25 Lip 2021, Nie 7:37, PID: 845746
Zarejestrowałam się na forum lata temu, ale co jakiś czas wracam tutaj, żeby Was podczytywać. Niestety, u mnie wciąż nie jest dobrze, a Twój post, Ciasteczko, skłonił mnie do wynurzeń. Praktycznie w tym miejscu mogłabym zrobić kopiuj-wklej, bo moje życie wygląda toćka w toćkę jak Twoje. Z tą różnicą, że mój mąż nie jest tak wyrozumiały jak Twój chłopak.
Niby wszystko jest ok, na co dzień nie daje mi odczuć, że jestem pasożytem. Ale w kłótniach (ostatnio w listopadzie) wyrzyguje mi, że jestem największym dziwadłem na naszej ulicy, wyśmiewa moją pracę i zarobki. Myślę podobnie, więc te słowa powinny spłynąć po mnie jak po kaczce, ale w takich chwilach mam ochotę po prostu wyjść z domu i nie wrócić.
Ale do brzegu. Doszłam do wniosku, że choćby skały sra** muszę zmienić swoje życie. Dlatego od września rzucam swoją dotychczasową "pracę" zdalną na kompie i idę do prawdziwej roboty. Marzę o prostej pracy fizycznej, oczywiście bez nadmiernej interakcji z ludźmi. Nie wiem, czy mi się powiedzie, ale to chyba moja ostatnia deska ratunku.
Moje problemy nie wzięły się znikąd. Pijący ojciec, nadopiekuńcza matka, upokarzające incydenty, molestowanie w gimnazjum i wreszcie nadopiekuńczy chłopak i teraz mąż. Jednak wiem, że największą krzywdę zrobiłam sobie sama, gdy zamiast wziąć życie we własne ręce, oddałam je walkowerem.
Pozdrawiam Cię serdecznie (i wszystkich na forum) i trzymam kciuki, by udało Ci się naprawić swoje życie zawodowe.
Niby wszystko jest ok, na co dzień nie daje mi odczuć, że jestem pasożytem. Ale w kłótniach (ostatnio w listopadzie) wyrzyguje mi, że jestem największym dziwadłem na naszej ulicy, wyśmiewa moją pracę i zarobki. Myślę podobnie, więc te słowa powinny spłynąć po mnie jak po kaczce, ale w takich chwilach mam ochotę po prostu wyjść z domu i nie wrócić.
Ale do brzegu. Doszłam do wniosku, że choćby skały sra** muszę zmienić swoje życie. Dlatego od września rzucam swoją dotychczasową "pracę" zdalną na kompie i idę do prawdziwej roboty. Marzę o prostej pracy fizycznej, oczywiście bez nadmiernej interakcji z ludźmi. Nie wiem, czy mi się powiedzie, ale to chyba moja ostatnia deska ratunku.
Moje problemy nie wzięły się znikąd. Pijący ojciec, nadopiekuńcza matka, upokarzające incydenty, molestowanie w gimnazjum i wreszcie nadopiekuńczy chłopak i teraz mąż. Jednak wiem, że największą krzywdę zrobiłam sobie sama, gdy zamiast wziąć życie we własne ręce, oddałam je walkowerem.
Pozdrawiam Cię serdecznie (i wszystkich na forum) i trzymam kciuki, by udało Ci się naprawić swoje życie zawodowe.