PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Jak ruszyć z życiem?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4
Hej. Potrzebuję się wyrazić, usłyszeć kilka słów wsparcia, bo czuję że nie dam rady z tym wszystkim. Na forum jestem ładnych kilka lat. Niektórzy pewnie mnie pamiętają, jednak założyłam konto bo straciłam dostęp do starego. Lęk miałam już od podstawówki, jednak radziłam sobie. Problemy zaczęły się gdy skończyłam szkołę i miałam iść na studia. Trzy razy rezygnowałam po kilku miesiącach i nie robiłam nic, nie pracowałam, tylko siedziałam w domu. W 2019 poszłam do psychiatry. Stwierdził lęk społeczny i lekką depresję. Pół roku brałam leki jednak było tylko gorzej. Zrezygnowałam. I tak sobie dalej siedziałam w domu nic nie robiąc (żałuję bardzo że rodzice nie trzepneli mnie wtedy w głowę i nie kazali szukać pracy czy chociaż iść do szkoły policealnej jak nie studia). Przyszła końcówka 2020 poznałam pewnego chłopaka. Spotykaliśmy się kilka miesięcy, on to zakończył. Później jeszcze cztery razy odnawialiśmy kontakt i zrywaliśmy. On sam nie wiedział czego chce. Powiedział kiedyś że z jednej strony chce związku a z drugiej się tego boi. Ja przy nim poczułam się gorsza. Bez studiów, pracy, znajomych, pasji, zamknięta 24 na dobę w domu. Zrobiłam sobie jakąś presję, nerwy, stres. Z każdą próbą kontaktu było ze mną tylko gorzej. Czułam się jak bym zwariowała. Trwało to jakieś 8 miesięcy. Raz się trochę uspokajalam a zaraz jakaś gula w gardle i mną telepalo z nerwów. Cały maj przeleżałam w łóżku. Jeszcze w lutym zabrałam się za zmianę swojego życia, zapisałam się do szkoły policealnej. Byłam taka zmotywowana (jakby przy nim wrócił mi normalny obraz świata, chęć walki o siebie, takie bardziej normalne podejście) jednak z każdą próbą kontaktu z nim było ze mną coraz gorzej. Przestałam jeść, dbać o siebie, wstawać z łóżka. Działo się coś czego nie rozumiałam. Apogeum nastąpiło pod koniec sierpnia. Gdy czwarty raz odnowiliśmy kontakt. Zaczęło dziać się ze mną coś strasznego, nie rozumiałam tego. Wiedziałam że to zaczęło się od niego, jednak nie rozumiałam jak nic nieznacząca relacja tak wpłynęła na mnie. Wcześniej miałam chłopaka kilka lat z którym zerwałam i po miesiącu zapomniałam. Tutaj po kilku miesiącach zrobiłam sobie ,,traumę" jak ja to nazywałam. To co się ze mną działo to było coś strasznego. Myślałam że to depresja, jednak miałam zaburzone poczucie świadomości. Pisałam z nim tego wieczoru gdy to się zaczęło. Chciałam się z nim spotkać żeby się pożegnać. Nie chciałam sobie nic zrobić tylko czułam że umrę że to koniec. On się przestraszył, że mam depresję, nie chciał laski która sobie ze sobą nie radzi. Powiedział że musi to przemyśleć. Ja wtedy zaczęłam szukać lekarzy. Jednak w moim mieście było dopiero coś za tydzień. Ja czułam że zwariuję do tego czasu. Wkręcalam sobie już jakieś choroby psychiczne. Napisałam na FB post na grupce dla osób z problemami psychicznymi. Odezwał się psycholog. Zaczęłam z nim pisać. Okazało się że to co przechodziłam to była derealizacja. Jak załapałam skąd to się wzięło i dlaczego tak wpłynęło na mnie z dnia na dzień zaczęło być coraz lepiej. Gdy przeszło mi to całkiem zaczęłam być bardzo szczęśliwa, czułam że mogę wszystko. Po prostu za dużo sobie nabrałam do siebie, za dużo silnych emocji, nerwów. Za długo tym żyłam, w stanie ciągłego napięcia. Od razu chciałam podzielić się tym z tym chłopakiem, bo czułam jak bym odzyskała życie po wielu miesiącach. On powiedział że przemyślał to sobie i nie chcę ze mną nic. Chyba bał się że tego nie uniesie, wolał poszukać ,,normalnej" panny. On jest też straszny dzieciak jeszcze i żałuję że tak bardzo w to weszłam. Na siłę chciałam się z nim spotkać i wyjaśnić mu moje zachowanie względem niego (raz było dobrze, a za chwilę mu pisałam że to nie ma sensu, bo coś mi nachodzili na głowę, nie miałam wtedy racjonalnego, zdystansowanego myślenia). On ciągle pisał że nie chce nic, żadnej rozmowy, wyjaśnień. Myślałam że podejdzie do tego na luzie i porozmawiamy, jednak z jego charakterkiem to nie było takie łatwe żeby go przekonać. W efekcie czego wkurzyłam się i napisałam mu wszystko. Potrzebowałam tego by ruszyć dalej i zakończyć to w zgodzie. On jak by nagle się zmienił, jak by zrozumiał że coś nie tak się ze mną podziało, że nie jestem psychiczna. Był dla mnie dobry, rozstaliśmy się w zgodzie. Mogłam już to zostawić na takim etapie, jednak mi zachciało się mu dopiec (bo on też sam nie wiedział czego chce i bawił się mną). Napisałam mu że to wszystko to była jedna wielka beka i że za bardzo wziął to na serio, żeby myślała że jestem po+:Ikony bluzgi kochać 2: czy coś ale włączyły mi się żarty i popłynęłam za bardzo. Pożegnałam się. On odpisał że nie nadarzy za babami i już na tym etapie mogłam to zostawić. Zrobiłam z siebie wariatkę, namieszalam mu w głowie, tak jak on mi i jesteśmy kwita. Jednak ja jeszcze postanowiłam mu wbić szpile i dodałam że mam nadzieję że odstraszylam go już na zawsze i że nie będziemy do tego wracać z braku laku. No się wkurzył i mnie zablokował. Minęły od tego dwa tygodnie a mi jest wstyd za moje zachowanie. Nigdy taka nie byłam. Zawsze miałam normalne relacje z ludźmi, a przez stan w którym byłam narobiłam głupot. Ok, on jest niedojrzały, za bardzo zapatrzony w siebie, bawił się mną myślał że zawsze może wrócić ale to ja zachowywałam się jak psychiczna. Nie potrafię przejść nad tym do porządku dziennego, nie potrafię się za nic zabrać, wrócić do życia. Za dużo się we mnie wydarzyło i nie umiem udawać że nic się nie stało. Ciągle leżę w łóżku, boje się że nic nie zmienię, olewam zajęcia, nie uczę się. Wiem, że powinnam już odpuścić, ale chciała bym kiedyś go tak cholernie za to przeprosić (nie chce już nic z nim ale czuję że jestem mu winna te przeprosiny). Powiedzieć że to była prawda, tylko później zachciało mi się żartów. Teraz jak już całkiem ochłonęłam i wróciłam do normalności to szok. Nie mogę sobie poradzić z tym co się wydarzyło. Wiem, że za rok to nie będzie miało znaczenia. On zapomni, ja zapomnę. Tylko najgorzej jest teraz. Przez ten bajzel który mam w głowie nie mogę ruszyć dalej. Mam 24 lata i jeden semestr w szkole policealnej. Zero znajomości (w sumie jednego przyjaciela i jednego kumpla), zero zainteresowań (jest tak wiele rzeczy które chciała bym spróbować)... Czuję się z tym podle. Do niczego nie umiem się zmusić, nie mam motywacji. Mam ochotę się wyszaleć jak bym miała 19 lat, bo tyle lat zmarnowałam na siedzenie w domu i teraz czuję się stara. Nie wiem jak mam żyć, co robić, jak funkcjonować. Chciałam tylko się wygadać.
To jesteś winna mu przeprosiny czy sobie ulżyć bo ewidentnie Twoje zachowanie Ci zaszkodziło?
Różne głupie rzeczy gada się w emocjach.
Spotykałaś się z nim, pewnie wiesz gdzie mieszka. Idź tam i go przeproś albo napisz list.
Nie bywałam u niego w domu. Znam tylko ulicę. Mieszkamy na jednym osiedlu, kilometr od siebie, ale nie wpadliśmy nigdy na siebie przypadkiem. Poza tym, gość wziął by mnie po czymś takim za jeszcze większą wariatkę. Nie cofnę czasu, nie zmienię tego i najlepiej jak dam mu spokój. Tylko jest mi bardzo przykro przez to i żałuję...
(22 Wrz 2021, Śro 16:03)kasiek_885 napisał(a): [ -> ]Nie bywałam u niego w domu. Znam tylko ulicę. Mieszkamy na jednym osiedlu, kilometr od siebie, ale nie wpadliśmy nigdy na siebie przypadkiem. Poza tym, gość wziął by mnie po czymś takim za jeszcze większą wariatkę. Nie cofnę czasu, nie zmienię tego i najlepiej jak dam mu spokój. Tylko jest mi bardzo przykro przez to i żałuję...

No ale nic już nie jesteś w stanie zrobić. Działałaś pod wpływem silnych emocji, które prawdopodobnie wyzwoliło to ciągłe zrywanie i wracanie do siebie. Przecież nie zrobiłaś nic strasznego tym co mu na koniec napisałaś, czasem ludzie dużo gorsze rzeczy robią po zerwaniu, tym bardziej, że z tego co napisałaś wynika, że on nie zachowywał się wobec ciebie w porządku. Myślę, że musisz się skupić na sobie. Znajdź może jakieś nowe zajęcie, coś co oderwie twoje myśli. Może kiedyś się nadarzy okazja to go przeprosisz jak ma ci to pomóc. Każdy doświadczył chyba sytuacji, których potem żałował...
Niby tak, tylko tu mu się zwierzam, że zachowywałam się tak przez nerwy silne emocje itd. a zaraz że to żarty były i że to było celowo żeby go odstraszyć. Namieszalam gościowi w głowie. Jak mi to przeszło wszystko to żałuję, bo jak się spotykaliśmy to było fajnie. Wracaliśmy do tego cztery razy ale za każdym razem ja to gmatwalam coraz bardziej, bo nie rozumiałam co się dzieje ze mną i dlaczego tak reaguję. On w sumie też do końca nie wiedział czego chce, był zazdrosny, ciągle pytał czy kogoś poznałam, czy się z kimś spotykam, jak pies ogrodnika... Z jednej strony dobrze że to koniec bo myślał chyba że będzie zawsze mógł wrócić (może bardziej chodziło mu o seks, nie o mnie), ale z drugiej fajne mieliśmy relacje gdy to wszystko było na luzie.
Psycholog mi powiedział żebym też się nie zastanawiała co typ sobie myśli o mnie bo to nie ma wpływu na moje życie, ale jednak jakiś ma, bo po tym wszystkim nie potrafię wrócić do normalnego życia. Może też od razu bym chciała za dużo, zamiast małych kroczków ja widzę przeszkodę nie do przeskoczenia. Zamiast zająć się na razie nauką i tym żeby polepszyć swój stan psychiczny ja myślę co bym chciała a czego nie mam i dodatkowo się zapetlam bo na chwilę obecną nie mogę mieć tego wszystkiego, nie od razu. To co dla innych jest normalne dla mnie jest wyzwaniem nie do ogarnięcia
Czasami żeby ruszyć z życiem trzeba za sobą spalić kilka mostów. Ty to zrobiłaś i to normalne, że teraz odczuwasz pustkę, ale jak sama zauważyłaś za rok to już nie będzie miało znaczenia. Najlepsze co możesz zrobić, to ruszyć do przodu. Jeśli tego nie zrobisz, to ten rok i tak przeminie, ale wtedy odczujesz jeszcze większy żal i poczucie winy, bo zdasz sobie sprawę, że zmarnowałaś kilka miesięcy swojego wciąż młodego i pełnego potencjału życia na myślenie o jakimś kolesiu, którego już nawet nie pamiętasz.
Tak, tylko mi nie chodzi tu o uczucia, bo nad tym bym łatwiej przeszła do porządku dziennego, tylko o to że zrobiłam z siebie jakaś wariatkę przed nim, a zależało mi jakoś na tej znajomości. Mielismy fajne relacje dopóki tego nie zaczęłam gmatwać. W ogóle ciężko mi to zaakceptować i wybaczyć sobie że doprowadziłam się do takiego stanu. Ciężko mi robić cokolwiek. Wziąć się za naukę, za jakieś małe kroczki żeby zmienić życie. Leżę ciągle tylko w łóżku, olewam zajęcia... To nie sprawa uczuć tylko psychiki
Postanowiłam że będę pisać tu moje postępy. Od ostatniego wpisu jest lepiej. Przestałam się tym aż tak przejmować. Zaczęłam wstawać z łóżka i bardziej dbać o siebie. Muszę zabrać się teraz za naukę bo semestr za mną i nie chcę znowu tego rzucić. Nie powiem, po trzech latach bezczynności ciężko mi się przyzwyczaić do obowiązków, ale powoli dam radę. Chce zmienić swoje zycie
Podejrzewam u siebie osobowość unikająca. Kiedyś normalnie gadałam z ludźmi, utrzymywałam kontakty. Później rzuciłam studia, było mi wstyd że nic nie robię więc izolowalam się coraz bardziej. Najpierw unikałam współlokatorów w kochani żeby nie zapytali o studia. Po jakimś czasie skończyło się tym że potrafiłam przesiedzieć cały dzień w pokoju udając że mnie nie ma, bo było mi wstyd że siedzę całymi dniami w domu. Tak minęły trzy lata. Po pewnej sytuacji zapragnęłam walczyć o siebie. Zapisałam się do szkoły policealnej. Były zdalne, siedziałam uczyłam się. Na czerwiec wróciliśmy do stacjonarnych. Chodziłam do szkoły normalnie. Jednak przyszedł wrzesień. Silna derealizacja trwająca tydzień. Z psychologiem doszliśmy do tego skąd to się wzięło (pół roku żyłam w ciągłym napięciu, ciągle ataki paniki). I gdy mi to wszystko przeszło poczułam że mogę wszystko. Ale nagle coś się zaczęło dziać w mojej głowie. Ciągła chęć ucieczki, izolacji, nie mogę się odnaleźć w świecie, zamknęłam się na wszystko i wszystkich. W sumie trwało to kilka lat, gdzie żyłam tylko w swoim pokoju. Miesiąc nauki a ja byłam dwa razy na zajęciach. Moment jest dobrze, mam ochotę się przełamywać i robić wszystko co do tej pory nie robiłam, a zaraz chęć ucieczki i zamykam się w swoim świecie. Mam takie uczucie że to jest ten mój świat, że on jest słuszny i ,,normalny"... Nie wiem jak mam żyć. Przeprowadziłam się miesiąc temu ale przez te derealizację nie nawiązałam kontaktu ze współlokatorami, unikam ich. Minął miesiąc i ciężko będzie mi się otworzyć więc myślę o zmianie mieszkania i zaczęcia wszystkiego od nowa. Tylko nie wiem czy znowu nie będzie tak samo. Nie wiem co mam robić i jak sobie z tym radzić. Dzisiaj miałam zajęcia, nie poszłam przeleżałam cały dzień w łóżku. Ciągle grzebie w przeszłości, że gdyby nie to wszystko dziś nie było by tego co jest. Nie radzę sobie, chce to zmienić, ale wszystkiego czego się nie ruszę zaraz rezygnuję, odcinam się, zamykam w swoim świecie i nie robię nic. Też że wstydu o swoją przeszłość. Wiem że mogę poznać nowych ludzi którzy nic o mnie nie wiedzą i zapisać kartę na nowo, ale to wszystko tak mocno we mnie tkwi że nie wiem co mam robić. Mam 24 lata i czarna dziure za sobą, trzy razy podchodziłam do studiów, nigdy nie pracowałam, nie mam pasji (nie mogę się do niczego zmusić), znajomych. Nie wiem jak mam to ogarnąć. Szukać pomocy czy sama się jakoś zmuszać do kontaktów, do wyjścia z tego ,,swojego" świata. Co najlepsze nie chodzi o lęk, bo mam wrażenie że po tej derealizacji lęk zmalał. Wypowie się ktoś może bardziej doświadczony?
(03 Paź 2021, Nie 15:55)kasiek_885 napisał(a): [ -> ]Podejrzewam u siebie osobowość unikająca. Kiedyś normalnie gadałam z ludźmi, utrzymywałam kontakty. Później rzuciłam studia, było mi wstyd że nic nie robię więc izolowalam się coraz bardziej. Najpierw unikałam współlokatorów w kochani żeby nie zapytali o studia. Po jakimś czasie skończyło się tym że potrafiłam przesiedzieć cały dzień w pokoju udając że mnie nie ma, bo było mi wstyd że siedzę całymi dniami w domu. Tak minęły trzy lata. Po pewnej sytuacji zapragnęłam walczyć o siebie. Zapisałam się do szkoły policealnej. Były zdalne, siedziałam uczyłam się. Na czerwiec wróciliśmy do stacjonarnych. Chodziłam do szkoły normalnie. Jednak przyszedł wrzesień. Silna derealizacja trwająca tydzień. Z psychologiem doszliśmy do tego skąd to się wzięło (pół roku żyłam w ciągłym napięciu, ciągle ataki paniki). I gdy mi to wszystko przeszło poczułam że mogę wszystko. Ale nagle coś się zaczęło dziać w mojej głowie. Ciągła chęć ucieczki, izolacji, nie mogę się odnaleźć w świecie, zamknęłam się na wszystko i wszystkich. W sumie trwało to kilka lat, gdzie żyłam tylko w swoim pokoju. Miesiąc nauki a ja byłam dwa razy na zajęciach. Moment jest dobrze, mam ochotę się przełamywać i robić wszystko co do tej pory nie robiłam, a zaraz chęć ucieczki i zamykam się w swoim świecie. Mam takie uczucie że to jest ten mój świat, że on jest słuszny i ,,normalny"... Nie wiem jak mam żyć. Przeprowadziłam się miesiąc temu ale przez te derealizację nie nawiązałam kontaktu ze współlokatorami, unikam ich. Minął miesiąc i ciężko będzie mi się otworzyć więc myślę o zmianie mieszkania i zaczęcia wszystkiego od nowa. Tylko nie wiem czy znowu nie będzie tak samo. Nie wiem co mam robić i jak sobie z tym radzić. Dzisiaj miałam zajęcia, nie poszłam przeleżałam cały dzień w łóżku. Ciągle grzebie w przeszłości, że gdyby nie to wszystko dziś nie było by tego co jest. Nie radzę sobie, chce to zmienić, ale wszystkiego czego się nie ruszę zaraz rezygnuję, odcinam się, zamykam w swoim świecie i nie robię nic. Też że wstydu o swoją przeszłość. Wiem że mogę poznać nowych ludzi którzy nic o mnie nie wiedzą i zapisać kartę na nowo, ale to wszystko tak mocno we mnie tkwi że nie wiem co mam robić. Mam 24 lata i czarna dziure za sobą, trzy razy podchodziłam do studiów, nigdy nie pracowałam, nie mam pasji (nie mogę się do niczego zmusić), znajomych. Nie wiem jak mam to ogarnąć. Szukać pomocy czy sama się jakoś zmuszać do kontaktów, do wyjścia z tego ,,swojego" świata. Co najlepsze nie chodzi o lęk, bo mam wrażenie że po tej derealizacji lęk zmalał. Wypowie się ktoś może bardziej doświadczony?

Siema, zdiagnozowana os. unikająca i depresyjna z tej strony xD. Po pierwsze moim zdaniem powinnaś poszukać pomocy. Ja też przez lata próbowałem sobie radzić sam, byłem na oddziale psychiatrycznym i myślałem że już jest lepiej bo w sumie nie zaniedbywałem obowiązków ale nie miałem prawie żadnego życia towarzyskiego. Jakoś się zmuszałem do tego żeby chodzić na imprezy w technikum ale to było bardzo wymuszone i nie chodziłem często. Poza tym to nawet dobrze się bawiłem jak już poszedłem na jakąś ale to dzięki alko, bez alko byłbym sztywny jak widły w gnoju xd.

Idź do jakiegoś psychiatry albo psychologa (ja chodzę do obu) a jeżeli uważasz że leki nie są ci potrzebne bo tj mówisz, nie masz żadnych lęków to idź do psychologa. W moim przypadku po braniu sertraliny, potem paroksetyny i uczęszczaniu na terapię CBT znacznie poprawiła się sytuacja z lękami i innymi fajnymi "fizycznymi" objawami lęku, teraz prawie mi to nie doskwiera. Problem nadal jest, bo nadal mam bardzo często nawroty depresji i "unikania". Potem zmieniłem terapeutę bo CBT nie pomagała na źródło problemów, czyli os. unikającą (jeszcze się okaże czy źródło, nieważne xd). Na zaburzenia osobowości a szczególnie te lękliwe dobra jest np. terapia schematów albo psychodynamiczna bo tam chodzi o to że już sama relacja z terapeutą, atmosfera akceptacji itp. jest lecząca. W CBT miałem poczucie że to bardziej "zadaniowe" podejście, wypełnianie tabelek i mało rozmów o głębszych tematach.

Rozumiem i sam doświadczam tego przeszywającego wstydu przed własnym "ja" jaki ty doświadczasz. W os. unikającej o to chodzi - wstyd dominuje nad lękiem bo ty po prostu WIESZ że jesteś gorsza od innych pod każdym :Ikony bluzgi kochać 2: względem. Znajdź dobrego terapeutę, mi moja terapia pomaga, na pewno jest lepiej niż rok temu. Ostatnio tylko się zje.bało bo możliwe że mam poważniejszy problem xd
@Kacper a jak wygląda u ciebie funkcjonowanie? W sensie pracujesz? Uczysz się? Jak wygląda twoje życie?
(03 Paź 2021, Nie 19:24)kasiek_885 napisał(a): [ -> ]@Kacper a jak wygląda u ciebie funkcjonowanie? W sensie pracujesz? Uczysz się? Jak wygląda twoje życie?

Teraz studiuję, w wakacje sobie dorabiam co już jest jak na mnie dużo xd. Dużo się uczę na własną rękę żeby jak najwcześniej podłapać staż i stałą robotę mam nadzieję (studiuję informatykę)
Ja mam jakiś kosmos w głowie teraz. Kilka lat żyłam w swoim świecie, izolowalam się coraz bardziej i naprawdę ciężko mi z tego wyjść. Stworzyłam sobie swój świat i tak żyłam. Nie ogarniając że za moim pokojem życie normalnie się toczy. Dopiero pewna sytuacja otwarła mi oczy i zdałam sobie sprawę że minęły trzy lata... Nie umiem po tym wrócić do normalnego życia, bo to co się dzieje we mnie to szok. Chce coś zmienić, żyć normalnie, uczyć się pracować, założyć kiedyś rodzinę ale to wszystko mnie przerasta. Mam takie poczucie że ten mój świat w którym nic nie robiłam i żyłam w swojej głowie jest normalny, a ten w którym żyją ludzie jest nierealny, że tak wygląda życie. Ciężko mi wrócić do normalnego funkcjonowania, że mam się uczyć, pracować itd. Dla mnie czas jak by się zatrzymał, zmienia się data, rok a ja mam wrażenie że stan w którym żyłam jest moim normalnym stanem i ten powrót do rzeczywistości odbieram jako atak na mój świat w którym tkwiłam Ja chce tego wszystkiego, normalnego życia ale nie ogarniam tego co się dzieje we mnie. Czuję przed innymi wstyd z powodu mojej przeszłości, życie toczy się dalej a ja tkwię w jednym miejscu i ciężko mi opuścić ten mój świat bo tam jest tak bezpiecznie i nikt mnie nie skrzywdzi. Wiem że to ciężkie do zrozumienia i ktoś może to wziąć za chorobę psychiczną to co pisze ale nie umiem tego wytłumaczyć i nie wiem co z tym zrobić. Znowu zawalam zajęcia w szkole policealnej, bo przecież mi się to nie przyda w tym moim świecie... Chore to wszystko co sobie zrobiłam.
Cały czas moje życie to takie ,,pozorowanie" życia. Udaje że coś robię a nie robię tego naprawdę. Pójdę na te zajęcia (miesiąc nauki a ja byłam dwa razy), ale nie jestem w stanie siąść nauczyć się, przygotować, tylko ciągle tkwię w przeszłości, że tak wygląda życie jak wyglądało moje dotychczas i że jakoś to ,,przeczekam", w sensie życie. Do mnie nie dociera że żyje się teraz, dniem dzisiejszym, że ludzie uczą się pracują itd. Te dni tak szybko lecą i mam wrażenie że to tak musi być, że muszę po prostu przeczekać ten kolejny dzień i tak wygląda życie. Nie ogarniam tego, nie wiem czy się wkręcam, czy to lenistwo czy co. Nie umiem udawać przed ludźmi że nic się nie dzieje, że wszystko ok, że żyje normalnie.
Kasiek skoro wynajmujesz pokój to znaczy, że masz pieniądze, kupujesz jedzenie itd, rodzice Cię utrzymują? Co mówią na temat tego wszystkiego? Jeśli nie chcesz to nie odpowiadaj.
(03 Paź 2021, Nie 22:23)kasiek_885 napisał(a): [ -> ]Nie ogarniam tego, nie wiem czy się wkręcam, czy to lenistwo czy co.
Mi to zalatuje zwykłym lenistwem, ale nie znam Cię, nie będę oceniał. Może postaraj się robić jedną rzecz na raz. Twoje życie kuleje na wielu płaszczyznach, wybierz jedną z nich i zacznij stopniowo ogarniać, nie myśl o drugim problemie póki nie uporasz się z pierwszym. To że żyjesz przeszłością może wynikać z tego że nie robisz nic pożytecznego w chwili obecnej (tu i teraz) prócz pierdół zabijających czas, przez co Twoje problemy się nawarstwiają a głowa rozpamiętuje to co było i zamartwia się tym co będzie zamiast skupić się na tym co obecnie. Trudno skupić się na życiu dniem dzisiejszym gdy nie robi się niczego konstruktywnego.
Właśnie chodzi o to zaniedbanie rodziców... Wcześniej powinnam dostać kopa w tyłek, chodziłam do psychiatry ale zrezygnowałam. Tak jak ze wszystkiego. Może to i lenistwo po tylu latach... Ale jak pójdę na zajęcia to też jestem nieobecna nie mogę się skupić tylko rozgrzebuje przeszłość, żałuję wielu rzeczy. Wiem że mogę wszystko zmienić ale tkwię nadal w tym czego nie zmieniłam do tej pory i utknęłam w jakimś swoim świecie przez co ciężko mi wyjść do ludzi. Czuję wstyd za swoją przeszłość...

Na jedzenie i tak mało wydaje, bo to nie jest tak że sobie siedzę nic nie robię i żyje jak w raju, bo mi tak dobrze. Moje jedzenie kończy się na kilku kanapkach dziennie. Kiedyś jak studiowałam było inaczej, dbałam o siebie, gadałam z ludźmi, tylko za dużo czasu minęło a ja popadłam w jakiś dziwny stan. Człowiek jest zwierzęciem stadnym, a ja uciekałam w gry, internet, książki przed problemami przez co odcięłam się od ludzi, od świata i teraz ciężko mi wrócić. Wiem, że muszę to ogarnąć, bo nie chcę żeby tak wyglądało moje życie jak dotychczas...
(04 Paź 2021, Pon 9:26)kasiek_885 napisał(a): [ -> ]Czuję wstyd za swoją przeszłość...
Przecież i tak już jej nie zmienisz, w żaden sposób na nią nie wpłyniesz. Jedyne co możesz zrobić z przeszłością to ją wspominać. Dzień dzisiejszy jutro będzie należał do przeszłości. Postaraj się byś i za niego nie musiała się wstydzić.
Psycholog mi powiedział że nie był to czas stracony, bo poświęciłam go na walkę ze sobą, udowodniłam sobie że potrafię, ale ja nie umiem tak myśleć. Polecił mi też terapię i test osobowości. Niby wiem że są różne sytuacje w życiu i ludzie wychodzą na prostą a ja się wkręcam i użalam nad sobą. Ale koniec z tym! Muszę zacząć to zmieniać, bo obudzę się za kilka lat, bez studiów, pracy i jeszcze bardziej załamana. Też bym chciała wszystko od razu, zamiast skupić się na tym co najważniejsze i się frustruje. Muszę ruszyć w końcu ten mój leniwy tyłek.
(04 Paź 2021, Pon 9:52)kasiek_885 napisał(a): [ -> ]Muszę ruszyć w końcu ten mój leniwy tyłek.
I taka postawa mi się podoba. Trzymam kciuki. Aktywność rodzi pozytywność.
Tak, tylko czemu tak późno? Na kilka lat odlecialam z normalnego życia. Pamiętam jak zrezygnowałam ze studiów i nie wiedziałam co mam robić w ciągu dnia. Zaczął się internet, gry, książki. Coraz bardziej uciekałam od świata. Później psychiatra, leki i kolejne podejście do studiów. Rezygnacja po kilku miesiącach i zamykanie się coraz bardziej w sobie, wstyd przez swoje problemy i ucieczka w świat wirtualny, zamknięcie w swojej głowie, a przecież mimo lęku lubiłam poznawać nowe osoby, potrzebowałam tego a odcięłam się od wszystkich i wszystkiego. Dosłownie jak bym nie istniała. Jestem w szoku dosłownie, gdybym szukała pomocy wcześniej i robiła cokolwiek to by teraz tak to nie wyglądało... ciężko mi to sobie wybaczyć. Wiem, że nie ma co patrzeć w tył bo to tylko mnie hamuje, ale to było dosłownie jak by mnie nie było. 3 lata najlepsze lata stracone...
Masz 24 lata, jesteś więc bardzo młoda. Z jakiego powodu rzucałaś studia?
Lęk, miałam też stwierdzoną lekką depresję, do tego bezradność, wmawianie sobie że ,,nie dam rady" chociaż uczyłam się, leciałam na piątkach. Przerażał mnie basen, bo panicznie bałam się wody, nie chodziłam na niego i wolałam odpuścić. Z resztą tak jest ze wszystkim. Zaczynam coś, nie kończę, bo po co...
Nie będzie to żadne pocieszenie dla ciebie ale są gorsze przypadki od ciebie, np Ja :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:

Wystarczy zmienić 1% tego co o sobie napisałaś i opis będzie idealnie do mnie pasował.

Ja nawet nie zbliżyłem się do studiów, ba, nawet szkoły średniej nie ukończyłem, z powodu różnych strachów i innych dziwnych stanów,  zaszyłem się w domu jakoś w wieku 17 lat i gnije w nim do dziś a mam już 26 lat. I to nie jest tak ze tego chcę, po prosu nie umiem inaczej żyć. Wszystkie próby zmiany kończą się dość szybko z powodu braku wiary i motywacji w powodzenie. Wiele lat już zmarnowałem a zmarnuje pewnie jeszcze więcej. Żyje w swoim właśnym "świecie" który już mi kompletnie zbrzydł ale tego realnego nie znam, przez co boję się go...;
Stron: 1 2 3 4