PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Wyprowadzka od rodziców!
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7
U mnie z tym trochę podobnie. Tyle, że ja jestem młody gniewny i jak każesz mi coś zrobić, to ja w pierwszej kolejności tego nie zrobię. Czyli nie dałbym im kasy na rachunki (o tym zaraz), lecz odłożył kasę i się wyniósł. Nie zamierzam komuś płacić lub pomagać za użeranie się z rodzicami:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:.

Z rachunkami ta sprawa, że przychodzą hardkorowo duże sumy na poziomie 1-2tys. czyli tyle ile inni mają przez rok:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:. Rodzinka ofkoz 90% tej sumy zwala na PC (chodzi średnio 6h na dobę, do 200W z monitorem), a nie na ogrzewanie (od 400-1000W do ponad 4tys. W:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:). I zawsze jak przyjdzie rachunek za prąd to wszystko idzie na mnie:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:. Matka uknuła nawet plan by odłączyć neta, dzięki temu PC będzie mniej chodził, a oni zaoszczędzą fortunę:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:.

Co do alkoholu to u mnie poza mną praktycznie wszyscy nadużywają alkoholu. Najmniej matka:Stan - Uśmiecha się:.
Czterech na jednego:Stan - Uśmiecha się - Szeroko:.

Mnie zawsze straszą że mnie napadną, zabiją, okradną etc. Ostatnio matka się służyła o przypadku chłopaka który zniknął lub tym gliniarzu który zginął. Od ponad roku co wtorek wracam ok. północy lub później i jakoś nic mi się nie dzieje:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:.

Walcz o swoje i nie patrz na ich gadanie (łatwo powiedzieć).
Bardzo przykra sytuacja...

Tak sobie myślę, że te wszystkie pogóżki, że niby wylecisz z domu, to tylko puste gadanie. Skoro rodzice chcą, żebyś się uczył, żę by mieli się czym chwalić przed rodziną, to przecież Cię z domu nie wyrzucą, bo co na to rodzina powie.

Spróbuj dogadać się z babcią, może masz zaoszczędzone trochę kasy, żeby pojechać do niej autobusem?

Trudno, musisz się przemęczyć jakiś czas, aż zdasz maturę i zaczniesz studia, wtedy będziesz mógł zacząć szukać pracy i wyprowadzić się czy to do dziadków, czy może wynająć pokój.

Trzymaj się!
Tak to jest hardkor, ale chyba warto. Bo masa nowych ciekawych rzeczy czeka i brak czasu przy okazji:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:.
Ale lepsze to niż siedzieć, słuchać marudzenia i mieć na nic kasy.
Jednak tysiące ludzi i tak wyprowadza się zamiast użerać się. Poza tym można wynająć w kilka osób. Wtedy trzeba tylko się użerać z szefem i brakiem czasu:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:.
Ja myślę, że jak wyprowadzisz się i będę mieszkał z teoretycznie normalnymi ludźmi to się z nimi dogadasz i będzie ok. Na pewno (w moim przypadku) nie będzie gorzej niż podczas mieszkania z rodziną, bo to jest niemożliwe. A dwa jestem przyzwyczajony do hardkorowych warunków i nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć/zdziwić etc.

Jak na razie wszystkie osoby, które poznałem przez internet (fora nieśmiałość, DDA oraz totalnie losowe osoby, to ostatnie tylko z dziewczynami:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:) nie były nawet w 3% tak u+:Ikony bluzgi pierd: jak moja matka, nie wspominając o wiecznie drżącym ryja ojcu.
Da sie wytrzymać, jak przeżyjesz DDA'owe piekło to wszystko dasz rade przeżyć:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:.

Jak masz kasę, a nie masz pracy to krucho, bo wiadomo że kasa się w końcu skończy. A tego złym zakończeniem może być powrót do rodzinnego domu.

Ja mam o tyle przerąbane, że na szukanie pracy mogę przeznaczyć 0pln - dojazdy, telefony do pracodawców etc. Czyli mail i jazda na gapę ew. z buta. Mało tego, w momencie znalezienia i rozpoczęcia pracy mam max. miesiąc na opuszczenie obecnego miejsca zamieszkania. Coś pójdzie nietak w tym mega szybkim planie i wszystko się wali i trzeba próbować na nowo.

Ofkoz wspomniany miesiąc byłby/będzie jednym z najbardziej hardkorowych moich miesięcy w przeciągu 20 lat:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:. Miedzy młotem a kowadłem.
...
WOLF napisał(a):hmm mieszkanie samemu było by fajne ale...czy na dłuższą metę takie super? Jeżeli ma ktoś partnera/partnerkę to tak, zakładają rodzinę, wspólnie dorabiają się.
Jednak wydaje mi się że niektórzy trochu przesadzają. To że rodzice chcą wiedzieć gdzie idziemy, co robimy jest raczej normalne. Zauważyłem też u siebie coś takiego że jak mama czy tata się pyta gdzie idę to strasznie się denerwuje- ale to jest spowodowane tym że ze mną coś jest nie tak.

a co do pracy tirowca-kiedyś trochę się tym interesowałem i czytałem o tym, ta praca tylko na początku może się wydawać taka fajna. Tak na dobrą sprawę jeżeli ktoś jeździ na trasach miedzynarodowych to po co jemu mieszkanie? Większość czasu spędza się w tirze- taka prawda.
A do pracy kuriera trzeba mieć własny samochód ( więc na początek kilkanaście tys )
Najlepszym wyjściem jest praca busiarza.
Pomnóż to przez 10 to mniej więcej wyobrazisz sobie moją sytuację. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. To nawet coś więcej niż nadgorliwość, to jak dom wielkiego brata. Do tego nie tylko chcą wiedzieć co robię, ale też mówić co mogę a czego nie w sprawach typu wyjście na pole/wyjazd na miasto rowerem, nawet wyjście po zakupy. To już przegięcie pały jest, nie robię nic złego tymi czynnościami więc mam prawo je wykonywać kiedy chcę. Najfajniej byloby mnie zamknąć przed komputerem, ale w wieku 18 lat tak się nie da bo wypruję flaki z nudów.

Co do mieszkania samemu - ja jestem urodzonym samotnikiem i chyba nigdy nie będę czuł braku drugiej osoby więc po co mi koniecznie partnerka. To jest moje własne życie, zamierzam sam wyjść na lepsze a nie komuś robić dogodną drogę i się do niego dostosowywać. Kiedyś się pomyśli, dzisiaj mam inne problemy niż partnerka z którą mógłbym mieszkać. Poza tym dla mnie raj - samemu mieszkając byłbym tak zawalony zajęciami że nigdy bym się nie nudził.

Co do tirowca to jak to po co mu mieszkanie? No a gdzie kurna ma spać jak wróci z trasy? Jeśli zostanę w domu i powiedzmy w trasie zachłysnę się wolnością do tego stopnia że bede czuł wstręt wracając do domu to jeszcze szybciej niż później spakuję manatki.

Co do pracy tirowca - fajna czy nie, ciężka czy nie - nie trzeba się z nikim integrować, nie można "zepsuć nastroju w zespole" i wylecieć za cichą namową zespołu, nikt nie szumi nad głową w pracy. Kontakty typu załatwienie spraw przy załadunku/rozładunku itp. to formalność jak dla mnie. Przyzwyczaje sie dosyć szybko. W tych kontaktach bede mógł być całkowicie sobą i nikomu atmosfery w zespole nie zepsuję.

Dlatego też te studia to dla mnie totalnie zbędna rzecz. Gdziekolwiek po nich pójdę do pracy będę psuł atmosferę w zespole i po kilku miesiącach nie przedłuża mi umowy i arrivederci.
Ja już wiem, że się wyprowadzę w przeciągu najbliższych tygodni. Najprędzej na centralny albo pod most:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:.

Nie każdy musi lubić życie wśród ludzi. Mnie jakoś super do nich nie ciągnie i tak ciężko jest się z nimi dogadać:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:.
Jak tak czytam, to sobie myślę, że gdyby rodzice nie byli rozwiedzeni, to też by mogło być nie za fajnie... na szczęście są, a oboje z osobna są całkiem znośni :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Nie - powaga, ja właściwie nie mam z rodziną problemu. Prawie... bo jednak wiem co sobie myślą, że nie pracuję i takie tam :Stan - Niezadowolony - Zastanawia się: Też bym się chciał usamodzielnić... (a z drugiej strony sobie tego nie wyobrażam... tak właśnie jak ktoś wcześniej tu pisał - fobik samodzielny, samodzielnie załatwiający wszelkie sprawy... )
Załatwiana spraw można się nauczyć metodą prób i błędów i można mieć z tego niezły fun. Mi kiedyś problemy sprawiało nadanie przelewu, a teraz mam własne konto w banku.
Ale i tak nie ufam tym bankom:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:.
U mnie jest taka sytuacja, że jestem bardzo związany życiowo z moją mamą. Emocjonalnie, materialnie. Mam mało swojego pola manewru i specjalnie o nie nie walczę. Nigdy nie walczyłem. Świata się boję, jeśli chodzi o wyprowadzkę z domu na swoje. Ludzie, te wszystkie sprawy, myślę że narazie by mnie to przerosło. W domu mam dobrze, jeśli można tak powiedzieć. Mama o mnie dba, kupuje mi jedzenie, pierze mi, sprzątam sobie na szczęście sam.

Nie mam pomysłu na życie, i tak wegetuję. Nie walczę, bo nie wiem o co miałbym walczyć. Żyję tak od zawsze. Może ta moja bierność doprowadziła mnie do mojego dzisiejszego stanu. Całkowity brak własnego życia, własnych decyzji.

Z jednej strony życie z moją mamą jest dla mnie momentami okropnie wkurzające i nie do wytrzymania, a z drugiej jestem przy niej uwiązany.

"...codzeinnie* boję się, że ja umrę przed nią i ani dnia nie przezyję samodzielnie, wolny od jej cienia..."

Dzień Świra

*czasami
Jeśli jest tak jak piszesz i daje Ci kasę na Twoje wydatki to dobrze masz. Choć zależy ile masz lat, ale z czasem Ci się znudzi. Poza tym podobno wyprowadzka i wyjście na swoje podobno mocno podbija samoocenę.

Ja niestety bidak jestem, mam niespełna 4 stówy i musi mi to starczyć na wszystko. A na support ze strony rodzinki liczyć nie mogę. Nie każdy ma tak fajnie:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:.
Nie, nie daje mi kasy. Nie napisałem tego. Ja pracuje u brata. Właściwie to sobie dorabiam, bo prawdziwą pracą tego nazwać nie można, 600 stówek zarabiam. Więc na swoje wydatki mam. Ale jak coś sobie kupię, to zawsze jest gadka, że niepotrzebnie kupiłem, że w domu są wydatki. A nigdy mnie o nic nie poprosi i nie chce nic ode mnie.
Hehe nice:Stan - Uśmiecha się: znajome klimaty.
Ale jakiś grosza dla siebie masz :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:.
Ja właśnie mam parcie na samodzielność, pewnie z tego powodu że czuję się zbyt ubezwłasnowolniony. Chciałbym poćwiczyć załatwianie spraw w urzędzie, zakupy w dużych galeriach handlowych, praktyka czyni mistrza, przyzwyczaja i najlepiej uświadamia że lęk jest bezpodstawny działając w moim przypadku niszcząco dla FS. Jak szedłem po dowód osobisty to kompletnie sie gubiłem w urzędzie miasta, teraz jak pójdę odebrać dowód to bułeczka z masłem, wiem już gdzie mam iść co zabrać ze sobą i tak dalej. Wiem że muszę się usamodzielnić bo to dla mnie jedyna droga wyjścia.

w+:Ikony bluzgi kurka: mnie fakt, że jak poproszę ojca żeby mnie podwiózł to on wbije sie za mną i na siłę będzie próbował załatwić wszystko za mnie. Tak bylo ze składaniem podania o dowód. Stał, patrzył mi na ręce, a potem urządził mi wykład co źle zrobiłem. Autobusem samemu nie pojadę, bo mnie nie wypuszczą z domu, "bo dostane zapalenie płuc". Do dziadków tak samo nie mogę jechać. Dopiero jak będzie wiosna to mam szansę gdzieś się wyrwać, wtedy pojadę rowerem bo w autobusach za dużo hołoty. Teraz jestem totalnie sparaliżowany przez zimę, częściowo przez przewrażliwienie rodzicow na temat mojego zdrowia. Oni są przewrażliwieni i nadopiekuńczy na każdym punkcie, "niestety" nie tylko zdrowotnym. Do tego te groźby ojca... rzygać się chce. Byle do wiosny...
Sosen napisał(a):U mnie jest taka sytuacja, że jestem bardzo związany życiowo z moją mamą. Emocjonalnie, materialnie. Mam mało swojego pola manewru i specjalnie o nie nie walczę. Nigdy nie walczyłem. Świata się boję, jeśli chodzi o wyprowadzkę z domu na swoje. Ludzie, te wszystkie sprawy, myślę że narazie by mnie to przerosło. W domu mam dobrze, jeśli można tak powiedzieć. Mama o mnie dba, kupuje mi jedzenie, pierze mi, sprzątam sobie na szczęście sam.

Nie mam pomysłu na życie, i tak wegetuję. Nie walczę, bo nie wiem o co miałbym walczyć. Żyję tak od zawsze. Może ta moja bierność doprowadziła mnie do mojego dzisiejszego stanu. Całkowity brak własnego życia, własnych decyzji.

Z jednej strony życie z moją mamą jest dla mnie momentami okropnie wkurzające i nie do wytrzymania, a z drugiej jestem przy niej uwiązany.

Jakbym o sobie czytał. Już niedługo czeka mnie wyprowadzka z domu na studia (chociaż to też jest tylko na ok 30% pewne bo uczę się tyle, że matury mogę nie zdać) boję się samodzielności, nowych miejsc, nowych ludzi, a jednocześnie mam cichą nadzieję, że wyprowadzka będzie swego rodzaju drugim startem w życiu. Chciałbym zdobyć przyjaciół, znaleźć dziewczynę i ogólnie zacząć w końcu żyć. Jak to będzie, nie wiem.
A ja dla odmiany chcę zażegnać wszystkie wymuszone relacje towarzyskie i pozostać tylko w relacjach prawdziwej przyjaźni, a w tej chwili mam jednego takiego kumpla którego chyba mogę nazwać przyjacielem. Gość też nie jest bez problemów, ale ja chyba nie szukam szczęścia wśród normalnych ludzi, relacje z nimi są w ogromnej większości interesowne, płytkie, sztuczne. Jeśli dana osoba zna 500 innych, to co dla niej znaczę ja. A jak przyjdzie co do czego to i tak się samemu zostaje ewentualnie prawdziwe przyjaźnie się liczą. Liczą się dla mnie tylko osoby które mnie rozumieją i na których mogę się opierać, reszta won, nie potrzebuję ich do szczęścia, nie tędy moja droga wiedzie. Dlatego po studiach chciałbym zamieszkać na wsi, ale z powodu pracy i tak pewnie zostanę w mieście. Może dziadkowie zapiszą mi swoje mieszkanie żebym nie został totalnie z niczym, ale nie będę czekał na ich śmierć bo przecież oni są jednymi z tych, którzy znaczą dla mnie bardzo wiele, można powiedzieć najwięcej. Jeśli miałbym jakieś mieszkanie to zamieszkał bym samotnie na wsi w małym domku pod lasem utrzymując się z wynajętego mieszkania w mieście. Jako że nie mam dużych wymagań, nie chcę kupy forsy, wypasionej bryki, willi z basenem, chcę poczuć wolność, poczuć że mam wpływ na wszystko co chcę zrobić w przyszłości, wyzbyć się wreszcie przykrych obowiązków typu chodzenie do szkoły, mieszkanie w jednej z najgorszych dzielnic miasta, strach na ulicach czy nie ma gdzieś dresów, noszenie scyzoryka w kieszeni. Mam nadzieję, że dożyję kiedyś czasów, kiedy wreszcie będę miał tą upragnioną wolność i swobodę. To jest dla mnie niemalże świętość. Jak się nie da, to chociaż namiastkę tego będę miał prowadząc w samotności ciągnik z naczepą :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
Sosen napisał(a):U mnie jest taka sytuacja, że jestem bardzo związany życiowo z moją mamą. Emocjonalnie, materialnie. Mam mało swojego pola manewru i specjalnie o nie nie walczę. Nigdy nie walczyłem. Świata się boję, jeśli chodzi o wyprowadzkę z domu na swoje. Ludzie, te wszystkie sprawy, myślę że narazie by mnie to przerosło. W domu mam dobrze, jeśli można tak powiedzieć. Mama o mnie dba, kupuje mi jedzenie, pierze mi, sprzątam sobie na szczęście sam.
Oo, też zupełnie jak o mnie.

Ja tak sobie czasem myślę, że jakbym się wyprowadził (u mnie to też kwestia do większego miasta), to może bym chodził do jakichś klubów... ale taaaa, jasne, ja i kluby... i co bym tam robił sam? Taa, można sobie pomyśleć "co by było gdyby" i na myśleniu się kończy.

eric napisał(a):w+:Ikony bluzgi kurka: mnie fakt, że jak poproszę ojca żeby mnie podwiózł to on wbije sie za mną i na siłę będzie próbował załatwić wszystko za mnie.
A to dziwne, bo mimo, że moi rodzice przeciwnie - zawsze chcieli żebym był samodzielny i rzadko coś robią za mnie, to ja i tak się boję...
No ja mieszkam jednej z takich dzielnic. Handel drugami, pobicia, gwałty, rzadziej zabójstwa. Choć ostatnio bardzo się uspokoiło i są tylko pobicia, handel. Ja i tak wcześnie wracam do domu (przed parę minut przed 24:00), więc nie mam się czego obawiać.

Ale przyznam, że kilka lat temu gdy miałem fobię to problem było przejść przez podwórko gdy się widziało taką 10-20 osobą obstawę. Ale mi przeszło. Na nich sobie też testowałem czym mogę prowokować etc.

Ogólnie u mnie takich znajomości nie warto zawierać. Bo raz można się władować w jakiś gangsterki shit, a dwa to są takie znajomości: jak Cię potrzebuję to Cię znają. Jeśli wygrasz milion to Cię ukatrupią na drugi dzień:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:. Life hurts.

Za mnie kiedyś też matka dużo załatwiała, dlatego teraz mało co umiem zrobić sam. Ale dałem blokadę i po prostu nie mówię, gdzie idę po co etc. Więc nie ma szans by zrobiła to za mnie. I albo zrobię to sam (z pozytywnym lub negatywnym skutkiem) albo w ogóle tego nie zrobię i na dniach zrobię drugie podejście, potem trzecie aż do skutku.

A co do klubów, to nie możesz powiedzieć że bęðziesz źle bawił jeśli nigdy nie byłeś. Możesz poznać fajną dziewczynę. Choć mi kluby i tak się kojarzą z drugami, %. Poza tym dla mnie jest tam za głośno. Jestem przewrażliwiony na punkcie hałasu.
Teraz nawet jakbym chciał pójść, to nie pójdę bo mnie nie stać:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2::Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:.
Cytat:Za mnie kiedyś też matka dużo załatwiała, dlatego teraz mało co umiem zrobić sam. Ale dałem blokadę i po prostu nie mówię, gdzie idę po co etc. Więc nie ma szans by zrobiła to za mnie. I albo zrobię to sam (z pozytywnym lub negatywnym skutkiem) albo w ogóle tego nie zrobię i na dniach zrobię drugie podejście, potem trzecie aż do skutku.
Potwierdzam, to skuteczna strategia.
Ja dla odmiany nigdy nie pójdę do klubu bo to nie mój świat. Brzydzę się takimi miejscami. Kolega w szkole kiedyś się zbulwersował jak laska która mu się podobała poszła z nim na dyskotekę i za 5 minut ruchała się w kibelku z kolesiem poznanym te 5 minut wcześniej.

Kiedyś narkomani chowali się przed ludźmi, dzisiaj wzbudzają respekt i poszanowanie w kręgach młodzieży. Co za czasy kurde.

Moje osiedle wygląda tak: udzielasz się, poświęcasz prywatne życie na rzecz "osiedlowego", pijesz, palisz różne świństwa, chodzisz z nimi na ustawki, umiesz się poruszać w takim towarzystwie i co najważniejsze dobrze się lejesz, jesteś kosem i umiesz się posługiwać siekierą lub nożem to jesteś bezpieczny.

Inaczej możesz się zamknąć w domu, a idąc po zakupy widząc blokersów przechodzić na drugą stronę ulicy. Zdarzają się pobicia z rabunkiem kasy bądź telefonu, albo pobicia for fun, nawet bez kradzieży. Co taka osoba jak ja może robić w takim środowisku... strach wyjść na ulicę w biały dzień. Kilka lat temu na blokach spłonął radiowóz, policjanci uciekli. Z osiedlowcami chodziłem też do szkoły, nie muszę mówić że skonczyłem to fobią.

Jedyne co mogę robić to brać rower i poszukać najkrótszej drogi poza moje osiedle i tam sobie jeździć do woli po mieście omijając podobne meliny. Ale wracając do domu ze szkoły czuje sie tak zestresowany, że masakra. Ale jeszcze kilka miesięcy i upragniona wyprowadzka :Stan - Uśmiecha się: Albo z rodzicami, którzy nie są w stanie utrzymać domu, albo samemu.
To u mnie jest podobnie, liczy się tylko ten kto umie się lać. A branie drugów, robienie sobie jaj z policji (raz interwieniowali 3 razy do jednego wykroczenia:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:) i ogólnie lepiej im nie podpaść. Ale ogólnie znacznie się poprawiło. Przez podwórko przewija się ok. 50 dresów, ale głównie przez że sąsiad diluje drugami (czasami do mnie pukają myląc drzwi:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:). Kiedyś tyle obstawiało.

Ale ja widać na chodniku grupę dresów nigdy nie przechodzę na drugą stronę ulicy. Idę tak jak dotąd, nie próbuję ich wymijać idę centralnie tak jak miałem iść. Jeśli przechodzisz na drugą stronę, trzymasz ręce w kieszeni, to dajesz takie grupie znać, że ich się boisz i nie umiesz się bić. Ryzyk fizyk. Mnie nigdy nie pobili. Napadali kilka razy (max. 5 na jednego).

Brata to nawet napadnięto na zlecenie wspomnianego sąsiada:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:. Mnie jakoś nikt nie rusza. Poza tym w nocy jest bezpieczniej niż w dzień. Ponieważ ulica jest pusta jak w jakimś ghost house. Nie ma absolutnie nikogo. Jeśli ktoś dorwie to już dead, ale podobnie jak w dzień. Bo nikt Ci już nie pomoże. A policja tutaj się nie zapuszcza.
Kurde, piszecie tak jakbyście w jakimś gettcie mieszkali o.O Nie zazdroszczę
Też o dziwo nigdy nie dostałem poważnie w+:Ikony bluzgi pierd: na ulicy. Schodząc im z drogi wolę żeby myśleli że nie umie sie lać i sie ich boje, niż iść prosto na nich, wtedy mogą uznać że kozaczę do nich albo się panoszę po ich osiedlu i sprowokować do w+:Ikony bluzgi pierd:.
Mojego brata napadli 3 razy w tamtym roku, na mnie od 2004 w ogóle nie było tego typu numerów. Nikt nawet krzywo na mnie nie spojrzy. Zmnieniłem się na lepsze i prowokuję samym wyglądem. Brat prowokuje to ma. Trzeba chociaż z wyglądu normalnie wyglądać:Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
Ale ja mówię o sobie tutaj.

Ja nabrałem wprawy, bo kiedyś musiałem na podwórku mijać 5 dresa na chodniku, drugie tyle na podwórku oraz 10-15 na klatce. Więc nie było wyjścia, no ew. nie wracać do domu.
Ponad tydzień temu wracałem do domu z PC, sam po 22:20 i nic:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:.
Nigdy nie nie pobili i nikt nie okradli. Ale nie testujcie tego. Mnie nawet jakby zabili to żadna strata dla świata.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7