10 Sie 2021, Wto 19:00, PID: 846539
(10 Sie 2021, Wto 18:24)kartofel napisał(a): @Ciasteczko ja jestem "fanką" pracy, bo dla mnie okazała się schodami (fakt, że stromymi), do innego, lepszego, "normalnego" życia. Co nie zmienia faktu, że nie mam żadnej "kariery" i raczej szału na rynku pracy nie zrobię, ale dla mnie moja obecna pozycja i potencjalne możliwości są "good enough". Tak długo brakowało mi pieniędzy (przez przemoc ekonomiczną, nie ubóstwo, bo mój ojciec zarabiał całkiem nieźle), że stały się dla mnie ważne. Nie superważne, ale jednak są poważną sprawą i jednym z filarów poczucia bezpieczeństwa. Powiedzmy, że ułożyłam sobie w głowie historię, gdzie wzięcie się za pracę na etacie dało mi wymarzoną wolność. Dlatego też polecam spróbowanie tej drogi.
Odnośnie trudnej sytuacji po zniknięciu partnera - historia całkiem świeża: pisałam na forumku, że zmarł kolega z pracy. Zostawił żonę, dwójkę dzieci i niespłacony kredyt. Jego żona nie pracowała zawodowo. W zakładzie była zbiórka na pomoc dla niej (ponoć nie od razu dostaje się kasę z ubezpieczenia) i na psychologa. Takie tragiczne historie się zdarzają, nawet jeśli częściej dochodzi zwyczajnie do zdrady, rozwodu albo przemocy.
Inny przykład: z moją mamą przez jakiś czas pracowała kobieta, która po rozwodzie została na lodzie. Owszem, eks płacił alimenty, ale ona pomimo wyższego wykształcenia bez żadnego doświadczenia w cv wylądowała na produkcji. To musiał być dla niej szok. Co gorsza nie bardzo sobie radziła z budżetowaniem i trudno było jej porzucić dawne przyzwyczajenia np. kupowanie drogich perfum.
No ale ty masz normalną pracę i masz karierę w moich oczach. Przecież ty pracujesz zgodnie z wykształceniem, dla mnie to sytuacja, którą można uznać za normę. Także no ja Ci się trochę nie dziwię, ale serio praca to nie tylko wygodne posadki, śmiem twierdzić, że wiekszość ludzi pracuje w ch*jowych warunkach, nie tyle bo "ja tak twierdze", tylko obiektywnie, no praca na takiej kasie albo przy wywozie śmieci raczej do przyjemnych nie należy zbytnio. Taki zapieprz, problemy z urlopem, nadogdziny, 2 lub 3 zmiany, toksyczni ludzie, ciężka tyra fizyczna, chroniczne bóle i niskie stawki to szara rzeczywistość wszystkich fabryk, produkcji, restauracji, piekarni, sklepów, kurierek itp. Ci wszyscy pracując tam ludzie nie przekwalifiują się przecież na programistów 15k, a pracować musza. Powiedz takim osobom, ze praca to przyjemnośc i daje wolność, gdy część z nich pracuje przez większość dnia, a nawet na podstawowe opłaty ich nie stać i leczenie chorób wywolanych właśnie przez prace xd
Żeby nie było, ja tutaj nie namawiam do nieróbstwa, sama szukam kompromisu, ale ogólnie mocno hejcę modne wspólcześnie "lubuenie pracy", gdyż mentalnie bliżej mi chyba do pokolenia naszych rodziców, którzy w większości pracy nienawidzili, pewnie podyktowane to było drapieżnymi warunkami zatrudnienia przypadającymi na lata 90.
Ty piszesz, że praca daje Ci poczucie wolności i bezpieczeństwa, wiesz co mi daje takie poczucie? Jak kiedyś bylam szarpana na jednej produkcji, tu w Niemczech przez jakąś Rumunkę, to ogormne poczucie wolności dawała mi nie świadomośc, że muszę tam tyrać, bo będę miała kasę na rachunki, tylko to, ze w tamtym konkretnym momencie moglam po prostu wyjść z tego kołchozu tk jak stałam i dosłownie to zrobiłam. Po czym grzecznie poczekałam na mojego chłopaka w samochodzie, wsiedliśmy do fury i odjechaliśmy stamtąd szukać szczęścia gdzie indziej. Nigdy nie czułam takigo poczucia kontroli nad swoim zyciem i wolności jak właśnie wtedy. Nie byliśmy uwiązani nigdzie, nie mieliśmy petli na szyi, zobowiązań, mieliśmy tylko samochód i w każdej chwili mogliśmy zmienić kołchoz.
Ja jestem osobą wygodną, żyje mi się dobrze jak jest, ale znam siebie i wiem, że gdybym z powodu swoich idiotycznych decyzji wylądowała jak np. ci amerykańscy nomadzi i spała w przyczepie kempingowej, to jakieś wielkiej straty po okresie kryzysu psychicznego, bym pewnie nie odczuła. Żyłam już w ch*jowych warunkach, da się przeżyć.
Co do sytuacji losowych, to ja wiem, że tak jest xd Dlatego ja wlaśnie nie mam dzieci, zwierząt ani żadnj innej żywej kuli u nogi, nie mam też kredytów, nie kupuję tego na co mnie nie stać (a tym jest przecież kredyt) i żyję skromnie.
No i mam stosunkowo dobre kontakty z pracodawcami obecnymi, myślę, że gdyby facet mnie kopnął w tyłek np, juto albo coś by się stało, to mogłabym się u któregoś z tych pracodawców na pełen etat załapać D: