26 Gru 2017, Wto 21:33, PID: 722433
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 26 Gru 2017, Wto 22:08 przez Ksenomorf.)
Ano, koleżanka wyżej dobrze pisze, wspólnoty rodzinne i wspólnoty lokalnych społeczności, obecnie już praktycznie nieistniejące, nie stwarzały takich warunków do alienacji. Zauważmy też, jakim dobrodziejstwem dla mężczyzn była struktura klasowa społeczeństwa. Otóż taka Jagna czy inna Maryna ze wsi nie mogły sobie nawet roić, że złapią jakiegoś szlachciurę czy innego paniczyka, byłby to mezalians, coś niepojętego, więc z pełną naturalnością brały brudnego Antka od pługa czy głupiego kowala Jaśka, a syn organisty to już było ho ho ho, nawet troszkę głupio. Owszem, mogły się potem puszczać po krzakach, dopóki ich na wozie gnoju nie wywieźli gdzież za pole, ale chodzi o to, że każdy kiep z wioski mógł liczyć, że znajdzie żonę, bo ramy społeczne były zamknięte, i to w obrębie wioseczki. A teraz? Taka Maryna z największego zadupia Suwalszczyzny i już od nastu lat siedzi na fejsbukach, wie, że pojedzie do Warszawy i tam znajdzie księcia (no offense) – i to nie rojenia, to plany, rzeczywistość. Każda mierzy wyżej, wszystko się kumuluje. Kiepy, mężczyźni deczko ułomni, życiowe melepety, którym żadna swatka nikogo już ściągnie, muszą siedzieć samotne, nie ma ram społecznych, które im pomogą. Nie chcę uderzać w jakieś desperackie tony, że to już czasy, w których tylko grupa rozpłodowych buhajów alfa ma dostęp do kobiet, ale ogólnie rzecz biorąc, wbrew pierwszemu wrażeniu, jest dla nas gorzej niż lepiej. Skutki egalitaryzmu.