O, ciekawy temat.
Podrzucam kilka swoich myśli. Numerki mają służyć zmniejszeniu entropii, bo ostatnio jakoś mam problem ze zwięzłymi, uporządkowanymi wypowiedziami. Może mi się już załączyła starcza gadanina
.
1. Naiwny, głupi i szkodliwy mit wiecznej romantycznej miłości - w dziełach kultury (i pop i wysokiej) jest bardzo powszechny (co w zasadzie rozumiem, bo po co pokazywać nudną codzienność). Sama kiedyś mu ulegałam. Chodzi mi tutaj o przekonanie, że "prawdziwa" miłość jest wieczna i że będzie wyglądać tak samo, jak w fazie romantycznych początków (nazewnictwo na podstawie książki Wojciszke "Psychologia miłości"). A że śmierć namiętności jest naturalna, w dodatku z czasem pojawiają się zwykłe, życiowe problemy i rutyna - można uznać, że ta miłość nie była "prawdziwa", skoro wydawała się wyparować. A skoro miłość była nieprawdziwa, to najwyraźniej "nie jesteśmy sobie pisani", więc należy się rozstać. Potem jest kolejne zakochanie, kolejna fala pozytywnych emocji... I w końcu zataczamy pełen krąg.
2. Myślę, że sam sceptycyzm względem pewnych miłosnych ideałów to jeszcze nie wszystko. Otóż moim zdaniem związek wymaga starań obu osób (zakładam tutaj relację 1+1). Należy podjąć pełen wysiłek, żeby utrzymać poziom intymności i ogólnej satysfakcji z relacji. Nuda i rutyna w końcu mogą całkiem pogrzebać wszelkie pozytywne emocje. A jeśli do tego dodamy stres, problemy życiowe, wzajemne urazy i nierozwiązane konflikty, to rezerwuar pozytywnych interakcji może się szybko wyczerpać i zostaje związek polegający na byciu współlokatorami.
3. Kierkegaard (i nie tylko on) wręcz wyśmiewał koncepcję małżeństwa trwającego w romantycznej miłości. Albo mamy małżeństwo, które jest kontraktem i obowiązkiem, albo radosne miłosne hasanie z kochankiem/ką.
Tutaj rodzi się pytanie, czego konkretnie oczekujemy od związku.
Fakt, że życie z kimś w sposób bardzo przyziemny jest po prostu łatwiejsze - podział kosztów, podział obowiązków, ewentualnie wspólne rozliczenie PITów (w małżeństwie). Jeśli ktoś chce mieć zwyczajnie święty spokój, to taki pusty związek niekoniecznie musi być bardzo zły - tutaj zakładam, że nie mamy do czynienia z dowolną formą przemocy oczywiście.
Co innego, jeśli uważa się, że koniec intymności (czyli ogólnej nie tylko fizycznej bliskości), to koniec relacji - a ogólnie taką mamy tendencję.
Cóż, różni ludzie mają różne potrzeby.
Według badań na temat długoterminowej satysfakcji z życia, czynnikiem, który najbardziej wpływa na zadowolenie z egzystencji na tym łez padole są satysfakcjonujące relacje z innymi ludźmi. Ludzie usatysfakcjonowani swoimi związkami (nie tylko miłosnymi) są szczęśliwsi, żyją dłużej i tak dalej.
No i tu znowu pojawia się magiczne słowo - "satysfakcjonujące".
A co zrobić, żeby było satysfakcjonująco? Ano wspólnie się starać, mając świadomość tego, że związki romantyczne przechodzą różne fazy i że jest to całkowicie naturalne.
4. Faktem jest, że społeczeństwo się zmienia. Zmieniają się obyczaje, "filary moralności" (tutaj polecam książkę "Prawy umysł" Haidta), zanikają niektóre kulturowe tabu. Coraz mniejszy jest społeczny nacisk na trwanie w małżeństwie. Oczywiście część ludzi nadal żyje w społecznościach, gdzie rozwód może się wiązać z ostracyzmem, czy choćby głębokim wstydem i poczuciem winy.
Według Wojciszke to właśnie presja społeczna bardzo mocno wpływa(ła) na trwałość związków małżeńskich.
5. No i tutaj pojawia się kwestia mocno subiektywna, dotycząca wewnętrznego porządku wartości - co dla kogo jest naprawdę ważne.
Zakładam, że jeśli ktoś uważa, że podpis złożony na akcie małżeństwa jest umową wiążącą na całe życie, to faktycznie dla tej osoby bardzo ważne będzie trwanie w formalnym związku, nawet jeśli dojdzie do całkowitego i nieodwracalnego rozkładu pożycia (mam tu na myśli sytuację opisaną przez Szarego - wzajemna niechęć, fizyczna separacja i obrączki jako jedyny punkt wspólny).
Jeśli zaś ktoś nie ocenia w kategoriach moralnych samej trwałości związku, to sprawa robi się nieco bardziej skomplikowana.
Nawiasem mówiąc, zaskakująco dobre porady życiowe można uzyskać podczas instruktażu bezpieczeństwa w samolocie - najpierw zakładasz maskę z tlenem sobie, a potem innym.
Fakt, należę do tej grupy ludzi, która uważa, że są kwestie ważniejsze niż złożony kiedyś podpis. Wprawdzie moje oczekiwania względem relacji romantycznych drastycznie spadły, to jednak uważam, że niektóre sytuacje powinny wywołać bardzo poważne rozważania na temat rozwodu - przede wszystkim różne formy przemocy, czy uzależnienia partnera, który konsekwentnie odmawia pomocy.
Oczywiście temat rozwodu nie jest taki prosty, jeśli wziąć pod uwagę obszar finansowo-mieszkaniowy, ale to jest temat na zupełnie inny wątek.
6. Nie da się uniknąć cierpienia. Zawsze w życiu pojawią się stres, dyskomfort, ból i inne trudne emocje.
W związkach też się pojawią trudności, kłótnie, żale i inne przykre kwestie, o których się raczej nie układa się wierszy i arii operowych.
Czasem z tego cierpienia można sobie ulepić order i cierpliwe go znoszenie bywa traktowanie jako akt odwagi czy heroizmu.
Ona go zdradza, a on udaje, że tego nie widzi. On pije, ale ona trwa w małżeństwie. Nienawidzą się, ale przyrzekali sobie trwanie na zawsze, więc trwać będą.
Czy to dobrze, czy źle? Znowu - to kwestia przekonań i porządku wartości.