04 Kwi 2019, Czw 18:40, PID: 788038
Bardzo proszę o jakąś analizę i jeśli komuś będzie chciało się to przeczytać to wyraźcie swoją opinie...
Nie potrafię rozmawiać z ludźmi, być spontaniczna,i okazywać emocje.Często czuję się odpowiedzialna za rozmowę, jestem sztywna i nie potrafię się rozluźnić przy nikim. Nawet jak znam kogoś stosunkowo długo to nadal się pesze i nie jestem naturalna i ludzie to wyczuwają i się dystansują,często się zdarza, że rozmawiając z kimś jestem speszona i zażenowana swoim zachowaniem.
Jak widzę jakaś znajomą z dawnej szkoły to udaje, że wchodzę do sklepu byle się na nią nie natknąć.
Jak sąsiadka/znajoma czekała na busa to specjalnie pojechałam innym by nie musieć z nią rozmawiać.
Jak kolega z byłego liceum stał w jednej kolejce do sklepu to spuściłam głowę i udawałam że go nie widzę,bałam się że zacznie coś gadać a ja zacznę się jąkać zacinać , i wyczuje mój stres i brak pewności,lub będę wyglądać dziwnie .
Kiedyśm umówiłam się z facetem przez internet, gadało się przy piwie całkiem ok ... Po jakimś czasie spotkałam go na mieście i podszedł do mnie a ja z irytującą i taką wyższością odpowiedziałam że spieszę się ( a w środku się trzepałam ze stresu, zachowałam się jak dzikus społeczny, bałam się konfrontacji i rozmowy face to face)
Boje się bliskości emocjonalnej z mężczyzną rozmowy,wygłupów, patrzenia w oczy ( myślę że im dłużej będzie na mnie patrzył to stwierdzi że jednak mu się nie podobam i mi to powie i 'ucieknie' .( A nawet jak mu się spodobam to myślę że muszę udawać kogoś kim nie jestem bo jak mnie odkryje to się przekona,że jestem nudziarą , bez pasji , zainteresowań i mało przebojową, ograniczona,i zobaczy,że się stresuje i dziwnie zachowuje i sam mi powie że nie ma czasu, straci zainteresowanie,a to dla mnie cios prosto w serce,dlatego wolę być pierwsza która utnie kontakt.
W dodatku dlaczego tak bardzo skupiam się na swoim wyglądzie? I ukrywam twarz pozorami? Patrzenie w oczy wywołuje u mnie lęk i ciągła obawa że jak będzie na mnie patrzył z bliska to się zniechęci. I powie że jestem brzydka lub moja twarz go odepchnie i zobaczę grymas na jego twarzy..( Ogólnie rzecz biorąc jestem zadbana, szczupła i najgorsza chyba nie jestem ) ale kiedyś się wyśmiewano z mojego wyglądu i krytykowano, jakoś się wbiło do mojej głowy że facecie to wzrokowcy i trzeba być idealnym...Choć na sptokaniu często mnie komplementują to puszczam to mimo uszu i nadal skupiam się na negatywach.
Przed każdą randką wypijam jakiegoś drinka na rozluźnienie a potem idziemy do jakies knajpy ( gdzie jest mało ludzi) i znów zamawiam piwo , wtedy łatwiej mi się gada i mniej stresuje.
Paradoksalnie łatwiej mi się zbliżyć do faceta pocałować niż iść z nim do kawiarni gdzie jest jasne pomieszczenie i usiąść na przeciwko siebie i rozmawiac..
Kiedyś facet zaprosił mnie na kręgle odmówiłam i zaproponowałam piwo.
żeby ''zatrzymac mężczyznę ,
który przypadł mi do gustu,gdy czuję że piwo "weszlo",gram otwartą i czasem inicjuje pocałunek, ( to wszystko wychodzi tak nieświadomie myślę że w w ten sposób rekonpensuje braki intelektualne, i myślę że zwiększę swoją atrakcyjność i "próbuje udowodnić", że wcale nie jestem taka nieśmiała i zakompleksiona i wtedy będzie mną bardziej zainteresowany. ( Oczywiście nie wszystkie spotkania tak wyglądają) a że jesteśmy tylko ludźmi to też instynktownie odczuwam potrzeby bliskości..
Czasem poprostu piwo jakas gadka o niczym i next
,Gdy np. facet po spotkaniu mnie komplementuje i chcę się spotkać ponownie to zwlekam z czasem, zawsze boje się drugiego spotkania i przejścia na ''wyzszy level'' ,uważam że wtedy muszę dać z siebie jeszcze więcej , dać się poznawać z lepszych stron a to mnie przerasta...
Dodam że nie dopuszczam nikogo do siebie, Moje najdłuższe sptokania z facetem to było 8 spotkań.( I na każdym kierunek --> knajpa. Zazwyczaj to on rozmawiał i zadawał mi dużo pytań więc czułam się z nim w miarę swobodnie, jak widział że się stresuje to nigdy nie zadawał pytań jak większość''Co się tak stresujesz?'' "Wyluzuj się ,coś nie tak z Tobą?'' tylko próbował rozśmieszyć lub coś opowiadać i za to byłam mu wdzięczna. Ale im dłużej go znałam to ciągle czułam irracjonalny lęk, nawet jak jechałam z nim tramwajem to udawałam że coś robię na telefonie a jak coś zapytał odpowiadałam cicho i jednym słowem. Z reguły wolalam spotkania gdy zapadnię zmrok, wówczas gdy na mnie patrzył czułam się mniej speszona, bo było ciemno
Często zapraszał do Zoo , to za każdym razem odmawiałam, bałam się że będę zestresowana i będzie się patrzył i sprawdzał moją reakcję na widok np. małpy ..
Dodam (Z reguły wszystkie spotkania kończyły się po trzech a najczęściej po jednym. Często oni chcieli ale ja nie chciałam dać się bardziej poznać i ucinałam znajomość. Zresztą wiedziałam że z tego i tak nic nie wyjdzie , chyba że skończy się jak zwykle dlatego odpuszczałam.
Gdyby nie alkohol moje relacje damsko-meskie wyglądałyby na zerowym poziomie. Dodam że nie pije jakoś dużo, porpsotu pewna dawka alkoholu pozwala mi się wyciszyć i sprawia że czuje się lepiej ... Obecnie chodzę na terapię DDA (moi rodzice pili) ta terapia nie przynosi mi pewności siebie ani nie daje takiego powera czuję że tkwię w miejscu.. Słyszałam coś jeszcze o terapii systemowej tylko że jest płatna (wcześniej chodziłam prywatnie na behawioralną).. Sama nie wiem jak sobie pomóc? Czy to kwalifikuje się do jakiś zaburzeń psychicznych/osobowościowych czy to jakiś rodzaj fobii społecznej? Jak mam sobie pomoc?
Zależy mi na sobie na swoim szczęściu ale czuję się bezsilna z tymi lękami i swoim wyobcowaniem do świata do ludzi
Nie potrafię rozmawiać z ludźmi, być spontaniczna,i okazywać emocje.Często czuję się odpowiedzialna za rozmowę, jestem sztywna i nie potrafię się rozluźnić przy nikim. Nawet jak znam kogoś stosunkowo długo to nadal się pesze i nie jestem naturalna i ludzie to wyczuwają i się dystansują,często się zdarza, że rozmawiając z kimś jestem speszona i zażenowana swoim zachowaniem.
Jak widzę jakaś znajomą z dawnej szkoły to udaje, że wchodzę do sklepu byle się na nią nie natknąć.
Jak sąsiadka/znajoma czekała na busa to specjalnie pojechałam innym by nie musieć z nią rozmawiać.
Jak kolega z byłego liceum stał w jednej kolejce do sklepu to spuściłam głowę i udawałam że go nie widzę,bałam się że zacznie coś gadać a ja zacznę się jąkać zacinać , i wyczuje mój stres i brak pewności,lub będę wyglądać dziwnie .
Kiedyśm umówiłam się z facetem przez internet, gadało się przy piwie całkiem ok ... Po jakimś czasie spotkałam go na mieście i podszedł do mnie a ja z irytującą i taką wyższością odpowiedziałam że spieszę się ( a w środku się trzepałam ze stresu, zachowałam się jak dzikus społeczny, bałam się konfrontacji i rozmowy face to face)
Boje się bliskości emocjonalnej z mężczyzną rozmowy,wygłupów, patrzenia w oczy ( myślę że im dłużej będzie na mnie patrzył to stwierdzi że jednak mu się nie podobam i mi to powie i 'ucieknie' .( A nawet jak mu się spodobam to myślę że muszę udawać kogoś kim nie jestem bo jak mnie odkryje to się przekona,że jestem nudziarą , bez pasji , zainteresowań i mało przebojową, ograniczona,i zobaczy,że się stresuje i dziwnie zachowuje i sam mi powie że nie ma czasu, straci zainteresowanie,a to dla mnie cios prosto w serce,dlatego wolę być pierwsza która utnie kontakt.
W dodatku dlaczego tak bardzo skupiam się na swoim wyglądzie? I ukrywam twarz pozorami? Patrzenie w oczy wywołuje u mnie lęk i ciągła obawa że jak będzie na mnie patrzył z bliska to się zniechęci. I powie że jestem brzydka lub moja twarz go odepchnie i zobaczę grymas na jego twarzy..( Ogólnie rzecz biorąc jestem zadbana, szczupła i najgorsza chyba nie jestem ) ale kiedyś się wyśmiewano z mojego wyglądu i krytykowano, jakoś się wbiło do mojej głowy że facecie to wzrokowcy i trzeba być idealnym...Choć na sptokaniu często mnie komplementują to puszczam to mimo uszu i nadal skupiam się na negatywach.
Przed każdą randką wypijam jakiegoś drinka na rozluźnienie a potem idziemy do jakies knajpy ( gdzie jest mało ludzi) i znów zamawiam piwo , wtedy łatwiej mi się gada i mniej stresuje.
Paradoksalnie łatwiej mi się zbliżyć do faceta pocałować niż iść z nim do kawiarni gdzie jest jasne pomieszczenie i usiąść na przeciwko siebie i rozmawiac..
Kiedyś facet zaprosił mnie na kręgle odmówiłam i zaproponowałam piwo.
żeby ''zatrzymac mężczyznę ,
który przypadł mi do gustu,gdy czuję że piwo "weszlo",gram otwartą i czasem inicjuje pocałunek, ( to wszystko wychodzi tak nieświadomie myślę że w w ten sposób rekonpensuje braki intelektualne, i myślę że zwiększę swoją atrakcyjność i "próbuje udowodnić", że wcale nie jestem taka nieśmiała i zakompleksiona i wtedy będzie mną bardziej zainteresowany. ( Oczywiście nie wszystkie spotkania tak wyglądają) a że jesteśmy tylko ludźmi to też instynktownie odczuwam potrzeby bliskości..
Czasem poprostu piwo jakas gadka o niczym i next
,Gdy np. facet po spotkaniu mnie komplementuje i chcę się spotkać ponownie to zwlekam z czasem, zawsze boje się drugiego spotkania i przejścia na ''wyzszy level'' ,uważam że wtedy muszę dać z siebie jeszcze więcej , dać się poznawać z lepszych stron a to mnie przerasta...
Dodam że nie dopuszczam nikogo do siebie, Moje najdłuższe sptokania z facetem to było 8 spotkań.( I na każdym kierunek --> knajpa. Zazwyczaj to on rozmawiał i zadawał mi dużo pytań więc czułam się z nim w miarę swobodnie, jak widział że się stresuje to nigdy nie zadawał pytań jak większość''Co się tak stresujesz?'' "Wyluzuj się ,coś nie tak z Tobą?'' tylko próbował rozśmieszyć lub coś opowiadać i za to byłam mu wdzięczna. Ale im dłużej go znałam to ciągle czułam irracjonalny lęk, nawet jak jechałam z nim tramwajem to udawałam że coś robię na telefonie a jak coś zapytał odpowiadałam cicho i jednym słowem. Z reguły wolalam spotkania gdy zapadnię zmrok, wówczas gdy na mnie patrzył czułam się mniej speszona, bo było ciemno
Często zapraszał do Zoo , to za każdym razem odmawiałam, bałam się że będę zestresowana i będzie się patrzył i sprawdzał moją reakcję na widok np. małpy ..Dodam (Z reguły wszystkie spotkania kończyły się po trzech a najczęściej po jednym. Często oni chcieli ale ja nie chciałam dać się bardziej poznać i ucinałam znajomość. Zresztą wiedziałam że z tego i tak nic nie wyjdzie , chyba że skończy się jak zwykle dlatego odpuszczałam.
Gdyby nie alkohol moje relacje damsko-meskie wyglądałyby na zerowym poziomie. Dodam że nie pije jakoś dużo, porpsotu pewna dawka alkoholu pozwala mi się wyciszyć i sprawia że czuje się lepiej ... Obecnie chodzę na terapię DDA (moi rodzice pili) ta terapia nie przynosi mi pewności siebie ani nie daje takiego powera czuję że tkwię w miejscu.. Słyszałam coś jeszcze o terapii systemowej tylko że jest płatna (wcześniej chodziłam prywatnie na behawioralną).. Sama nie wiem jak sobie pomóc? Czy to kwalifikuje się do jakiś zaburzeń psychicznych/osobowościowych czy to jakiś rodzaj fobii społecznej? Jak mam sobie pomoc?
Zależy mi na sobie na swoim szczęściu ale czuję się bezsilna z tymi lękami i swoim wyobcowaniem do świata do ludzi
PhS





I tak, to może sprawiać ból, że nie jest się lubianym przez tak dużą ilość osób, jak przedtem, ale... dzięki temu zacieśnia się więzi z wartościowymi osobami, daje się ten pozorny(tfu!) sygnał komuś, czego się może po nas spodziewać no i będąc taką osoba, jaką Ty chcesz być(bo myślę, że złych intencji nie masz, tylko posiadasz niską samoocenę) bardziej się samoistnie przyciąga do siebie ludzi, tak zupełnie randomowych. To dla mnie było wielkim zdziwieniem, ale i miłą niespodzianką, bo tak samo jak Ty nie spodziewałam się, ze ktoś tak po prostu może lubić moje powierzchowne usposobienie(to co wyszło ostatnio na wierzch, a to co dusiłam w sobie - oczywiście nie wszystko do końca wyszło, ale jestem zadowolona z progresu
) no i mordę bez makijażu(XD), więc jak coś to już zostało to owocnie przetestowane na zwierzętach, czyli na mnie(XD) i myślę, że możesz śmiało pomyśleć o zrobieniu tego samego co ja. ^_^
