U mnie minął już rok od czasu pierwszego kontaktu z benzo w postaci 0,5 mg Xanax. Myślę, że miało kluczowy wpływ, gdy byłam w głębokim kryzysie, żebym w ogóle przetrwała, ale nie biorę go już i nie planuję bez żadnych specjalnych przyczyn brać już więcej.
Dostałam na ewidentny kryzys emocjonalny od lekarki rodzinnej, mimo że nie prosiłam. Przyszłam do gabinetu, bo od rana intensywnie wymiotowałam. Jak czekałam na wizytę w poczekalni, to SMSami gnębiła mnie jeszcze kierownik, przypominając mi, że mojej roboty nikt za mnie nie zrobi i mam pilnować terminów (jedyne czego byłam w stanie pilnować w tamtym momencie, to żeby może nie obrzygać sobie bluzki). Wymioty głównie ze stresu związanego z pracą. Zanim zaczęłam pracę, to zmarł mi też ktoś bliski i nie miałam czasu na oswojenie się z tym, jakąś normalną żałobę, bo musiałam /bardzo intensywnie pracować/ w pracy. Również przedawkowywałam wtedy, nieświadomie, leki na tarczycę, co prowadzi do ogólnego roztrzęsienia. Poza tym czułam, że nie nadaję się kompletnie do pracy, a bardzo chciałam się nadawać. Czułam się jak totalne
, które nie poradzi sobie w życiu i niczego nie osiągnie. Ogólnie nie radziłam sobie z zadaniami w pracy, ale też kompletnie nie radziłam sobie ze stresem i do tego (albo przez to) po prostu czułam się jak niepełnosprawna, całymi weekendami tylko wymiotowałam, po powrocie z pracy wymiotowałam, w pracy wymiotowałam. Fatalne samopoczucie fizyczne i płakanie do matki, że chcę eutanazję.
Jak weszłam do lekarki, to zaczęłam jej tłumaczyć, jak źle się czuję, cały czas rycząc, ale że zwolnienia nie chcę, bo chcę jeszcze pojechać do pracy (XD) [swoją drogą to smutne, jestem wzorowym niewolnikiem]. W tamtym okresie ryczałam jadąc do pracy (całą drogę, od wejścia do samochodu, do wyjścia na parkingu), ale też natychmiast jak wsiadałam do samochodu po pracy, to ryczałam całą drogę do domu. Było niefajnie, choć pewnie nie byłoby tak tragicznie, gdyby nie te przedawkowane leki na tarczycę i gdyby nie ten zgon w rodzinie, ale ogólnie to było po prostu tragicznie. Jeszcze poza stanem psychicznym upadlająca (nie)wytrzymałość fizyczna.
Na benzo przeżyłam okres wypowiedzenia. Pierwsze razy (nawet na takiej małej dawce) nie pamiętałam rano, co na benzo robiłam, czasami odzyskiwałam jakiś tam zarys, ale nie byłabym w stanie go zweryfikować, czy to nie sen. Raz zrobiłam sobie nawet zakupy przez internet za kilkaset zł (książki do języka, których na trzeźwo bym nie kupiła, chociaż może było warto, bo były fajne
) - tego efektu bardzo nie polecam. Bardzo szybko, dosłownie po kilku tabletkach, efekt był już znacznie słabszy niż po pierwszych razach, ale trzymałam się dawki z racji strachu przed uzależnieniem. Na początku zwalało mnie z nóg, a potem już nie. Właściwie po braniu tabletki szłam spać, także ogólnie to okres doby dzieliłam na pracę-koszmar i benzo-sen. Przynajmniej nie myślałam wtedy wieczorami o pracy. Po okresie wypowiedzenia dalej byłam wrakiem ludzkim (do tego bezrobotnym), ale bezno brałam już rzadziej, bo mi przeszkadzało takie "zaszumienie" rano, nie lubię tego efektu.
Próbowałam też (i to nie raz, ze 3 razy) brać "rozrywkowo", zamiast alkoholu (gdyż nie powinnam przez problemy z żołądkiem spożywać) i słaba sprawa, bardziej mnie jednak zamulał niż rozluźniał.
Po tym jak mój kryzys emocjonalny w miarę się opanował, to brałam Xanax tylko raz, jak spowodowałam wypadek. I prawdę mówiąc przez tę właśnie sytuację nie wyobrażam sobie, że miałabym nie mieć tych tabletek przy sobie. Jak tylko skończy mi się data ważności tego opakowania, którym dysponuję, to poproszę lekarza o receptę - nie w celu zażywania, a po prostu, żeby mieć w razie wypadków, które są nie do przewidzenia (lub zgonów w rodzinie, lub skrajnie złych innych wieści). Pod takim kątem takich awaryjnych zastosowań wydają mi się zbawieniem i też jedynym wyjściem (ja nie przetrawiam złych informacji w żaden konstruktywny sposób, niestety...). Czy mi wypiszą receptę to nie wiem, ale byłabym bardzo nieszczęśliwa.
Ale koniec końców to czuję do tych tabletek niechęć. Kojarzą mi się z fatalnym okresem mojego życia i nie mam w ogóle ochoty ich brać. Skutki uboczne, zamulenie, problemy z pamięcią są moim zdaniem bardzo negatywne, na tyle, że nie ma sensu po nie sięgać bez głębszych kryzysów.