PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Nie chce mi się żyć...
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Ciastkovic napisał(a):@moni1823
Hahahahahahhahaha. Napisz coś więcej dobrze jest z rana się pośmiać :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Śmieszy cię to ?
mnie tez smieszy. nienawisc do ludzi czyli do samej siebie. glupota. szczegolnie, ze wiekszosc z tych co marudza i narzekają robią to samo, czyli są hipokrytami. a to jest po prostu gorzej niz smieszne, żałosne.
"Nie chce mi się żyć.." zamienił bym na "Nie chce mi się tak żyć.." albo lepiej na "Chcę w końcu zacząć żyć a nie potrafię zacząć.." Trudno jest się uczyć życia samemu od nowa, na własną rękę i na przekór rodzinie, do której jest się 'przykutym' łańcuchami mechanizmów obronnych.
Cytat:wiekszosc z was tutaj pisze jakie on to ma problemy a na codzien w ogole tego po was nie widac.
Po niektórych widać mniej, po innych bardziej.

Cytat:wszyscy sa tacy sami, nie ma wyjatkowych ludzi w co jeszcze kiedys tak bardzo wierzylam.
Tzn jakich?

Cytat:kazdy ma kazdego za przeproszeniem w tyłku a jak ktos ma problemy tym bardziej spoleczne to juz w ogole sie wszyscy odwracaja od tej osoby.
Co się dziwisz, każdy myśli przede wszystkim o sobie :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami: A Ty ile czasu poświęcasz innym ludziom, jak bardzo interesują Cię problemy innych, starasz się ludziom pomagać?

Cytat:Fałszerstwo bije od was na kilometr
Typowy zarzut o nie wiadomo co, skierowany do nie wiadomo kogo :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Zazdrościsz innym, że lepiej sobie radzą? Każdy ma jakieś swoje problemy. Staraj się rozwiązać swoje, tyle, powodzenia, mimo wszystko : )

Unnecessary napisał(a):Wydaje mi się ,że z człowiekiem jest coś nie tak jeśli między +6mln ludzi nie potrafi odnaleźć choć jednej z którą się dogada
A to jest całkowita bzdura, bo nie masz szans, żeby poznać 6 milionów ludzi i wybrać sobie przyjaciół spośród nich :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami: Nie każdy potrafi nawiązywać kontakty z ludźmi, a jeśli do tego ma silną fs, to bardzo możliwe, że nie będzie miał żadnych znajomych. Coś jest nie tak z osobą, która jakiś czas jest na forum o fs i jeszcze tego nie rozumie : ]

chudy napisał(a):nienawisc do ludzi czyli do samej siebie. glupota. szczegolnie, ze wiekszosc z tych co marudza i narzekają robią to samo, czyli są hipokrytami
Masz rację.
ja tez nie widze za bardzo powodow dla ktorych warto by bylo zebym zyl :Stan - Niezadowolony - Brak słów:
najgorsze jest to, że ludzie odchodzą, nie ważne ile czasu się ich zna i tak muszą odejść w swoją stronę i potem ciężko nawiązać kontakty z nimi, ciężko zapomnieć i ból jest przeogromny
ehh ludzie niestety sa egoistami... jedynie mozna sie postarac zeby w ramach jednego egozimu skaplo cos co dla drugiego bedzie dobre...

Ja czesto mysle, ze robie cos dla kogos a potem i tak sie okazuje ze zrobilem dla siebie :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Nie podoba mi sie takie zycie
moni1823 napisała, że nikt nie jest wyjątkowy. Ogółem rzeczywiście, to fakt ale każdy jest wyjątkowy dla pojedynczych ludzi, dla rodziców, partnera, siostry, brata, babci, może warto to zauważyć i czerpać z tego siłę.
Odczucia fobiczne i mechanizm działania fobii też zresztą nie jest wyjątkowy. Założę się, że każdy z fobią ma myśli samobójcze, podobne myśli, które napędzają lęk, podobne symptomy fizjologiczne, choćby myślał, że on to jest wyjątkowym cierpiętnikiem. Możemy być różnie postrzegani przez otoczenie z różnych przyczyn ale w środku jest to samo.

W Polsce specjaliści, którzy potrafią pomóc wyjść z fobii społecznej
http://www.pttpb.pl/pl/pttpb-info/licenc...-terapeuci
tylko nie są finansowani przez NFZ. Nawiasem mówiąc, to ciekawe, że jak człowiek ma np. raka, to potrafi uzbierać i wydać na lekarzy każdą sumę a jak ma zaburzenie prowadzące do zniszczenia wewnętrznego i finałowo być może do całkowitej autodestrukcji, to nie ma tak silnej motywacji do walki, do szukania pomocy. Tzn. ja miałam silną motywację, wiedziałam, że albo wyjdę z fobii albo "zamilknę na wieki", bo absolutnie nie wyobrażałam sobie jakiejś długoletniej wegetacji (taki mój charakter, to by było dla mnie poniżające w stopniu nie do zniesienia). Byłam tej wizji bardzo pewna. Na szczęście jest już ok, wyszłam z fs, więc jestem pewna, że można. Mam nadzieję, że wielu z użytkowników forum również się nie podda, uwierzy w swoją siłę i wyjdzie na prostą.
Szukam w sobie takiej determinacji, ale .. :<

Niestety moge jedynie napisac, ze to prawda... nikt nie jest wyjatkowy
w sumie... ale ok narazie sie powstrzymam

Gość

moni1823 napisał(a):wiekszosc z was tutaj pisze jakie on to ma problemy a na codzien w ogole tego po was nie widac. wszyscy sa tacy sami, nie ma wyjatkowych ludzi w co jeszcze kiedys tak bardzo wierzylam.
A ja chyba wiem co masz na myśli i Cię rozumiem:Stan - Uśmiecha się: Ludzie(nikogo konkretnego z forum nie mam na myśli:Stan - Uśmiecha się - Szeroko:) lubią mówić jakie to potwornie straszne mają problemy i jak potrzebują pomocy i są biedni i nieszczęśliwi i już nie dają rady, a potem (gdy pomoc nie nadchodzi) dają dowód, że jednak umieją wziąć się w garść i samemu wspaniale sobie z problemem poradzić. Mnie takie gadanie strasznie dobija, bo gdy ja mówię to samo, to jakoś nie udaje mi się wyjść z dołka na drugi dzień.
Mary Jane napisał(a):Nawiasem mówiąc, to ciekawe, że jak człowiek ma np. raka, to potrafi uzbierać i wydać na lekarzy każdą sumę a jak ma zaburzenie prowadzące do zniszczenia wewnętrznego i finałowo być może do całkowitej autodestrukcji, to nie ma tak silnej motywacji do walki, do szukania pomocy.
Czy ja wiem czy to takie ciekawe rak atakuje głównie ciało (oczywiście ma też duży wpływ na psychikę ale trochę inaczej to działa) , fobia umysł.
Chory na raka pomimo choroby jest w stanie myśleć "CHCĘ i mam PO CO żyć"
Fobik z długi stażem myśli raczej "W sumie to mi już wszystko jedno, jak zdechnę to może i będzie nawet lepiej"
Wynika to też z tego ,że chory na raka ma układ 0-1, albo znajdę kasę i będę się leczył, dzięki czemu są większe szanse na życie, albo usiądę i umrę.
Fobik może siedzieć w swoim stanie całe życie, nie musi podejmować decyzji walczyć-żyć, może nie walczyć i też "żyć".
Eh, już miałem już piąty raz do lekarza a ani razu się nie udało. Cały czas w tym gów*e być. Pierod*lić takie życie. Przepraszam.
Próbuj dalej...
Cytat:
Cytat:Wydaje mi się ,że z człowiekiem jest coś nie tak jeśli między +6mln ludzi nie potrafi odnaleźć choć jednej z którą się dogada

A to jest całkowita bzdura, bo nie masz szans, żeby poznać 6 milionów ludzi i wybrać sobie przyjaciół spośród nich Rolling Eyes Nie każdy potrafi nawiązywać kontakty z ludźmi, a jeśli do tego ma silną fs, to bardzo możliwe, że nie będzie miał żadnych znajomych. Coś jest nie tak z osobą, która jakiś czas jest na forum o fs i jeszcze tego nie rozumie : ]
Hah ...
Nie masz szans ,żeby poznać 6milionów ludzi ... no raczej i pewnie 99% nigdy w życiu nie spotkasz.
Może nawet nie poznasz 10 osób tylko dlatego ,że siedzisz w domu mając fobie społeczną - więc idąc tym tokiem (czy tokiem można iść? Nie ...no trudno pójdźmy nim tylko na chwile) fobia jest czymś normalnym i nic w tym dziwnego nie ma ? ; )
Mam fobie ,ale nie uważam by to było coś co będzie kierować moim życiem.
Jeśli zamykasz się w domu na cztery spusty i myślisz ,że nie ma w tym nic dziwnego i nie ma problemu - To Twoja sprawa :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Cytat:Coś jest nie tak z osobą, która
Luna ...gdyby ze mną było wszystko ,,ok'' to wierz mi że nawet bym tu nie wchodziła.
Zdaję sobie sprawę ze swojej marności ,ale nie tylko swojej.

Mary Jane tak pokrzepiającego posta nigdy w życiu nie widziałam.
Dziękuje.
Też nie chciało mi się żyć jakiś czas temu. Potem nastąpiła poprawa dzięki codziennemu wysiłkowi, nietłumieniu emocji, czuciu że jest się choć trochę potrzebnym. Patrząc teraz wstecz, stan kiedy czułem myśli samobójcze i impulsy uważam za coś nienormalnego. Moim zdaniem u mnie brało to się z ogromnej różnicy pomiędzy tym co chciałem osiągnąć, a tym co w rzeczywistości było w moim zasięgu. Tak potężny dysonans budził ogrom tak potężnej frustracji ,że mogła pochłonąć mnie ,albo najpierw kogoś w kim widzę przyczynę moich cierpień ,a dopiero potem mnie. Wiadomo o co chodzi. Cieszę się z tego ,że nie utopiłem tego stanu w psychotropach ,ale po prostu go zniosłem. Zyskało na tym moje poczucie człowieczeństwa i samoocena. Co do 0:1 podejścia jakie zaprezentowała Mary Jane to uważam ,że może się sprawdzić tylko u osób ze stosunkowo słabą fobią. Reszta po prostu się pozabija. Nie dajmy się też zwieść temu, że te potężne wymagania i perfekcjonizm jaki czujemy jest tak na prawdę naszym dziełem. Nie jest. Zostało narzucone tak samo jak niska samoocena. Co do terapeutów, to owszem uważam ,że są skuteczni. Jednak z własnego doświadczenia, gdy czułem się jak szmata ,która zmarnowała już dość pieniędzy i pracy rodziców, miałbym jeszcze ich doić po 100 - 150 złotych tygodniowo, na terapię o nie gwarantowanej skuteczności. Nabijać kieszeń komuś ,kto zarabia tyle, ile moi starzy nigdy nie zarabiali i nie będą. Odpowiedź nasuwa się sama. Prawda jest taka ,że część fobików w tym ja, w danym momencie ma zbyt duży bagaż by wystarczyła im tylko zwykła ekspozycja w sytuacjach stresowych. Mi osobiście w tej chwili przydałaby się terapia na samoocenę i jakieś warsztaty złości. Ani psychodynamiczna (którą uważam za oszustwo) ,ani poznawczo-behawioralna (która prowadzona w zbyt prostacko treningowy sposób nie jest dla każdego) nie dają mi tego czego potrzebuję. Notabene byłem jakiś czas temu u kogoś na terapii ,kto brał 180 zł za wizytę. Kto chętny płacić za kota w worku 6 tysięcy rocznie i jeszcze słyszeć ,że wyleczenie tak na prawdę zależy w głównej mierze od niego samego? I ostatnia rada dla osób ,które czują impuls samobójczy: zwińcie się w pozycję embrionalną i po prostu go przeczekajcie, w ten sposób odzyskacie część kontroli nad własnym życiem i zobaczycie ,że macie zapasy energii ,które można spożytkować choćby na codzienny wysiłek fizyczny. Bo przecież osoba całkiem bez energii nie byłaby w stanie odebrać sobie życia, to dużo kosztuje.
Witam
Jestem nowa na tym forum, ale z fobią społeczną zmagam się od dawna.
Mój problem jest dość poważny i dziś straciłam ostatnią nadzieję, że się zmienię i będę normalna.

Nie wiem co mam robić ze swoim życiem. Nie znam dosłownie nikogo, żadnej osoby, oprócz moich rodziców. Nie rozmawiam z nikim. . Czuję sie jakbym nie istniała.
Jakbym oglądała nudny, męczący film, w którym widzę innych ludzi jako aktorów, ale ja nie mogę grać. Strasznie boję się innych, paraliżuje mnie, gdy ktos taki się odezwie i zaczynam go unikać. Podświadomie zniechęcam kazdego do siebie.
Dodam, że idę do psychoterapeuty, ale dopiero w lutym.
Nie wiem jak zniosę te najbliższe miesiące bo teraz już nie mam żadnej nadziei na lepsze.
Nie chcę mi się żyć, nie wiem czego ja właściwie chcę
na co czekam.
Jestem na 3 roku medycyny i nie znam nikogo.a przede mna jeszcze 3 lata.
Boję się okazji do rozmowy i boję się siedzenia samej.
Aniela M. napisał(a):Nie wiem co mam robić ze swoim życiem. Nie znam dosłownie nikogo,
Dzień dobry. I teraz już masz całe forum ludzi :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Aniela M. napisał(a):Jestem na 3 roku medycyny i nie znam nikogo.a przede mna jeszcze 3 lata.
No to jesteś wygrańcem :Stan - Uśmiecha się: Duża część fobików ma problem z zaczęciem jakichkolwiek studiów, a potem z wytrzymaniem na nich trochę, a Ty masz już 2 lata za sobą i to jeszcze chyba dość ciężkich studiów.

Czemu do psychoterapeuty dopiero w lutym?
Do psychoterapeuty idę w lutym bo wczesniej nie ma terminów.
Piszesz, że dużo ludzi rezygnuje ze studiów. To prawda, ale może oni mają trochę bardziej normalne życie osobiste. No i mają odwagę podjąć ważną decyzję , ja tego nie umiem.
Jednak muszę przyznać, że studiowanie dość ciężkiego kierunku to jedyna pociecha dla mnie teraz.
Problem w tym, że ja nie jestem do pracy lekarza jako mojej przyszłej pracy przekonana. Nie widzę siebie w zawodzie tak blisko związanym z ludżmi.

Ze mną jest juz naprawdę źle i obawiam się, że życie tak mnie ukształtowało, że to co wydaje mi się ,że byloby dobre dla mnie, przyniosłoby tylko rozczarowanie i duzo większy lęk, więc może tak jak jest jest lepiej.
Pozdrawiam
Aniela M. napisał(a):Ze mną jest juz naprawdę źle i obawiam się, że życie tak mnie ukształtowało, że to co wydaje mi się ,że byloby dobre dla mnie, przyniosłoby tylko rozczarowanie i duzo większy lęk, więc może tak jak jest jest lepiej.
Pozdrawiam
Zdecyduj się próbujesz i ryzykujesz, albo nie próbujesz i żyjesz tak jak teraz gdzieś obok może z mniejszym stresem ale z większym dołem. Jeśli chce się z tego syfu wygrzebać to moim zdaniem trzeba spróbować uwierzyć, że będzie lepiej, a nie twierdzić ,że "życie mnie tak ukształtowało i koniec". Jeszcze jest czas na zmianę i ukształtowanie inaczej :Stan - Uśmiecha się:

gość

Cześć.
Jeżeli już się zarejestrowałaś, to nie popełniaj notorycznego błędu i staraj się udzielać na forum. Zapraszamy też na czat.
witam ja ponad 5 lat nie wychodze nigdzie z domu raczej calymi dniami na kompie tez brak checi do zycia...
Straconezycie dlaczego nie wychodzisz z domu?
Przecież mógłbyś iść chyba na spacer.
Ja wiem po sobie, że im dłużej siedzi się w domu tym trudniej się przemóc i wyjść. Ale trzeba się przełamać żeby zupełnie się nie odizolować.
Witam,

Właściwie to nie udzielam się szczególnie na forum, ale czytam je z uwagą. Teraz jednak bardzo zainteresowało mnie to, co pisze Aniela. Dlaczego? Gdyż mam bardzo podobnie, prawie identycznie. Jestem na drugim roku studiów i nie gadam praktycznie z nikim. Na początku zapowiadało się, że będzie dobrze. Poznałem bardzo dobrego kolegę, trochę też innych znajomości nawiązałem. Kumpel był osoba towarzyską i ekstrawertyczną, liczyłem że będę miał dobrego kompana do imprez etc. Zapewne tak właśnie by było, ale niestety wszystko posypało się, gdy wspomniany kolega odszedł ze studiów i przeniósł się do innego miasta. Od tego czasu żyje mi się masakrycznie. Z innymi nie udało mi się dogadać tak dobrze. Obecnie boję się do kogokolwiek odezwać, nie należę do żadnej grupki (podział na nie jest już wręcz żelazny i zabetonowany). Wiecznie chowam się po kątach, a na zajęcia przychodzę z idealną punktualnością, wszystko w celu uniknięcia samotnego siedzenia, gdy inni wesoło rozmawiają (bolesna katorga). Na zajęciach siedzę sam i męczę się ze stresem. Po prostu żenada! Z zajęć wracam zmęczony i zrezygnowany jak po torturach.

Mieszkam w akademiku, ale nie znam tam nikogo. Dosłownie, nie wiem nawet kto mieszka za ścianą! Na początku pierwszego roku trudno było mi tam zawrzeć jakieś znajomości. Nie było to nawet spowodowane nieśmiałością, ile ogólnym oszołomieniem związanym z przeprowadzką do innego miejsca. Poza tym liczyłem, że trafię na współlokatora, który choć trochę mi pomoże. Niestety przeliczyłem się bardzo. Mieszkam z gościem, który 70% życia spędza przed komputerem. Co ciekawe nie wykazuje on nawet cech fobika, jemu taka wegetacja chyba nawet odpowiada! :Stan - Różne - Zaskoczony: Liczyłem że na drugi rok dadzą mi innego współlokatora. Niestety przydzielono mnie do tego samego kolesia. Tragedia! Wobec tego jestem samotny jak diabli. Zdarzało mi się parokrotnie wypić ćwiartkę wódki z tego powodu. Nie mam zielonego pojęcia co robić. Bardzo trudno mi przełknąć myśl o rzuceniu studiów - kierunek nawet mi się podoba (należy do tzw. elitarnych), a poza tym jestem wszechstronnie uzdolniony i mam bardzo dobre oceny (dostaję stypendium naukowe). Czy jednak mój talent zostanie zmarnowany? Moje studia nie są dwustopniowe tylko jednolite. Zatem zmiana uczelni po licencjacie odpada. Ostatnio wpadłem na pomysł, aby na następny rok akademicki wziąć urlop dziekański, a następnie zacząć inny kierunek na jakiejś odmiennej uczelni. Miałbym wybór: albo zostać w nowym miejscu, albo wrócić do starego. Może to jakiś sposób.

Wiecie co w tym wszystkim jest najśmieszniejsze? A no to, że ja nie mam szczególnie silnej fobii społecznej! Mój wynik w teście Liebowitza to 30 w porywach do 40-paru. Naprawdę nie lękam się wielu sytuacji fobicznych. Mimo to nadal mam problemy. Nieraz nie dowierzam w to, co czytam: wiele osób z poważniejszą fobią niż moja, ma grupkę znajomych i przyjaciół. Tymczasem ja wegetuję jak jakiś eremita. Są dni kiedy nie rozmawiam z nikim. W zasadzie jeśli już z kimś gadam, to są to tylko dwie osoby: rzeczony współlokator i jedna koleżanka z grupy, która chyba jako jedyna podtrzymuje mnie przy egzystencji. Jest wspaniała, ale ma jednak swoje własne, bogate życie towarzyskie. Ile można się narzucać?

Ostatnio zamierzam podjąć jakieś próby nawiązania znajomości. Zapisałem się na pewne zajęcia sportowe. Byłem dotąd wprawdzie tylko na dwóch zajęciach, ale zaczynam wątpić, że kogoś tam poznam. Ludzie znają się tam już długo i wydają się scementowaną grupą. Może jednak to są tylko moje obawy, dopiero po miesiącu będę mógł coś powiedzieć. Chcę się jeszcze zapisać na kurs tańca, do koła naukowego, organizacji turystycznej, może jeszcze wolontariat albo coś podobnego. Zastanawiam się też, czy nie zacząć zagadywać jakichś samotnie siedzących ludzi w pubach.

Mój poziom nieśmiałości pozwala na to wszystko, ale niestety nie przekłada się na lepszą jakość życia, co widać na załączonym obrazku. Sam już nie wiem dlaczego tak się dzieje. Na pewno na początku pierwszego roku popełniłem błąd, że bliżej zapoznałem się tylko z nielicznymi osobami, zamiast próbować poznać wszystkich. Teraz to się mści - po tym jak kolega odszedł, inne znajomości okazały się płytkie. Nie bardzo mam ochotę rzucać studia, ale ile można tak się męczyć? Mam dopiero 20 lat, a egzystuję jakbym umarł za życia. Do niedawna cały oddawałem się nauce. Teraz już nie mam siły nawet na to. Moje zaległości narastają, sam na siebie bicz kręcę. Po prostu paranoja. Była kiedyś discopolowa piosenka "Jaki piękny świat, gdy się ma 20 lat..." Buahaha...

Co do tematu: też mi się nie chce żyć. Do niedawna patrzyłem na świat mimo wszystko optymistycznie, ale teraz horror wraca. Myśli samobójcze coraz częstsze i bardziej realne. Po prostu tracę nadzieję. Do niedawna myślałem, że z nieśmiałości wyjdę najpóźniej za 5 lat. Teraz jednak rzeczywistość zaczyna mnie przerastać.

Przepraszam za te smuty, musiałem się wyżalić. Będę wdzięczny za jakieś sugestie.
Divine,

prawdopodobnie nie jesteś fobikiem, jesteś po prostu nieśmiały ( i to dość poważnie ). mądrze zrobisz jeśli zapiszesz się na ten kurs tańca, musisz wychodzić do ludzi. zdajesz sobie z tego sprawę. może przeczytaj książkę Davida Burnsa "Intimate Connections". Sam nie czytałem ale słyszałem, że jest bardzo dobra. Ogólnie nie potrafisz za bardzo stworzyć więzi z ludźmi, to jest właśnie "zabawne", bo np. ja mam dość dobre stosunki z wieloma ludźmi, mimo mojej fobii nie jestem wyrzutkiem.

jeszcze jedną rzecz Ci poradzę. z tego co piszesz wnioskuję, że jesteś dobrym sumiennym, uczniem. nie wiem jak u Ciebie z kwestią ubierania się i dbania o siebie, ale warto to przeanalizować. no i uśmiechaj się więcej do ludzi, może przez to izolowanie się ludzie uważają Ciebie za nieśmiałego, jak będziecie mieli jakąś imprezę uczelnianą to pojaw się na niej, upij się i rozmawiaj z ludźmi.
No to jest fakt. Nie potrafię tworzyć więzi, prawdopodobnie jestem zbyt nieufny. Stąd też lęk. No cóż, może da się z tym coś zrobić.

Co do wyglądu: nie jestem typowym nerdem/kujonem. Przede wszystkim mam dysmorfofobię, o czym nie wspomniałem wcześniej. W efekcie dbanie o wygląd to u mnie podstawa i jest to nieustannie analizowane. :-) Na ubrania wydaję ciężkie pieniądze, o swoją prezencję dbam z uporem maniaka. Zresztą bardzo prawdopodobne, że to właśnie ta dysmorfofobia jest źródłem tego wszystkiego.

Alkohol mi nie pomoże. Jestem mało podatny na jego działanie. W zasadzie to on nawet sprawia, że czuję się jeszcze bardziej zamulony. Picie to zazwyczaj całkiem interesujący półśrodek, ale u mnie nie ma zastosowania.

Czasem rzeczywiście lepiej być fobikiem, aniżeli nieśmiałym. Pozdrawiam.

PS Pewnie też pójdę na terapię. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10