16 Maj 2014, Pią 22:53, PID: 393090
Owszem, nie dostrzegają, nie rozumieją i nie potrafią sobie wyobrazić naszych problemów. Co więcej nie tylko nasze "kalectwo" jest dla nich niewidzialne, w ogóle jako osoby potrafimy być niewidzialni (wiem z autopsji). Dlatego nie bardzo jest sens liczyć na to, że ktoś sam z siebie, w końcu się nami zainteresuje, że zapyta o co chodzi, że pomoże jakoś itp, zwłaszcza jeśli akurat nie emanuje z nas totalna depresja.
Nie tak dawno czekałem gdzieś i przez szybę spoglądałem na ludzi na ulicy, zobaczyłem jak ktoś idzie sobie swobodny, wyluzowany i pomyślałem sobie wtedy, że w odróżnieniu ode mnie, inni ludzie właściwie wszędzie czują się jak u siebie w domu, że dla nich cały świat jest w sumie jak wielki plac zabaw, że gdzie się nie obrócą to czeka na nich mnóstwo znajomych albo okazje do zawarcia nowych kontaktów, że czują się w zasadzie wszędzie bezpieczni, pewni siebie, tego kim są, co robią, dokąd zmierzają itd, całkiem jak u siebie w domu, jak na własnym prywatnym podwórku. Śmiało sięgają po to czego chcą lub bez wahania robią co potrzeba aby to dostać/osiągnąć.
Totalnie inna rzeczywistość niż moja. Nawet w rodzinnym domu ciężko mi pozbyć się napięcia, niepewności, przesadnej czujności itd. Skoro tak się nauczyłem to pewnie były ku temu jakieś powody. Tylko co jeśli świat na ogół nie jest aż tak zimnym, dziwnym i nieprzyjaznym miejscem jak mam to zakodowane? Jak to rozpoznać, sprawdzić, udowodnić sobie. Jak przekonać siebie, że ten stereotypowy, sztampowy, pancerny styl odbierania rzeczywistości jest przeważnie zbędny i skąd nauczyć się reagować elastycznie, stosownie do sytuacji, zamiast zawsze podobnie i zwykle nieadekwatnie. Jak dla odmiany wyobrazić sobie świat z natury bezpieczny, swojski i przyjazny? Jak nauczyć się tego właśnie oczekiwać?
Ale zaraz.. przecież "wyobrażanie sobie" jest naszą mocną stroną.
Może dało by się popchnąć tę wybujałą wyobraźnię do pracy w innym kierunku niż napędzanie lęków i przewidywanie porażek..
Nie tak dawno czekałem gdzieś i przez szybę spoglądałem na ludzi na ulicy, zobaczyłem jak ktoś idzie sobie swobodny, wyluzowany i pomyślałem sobie wtedy, że w odróżnieniu ode mnie, inni ludzie właściwie wszędzie czują się jak u siebie w domu, że dla nich cały świat jest w sumie jak wielki plac zabaw, że gdzie się nie obrócą to czeka na nich mnóstwo znajomych albo okazje do zawarcia nowych kontaktów, że czują się w zasadzie wszędzie bezpieczni, pewni siebie, tego kim są, co robią, dokąd zmierzają itd, całkiem jak u siebie w domu, jak na własnym prywatnym podwórku. Śmiało sięgają po to czego chcą lub bez wahania robią co potrzeba aby to dostać/osiągnąć.
Totalnie inna rzeczywistość niż moja. Nawet w rodzinnym domu ciężko mi pozbyć się napięcia, niepewności, przesadnej czujności itd. Skoro tak się nauczyłem to pewnie były ku temu jakieś powody. Tylko co jeśli świat na ogół nie jest aż tak zimnym, dziwnym i nieprzyjaznym miejscem jak mam to zakodowane? Jak to rozpoznać, sprawdzić, udowodnić sobie. Jak przekonać siebie, że ten stereotypowy, sztampowy, pancerny styl odbierania rzeczywistości jest przeważnie zbędny i skąd nauczyć się reagować elastycznie, stosownie do sytuacji, zamiast zawsze podobnie i zwykle nieadekwatnie. Jak dla odmiany wyobrazić sobie świat z natury bezpieczny, swojski i przyjazny? Jak nauczyć się tego właśnie oczekiwać?
Ale zaraz.. przecież "wyobrażanie sobie" jest naszą mocną stroną.
Może dało by się popchnąć tę wybujałą wyobraźnię do pracy w innym kierunku niż napędzanie lęków i przewidywanie porażek..