PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Przyjaźń.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Sobota wieczór do idealny czas na podsumowania. Z tego powodu postanowiłam zrobić sobie małą wycieczkę do przeszłości. Tytuł jak zwykle jest mylący, bo będę pisać o relacjach. Nie jest jednak nieuzasadniony, bo były szukaniem przyjaźni.

[DZIEWCZYNY]

Były zawsze. Z kimś trzeba było w końcu siedzieć w ławce.
Nawet w liceum było trochę dziewczyn, do których mogłam się odezwać. W tym jedna, której nie cierpiałam :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Większość kontaktów urwała się, ale również coś zostało. W większości przypadków broniłabym się jak mogę przed wrzuceniem tych relacji do jednego worka, ale tym razem chcę opisać podobieństwa. Zbliżone problemy, to samo otoczenie, rozmowy o Bartku z 5d, nigdy zakupy. Duża dawka zrozumienia przyprawiona nutą zazdrości i rywalizacji, której chyba nie sposób uniknąć. Raczej nie czułam się w tych relacjach niezastąpiona (może z jednym wyjątkiem, choć bardzo mało brakowało, żeby właśnie ta przyjaźń się rozpadła). Do niektórych miałam żal, że nie byłam tak ważna, jakbym chciała. Duża stabilność, nawet przy okresowym mniejszym nasileniu kontaktów. W większości przypadków bez kłótni. Wysoki stopień podobieństwa problemów. Dużo ciepła.

[CHŁOPCY]

Trzymałam się od nich raczej z daleka. Pomimo tego trafiło mi się po jednej trochę bliższej znajomości w gimnazjum i liceum. Co ciekawe, obaj okazali się po czasie gejami (mam nadzieję, że to nie przeze mnie :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:). Były to raczej powierzchowne relacje i nie dotrwały nawet do końca szkoły, nie mówiąc o dalszej próbie czasu. Im dalej w las, tym znajomości z chłopakami jest więcej. Mało porównywania się, zrozumienia również dużo. Ciekawym aspektem takich znajomości jest, zagadka czy różnimy się dlatego, bo tak, a może tym razem ta różnica jest spowodowana odmiennym poziomem testosteronu w życiu płodowym? Dziewczyny często również wydają mi się z innych planet, ale faceci pod pewnymi względami :Stan - Różne - Zaskoczony: , co bywa ciekawe, ale też irytujące.

Oto moje perypetie. Podział ze względu na płeć, bo pomimo tego, że nie detrminuje, z kim się dogadam, to szczególnie w dzieciństwie ma decydujący wpływ na nawiąznie znajomości. A z kim Wy wolicie się przyjaźnić? Jak wygląda przyjaźń męsko-męska? Piszcie.
męsko męskiej nie znam w sumie
ale się jej boję
z kobietą wydaje się bezpieczniejsza
powiedzmy, ze takiej dane mi było doświadczyć.

Szary

Może to dziwne, ale męsko-męskiej nigdy nie miałem okazji zaznać. Oczywiście, jeżeli mówimy tu o przyjaźni, a to jednak wielkie słowo. Pojawiały się jakieś tam epizody zakrawające może nawet o przyjaźń z dziewczynami. Może nawet sporo ich. Generalnie z kobietami jakoś łatwiej mi się dogadać, jakoś bliżej mi do ich emocjonalności, bardziej artystycznego podejścia do świata (ale dość tej typizacji). Takiej przyjaźni z krwi i kości, to ja nie mogę wymienić ani jednej. Z drugiej strony, nie doświadczywszy jej, trudno też mi stwierdzić, kiedy relację można już nazwać przyjaźnią, a kiedy jeszcze nie. Relatywizm.
takiej prawdziwej to i u mnie nie było, ale było coś jakby na kształt, tzn. jeśli chodzi o to, co ja czułem. tak myślę...
dobrze wiedzieć, że nie jestem jedyny...
Też nie znoszę typizacji (poszerzyłeś mój zasób słów :-) ) , ale tym razem nie udało mi się obejść bez grzechu :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

Może część panów ma problem z przyjaźnią z innymi mężczyznami, bo jak mieliby okazywać słabość wobec innych samców alfa :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Ktoś kto nie pretenduje do tego tytułu tym bardziej może nie mieć o czym gadać z przewodnikiem stada.
A u mnie była i nadal jest
Kgg napisał(a):Może część panów ma problem z przyjaźnią z innymi mężczyznami, bo jak mieliby okazywać słabość wobec innych samców alfa :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Ktoś kto nie pretenduje do tego tytułu tym bardziej może nie mieć o czym gadać z przewodnikiem stada.
A wśród kobiet nie ma podobnych barier? Np. zazdrość, że koleżanka jest ładniejsza, że bardziej ją wszyscy lubią, itp.
Wydaje mi się to podobną barierą co męska "dominacja".

Szary

To chyba zależy od tego, czego oczekuje się od przyjaźni. Chyba w tej relacji nie powinno być miejsca na zarówno "dominację" jednej ze stron, jak i zazdrość. A to wszystko też zależy od konkretnej jednostki.
Przyjaźniłam się kiedyś chyba z dwiema dziewczynami ale to tylko dlatego, że mieszkały bardzo blisko mnie. Na chwilę obecną nikogo nie nazwałabym swoim przyjacielem i jakoś tych przyjaciół specjalnie nie szukam, kontakty utrzymuję bardziej z facetami, raczej powierzchowne ale i kilka lepszych. Lepiej dogaduję się z dziewczynami ale jakoś mnie nie ciągnie żeby tworzyć z nimi jakieś bliższe relacje. Baby potrafią być męczące.
[CHŁOPCY]
Miałem kilku. W sensie prawdziwej przyjaźni, a nie dobrym koleżeństwie.

Pierwszego przyjaciela poznałem na osiedlowym podwórku. Miałem wtedy z 5 lat. Nie pamiętam dlaczego, ale nie zaczęliśmy najlepiej - za każdym razem jak się widzieliśmy to się wspólnie napier...liśmy (niestety on był kilka miesięcy starszy ode mnie i częściej wygrywał :Stan - Różne - Nie powiem: ). Aż do momentu kiedy rozpocząłem chodzić do przedszkola. Wtedy odkryłem, że jest on w tej samej grupie przedszkolnej co ja. Zaczęliśmy jakoś wspólnie rozmawiać i jakoś to tak poszło dalej. Później zawsze już razem siedzieliśmy w ławce, bawiliśmy się razem w przedszkolu/szkole i na podwórku. Zawsze mogliśmy na sobie polegać i mówić sobie dziecięce tajemnice. Zepsuło się między nami pod koniec podstawówki - pokłóciliśmy się o jakąś głupotę (chociaż pewnie już dłuższy czas coś się psuło w relacjach). Później się pogodziliśmy, ale już nigdy nie było tak jak dawniej. Nasze relacje się mocno ochłodziły.

Drugiego przyjaciela poznałem w szkole średniej. Na początku mnie irytował bo razem z resztą klasy traktował mnie protekcjonalnie (szybko w nowej klasie zyskałem łatkę dziwaka). Nie pamiętam jak to się stało, ale z czasem zyskałem jego sympatię (później również klasy). Mogłem na nim polegać w szkole i poza nią. Nieraz uratował mnie na sprawdzianie pisząc ściągi (w szkole średniej miałem zniżkę formy w nauce), w sumie to dzięki niemu nie kiblowałem z jednego przedmiotu w ostatniej klasie. Razem chodziliśmy na piwo, na wagary, na 18nastki, itd. Nawet zarywaliśmy wspólnie do tej samej dziewczyny :Stan - Różne - Zaskoczony:ops: mimo to nie poróżniła nas ona. Dużo można pisać. Nasze drogi się rozeszły po maturze. Nie potrafiłem utrzymać tej znajomości, a wręcz już wtedy robiłem podświadomie wszystko aby się odciąć. Fobia rosła w siłę. Obecnie utrzymuję z nim bardzo skromny kontakt (typu raz na rok telefon).

Trzeciego przyjaciela poznałem na studiach. Był wygadany, ale mimo to chciał zadawać się z takim dziwakiem jak ja (wtedy miałem apogeum fobii). Tak jak z poprzednimi dwoma nie miałem oporów rozmawiać z nim na jakiekolwiek tematy. Wspólnie chodziliśmy na piwo na okienkach i w ogóle. Mogłem na nim polegać. Często się umawialiśmy na wypad do miasta coś porobić i pogadać (byliśmy z innych stron). Jego obecność mocno niwelowała moje z+:Ikony bluzgi kochać 2: i np. mieliśmy wspólne przypały typu: uciekanie przed strażą miejską, demolka w akademiku i później spanie na ławce na dworcu pks po juwenaliach, picie piwa w bibliotece uczelnianej (jak człowiek był młodszy to był jednak strasznie głupi).
Po studiach utrzymywaliśmy jeszcze jakiś czas kontakt, ale w pewnym momencie przestałem się do niego odzywać (fobia wygrała - odciąłem się od wszelkich znajomości w tym od niego). Jak ja tego żałuję. :Stan - Niezadowolony - Smuci się: Czasami mam ochotę się do niego odezwać i wznowić kontakt, ale pewnie jest już za późno. Minęło kilka dobrych lat. :Stan - Niezadowolony - Smuci się:


[DZIEWCZĘTA]
Z dziewczynami nigdy nie było mi po drodze. W okresie szczenięctwa nie interesował mnie kontakt z nimi. W okresie dojrzewania i później wstydziłem się ich. W ogóle ich nie rozumiem. Co najwyżej miałem kilka dobrych koleżanek. Dziewczyny to bardzo dziwne i niezrozumiałe dla mnie istoty, że aż mózgownica mi paruje z próby ich zrozumienia.
Ewentualnie jedyną dziewczyną, którą w całym życiu mógłbym nazwać przyjaciółką była moja siostra. Zawsze stała po mojej stronie, wyciągała mnie z kłopotów, gdy w nie wpadałem. Chyba mogę z nią porozmawiać na większość możliwych tematów bez skrępowania.
Miałem przyjaciela od zerówki do końca podstawówki. Ja go lubiłem, do tego stopnia, że byłem autentycznie zazdrosny jak przez pewien czas zaczął spędzać więcej czasu z innym kolegą z klasy. No a potem przyszło gimnazjum poszliśmy do innych klas i sobie znalazł fajniejszych przyjaciół. : P Ja zrobiłem dużo, żeby znajomość podtrzymać. Prócz tego paru luźniejszych kolegów na przestrzeni lat było.

Z dziewczynami nigdy specjalnego kontaktu nie miałem. Nie było nawet żadnych koleżanek.
dangerous napisał(a):[CHŁOPCY]
Miałem kilku.
:Stan - Uśmiecha się - LOL:

U mnie, powiedzmy, od końca podstawówki do, ujmijmy to tak, pierwszego dnia studiów, dominowały znajomości z dziewczynami. W sumie nic dziwnego - kolesie wokół mnie to było dno, potem w liceum 5 na 7 osób z klasy (licząc również mnie) miało narkotykowe epizody... No nie było się z kim zadawać. Tym bardziej, że się na nich zawiodłem, gdy był taki czas, że byłem głupi i chciałem się z nimi (tzn. z czwórką z nich) zakumplować...
Ale od początku studiów coś zaczęło się zmieniać. W kilka lat wyszło na to, że mam więcej kumpli płci męskiej niż kumpelek płci żeńskiej - i to mimo ogólnej przewagi dziewczyn na moich studiach. Dobre pytanie, czemu tak się stało...
No i na szczęście udało mi się doświadczyć prawdziwej męsko-męskiej przyjaźni, choć obie strony są bardzo ostrożne w nazywaniu tego w ten sposób. Ale - po owocach czynu, a nie...
Chłopaków wspominam jako tych, którzy się ze mnie wyśmiewali w podstawówce czy gimnazjum. Tych, którzy wołali do mnie "gruba krowa!", wybuchali śmiechem i chowali się jeden za drugim. W liceum byłam im obojętna, ewentualnie spisywali ode mnie zadania. Jeśli chodzi o dziewczyny, to miałam przyjaciółkę, ale nasza relacja poluźniła się rok po skończeniu liceum. Jak sobie przemyślę to, jak byłam traktowana przez ludzi jako nastolatka, to zupełnie się nie dziwię, że miałam fobię społeczną. Dziwię się tylko, że tak łatwo się z tego otrząsnęłam.
W dzieciństwie u mnie nie było nic co mogłabym zaklasyfikować jako przyjaźń. Jakieś koleżanki miałam, ale to się ograniczało do spraw okołoszkolnych. Chłopcy się nade mną znęcali, więc kolegów nie miałam wcale.

W dorosłym życiu przyjaźnie nawiązałam przez internet, nigdy w realu. Niektóre trwają po kilka lat, z niektórymi osobami miałam okazję się spotkać. Właściwie nie wiem na ile można te relacje sklasyfikować jako przyjaźń, nie do końca wiem gdzie kończy się koleżeństwo a zaczyna przyjaźń.

Do tej pory bardziej emocjonalnie satysfakcjonujące były dla mnie znajomości z kobietami, choć więcej mam przyjaciół płci męskiej.
Powszechna opinia jest taka, że internetowe przyjaźnie nie mogą być prawdziwe bo brakuje kontaktu na żywo, ale nie jestem do końca przekonany że to prawda. Zależy jaka to relacja, kontakt przez internet to przecież jednak prawdziwa rozmowa, i jeśli się z kimś rozmawia przez lata, i obydwu osobom zależy na tej znajomości, to na pewno może być wartościowa. W końcu trywialnie łatwo ją zerwać, więc jeśli żadna strona tego nie robi to coś w tym jest. Największy problem chyba jest z zaufaniem i szczerością, w realu da się po drugiej osobie poznać jaki ma do nas stosunek a z tekstu nie.

A ja nie umiem nawet nawiązywać trwałych kontaktów przez internet... w miarę regularnie, od lat, rozmawiam właściwie tylko z jednym gościem z Portugalii. Też się nie trochę nie odnajduje w społeczeństwie, chociaż najczęściej rozmawiamy o innych rzeczach.

Wydaje mi się, że dużo ludzi nie ma prawdziwych przyjaciół. Mam na myśli również "normalnych" ludzi, nie tylko społecznie upośledzonych. Raczej mają dalszych i bliższych znajomych, jak jedni się wykruszą to znajdą się jacyś inni.

Jak ktoś jest w trwałym związku to dzieli z tym kimś życie i siłą rzeczy są sobie najbliżsi i są przyjaciółmi. Czy to nie wystarczy? Bo do czego tak naprawdę są potrzebni tak bliscy przyjaciele. Spędzać czas na różne sposoby można z kolegami i koleżankami. Nie wiem tego z doświadczenia więc mogę być w błędzie, może to ja jestem jakiś inny, albo z natury (schizoidalny?), albo taki się zrobiłem po latach samotności, ale chyba nie szukam przyjaciół. Chciałbym mieć kobietę, która by mnie akceptowała i kochała (z wzajemnością), chyba nie potrzebuję niczego mniej ani też niczego więcej.
W podstawówce, gimnazjum czy liceum dziewczyny.
Jednak dużo z nich wprost mówiło co innego, a za plecami obgadywało, toteż stopniowo zaczęłam ograniczać kontakt z dziewczynami, ze strachu.
Miałam w zasadzie jedną przyjaciółkę, podobną do mnie, z którą czułam się dobrze i wiedziałam, że nie zrobi niczego przeciwko mnie. Jednak po pewnym czasie moje dziwactwa zaczęły jej przeszkadzać i kontakt się urwał.
Teraz mam w zasadzie 2-3 koleżanki, z którymi spotykam się rzadko, choć chciałabym częściej, ale się boję. Strach wynika z:
1) Muszę zainicjować spotkanie --> ona napisze że nie może / nie chce -> poczuję się źle/ odrzucona/ nieinteresująca.
2) Zgodzi się --> muszę tak zaplanować spotkanie, by nie było nudno, muszę dostarczać nieustannych atrakcji, żeby potem nie pomyślała "po co się z nią spotkałam, ona jest taka nudna"
W konsekwencji żadnych spotkań nie aranżuję, sama czekam na kontakt... :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony:

chłopaki:
w podstawówce czy gimnazjum zero, w liceum zakumplowałam się z jednym, potem kontakt się urwał choć mieszka w tej samej dzielnicy.
Po liceum zaczęłam dostrzegać, że z facetami jakoś łatwiej jest się zakumplować. Że nie obgadują za plecami, a jak coś im się nie podoba, to walą prosto z mostu. Do tej pory lepiej czuję się w towarzystwie facetów, raczej jestem sobą, bo przy dziewczynach staram się być idealna, byleby mnie polubiły i nie miały powodu do obgadywania. Miałam jednego przyjaciela, jedyna chyba osoba z którą czułam się naprawdę swobodnie i nie bałam się rzucać nawet największych głupot. Ale się s+:Ikony bluzgi pieprz: x)
kitty napisał(a):Po liceum zaczęłam dostrzegać, że z facetami jakoś łatwiej jest się zakumplować. Że nie obgadują za plecami, a jak coś im się nie podoba, to walą prosto z mostu. Do tej pory lepiej czuję się w towarzystwie facetów, raczej jestem sobą, bo przy dziewczynach staram się być idealna, byleby mnie polubiły i nie miały powodu do obgadywania.
Mam identycznie :Stan - Uśmiecha się - LOL:
Szkoła to samo zło, zło w czystej postaci, jedni uczniowie znęcają się nad drugimi, silniejsi znęcają się nad słabszymi, nad tymi nieśmiałymi, kiedyś czasem chodziłam na wagary, uciekałam stamtąd jak najdalej się da i tylko to mnie uratowało przed całkowitą degradacją psychiczną i to, że często chorowałam i mogłam zostać w łóżku pod ciepłą kołdrą i ciepłym kocem kiedy za oknem straszny mróz.
Dla mnie takie internetowe przyjaźnie (nie żebym miała jakieś inne) są o tyle prawdziwsze, że mogę być bardziej otwarta i swobodna w wyrażaniu swoich myśli, na co bym się nie odważyła w realu. Nie muszą się też ograniczać do pisania - w dobie internetu można prowadzić nieograniczone rozmowy głosowe i video, spędzać wspólnie czas grając w gry, słuchając muzyki itp. Taki kontakt może być znacznie częstszy niż w przypadku 'prawdziwej' przyjaźni, kiedy spotkać się po prostu nie ma czasu albo odległość na to nie pozwala.

Internetowe kontakty bardziej mi odpowiadają - są mniej wymagające, bardziej trwałe i w pewnym sensie bezpieczniejsze, do tego mobilne. Mogę się np. do kogoś nie odzywać przez kilka miesięcy i nie ma większych problemów, po tym czasie odnawiamy kontakt i wszystko jest jak dawniej. Odchodzi konieczność widywania się z przymusu (a co za tym idzie wymigiwania się od takich spotkań) kiedy nie mam ochoty, a ta osoba akurat postanowiła złożyć mi niezapowiedzianą wizytę. W przypadku przeprowadzki w kontaktach nic się nie zmienia. Z drugiej strony brakuje mi czasem osób, z którymi można by zwyczajnie gdzieś wyjść - do kina, kawiarni, baru - jako uzupełnienie kontaktu internetowego.

Tez mi się wydaje - nawet od kilku osób w długoletnich związkach słyszałam coś na ten kształt - że kiedy się jest w związku to za bardzo nie ma czasu żeby podtrzymywać przyjaźnie z ludźmi z zewnątrz i te przyjaźnie się rozluźniają i zanikają. Szczególnie te z osobami płci przeciwnej. Ja mam trochę odwrotnie do Ciebie, bo właśnie po całym życiu spędzonym w izolacji mam silną potrzebę, by tych przyjaciół mieć i znajomości podtrzymywać. Mają dla mnie wyższy priorytet niż związek z kimś, a gdyby taki związek mi ograniczał lub uniemożliwiał kontakty z przyjaciółmi to prawdopodobnie bym go zakończyła.
Na niebieskim forumku ostro atakują za taką definicję przyjaźni, tzn. wyłącznie internetowego kontaktu (mnie tak kiedyś zjechali tam za to :Stan - Niezadowolony - Zastanawia się: ). Twierdzą oni, że internetowa znajomość niczego nie buduje. Podobno znajomości internetowe, które nie przechodzą w realne/rzeczywiste spotkania są bezsensu, ponieważ to jest tak jakby obserwować rzeczywistość przez okno. Odetną kabel i przyjaciół brak. W sumie trudno nie przyznać im trochę racji.
Jak ludziom zależy to kontakt się nie urwie. A jak nie to i w realu taka znajomość by się rozpadła.
Równie dobrze ktoś może powiedzieć, że co to za znajomość w realnym życiu, skoro praca czy studia rzucą parę kilometrów dalej i "przyjaciół brak". Tutaj znajomość przez internet ma tę przewagę, że można być ze sobą w każdym zakątku świata. Według mnie znajomość internetowa jak najbardziej może być wartościowa i to nawet jeśli nigdy nie przedrze się do realnego świata. Przecież emocje, które się przeżywa, słowa, które się wypowiada - to wszystko jest jak najbardziej realne i prawdziwe.
LittleMermaid napisał(a):co to za znajomość w realnym życiu, skoro praca czy studia rzucą parę kilometrów dalej i "przyjaciół brak". Tutaj znajomość przez internet ma tę przewagę, że można być ze sobą w każdym zakątku świata.

To wtedy dopełnieniem takiej przyjaźni są dopiero środki powszechnej komunikacji jak Internet lub telefon. Można się również odwiedzać od czasu do czasu. Ale gdy przyjaźń ma z założenia mieć jedynie postać wirtualną to jest ona jedynie pewną namiastką przyjaźni (oczywiście zawsze to lepsze niż nic). A w szczególności niebezpieczne jest to gdy ktoś nie ma żadnych przyjaźni w realnym świecie a szuka ich wyłącznie w świecie wirtualnym (w sensie, że nie chce aby przeniosły się również do świata realnego).

Kolejna rzecz polega na tym, że kontakt/wsparcie/itd od przyjaciela potrzeba również otrzymywać ciałem a nie tylko "duchem".
A to już jest kwestia indywidualna. Takie stwierdzenia że przyjaźń jest niepełnowartościowa wg czyichś tam kryteriów uważam za nie na miejscu, bo każdy ma tutaj indywidualne preferencje i oczekiwania, nie ma sztywnych reguł. Nie każdemu kontakt fizyczny jest niezbędny do utrzymywania znajomości. Ktoś inny może nie wyobrażać sobie przyjaźni bez cotygodniowego wyjścia na piwo.

Moje przyjaźnie nie są namiastkami, bez względu na to, czy daną osobę spotkałam w realu czy nie. I też nigdy nie zakładam z góry, że do takiego spotkania nie dojdzie (ani że do niego dojdzie).
Nie traktuj tego tak osobiście. Nie odnosiłem się do Twojej jednostkowej sytuacji. Nie chcę negować Twoich zażyłych relacji z osobami z Internetu - jeżeli tak to odebrałaś to przepraszam.
Oczywiście przyjaźń to kwestia rozmyta. Nie ma jasnych granic gdzie zaczyna przyjaźń, ani gdzie się kończy. Ani również gdzie zaczyna/kończy się "jedynie" dobra znajomość/koleżeństwo.

Nie ma "czyiś tam kryteriów" przyjaźni, jednak są pewne przesłanki, które powinny zaistnieć żeby relację móc spróbować zakwalifikować jako przyjaźń. Np. SJP określa przyjaźń jako:
Cytat:bliskie, serdeczne stosunki z kimś oparte na wzajemnej szczerości, życzliwości, zaufaniu, możności polegania na kimś w każdej sytuacji

Inna szersza definicja:
Cytat:Przyjaciel to ktoś, z kimś chcesz być bardziej, niż wkurzają cię jego wady, dziwactwa, poglądy.To ktoś, za kimś nie musisz się czujnie oglądać gdy staje za twoimi plecami- dosłownie i w przenośni. Możesz liczyć na jego pomoc i wsparcie.Z przyjacielem lubi się rozmawiać, milczeć, przebywać, robić coś razem.Najważniejsze - przyjaciele się akceptują. Nawet jak jeden osobiście nie lubi, nie rozumie, albo nie zgadza się na to, co jest ważne dla drugiego, wspiera go w tym.



Wsparcie, akceptacja, zrozumienie - to są filary przyjaźni. Także praktyczne- dzielnie się pieniędzmi, obiadem, dachem nad głową.Decyzja o przyjaźni oznacza, że dana osoba ma priorytet czasu i uwagi u przyjaciela. Ale też sama rozumie, gdy przyjaciel mówi „nie”/ nie teraz, nie w tej sprawie, nie nadążam itp.
W przyjaźni trzeba umieć brać i dawać. Wyrażać szczerze swoje potrzeby i rozumieć czyjeś ograniczenia.


Wybaczanie to baza przyjaźni. Ideałem jest być ze sobą dzień po dniu X lat, potem nie mieć ze sobą kontaktu tyle samo i umieć podjąć go od nowa. Umieć pozwolić komuś odejść i wrócić. Wypuścić go i przyjąć.
Przyjaciel broni swego przyjaciela przed innymi, ale w oczy mówi mu prawdę. Szanuje jednak jego bolesne miejsca w psychice i nie porusza ich nieumiejętnie.
Na szczęście nie wszystkie te wymiary na raz w codziennym życiu muszą być spełniane. Ale im więcej razem się ich przejdzie, tym bardziej wielowymiarowa staje się przyjaźń. Można zatrzymać się w kilku tylko wymiarach w jednej relacji, ale dobrze, by obie osoby to określiły.


1/ Czy osoba po drugiej stronie ekranu spełnia te przesłanki?
2 /Można odrzucić większość z tych przesłanek a mimo to nazywać kogoś przyjacielem?
3/ Można posiadać własną, skrojoną pod siebie definicję przyjaźni?

Na te pytania niech już odpowie sobie każdy sam wg własnego uznania. Nie chce wywoływać kolejnej :Różne - Koopa:.

--------------------

Ja (już tak na marginesie i mocno osobiście) nie wyobrażam sobie nazwać kogoś przyjacielem dopóki nie zjem z nim przysłowiowej beczki soli, czy też nie poznam tej osoby "w swojej biedzie".

.
Stron: 1 2