacie w związku z tym poczucie winy? 
Ja przyznam, że mnie gnębi praktycznie codziennie i to w dużm stopniu, nie moge się tego pozbyć, żadne racjonalizacje nie pomagają, ani nawet zapewnienia partnera, że jemu to nie przeszkadza. 

Wcześniej jak jeszcze byłam na bezrobociu to właściwie facet sam mnie namawiał, żebym psychicznie odpcozęła, doszła do siebie. Teraz mam prace, a nawet dwie ale są to takie fuchy do dorobenia się, pracuję mniej więcej na pól etatu. Nie byłam w stanie znaleźć niczego na pelen etat w tamtym okresie przez covid, fobię i brak prawa jazdy (z mojego miasta do miejscowości obok dojazd jest lipny, nie mam szans na pracę zmianową, a większość tutaj jest na zmiany). Część  mojej wypłaty idzie oczywiście do partnera na opłate rachunków itp. Wciąż jest to mniej niż on wykłada w swojej połowie. 
Ja natomiast zajmuje się domem tak, ze on po powrocie z pracy nic nie musi robić, ma czas dla siebie. Ja gotuję, sprzątam, robie mu posilki do pracy, jedynie w środy i czwartki on sam musi o siebie zadbać, bo ja wtedy też jestem w robocie. 
Mimo to nie mogę pozby się poczucia winy, które mnie gnębi cały czas praktycznie. Mój chłopak dba o mnei bardzo i mnie lubi "rozpieszczać", często spontanicznie mi coś kupi, zabierze mnie gdzieś mimo, że wszystko to idzie z jego niewielkich oszczędności (ja niczego nie wymagam, żadnych prezentów, on sam je robi). 
Czuję się winna, że mu sidzę na głowie i argument o tym, że jednak pracuję i zajmuję się domem, a nie siedzeniem na tyłku do mnie nie dociera jakoś. W sensie rozumiem to tak poznawczo ale do moich emocji i głębokich przekonań nie chce to dotrzeć. 
Byłam wychowana przez siostrę, która siedziała całe życie na utrzymaniu męża pijaka i w nas wszystkich zaszczepiła silne poglądy o niezależności finansowej od faceta, genralnie w przestrzenu publicznej też obecnie jest mocn podkreslane 100% partnerstwo w związku i niezależność finansowa, obecncie kobietu siedzące na utrzumaniu męża czy partnera z różnych powodów, podlegają ostracyzmowi. Ja byłam święcie przekonana, że będę niezależna, że po prostu będę zawsze i wszędzie dzielić się z drugą połówką po równo, po równo płacić za rachunki i wszystko inne. Nie sądziłam ,że zaburzenia psychiczne uniemożliwią mi życie zawodowe, w życiu się tego nie spodziwalam. A jednak stało się. 
Chłopak mnie utrzymuje i mimo, że skaczę wokól niego jak moge, to jednak i tak jest mi wstyd. 
Sytuacje pogarsza fakt, że ja wyglądowałam tak z powodu zaburzeń, mój chłopak poza chodzneiem do pracy na etat musiał jeszcze znosić moje najgorssze miesiace, ostatecznie doszło do tego, że on sam zaczyna sobie psychicznie nie radzić, bardzo często w pracy mi pisze, że miał lub ma zły humor, że czuje sę źle i że jest w nim masa negatywnych emocji,z którymi nie umie sobie poradzić. 
Oczywiście to powoduje moje dalsze obwinianie siebie, że go do tego stanu doprowadziłam, że jestem pasożytem i że jestem bezużyteczna (nic za mną nie stoi, nie mam prawa jazdy, nie mam żadnych dobrych kwalifiacji, mam zaburzenia psychiczne i nie radze sobie ze stresem no i boj się nawet prostych interakcji z ludźmi). Nic nie daje, że mój chłopak każe mi przestać siebie obwiniać i mówi, że jego emocje są też przez złe relacje z rodziną, ja i tak mam wrażenie, że on gdzieś tam podświadomie może mieć problem o to, ale mnie kocha i mi tego nie powie wprost. Być może sobie tuaj dopisuję ale nie mogę pozbyć się tego wrażenia.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - jutro - 23 Lip 2021

(23 Lip 2021, Pią 11:18)Ciasteczko napisał(a): Ja natomiast zajmuje się domem tak, ze on po powrocie z pracy nic nie musi robić, ma czas dla siebie. Ja gotuję, sprzątam, robie mu posilki do pracy, jedynie w środy i czwartki on sam musi o siebie zadbać, bo ja wtedy też jestem w robocie. 

Ale przecież to bardzo dużo. Osobiście wole pracować w wydzielonym na to czasie (praca) a później mieć wywalone i spokój. No ale Tobie na pewno nie ulży to czytając. Może twojemu facetowi też przydała by się jakaś terapia zanim problemy urosną za bardzo?


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Ciasteczko - 23 Lip 2021

(23 Lip 2021, Pią 12:16)jutro napisał(a):
(23 Lip 2021, Pią 11:18)Ciasteczko napisał(a): Ja natomiast zajmuje się domem tak, ze on po powrocie z pracy nic nie musi robić, ma czas dla siebie. Ja gotuję, sprzątam, robie mu posilki do pracy, jedynie w środy i czwartki on sam musi o siebie zadbać, bo ja wtedy też jestem w robocie. 

Ale przecież to bardzo dużo. Osobiście wole pracować w wydzielonym na to czasie (praca) a później mieć wywalone i spokój. No ale Tobie na pewno nie ulży to czytając. Może twojemu facetowi też przydała by się jakaś terapia zanim problemy urosną za bardzo?

Terapeutka powiedziala mi to samo. 

Co do mojego partnera to chcemy zeby szedl na terapie, kase tez ma na to, on tez jedt zdecydowany, ale jakod to stale przeciaga. Musze przysiasc z nim w weekend i czegos poszukac.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - jutro - 23 Lip 2021

(23 Lip 2021, Pią 12:28)Ciasteczko napisał(a): Musze przysiasc z nim w weekend i czegos poszukac.

Słusznie


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Lato - 24 Lip 2021

Mam 27 lat i jestem nadal utrzymywany przez rodzica, który płaci za rachunki i podstawowe potrzeby a ja płacę za swoje wydatki. Oczywiście będąc wielką pomocą dla rodziny odczuwam poczucie winy z powodu tej sytuacji a jako człowiek tak wielkiego sukcesu nie mogę obyć się bez poczucia wstydu. Wyrzucam sobie, że mógłbym już całkiem nieźle zarabiać a zamiast tego jestem uzależniony finansowo od rodziny.
Próbuję sobie z tym odrobinę radzić tłumacząc sobie, że gdybym był nauczony samodzielności i poczucia odpowiedzialności za samego siebie, to nie byłoby takiej sytuacji. Może to nie uczciwe i trochę wygląda to jak przerzucanie winy i obwinianie innych. W zamian trochę zajmuję się domem choć nie zawsze wywiązuję się fenomenalnie ze swoich obowiązków. Na szczęście jeszcze nikt nie daje mi bezpośrednio i w ogóle znać jakim jestem ciężarem.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Wiedźma - 25 Lip 2021

Zarejestrowałam się na forum lata temu, ale co jakiś czas wracam tutaj, żeby Was podczytywać. Niestety, u mnie wciąż nie jest dobrze, a Twój post, Ciasteczko, skłonił mnie do wynurzeń. Praktycznie w tym miejscu mogłabym zrobić kopiuj-wklej, bo moje życie wygląda toćka w toćkę jak Twoje. Z tą różnicą, że mój mąż nie jest tak wyrozumiały jak Twój chłopak. 

Niby wszystko jest ok, na co dzień nie daje mi odczuć, że jestem pasożytem. Ale w kłótniach (ostatnio w listopadzie) wyrzyguje mi, że jestem największym dziwadłem na naszej ulicy, wyśmiewa moją pracę i zarobki. Myślę podobnie, więc te słowa powinny spłynąć po mnie jak po kaczce, ale w takich chwilach mam ochotę po prostu wyjść z domu i nie wrócić.

Ale do brzegu. Doszłam do wniosku, że choćby skały sra** muszę zmienić swoje życie. Dlatego od września rzucam swoją dotychczasową "pracę" zdalną na kompie i idę do prawdziwej roboty. Marzę o prostej pracy fizycznej, oczywiście bez nadmiernej interakcji z ludźmi. Nie wiem, czy mi się powiedzie, ale to chyba moja ostatnia deska ratunku. 

Moje problemy nie wzięły się znikąd. Pijący ojciec, nadopiekuńcza matka, upokarzające incydenty, molestowanie w gimnazjum i wreszcie nadopiekuńczy chłopak i teraz mąż. Jednak wiem, że największą krzywdę zrobiłam sobie sama, gdy zamiast wziąć życie we własne ręce, oddałam je walkowerem. 

Pozdrawiam Cię serdecznie (i wszystkich na forum) i trzymam kciuki, by udało Ci się naprawić swoje życie zawodowe.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Reszko - 25 Lip 2021

Tak sobie czytam niektóre posty i chyba się zaczynam samonakręcać. U mnie w rodzinie nie było patologii, nikt nie pił, nie bił, nie umarł, społeczeństwo też nie było dla mnie jakoś specjalnie okrutne i chyba nie mam powodu, by się go bać. A jednak! A jednak jestem z+:Ikony bluzgi kochać 2:. I czuję w środku, że nie mam dla tego zupełnie żadnego usprawiedliwienia.
Wracając do tematu, ja również nigdy w życiu nie pracowałem, nie licząc wolontariatu i staży, które nie dają nawet najniższej krajowej. Co więcej, od dziecka nie wyszedłem z przekonania, że praca to jakiś nieosiągalny przywilej osób bardziej zaradnych ode mnie, że ja w sumie nie nadaję się do żadnej pracy i nie czuję się godny, by mi za cokolwiek można było zapłacić. "Wolę" robić rzeczy za darmo, bo wtedy nie boję się, że coś zawalę i ktoś będzie zły na moją pracę. To chyba kwestia bardzo niskiej samooceny i braku pewności siebie. Z drugiej strony marzę o tym, by być zaradny, ale zupełnie nie znam realiów, nie odnajduję się w społeczeństwie, przeraża mnie proces rekrutacji i ta cała autoprezentacja z nim związana. Ostatnio zacząłem bać się przyszłości, zacząłem wyobrażać sobie siebie pod mostem lub myśleć teoretycznie o samobójstwie. Nie potrafię rozmawiać z ludźmi wokół mnie - z rodziną, resztką znajomych, bo z takimi spotkaniami wiąże się widmo opowiadania o swojej aktualnej sytuacji społeczno-zawodowej, porównywanie się z bardziej ambitnymi jednostkami (szczerze mówiąc, to przeciętny szary pracownik wydaje mi się być bardziej ambitny ode mnie, więc lęk jest ponad moje siły). Gdy chodziłem do szkoły, patrzono na mnie z podziwem, miałem ponadprzeciętnie dobre oceny (nie myślcie, że chcę się pochwalić, po prostu tak było), rodzice spodziewali się, że w przyszłości będę kimś. Nigdy jednak nie rozmawiali ze mną, nie pomogli mi nawet szukać swojej drogi, nie pytali, po prostu zakładali, że ja sam będę wiedział, co robić, by tak było. Po liceum wszystko się zawaliło, załamanie psychiczne, działanie po omacku, lęki i codzienne myślenie o śmierci. Pojedyncze przebudzenia nie były w stanie pchnąć mnie do działania. W ogóle nie wiedziałem, co robię, nie było w tym żadnego planu, żyłem bardziej z dnia na dzień, odkładając myśl o przyszłości na potem. Wtedy też zacząłem olewać wiele spraw, chyba pierwszy raz w życiu poczułem, że nie muszę, mam wolną wolę i na wiele rzeczy położyłem przysłowiową "lachę", mając nadzieję, że długo nie pożyję.
Dziś mam 27 lat, jestem na utrzymaniu rodziców, czuję się najgorszym pasożytem, nie mam perspektyw i każdego wieczoru mam nadzieję, że jutro jakimś magicznym trafem się nie obudzę.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Wiedźma - 25 Lip 2021

(25 Lip 2021, Nie 8:10)Reszko napisał(a): Tak sobie czytam niektóre posty i chyba się zaczynam samonakręcać. U mnie w rodzinie nie było patologii, nikt nie pił, nie bił, nie umarł, społeczeństwo też nie było dla mnie jakoś specjalnie okrutne i chyba nie mam powodu, by się go bać. A jednak! A jednak jestem z+:Ikony bluzgi kochać 2:. I czuję w środku, że nie mam dla tego zupełnie żadnego usprawiedliwienia.

Nie nakręcaj się  :Gesty - Ale:  Jestem zdania, że u mnie czynnikiem decydującym była nadopiekuńczość matki, a potem partnera. Znam osoby z patologicznych domów, które mimo przeciwności losu świetnie sobie radzą w dorosłym życiu.
Ale gdy człowiek od dzieciństwa nie ma wpojonego poczucia własnej wartości, a jednocześnie nie jest zmuszony do samodzielności, to prosta droga do bycia życiowym nieudacznikiem. Z kolei dzieci wywodzące się z patologii, ale zdane wyłącznie na siebie, często wyrastają na ludzi zaradnych i osiągających sukcesy (choć nie bez problemów). 
U mnie też nie było pochwał za naukę ani żadnych rad "co dalej". I tak samo oczekiwano, że jako zdolna uczennica łatwo sobie poradzę w dorosłym życiu. 
Wiesz, kiedy udało mi się rozwinąć skrzydła? Gdy byłam zdana na siebie, np. podczas pracy za granicą. Wyjechałam praktycznie z obcymi sobie ludźmi i pełniłam rolę tłumacza, bo nikt oprócz mnie nie znał języka. Mimo że pracowałam ciężko fizycznie, czułam się chyba najlepiej w całym życiu. Głowa wolna od myślenia, brak czasu na analizę każdej pierdoły, codzienna rutyna ograniczająca się do zaspokojenia podstawowych potrzeb fizycznych - to mi pomogło. 
Teraz mam zajęcie wymagające kreatywnego myślenia i ślęczenia przed komputerem, a po całym dniu czuję się jak wyciśnięta cytryna. Dodatkowo caly czas czekam, aż ktoś odkryje, że jestem za głupia, za powolna i za leniwa do tej pracy. Nie pomaga też otoczenie, które uważa, że "coś tam robię na komputerze, ale tak naprawdę uj wie co". 
Dlatego teraz celuję znów w pracę fizyczną, mam nadzieję, że dzięki temu znów poczuję, że żyję.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Reszko - 25 Lip 2021

(25 Lip 2021, Nie 10:14)Wiedźma napisał(a): Teraz mam zajęcie wymagające kreatywnego myślenia i ślęczenia przed komputerem, a po całym dniu czuję się jak wyciśnięta cytryna. Dodatkowo caly czas czekam, aż ktoś odkryje, że jestem za głupia, za powolna i za leniwa do tej pracy. 

Brzmi mi to trochę jak tzw. "syndrom oszusta".


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Ciasteczko - 25 Lip 2021

Cytat:Niby wszystko jest ok, na co dzień nie daje mi odczuć, że jestem pasożytem. Ale w kłótniach (ostatnio w listopadzie) wyrzyguje mi, że jestem największym dziwadłem na naszej ulicy, wyśmiewa moją pracę i zarobki. Myślę podobnie, więc te słowa powinny spłynąć po mnie jak po kaczce, ale w takich chwilach mam ochotę po prostu wyjść z domu i nie wrócić.

Masz przemocowego chłopaka, bo uderza pewnie w punkty, które bardzo Cię bola, przykro mi. 
Nie zawsze jest tak, ze można znaleźć lepsza pracę z dnia na dzień, albo z dnia na dzień podnieść swoje kwalifikacje, to wymaga czasu i w tym czasie (szukania) lepej być w dobrym nastroju niż czuć się jak g*wno, bo ktoś Cię obraża :Stan - Niezadowolony - Obraża się: 




Cytat:Moje problemy nie wzięły się znikąd. Pijący ojciec, nadopiekuńcza matka, upokarzające incydenty, molestowanie w gimnazjum i wreszcie nadopiekuńczy chłopak i teraz mąż. Jednak wiem, że największą krzywdę zrobiłam sobie sama, gdy zamiast wziąć życie we własne ręce, oddałam je walkowerem. 


Ja mojego chłopaka nigdy nie postrzegałm jako nadopiekuńczego, chociaż może coś w tym byc. Dawniej jak żyłam sobie sama i nie byłam w związku to wszystko musiałam łatwić też sama, ale pamiętam, że już wtedy unikałam jak ognia życia zawodowego i wszystkego co jest z tym związne. Ja nie czuje sie wychowywana nadopiekuńczo (chociaż próbowano w domu mi to wmówić), bo wiele rzeczy potrafię załatwić, mieszkam też za granicą i codziennie musze mierzyć się ze sprawami urzędowymi czy ogólnie prawem niemieckim jak chodzi o coś zwiazanego np. z pracą i jakoś sobie radzę. U mnie lęk przed pracą wynia z fobii społecznej oraz panicznego lęku przed porażką i byciem ocenianym.

Cytat:Wracając do tematu, ja również nigdy w życiu nie pracowałem, nie licząc wolontariatu i staży, które nie dają nawet najniższej krajowej. Co więcej, od dziecka nie wyszedłem z przekonania, że praca to jakiś nieosiągalny przywilej osób bardziej zaradnych ode mnie, że ja w sumie nie nadaję się do żadnej pracy i nie czuję się godny, by mi za cokolwiek można było zapłacić. "Wolę" robić rzeczy za darmo, bo wtedy nie boję się, że coś zawalę i ktoś będzie zły na moją pracę.

Ja mam bardzo podobnie. Tzn. jak widze ogłoszenie o np. zlecenie wykonania jakiegoś rysunku, ktore jest w ramach wolontariatu i takie, za które ko chce zapłacić to można się domyślić co wezmę xd Również nie potrafię upominać się o swoje pieniadze, chyba, że pracodawca "zapomni" zapłacić mi dość sporo z wypłaty, albo o całej zapomni, ale jak coś tam się troszku nie zgadza to ja nawt się nie upomnę, negocjowanie mojego wynagrodzzenia to dla mnie już wgl fantastyka, nie jestem w stanie wyobrazić sobie siebie w takim scenariuszu. Co najlepsze, to nie dotyczy tylko wykonwania pracy. Ja nawet za darmo oddaję rzeczy, ktorych chcę się pozbyć, albo po zdecydowanie niższej cenie, lub po targowaniu się. Mam nwet w takich sytuacjach myślenie, ze jak nie dam nisko to nikt nie kupi czegoś, bo to ode mnie.... Wiem, ze to żasłone ale ja mam tak niską samoocenę, że często odnoszę wrażenie, że dosłownie każdy mną gardzi i ma jakiś problem i że ja muszę ludziom "robić dobrze". 



Cytat:Z drugiej strony marzę o tym, by być zaradny, ale zupełnie nie znam realiów, nie odnajduję się w społeczeństwie, przeraża mnie proces rekrutacji i ta cała autoprezentacja z nim związana. Ostatnio zacząłem bać się przyszłości, zacząłem wyobrażać sobie siebie pod mostem lub myśleć teoretycznie o samobójstwie. Nie potrafię rozmawiać z ludźmi wokół mnie - z rodziną, resztką znajomych, bo z takimi spotkaniami wiąże się widmo opowiadania o swojej aktualnej sytuacji społeczno-zawodowej, porównywanie się z bardziej ambitnymi jednostkami 


Ja unikam towarzystwa ludzi poza tymi z inernetu i tymi (nieliczni, z obcych to wlaściwie jedna osoba), którzy sa w miarę na bieżąco z moim życiem. Boję się natomiast kontaktu z rodziną mojego chłopaka, bo oni bardzo oceniają człowieka po wykonywanym zawodzie (taka tradycjonalistyczna rodzina), w moim przypadku pewnie lepiej byłobu jakbm siedziała na d*pi ale miała dziecko na wychowaniu, niż pracowała na pól etatu jako sprzątaczka. 

Cytat:Po liceum wszystko się zawaliło, załamanie psychiczne, działanie po omacku, lęki i codzienne myślenie o śmierci. Pojedyncze przebudzenia nie były w stanie pchnąć mnie do działania. W ogóle nie wiedziałem, co robię, nie było w tym żadnego planu, żyłem bardziej z dnia na dzień, odkładając myśl o przyszłości na potem. Wtedy też zacząłem olewać wiele spraw, chyba pierwszy raz w życiu poczułem, że nie muszę, mam wolną wolę i na wiele rzeczy położyłem przysłowiową "lachę", mając nadzieję, że długo nie pożyję.

Dziś mam 27 lat, jestem na utrzymaniu rodziców, czuję się najgorszym pasożytem, nie mam perspektyw i każdego wieczoru mam nadzieję, że jutro jakimś magicznym trafem się nie obudzę.


Byłeś z tym u specjalisty? To brzmi jak depresja albo silne zalamanie nerwowe. Nie dziwię się, że mialeś w*:Ikony bluzgi kochać 2: na przyszłość, bo w takim stanie trudno inaczej. Ja też żyję z dnia na dzień, u mnie teraz t skutek unikania konfrontacji z życiem i myślenia o nim. Żyję z myślą, że "jakoś to będze", a wiadomo, ze jet ch*jowo, bo ja mam odczucie jakbym nie miała kontroli nad swoim życem, a z drugiej strony panicznie boję się ją wziąć.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Ciasteczko - 25 Lip 2021

Cytat:Nie nakręcaj się  [Obrazek: podstawowe-gest-ale.gif]  Jestem zdania, że u mnie czynnikiem decydującym była nadopiekuńczość matki, a potem partnera. Znam osoby z patologicznych domów, które mimo przeciwności losu świetnie sobie radzą w dorosłym życiu.

Ale gdy człowiek od dzieciństwa nie ma wpojonego poczucia własnej wartości, a jednocześnie nie jest zmuszony do samodzielności, to prosta droga do bycia życiowym nieudacznikiem. Z kolei dzieci wywodzące się z patologii, ale zdane wyłącznie na siebie, często wyrastają na ludzi zaradnych i osiągających sukcesy (choć nie bez problemów). 


Z takimi stwierdzeniami to byłabym ostrożna. Znam ten stereotyp, że osoby z patologii sa czesto zaradne, a ci chowani pod kloszem niezbyt ale narpawdę nie ma reguly na to. 
Ja pochodze z rodziny zastępczej, która wmawiała mi przez całe życie, ze moi biologiczni rodzice wychowywali mnie nadopiekuńczo, że wyręczali mnie we wszystkim i przez wiekszość życia w to wierzyłam, co powodowało silne wyrzuty sumienia  i czcie się gorszą, bo właśnie "ludzie mają gorzej, patologie na chacie  i sobie radzą, a jak miałam za dobrze i nie potrafię, to ze mną jest coś nie tak". Takie myślenie o nadopiekuńczości moich rodziców wzięło się z dwóch powodów, po pierwsze z tego, ze ja jako dziecko praktycznie do smierci mamy (czyli jak miałam jakoś 11 lat) spałam z nią  w jednym łó,zku jakbm była małym dzieckiem, po drugie byłam dzieckiem płaczliwym, mazgajowatym, jak przyjeżdżałam na wakacje do siostry i jej dzieciaków, gdzie szwagier stosował przemoc i krzyki, to potrafiłam w środku nocy w dużym mieście po prostu uciec z domu ze strachu, a moi siostrzeńce "wytrzymywali to" bo byli do tego przyzwyczajeni. Taka delikatnosć psychiczna w połączeniu z tym, że nic nie potrafilam wokół siebie zrobić, to był dla mojej siostry (która później stała się moją rodziną zastępcza) znak, że nasza matka mnie rozpieszczała za bardzo. Ja pmiętam to jednak trochę inaczej. Okres wczesnego dzeiciństwa czyli tak mniej więcej od przedszkola do wczesnych lat podstawówki, pamiętam jako czas spędzany z mamą na pomaganiu na polu w pieleniu grządek, zajmowaniu się zwierzętami gospodarskimi, nawet obrabianiu ich np. na rosól, wspólnym gotowaniem, pieczeniem , przygotowniem konfitur itp. Matka mi pokazywała jak robić taki rzeczy, ja też ni unikałam tych obowiązkow. Nie było to żdne wyręczanie mnie. Wszystko zaczęło się psuć jak matka na raka zachorowała, wtedy wszystko kręciło się wokół choroby (co jest normalne) i faktycznie od tego okresy aż po śmierć mojego ojca w czasie późnijszym (popadł w alkoholizm po śmierci matki) byłam wyręczana we wszystkim, ale bardziej miało to związek z zaniedbanim mnie bo nikt w chacie nie zwracał na mnie uwagi, niż z nadopiekuńczoscią. Mój ojciec np. bardziej był zainteresowany, żeby samemu zrobić obiad, postawic na stole a potem pójść do kumpla się naj*bać, niż spędzać czas na pokazywaniu mi jak się gotuje ipt. W każdym razie doszło do tego, że jak suostra wzięła mnie do siebie na wychowanie to nie potrafiłam zrobić nic, ani kanapek,czy obiadu (jej corka już w wieku 7 lat potrafila gotować), a okna myłam np. brudną szmatą od podłogi, bo nie wiedziałam, że sa do tego ścierki. 

Ja nie wierzę w to stwierdzenie. Wiele osób, ktore w szkole mnie przesladowaly tż pochodzą z patologii, a ich życie zaodowe nie różni się wiele od mojego. Wiekszosc tez siedzi za granica, wykonuja niko platne prce, niektórzy na zasiłki trafiają, czyli s jeszcze bardziej niezaradni. Moim zdaniem to kwestia głownie osobowości. Jak ktoś żyje w patologii i ma wiele rodzenstwa to bedzie wchodzul w role w zależności od swoich predyspozycji. Tzw. dziecko bohater, czyli to, które czuje sie odpowiedzialen za rodzenstwo mlze w przyszłości osiągnąć duzy sukces zawodowy bo od dziecka jest bardzo odpowiedzialne, ale już taki np. kozioł ofiarny to nawet w więzieniu może skończyć. 

Cytat:U mnie też nie było pochwał za naukę ani żadnych rad "co dalej". I tak samo oczekiwano, że jako zdolna uczennica łatwo sobie poradzę w dorosłym życiu. 
Wiesz, kiedy udało mi się rozwinąć skrzydła? Gdy byłam zdana na siebie, np. podczas pracy za granicą. Wyjechałam praktycznie z obcymi sobie ludźmi i pełniłam rolę tłumacza, bo nikt oprócz mnie nie znał języka. Mimo że pracowałam ciężko fizycznie, czułam się chyba najlepiej w całym życiu. Głowa wolna od myślenia, brak czasu na analizę każdej pierdoły, codzienna rutyna ograniczająca się do zaspokojenia podstawowych potrzeb fizycznych - to mi pomogło. 
Teraz mam zajęcie wymagające kreatywnego myślenia i ślęczenia przed komputerem, a po całym dniu czuję się jak wyciśnięta cytryna. Dodatkowo caly czas czekam, aż ktoś odkryje, że jestem za głupia, za powolna i za leniwa do tej pracy. Nie pomaga też otoczenie, które uważa, że "coś tam robię na komputerze, ale tak naprawdę uj wie co". 
Dlatego teraz celuję znów w pracę fizyczną, mam nadzieję, że dzięki temu znów poczuję, że żyję.

W jakim kraju byłas? To super, że pełniłaś rolę tłumacza, to w pewnien sposób "pestiż" za granica. Ja by ni dała rady, znam jezyk niemiecki dużo lepiej niż mój chłopak, mam większy zasób słownictwa ale ostatcznie jem i tak idzie w mowie dużo lepiej niż mi bo... nie boi się mówić. Ja nie gdam tutaj z nikim i unkam konwersacji po niemiecku przez fobie. Mi strach przd ludźmi prktycznie wyklucza możliwość porozumiewania się w obcym języku i swobodnej komunikacji, dlatego często odczuwam poczucie braku sensu uczenia się jezyka, bo co z tego skoro go i tak ni wykorzystam :Stan - Niezadowolony - Obraża się: 

Wgl masz specyficznie, bo ludzie z reguły ucikają z fizycznych do biurowych, rzadko na odwrót. Ja gdybym miala pracę biurową, jakąkolwiek, nawet głupie klepanie w klawiaturę to już w rodzinei byłabym postrzegana jak "ktoś", jako osob, która ma "normalną" pracę, bo u mnie ktoś, kto pracuje fizycznie może być tylko studentem lub uposledzonym jesli robi tak całe życie.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Zasió - 25 Lip 2021

Jakby ktoś chciał mnie utrzymywać w zamian za bycie razem i seks, to byłoby dla mnie duże osiągnięcie i nobilitacja. =


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - kartofel - 25 Lip 2021

Jeszcze względnie niedawno, bo może 2-3 lata temu miałam właściwie identyczne myśli jak @Reszko . Też byłam najlepszą uczennicą, też nie miałam wsparcia i też byłam przekonana, że "prawdziwa" praca to nie dla mnie. Że jestem za głupia, nikt mnie nie zatrudni, że będę pracować przy taśmie pomimo inteligencji i wyższego wykształcenia... Lęk mnie wręcz paraliżował.
Generalnie mam w życiorysie około pół roku, którego się kiedyś bardzo wstydziłam - to było po rzuceniu jednych studiów jakoś zimą. Przygotowywałam się wtedy do pisania od zera kolejnej matury (miałam 20/21 lat)... I w zasadzie tyle. Nie pracowałam. Nie leczyłam się. Byłam całkowicie zależna od matki, która widziała, że dzieje się coś bardzo złego, ale nie potrafiła mi pomóc. Mój ówczesny chłopak wprost nazywał mnie pasożytem. Może i miał rację, ale to zdecydowanie nie byla motywacja, której potrzebowałam. Wydawało mi się, że przegrałam życie. Składałam się wtedy chyba tylko z poczucia winy, lęków, wyrzutów sumienia i myśli samob*jczych.
Nigdy, przenigdy nie chciałabym doprowadzić do podobnej sytuacji.
Na szczęście w ostatniej chwili trafiłam pod opiekę psychiatrki i terapeutki, które postawiły mnie na nogi. Myślę, że gdyby nie one, to albo już by mnie nie było na tym łez padole, albo spełniłyby się moje proroctwa o przegraniu życia. Niestety nadopiekuńcze matki bywają równie szkodliwe, co te zimne i zdystansowane.

W wieku 21 lat podjęłam pierwszą, malutką dorywczą pracę i był to dla mnie wtedy krok milowy. W końcu miałam swoje pieniądze (nie licząc stypendiów dla najlepszych uczniów/studentów). Potem przepracowałam prawie całe kolejne wakacje wykładając i licząc towar w sklepach w nocy. I pomimo bezsensowności tej pracy, i tak byłam zadowolona, że w ogóle coś robię.

A potem zrobiłam jedną z najodważniejszych i najbardziej rozpaczliwych rzeczy w swoim życiu i na przedostatnim roku studiów zaaplikowałam na program stażowy do mojego wówczas wymarzonego koncernu.

Long story short - po dwóch latach jestem tam inżynierem i mam swoją działkę, w której się specjalizuję. Nie jest to więc zawrotna kariera, ale w moim subiektywnym odczuciu odniosłam sukces zawodowy.

Piszę to dlatego, że sama potrzebowałam podobnych historii w czasach, kiedy byłam "na dnie". Wchodziłam wtedy na forumek i nakręcałam się, widząc wpisy osób, które po studiach wychodziły na rynek pracy z gołym cv i mogły sobie nim co najwyżej otrzeć łzy. Bałam się, że też ocknę się nagle około trzydziestki, że czeka mnie wieczne bezrobocie...

Ale skoro kartofel z patologicznej rodziny, kartofel, który o mało co nie odszedł z tego świata, kartofel-czlowiek trauma jakoś się usamodzielnił i wyszedł na prostą, to inni też dadzą radę. Najtrudniej jest pokonać samego siebie i wziąć byka za rogi.

Fakt, że po latach bycia kompletną mimozą, teraz jestem trochę przegięta w drugą stronę i zostałam jednocześnie pracoholikiem i perfekcyjną panią domu. Czasem mam poczucie winy, że słabo "prowadzę gospodarstwo domowe", chociaż przecież mam porządek i umiem gotować. Muszę sama sobie tłumaczyć, że odpoczynek jest równie potrzebny, jak praca i że nie trzeba na niego "zasłużyć".


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Zasió - 25 Lip 2021

"Ale skoro kartofel z patologicznej rodziny, kartofel, który o mało co nie odszedł z tego świata, kartofel-czlowiek trauma jakoś się usamodzielnił i wyszedł na prostą, to inni też dadzą radę."
No jak się ma dobre wykształcenie i umiejętności, to tak, można dać radę, i nawet się jakoś życiowo ustawić, patrz wszyscy programiści z forumka. Dlatego paradoksalnie nadopiekuńcze matki mają racje, że dla życiowego przegrywa wykształcenie to wszystko... gorzej, jeśli ktoś nie nadaje się na inteligenta, albo w nim ten potencjał bezpowrotnie zabito w dzieciństwie...


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - kartofel - 25 Lip 2021

@Zasió myślę, że trzeba mieć przede wszystkim chęci do zmiany i bardzo dużo samozaparcia. Ludzie z mojej grupy na studiach w większości nie pracują w zawodzie ani nawet w branżach pokrewnych. Do kogo mają pretensje? Do wszystkich oprócz samych siebie. A to nie byli żadni fobicy albo inne "przegrywy".
Samo się nic nie zrobi. Nie będąc dziedzicem rodzinnej fortuny, ciężko będzie żyć dobrze, jednocześnie nie robiąc nic, aby to dobre życie sobie wywalczyć.

Oczywiście nie każdy będzie zarabiał kilkukrotność pensji średniej czy chociaż mediany, ale myślę, że dla fobika sama aktywność zawodowa może być poczytywana za sukces. A jeśli ta praca przynosi jeszcze jakąś satysfakcję i pensję pozwalającą na utrzymanie się, to jest naprawdę spoko.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - U5iebie - 25 Lip 2021

meh xP

"ić do pracki będzie lepiej, skoczy ci poczucie własnej wartości, będziesz miau hajs, satysfakcję, poczucie niezależności itd. itp."

meh

mniej więcej to samo jak wtedy kiedy pasożytowałem na starych xP brak problemu z pasożytowaniem, brak frajdy z niepasożytowania, tak mniej więcej u mnie to wygląda, jedno i to samo w sumie, tylko muszę chodzić do pracki której nie lubię


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Zasió - 25 Lip 2021

Byle jaka praca to oczywiście sukces, ale tylko na początku. Wiadomo, jakaś zmiana, wiadomo, kupa hajsu (teraz minimalna to już ze 2k na rękę, nie?) :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: A potem przychodzi :Ikony bluzgi grzybek: i proza życia.
Tak, jak ktoś jest zdolny do walki, to niech walczy. Jak ktoś nie ma problemu z nauką i wiarą w swoją wiedzę, jak nie zapomina wszystkiego, no i jak poszedł na jakiś ścisły czy techniczny kierunek, bo one wymagają jednak głównie wiedzy i nawet dziwak może się wykazać.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Nowy555 - 25 Lip 2021

Ja bardzo zle bym sie czul bedac na utrzymaniu czyim kolwiek.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Danna - 25 Lip 2021

Ale jak skończyć studia z silnymi lękami społecznymi i dystymią (wiecznie obniżonym nastrojem) i jak pracować z tym wśród ludzi? Jak dla mnie historia Kartofla to historia osoby z zupełnie innymi problemami* i jak czytam, że skoro kartoflowi się udało, to każdemu się uda, to aż mnie coś bierze. Wiem kartofel, że chcesz dobrze pisząc tak, ale nie, nie uda się każdemu. Niektórzy będą do końca życia utrzymywani przez innych, niektórzy się za+:Ikony bluzgi kochać 2:ą z bezsilności, niektórzy skończą jako bezdomni. I nie, nie każdemu pomaga psychoterapia i leki. Niektórzy do usranej śmierci będą się szarpać ze swoimi problemami.

*niż moje

---
Przepraszam @kartofel za niefajny ton mojej wypowiedzi. To ja po prostu jestem beznadziejnym przypadkiem i czasem wylewa się ze mnie frustracja.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Reszko - 25 Lip 2021

Dzięki Kartofel za Twoją historię. Widzę w niej pewne elementy, które mogłyby być wspólne w naszych życiorysach i poniekąd chciałbym zwrócić się po pomoc psychologiczną. Wydaje mi się, że dawno powinienem. Nie wiem, czy to pomoże, tak jak pisze Donna, ale trzeba od czegoś znaleźć zmianę i przerwać to błędne koło, a to dość jasny pierwszy krok, trzeba chociaż spróbować.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Luka - 25 Lip 2021

Ja też jestem na utrzymaniu rodziców, też mam 27 lat i fakt ten, działa na psyche i niszczy banie. Szczególnie że wiadomo jak społeczeństwo ocenia takie osoby. Garstka moich znajomych też działa na mnie destrukcyjnie, ogarnięci, zaradni może nie mają jakieś super pracy ale radzą sobie dobrze. Ja nie mam o czym z nimi rozmawiać, wstydzę się u czuje przy nich jak obcy.
Teraz od ponad dwóch miesięcy nie pracuje, a jak pracuje to fizycznie za najniższą krajową. Do niczego się nie nadaje, brak wykształcenie jakiś przydatnych zainteresowań czy umiejętności...
Jestem nie przystosowany do życia i kompletnie nie mam siły żeby walczyć o siebie, to jest trochę tak jak jakieś słabsze zwierzę nie nadąża za stadem, po prostu ginie i dzięki temu stado jest zdrowsze i silniejsze. Uważam, że ci co chcą powinni mieć możliwość odejścia z tego świata z godnością, bezboleśnie, niezależnie od wieku i bez robienie z tego tragedii. Obecnie pcham ten swój wózeczek tylko dlatego żeby nie zniszczyć życia rodzicom i bratu.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Mor - 26 Lip 2021

(25 Lip 2021, Nie 20:06)Zasió napisał(a): nawet się jakoś życiowo ustawić, patrz wszyscy programiści z forumka

Może Cię to pocieszy, ale nie wszyscy.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Monty - 28 Lip 2021

(25 Lip 2021, Nie 17:32)kartofel napisał(a): Ale skoro kartofel z patologicznej rodziny, kartofel, który o mało co nie odszedł z tego świata, kartofel-czlowiek trauma jakoś się usamodzielnił i wyszedł na prostą, to inni też dadzą radę. Najtrudniej jest pokonać samego siebie i wziąć byka za rogi.
Po tym fobicy będą walić do korpo drzwiami oknami :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Przypomniał mi się pewien kulturysta, który stwierdził, że skoro jemu się udało, a nie miał w swojej ocenie warunków, to każdy może zostać kulturystą. Ciekawę co na to dzieciaki z Południowego Sudanu, którym muchy wlatują do nosów?

(25 Lip 2021, Nie 7:37)Wiedźma napisał(a): Niby wszystko jest ok, na co dzień nie daje mi odczuć, że jestem pasożytem. Ale w kłótniach (ostatnio w listopadzie) wyrzyguje mi, że jestem największym dziwadłem na naszej ulicy, wyśmiewa moją pracę i zarobki. Myślę podobnie, więc te słowa powinny spłynąć po mnie jak po kaczce, ale w takich chwilach mam ochotę po prostu wyjść z domu i nie wrócić.
Ależ jest przecież odwrotnie! Spłynąć jak po kaczce powinny gdybyś w nie nie wierzyła.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - kartofel - 29 Lip 2021

@Monty jakkolwiek moja wypowiedź mogła zabrzmieć kołczingowo, to jednak tutaj "dziecko z Sudanu" przemawia do swoich krajan.

Można się tłumaczyć, że przez fobię i różne traumy z przeszłości jest się nieudacznikiem, ale można też spróbować coś zrobić ze swoim życiem (o ile komuś zależy na rozwoju zawodowym). Można sobie tworzyć w głowie scenariusze na temat tego, jak to strasznie będzie w pracy albo że w ogóle się jej nie znajdzie. Można nawet nie pójść na rozmowę kwalifikacyjną. Potem będzie to idealna wymówka, żeby siedzieć na forum i od lat powtarzać w kółko tę samą śpiewkę.

Oczywiście zdarzają się przypadki depresji lekoopornej. Można stawiać duży opór terapeutyczny. Oczywiście nie każdy tutaj zostanie programistą i będzie zarabiał x-naście tysięcy złotych na b2b. Ale po co od razu zaliczać się do grupy "przegranych", jeśli się nawet nie spróbowało?

Całkiem sporo może dać samo wyprowadzenie się od rodziców. Albo chociaż znalezienie jakiejkolwiek pracy. Małe kroczki.

W mojej wypowiedzi chodziło głównie o to, że się DA. Tylko trzeba włożyć sporo wysiłku i przetrwać bardzo silny dyskomfort.

Takie tkwienie w maraźmie nie może dobrze działać na nikogo. To taka samospełniająca się przepowiednia.
Podejrzewam, że gdybym sama te 4-5 lat temu nie zaczęła się posuwać do przodu maleńkimi krokami, to pewnie byłabym w podobnej sytuacji jak część forumowiczów - bez studiów albo ze studiami i gołym cv, bez pracy, bez nadziei na jakąkolwiek zmianę.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Tomek_z_SUR - 29 Lip 2021

@kartofel fobiki Cię znielubią za mówienie tych strasznych optymistycznych prawdziwości.


This forum uses Lukasz Tkacz MyBB addons.