PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Jak ruszyć z życiem?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4
(04 Paź 2021, Pon 12:19)kasiek_885 napisał(a): [ -> ]Lęk, miałam też stwierdzoną lekką depresję, do tego bezradność, wmawianie sobie że ,,nie dam rady" chociaż uczyłam się, leciałam na piątkach. Przerażał mnie basen, bo panicznie bałam się wody, nie chodziłam na niego i wolałam odpuścić. Z resztą tak jest ze wszystkim. Zaczynam coś, nie kończę, bo po co...

Nie napiszę nic odkrywczego - potrzebujesz dobrej terapii. Basen w ramach wfu? Czy były to zajęcia obowiązkowe w ramach programu studiów? Myślę, że podjęcie dobrej decyzji odnośnie kierunku zawodowego i wytrwanie w niej bardzo utrudnia brak zainteresowań, poczucie pustki i nudy. Ludzie studiują to, co lubią albo to, co daje im jakąś perspektywę na konkretną pracę. Ciężko się motywować do obowiązków, gdy nie widzisz ich sensu i nie czujesz, że da Ci to jakąkolwiek korzyść. Unikanie życia jest kuszące, ale sama już zauważyłaś, że w perspektywie czasu nie prowadzi do niczego dobrego. Widzę bardzo wiele podobieństw w Twojej historii do mojego życia, a mam zdiagnozowaną osobowość unikającą.
Tak, basen był obowiązkowy. Tylko właśnie ten kierunek to było moje marzenie od zawsze chyba. Interesowało mnie to. Byłam dumna i szczęśliwa, że się dostałam. Uczyłam się, zaliczałam na piątki tylko problem był we mnie nie w złym kierunku studiów. Tylko ja mam problem żeby żyć dniem dzisiejszym. Albo tkwię w przeszłości i w błędach które popełniłam albo wyobrażam sobie przyszłość zamiast zająć się najpierw nauką, później pracą. Miotam się w tym wszystkim, jak bym nie umiała normalnie żyć.

Chyba po prostu faktycznie jestem tylko zwyklym leniem, któremu się nic nie chce...

(04 Paź 2021, Pon 13:30)Pan_Krystian napisał(a): [ -> ] I to nie jest tak ze tego chcę, po prosu nie umiem inaczej żyć. Wszystkie próby zmiany kończą się dość szybko z powodu braku wiary i motywacji w powodzenie. Wiele lat już zmarnowałem a zmarnuje pewnie jeszcze więcej. Żyje w swoim właśnym "świecie" który już mi kompletnie zbrzydł ale tego realnego nie znam, przez co boję się go...;

O to to. To dokładnie czuję. Swój świat... Ja chcę żyć w tym prawdziwym i muszę zmienić to wszystko.
(04 Paź 2021, Pon 12:05)kasiek_885 napisał(a): [ -> ]Tak, tylko czemu tak późno? Na kilka lat odlecialam z normalnego życia.
Lepiej późno niż później. Kilka lat to nie kilkanaście, nie kilkadziesiąt, mogło być gorzej, nadal może być gorzej, głównie od Ciebie zależy jak będziesz wspominać dzisiejszy i kolejne dni które niebawem też będą należały do "wczoraj". Życie wbrew pozorom strasznie szybko przemija a lenistwo, cóż, fajna sprawa, przychodzi z łatwością chyba każdemu, nie wymaga wysiłku - warto jednak zachować zdrowy rozsądek i umiar, jak w każdej dziedzinie życia.
Lenistwo to jest teraz z przyzwyczajenia do tego stanu. Wcześniej to był lęk, depresja wyuczona bezradność i brak wiary w siebie. Zakopalam się w tym wszystkim, zamknęłam w swojej głowie a nikt mi nie uświadomił że źle robię. Ja się czuję jak bym się dosłownie obudziła po tych latach, bo nie widziałam problemu...
(04 Paź 2021, Pon 15:15)kasiek_885 napisał(a): [ -> ]O to to. To dokładnie czuję. Swój świat... Ja chcę żyć w tym prawdziwym i muszę zmienić to wszystko.

Ja też tego chcę, tyle ze nie umiem nic zmienić, nie wiem jak "wyjść" z własnej głowy.

Za długo już żyję zamknięty w swoim świecie, przez co wszystko co poza nim jest mi obce, nie potrafię za bardzo funkcjonować w prawdziwym świecie, ten mój dobrze znam, dzięki czemu czuję się w nim bezpiecznie, a rzeczywistość mnie przeraża.
@Pan_Krystian szczerze? Ja kiedyś wychodziłam tylko do sklepu i siedziałam w domu. Czasem wychodziłam się przejść. Miałam takie wrażenie, że tak wygląda życie, że jakoś to przeczekam. Jak bym nie ogarniała że życie normalnie się toczy za moim pokojem. Później zapisałam się do szkoły policealnej. Były zdalne, więc komfort dodatkowy, ale ogarnęłam że przez te lata brakowało mi ludzi, bo była stopniowa izolacja coraz bardziej. Nie miałam się do kogo odezwać i zakopywalam się coraz bardziej. Zmieniło się to jakoś od tego roku. Pewna sytuacja otworzyła mi oczy co ja robię ze swoim życiem. Zaczęłam się spotykać z ludźmi poznanymi w internecie żeby z kimś pogadać, żeby wrócił mi normalny obraz rzeczywistości. Przez pół roku co kilka dni miałam derealizację. Skończyło się na tygodniowych jazdach we wrześniu, ale jak mi to przeszło to mam wrażenie że razem z lękiem, który towarzyszył mi jeszcze od podstawówki. Tylko teraz zastał mi taki zastój po tych kilku latach zasiedzenia, ale nie chcę żeby tak dalej wyglądało moje życie, więc ustaliłam sobie priorytety że najpierw nauka i praca, później przyjemności a znajomi sami się znajdą z czasem. Też mówię że nie umiem żyć w świecie rzeczywistym ale jak zaczęłam powoli wychodzić to jest lepiej. Spróbuj może i ty. Najpierw psychiatra/terapia. Później możesz spróbować tak jak ja spotkać się z kimś z internetu choćby tylko po to żeby porozmawiać, idź na spacer, może jakiś kurs. Nie rzucaj się od razu na głęboką wodę, tylko powoli.
Czy jesteś teraz pod opieką psychiatry/psychoterapeuty?

Ja sama miałam nieco podobną sytuację, tyle że mój życiowy impas trwał kilka miesięcy. Też rzuciłam studia, też siedziałam na utrzymaniu rodziców i właściwie nic ze sobą nie robiłam. Życie to było coś, co się przydarzało innym. Też zakończyłam relację romantyczną i to w mocno traumatycznych okolicznościach. Tamten chłopak między innymi mówił mi, że byłam pasożytem. Nie działało to na mnie motywująco.

Teraz jestem w miarę ogarniętym ziemniakiem i generalnie jestem zadowolona z kształtu mojego żyćka.

W pierwszej kolejności pomogły mi psychiatra i terapeutka. Leki pozwoliły mi ogarnąć napady panicznego lęku związanego z tym, że zniszczyłam sobie życie i rację mieli ludzie, którzy mi powtarzali, że jestem g*wnem.

A potem - praca, praca, praca. Poszłam znowu na studia i wprawdzie nie wykorzystałam ich tak dobrze jak mogłam, to jednak nie zmarnowałam całkiem tego czasu. Póki byłam studentką znalazłam sobie staż i za wielki sukces uważam to, że nie zwolniłam się po tygodniu :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

Poza pomocą z zewnątrz, niezwykle ważna była dla mnie motywacja wewnętrzna - miałam marzenie dotyczące swojego życia, które w skrócie polegało na tym, że chciałam się po prostu usamodzielnić. To był mój cel końcowy, a po drodze wyznaczałam i osiągałam (albo i nie) mniejsze cele - wszystko pomału, we własnym tempie, byle tylko wykazywać jakąś aktywność życiową. Myślę, że gdyby nie ten ogólny kierunek, pewnie nadal kręciłabym się w miejscu, nie wiedząc jak zacząć.
Może również masz jakąś wizję swojego życia, do której chciałabyś dążyć i która mogłaby stanowić podstawową motywację do zmian?

"Praca nad sobą" ma niestety to do siebie, że łatwo się o niej pisze, ale znacznie trudniej się ją wykonuje. Potrzeba bardzo dużo samozaparcia i samodyscypliny. No i sporo przełamywania się, co nie jest ani łatwe, ani przyjemne.
Tutaj przydaje się konstruktywne wsparcie (którego ja akurat nie nie miałam, kiedy musiałam zrezygnować z terapii) - ktoś, kto rozumie specyfikę fobii i związane z nią problemy, ale przy tym nie zagłaska nas na śmierć (np. moja matka pewnie do dziś by mnie nie wywaliła do pracy, gdybym sama nie postanowiła się ogarnąć).

Inna rzecz, która mi jeszcze przyszła do głowy - równie nieprzyjemna - wzięcie za siebie odpowiedzialności. Przyznanie się przed sobą, że nie odpowiadają już za nas rodzice i rzeczy, które oni sknocili, musimy (możemy) naprawić my sami.
A no właśnie... To mnie najbardziej boli, że ja jak bym nie wiedziała że tak nie wygląda życie, planowałam co chcę zrobić, co mieć, co osiągnąć, a nic z tym nie robiłam. Potrzebowałam żeby ktoś wtedy mną wstrząsnął, że tak się nie żyje. A mama głaskała mnie po główce i ,,ok, nie radzisz sobie to siedź sobie dalej nic nie robiąc". Do mnie nie docierało że ja to wszystko mogę mieć, mogę osiągnąć tylko tkwiłam w tym, rodzice mnie utrzymywali i było cudownie... Nosz k*rwa, żałuję bardzo że nie obudziłam się wcześniej, kiedy to wszystko było prostsze... Ale nie ma co grzebać już w tym, bo to przeszłość. Nie zmienię tego, ale mogę stworzyć sobie lepszą przyszłość i chce tego bardzo.
Ja też tak mam, że nie mogę się otrząsnąć, i zostawić przeszłości. Ja się za bardzo poświęciłem studiom, trwały 6 lat, i wyglądało to na zasadzie 5 rano - pks - dworzec - uczelnia - dworzec - pks do domu. Oczywiście zero życia "studenckiego". A teraz kiedy to przetrwalem, zamiast być dumnym, przeżywam stracony czas. Zmienilo sie tyle, że chodzę jedynie do pracy i sklepu.
Też wiem, że ludzie, rówieśnicy, nie żyją tak. I zamiast mieć plany, marzenia, to ja wegetuję i trwam w tym na siłę, martwię się tym co było i nie widzę dobrych dni, tylko pustkę. Czuję, że będę sam w wieku 50 lat i gęby nie będzie do kogo odezwać. I nigdy nie nadrobię straconego czasu. Każdy dzień jest dniem straconym. Wszystko zaczynam "od jutra".
(05 Paź 2021, Wto 19:55)cien1995 napisał(a): [ -> ]Ja też tak mam, że nie mogę się otrząsnąć, i zostawić przeszłości. Ja się za bardzo poświęciłem studiom, trwały 6 lat, i wyglądało to na zasadzie 5 rano - pks - dworzec - uczelnia - dworzec - pks do domu. Oczywiście zero życia "studenckiego". A teraz kiedy to przetrwalem, zamiast być dumnym, przeżywam stracony czas. Zmienilo sie tyle, że chodzę jedynie do pracy i sklepu.
Też wiem, że ludzie, rówieśnicy, nie żyją tak. I zamiast mieć plany, marzenia, to ja wegetuję i trwam w tym na siłę, martwię się tym co było i nie widzę dobrych dni, tylko pustkę. Czuję, że będę sam w wieku 50 lat i gęby nie będzie do kogo odezwać. I nigdy nie nadrobię straconego czasu. Każdy dzień jest dniem straconym. Wszystko zaczynam "od jutra".

Ty studiowałeś chociaż. Pomyśl o mnie, ja nie miałam żadnego życia, nie tylko ,,studenckiego". Trzy lata przesiedziałam w domu... Aż mi się smutno zrobiło. Ty pracujesz. Zawsze możesz zapisać się na jakieś zajęcia, rozwijać hobby i poznać nowe osoby.
Tak, ale zawsze porównywałem swój standard życia do czyjegoś i też mi było przykro mając tak jak miałem na tle tych, którzy byli wzorem. Chętnie rozwijałbym hobby, zapisałbym się gdzieś, chociażby na siłownię, gdybym tylko był normalnym człowiekiem i miał na to siłę po pracy, ponadto nie bał się ekspozycji.
Równie dobrze też możesz rozwijać pasje, mieć pracę i pracować. Każdy zaczyna od tego samego punktu, od zera i wysiłek musi zostać włożony. Nic samo nie spadnie z nieba.
I dlatego nie ma co się porobnywac do innych bo każdy ma inną historię. Chciałam tylko żebyś zobaczył że są też ,,gorsi" od ciebie. Ja wiem, że mogę tylko na razie chce poświęcić czas nauce, praca, pasje jak ogarnę to za kilka miesięcy, bo na pasje trzeba zarobić, a nie zamierzam ciągnąć kasy od rodziców na moje widzi mi się. Już dość tego było, trzeba wziąć życie we własne ręce.
(05 Paź 2021, Wto 11:22)kasiek_885 napisał(a): [ -> ]Najpierw psychiatra/terapia. Później możesz spróbować tak jak ja spotkać się z kimś z internetu choćby tylko po to żeby porozmawiać, idź na spacer, może jakiś kurs. Nie rzucaj się od razu na głęboką wodę, tylko powoli.

Przez te wszystkie lata które przesiedziałem w domu straciłem  motywację, trudno jest mi się za coś wziąć bo w niczym nie widzę sensu i nadziei ze może być lepiej.

(05 Paź 2021, Wto 12:32)kasiek_885 napisał(a): [ -> ]ale mogę stworzyć sobie lepszą przyszłość i chce tego bardzo.

I jak ci idzie?
Szczerze? Powiem tak, jak rozstałam się z chłopakiem w styczniu to jak bym się obudziła. Zaczęłam coś zmieniać, zapisałam się do szkoły policealnej, kupiłam piłkę bo chciałam wrócić do grania. Uczyłam się itd, ale później jakoś marzec, kwiecień ciągle nerwy i zaczęłam mieć derealizację co kilka dni. Powoli przestałam o siebie dbać, jeść, wstawać z łóżka, maj przeleżałam w łóżku z atakami paniki. Miałam się uczyć a nie mogłam bo czułam w gardle to napięcie cały czas i panika ciągle. Nie mogłam się ogarnąć. W lipcu miałam się wyprowadzić z mieszkania w którym mieszkałam 3 lata i tam miałam te derealizację przez co czułam chęć ucieczki stamtąd. Wychodziłam na spacery wtedy żeby tylko tam nie być. W lipcu się przeprowadziłam (nie był to mój wybór tylko właściciele rementują mieszkanie) i ja się czułam taka wyrwana stamtąd. Na nowym mieszkaniu jak się wprowadziłam zaczęłam gadać ze współlokatorkami żartować, ale ciągle to napięcie we mnie było. Pojechałam na dwa miesiące do domu żeby się zdystansować i uspokoić jednak było coraz gorzej. Wróciłam do miasta i skończyło się tygodniową derealizacja, nie byłam w stanie wstać z łóżka z powodu tych silnych emocji budziłam się i się cała trzęsłam. Ogarnęłam to z psychologiem, przeszło mi to wszystko ale przez to znowu odizolowałam się od współlokatorów. Narobiłam sobie zaległości w szkole. Jak jestem tam, to rozwala mnie to wszystko psychicznie. Jak by nie te nerwy i ta derealizacja to ja bym tak nie myślała i się nie wkręcalam, tylko działała w swoim tempie. Inaczej by było jak bym się nie musiała przeprowadzać z tamtego mieszkania, gdyby nie ten stan w którym byłam to bym sobie myślała że no mieszkałam tam, teraz tutaj, za jakiś czas mogę być gdzie indziej. Ale że to wszystko się wydarzyło i ja w tym stanie musiałam się przenosić to jakos tak to wszystko siedzi we mnie. Nie wiem... Nie potrafię tego wyjaśnić. Jestem teraz w domu bo będąc tam dalej coś się wkręcam i nie mogę zapomnieć o tym co się wydarzyło i działać w swoim tempie. Jak jestem w domu to narmalnie jak by się nic nie stało a jak jade tam to już coś mi się robi... Gdyby nie te nerwy i derealizacją było by inaczej ale to też trwało za długo bo ponad pół roku... Nie wiem co mam robić, za nic się nie mogę zabrać. Może przeprowadzę się do innego miasta i zacznę wszystko od początku? Dodatkowo właśnie to moje lenistwo, kiedyś chciałam tak dużo rzeczy robić, spróbować wszystkiego, a teraz ja mam to gdzieś. Mama nauczyła mnie że mam wszystko podane pod nos i teraz ciężko mi się wziąć za siebie, bo rozleniwilam się przez te lata. Chyba spodobała mi się taka wegetacja. Nie rozumiem czemu wcześniej nie zostałam odcięta od kasy żeby się ruszyć w jakimś kierunku... Nie powiem, szukałam wtedy pracy, przeglądałam oferty ale żeby zadzwonić i spróbować się przełamać to nie, bo się boje i nie dam rady. To jest szok dla mnie teraz bo mogłam chociaż wyprowadzać psy albo zajmować się dziećmi na początek i teraz by nie było tego wszystkiego. 24 lata bez studiów i zero doświadczenia, co powiem? Że od skończenia szkoły 4 lata przesiedziałam na internecie? 😳 Trzy razy zaczynałam studia, ale to się nie liczy... Dodatkowo ten chłopak dalej szuka ze mną kontaktu. Minął rok jak się poznaliśmy, on piąty raz coś próbuje, mimo tego że zrobiłam z siebie wariatkę ostatnim razem i powiedziałam że mam nadzieję że odstraszylam go i nie będziemy do tego wracać. Ale ja nie chcę związków, bo co ja sobą reprezentuję... Co będę opowiadać facetowi? Jakie seriale obejrzalam w ciągu tych lat? Zero doswiadczen przeczyć, znajomych, zainteresowań. Najgorsze jest to, że mi się już nie chce nic. Jak mi przeszła ta derealizacja to poczułam się taka szczęśliwa że mogę wszystko, że pójdę do pracy będę się uczyć zapisze się na jakieś zajęcia, poznam ludzi ale teraz to dla mnie jest bez sensu wszystko... Nie umiem udawać że nic się nie stało.
(12 Paź 2021, Wto 15:18)kasiek_885 napisał(a): [ -> ]Zaczęłam coś zmieniać, zapisałam się do szkoły policealnej, kupiłam piłkę bo chciałam wrócić do grania.

A w co grasz jeśli można wiedzieć?
@jutro piłka nożna. Znaczy, kiedyś grałam w gimnazjum technikum. Później trzy lata siedzenia w domu i tylko seriale. Ale jak się ,,obudziłam" to kupiłam piłkę, poznałam kolegę z którym w czerwcu chodziliśmy grać. A teraz przyjechałam do domu, przemyśleć co dalej, bo w tamtym mieście to nie wiem czy chce jeszcze być po tym wszystkim... I na razie dalej się lenie i myślę czemu tak to zrobiłam. Przecież wystarczyło żebym pokonała lęk, czemu dopiero teraz to widzę a nie wtedy

Wiem, że czasu nie cofnę ale żałuję bardzo
Nic się nie chce i to jest najgorsze, niby wiem co powinienem krok po kroku zrobić, tyle tylko ze nie mam motywacji żeby zacząć działać, wynika to z tego ze nie widzę w niczym sensu, za długo siedzę w domu, zero znajomych, pasji, tak sobie po prostu gnije czekając sam nie wiem na co,

I nawet jak bym kogoś poznał, to z tej znajomości raczej nic by nie wyszło, nie miał bym z tym kimś tematu do rozmów, od dobrych kilku lat moje życie jest puste, nijakie nie ma w nim nic ciekawego o czym mógłbym z kimś pogadać,

A żeby coś w swoim życiu zmienić to nie mam ani odwagi ani co ważniejsze motywacji, przywykłem już do tego załosnego stanu w którym tkwię, właściwie to innego życia niż te które mam obecnie nie znam.

czasem podejmę jakąś próbę zmiany tego stanu ale motywacji starcza na bardzo krótki czas.
@Pan_Krystian no właśnie ja mam to samo. Miałam mieć takie cudowne życie, ale przez lęk zamknęłam się w domu na trzy lata i teraz to już nic mi się nie chce. Jeszcze gdyby nie to że mama mnie głaskała po główce i pozwoliła siedzieć w mieście dając mi pieniądze za nic nie robienie to teraz by tego wszystkiego nie było. Jak by postawiła ultimatum, albo studia albo praca albo wracaj do domu jak nic nie robisz to musiała bym coś zrobić. A to jest dla mnie szok teraz, że jej to pasowało, że młoda osoba nic nie robi i pasożytuje w innym mieście!!! Nie rozumiem jak tak można, dlaczego mnie wcześniej z tego nie ,,obudziła"
Miałaś problemy psychiczne, ale z tego co zrozumiałam, już ich nie masz? "Przecież wystarczyło, żebym pokonała lęk" - czyli jesteś w stanie pokonać lęk i funkcjonować normalnie? Problemem jest tylko poczucie winy za stracone lata? Jeśli tak, to pewnie dużo osób chorych psychicznie, w tym ja, Ci zazdrości. Niektórzy żyją z zaburzeniami do końca życia. Nie siędzą w domu 5 lat, tylko kilkanaście albo i więcej. Niepotrzebnie teraz wmawiasz sobie, że już nic nie ma sensu. Masz 24 lata, jesteś bardzo młoda. Przy sprzyjających okolicznościach możesz zrealizować swoje cele. Jeśli nie potrafisz poradzić sobie sama z poczuciem winy, to może psychoterapia?

Edit: nie siędzą w domu 3 lat.
@Danna Dalej mam lęk, ale zaczęłam chodzić na zajęcia i udowodniłam sobie że potrafię. Jak zaczęłam przebywać wśród ludzi to zaczęłam się zastanawiać o co mi chodziło, bo to była izolacja totalna i zamykanie się w swoim świecie. Lęk pojawił się w podstawówce jeszcze ale normalnie chodziłam do szkoły tylko jak skończyłam technikum to zaczęły się problemy. Zamiast się przełamywać to się zamknęłam na lata tylko teraz mam poczucie winy bo to wcześniej było do ogarnięcia. Jeszcze ta derealizacja i nerwy zespoły mi wszystko bo nie jestem w stanie wrócić do normalności po tym

Tylko że teraz to już mi się nic nie chce. Kiedyś miałam tyle marzeń planów celów. A teraz to ja mam to wszystko gdzieś i najlepiej to bym sobie tak całe życie przesiedziała. Żałuję że wcześniej nie zrozumiałam że robię źle, że to się leczy, przełamuje i żyje normalnie...
(05 Paź 2021, Wto 11:22)kasiek_885 napisał(a): [ -> ]Tylko teraz zastał mi taki zastój po tych kilku latach zasiedzenia, ale nie chcę żeby tak dalej wyglądało moje życie, więc ustaliłam sobie priorytety że najpierw nauka i praca, później przyjemności a znajomi sami się znajdą z czasem.

Chyba ta wersja chcę - nie chcę zmienia Ci się co parę dni.
@Danna tak dokładnie, jestem już po prostu leniem któremu się nic nie chce. Dodatkowo jak jestem w tym mieście to przeszłość mnie rozwala. Po trzech latach musiałam się przenieść i gdyby to było w normalnym stanie to by było inaczej, a ta derealizacja zepsola mi wszystko. Inaczej by było jak bym mieszkała tam nadal... Nie wiem czemu to tak wszystko się złożyło na raz
Na moje oko masz nadal problemy psychiczne, może depresję. Parę postów wcześniej pisałaś, że jesteś wściekła, że mama Cię po główce głaskała, że nikt w odpowiednim czasie Tobą nie wstrząsnął. Za kolejne 3 lata znowu się obudzisz i będziesz jeszcze bardziej wściekła. Zrobisz jak uważasz.
@Danna problemy psychiczne? Hmmm Miałam stwierdzony lęk społeczny i lekką depresję. Nie że jestem wściekła tylko mam żal, bo mogłam z tym walczyć a ja się poddałam że nie dam rady. Jak chciałam siedzieć to mogłam wrócić do domu albo się przełamać i coś działać. Byłam nauczona że wszystko dostaje i chyba myślałam że tak będzie zawsze. Np chciałam biegać i odkładałam to ciągle. Czekałam aż się pewnego dnia obudzę i zacznę biegać maratony... Te wahania stąd że z jednej strony nie chce tak żyć a z drugiej strony przyzwyczaiłam się że nic nie robię. Też kiedyś mimo że nic nie robiłam wstawałam o 7 robiłam wszystko a przez pół roku przez tą ciągła derealizację był zjazd, przestałam jeść dbać o siebie i ciężko mi wrócić do normalnego funkcjonowania.
(13 Paź 2021, Śro 10:24)kasiek_885 napisał(a): [ -> ]@Danna  Dalej mam lęk, ale zaczęłam chodzić na zajęcia i udowodniłam sobie że potrafię. Jak zaczęłam przebywać wśród ludzi to zaczęłam się zastanawiać o co mi chodziło, bo to była izolacja totalna i zamykanie się w swoim świecie. Lęk pojawił się w podstawówce jeszcze ale normalnie chodziłam do szkoły tylko jak skończyłam technikum to zaczęły się problemy. Zamiast się przełamywać to się zamknęłam na lata tylko teraz mam poczucie winy bo to wcześniej było do ogarnięcia. Jeszcze ta derealizacja i nerwy zespoły mi wszystko bo nie jestem w stanie wrócić do normalności po tym

Tylko że teraz to już mi się nic nie chce. Kiedyś miałam tyle marzeń planów celów. A teraz to ja mam to wszystko gdzieś i najlepiej to bym sobie tak całe życie przesiedziała. Żałuję że wcześniej nie zrozumiałam że robię źle, że to się leczy, przełamuje i żyje normalnie...

No ale 24 lata to wciąż bardzo młody wiek. Możesz jeszcze dużo osiągnąć. Też mi się wydaje, że możesz mieć depresję. Czy bierzesz/brałaś jakieś leki?
To co opisujesz przypomina mi trochę mój stan jak nie miałam pracy i miałam taki nastrój, że nie byłam w stanie zmusić się do niczego.
Stron: 1 2 3 4