27 Wrz 2010, Pon 17:56, PID: 224067 
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 28 Wrz 2010, Wto 3:31 przez Mizantrop.)
	
	
	
		Oczywiście pytanie zawarte w temacie jest retoryczne. Niemniej…
No, z grubej rury - rozchodzi się o to, że po prostu mam dość swojej niekompetencji do funkcjonowania w tym świecie. Nie chodzi tutaj już tylko o trudności w relacjach z ludźmi a raczej tępotę, głupotę, czy brak jakiejś tam mądrości życiowej. Powiedzmy, że czuję się jakbym ostatnie 10 lat spędził na księżycu, wrócił, i kazano mi żyć jakby nigdy nic.
Towarzysząca temu też kompletna bezmyślność czyni moje życie dodatkowo jeszcze nieco mniej znośnym. Może żeby zobrazować lepiej o co mi chodzi, podam przykład.
Miałem jechać do innego miasta na koncert, przy czym nie miałem żadnego dobrego, bezpośredniego połączenia. W ogóle nie wpadło mi go głowy, że można przecież wsiąść do autobusu i pojechać do jakiegoś miasta bliżej tego, w którym odbywał się koncert, z którego z dojazdem nie byłoby już żadnego kłopotu.
Druga sprawa, raz byłem u lekarza po…no właśnie nawet do tej pory nie wiem co mi było bo lekarze ‘na oko’ stawiali mi 3 różne diagnozy (NFZ rządzi). Załóżmy że sobie skręciłem kostkę i czekała mnie rehabilitacja. Jako, że nigdy na takową nie chodziłem, nie wiem dlaczego zapytałem się czy to jest płatne. Aż pielęgniarka parsknęła śmiechem a lekarz zaczął mówić do mnie jak do troglodyty.
Takich i znacznie gorszych kwiatków jest całe mnóstwo i zdarzają się nawet w sytuacjach, kiedy przez cały dzień nie muszę wychodzić z domu. Z tym tylko że oczywiście nic nie mogę sobie teraz nic przypomnieć.
Brnąc dalej. Rękami i nogami mógłbym w zasadzie podpisać się pod tym, o czym Piotrusieczek wspomniał w swoim temacie (http://phobiasocialis.pl/forapl_redirect...e,772.html). W zasadzie za każdym razem, kiedy ktoś czegoś ode mnie wymaga, włącza się jakaś blokada często uniemożliwiająca moje już i tak niezbyt efektowne myślenie. Na kierunku studiów, który sobie obrałem, dolegliwość ta bardzo daje mi się we znaki i często rozmyślam nad rzuceniem tego w cholerę.
Posiadam również bardzo wąski wachlarz zainteresowań. Do niedawna ZUPEŁNIE nie obchodziło mnie, co dzieje się na świecie. Nie czytałem ani nie oglądałem wiadomości przez co stałem się w jakimś stopniu zacofany w dziedzinach polityki, geografii czy historii i mam wrażenie, że niektórych zaległości nie da się już odrobić. Co za tym idzie, często po prostu nie mam o czym rozmawiać z ludźmi, a jeśli spróbuję się przełamać i przedstawić swój pogląd na jakąś sprawę, zazwyczaj koliduje ona z opiniami innych (przez co spotykam się z dezaprobatą i nie potrafię bronić swojej racji, bo i tak pewnie jej nie mam) albo palnę tak nieprzemyślaną głupotę, że czasem aż płakać się chce.
Do wszystkiego dochodzą problemy z wysławianiem się. Często i gęsto zdarza się sytuacja, że zapominam najbardziej podstawowych wyrazów i zamiast szukać synonimu, często utykam w miejscu i nie mogę kontynuować wątku. Obserwowanie oczekujących wyrazów twarzy w takich momentach w ogóle mi nie pomaga
Większość tego, co mi leży na wątrobie ująłem w mniej lub bardziej satysfakcjonujący sposób. Możliwe, że ktoś zaraz zarzuci mi, że to kolejny temat do poużalania się nad sobą. Może w istocie tak jest. Po prostu zebrał się we mnie nadmiar jakichś negatywnych emocji i musiałem dać temu jakiś upust, a to miejsce wydawało się odpowiednie. Szukałem też podobnych tematów, no i okazały się co najwyżej podobne, nie były specyficznie o takim problemie (coś nie tak ze składnią?).
No i na koniec nasuwa się pytanie. Mniemam, że w przypadku części z was sprawy w mniejszym bądź w większym stopniu mają się podobnie (tj. niekoniecznie musi tak być w istocie, tylko wam tak może się wydawać) i interesuje mnie, czy moglibyście doradzić mi, co z takim fantem zrobić? Owszem, zacząłem śledzić niusy , mam zamiar posiedzieć trochę nad atlasem i może czytać więcej książek, coby powiększyć trochę swój osobisty słownik i być może wypracować większą swobodę wypowiedzi. Niestety, na nadrabianie takich problemów jak brak jakichś umiejętności manualnych jest już pewnie za późno. Szkoda, szczerze tego żałuję. Jak wspomniałem, mam wrażenie ze jakiś znaczny odcinek swojego życia spędziłem w jakimś własnym świecie, który nie miał nic wspólnego z rzeczywistością. W pewnym stopniu (ciężko mi określić, na jak dużym) winę ponoszą gry komputerowe, do których pałam miłością od dziecka. Teraz zachowuję umiar, albo mi się po prostu nie chce do nich zasiadać, ale jak byłem w wieku mniej więcej gimnazjalnym i pod koniec podstawówki, mogę chyba przyznać się do tego, że byłem uzależniony. Dla jasności, nie jestem z tego pokolenia, w którym na komunię kupuje się komputery. Za to z pegasusa byłem ucieszony, jak mało kto
  
Może wraz z postępem medycyny, wymyślą kiedyś jakieś leki na głupotę, czy podrasowanie sobie IQ (rzekomo moje oscyluje wokół 110 – 112). Szkoda tylko że do tego czasu już pewnie dawno będę wąchał kwiatki od spodu.
	
	
	
	
No, z grubej rury - rozchodzi się o to, że po prostu mam dość swojej niekompetencji do funkcjonowania w tym świecie. Nie chodzi tutaj już tylko o trudności w relacjach z ludźmi a raczej tępotę, głupotę, czy brak jakiejś tam mądrości życiowej. Powiedzmy, że czuję się jakbym ostatnie 10 lat spędził na księżycu, wrócił, i kazano mi żyć jakby nigdy nic.
Towarzysząca temu też kompletna bezmyślność czyni moje życie dodatkowo jeszcze nieco mniej znośnym. Może żeby zobrazować lepiej o co mi chodzi, podam przykład.
Miałem jechać do innego miasta na koncert, przy czym nie miałem żadnego dobrego, bezpośredniego połączenia. W ogóle nie wpadło mi go głowy, że można przecież wsiąść do autobusu i pojechać do jakiegoś miasta bliżej tego, w którym odbywał się koncert, z którego z dojazdem nie byłoby już żadnego kłopotu.
Druga sprawa, raz byłem u lekarza po…no właśnie nawet do tej pory nie wiem co mi było bo lekarze ‘na oko’ stawiali mi 3 różne diagnozy (NFZ rządzi). Załóżmy że sobie skręciłem kostkę i czekała mnie rehabilitacja. Jako, że nigdy na takową nie chodziłem, nie wiem dlaczego zapytałem się czy to jest płatne. Aż pielęgniarka parsknęła śmiechem a lekarz zaczął mówić do mnie jak do troglodyty.
Takich i znacznie gorszych kwiatków jest całe mnóstwo i zdarzają się nawet w sytuacjach, kiedy przez cały dzień nie muszę wychodzić z domu. Z tym tylko że oczywiście nic nie mogę sobie teraz nic przypomnieć.
Brnąc dalej. Rękami i nogami mógłbym w zasadzie podpisać się pod tym, o czym Piotrusieczek wspomniał w swoim temacie (http://phobiasocialis.pl/forapl_redirect...e,772.html). W zasadzie za każdym razem, kiedy ktoś czegoś ode mnie wymaga, włącza się jakaś blokada często uniemożliwiająca moje już i tak niezbyt efektowne myślenie. Na kierunku studiów, który sobie obrałem, dolegliwość ta bardzo daje mi się we znaki i często rozmyślam nad rzuceniem tego w cholerę.
Posiadam również bardzo wąski wachlarz zainteresowań. Do niedawna ZUPEŁNIE nie obchodziło mnie, co dzieje się na świecie. Nie czytałem ani nie oglądałem wiadomości przez co stałem się w jakimś stopniu zacofany w dziedzinach polityki, geografii czy historii i mam wrażenie, że niektórych zaległości nie da się już odrobić. Co za tym idzie, często po prostu nie mam o czym rozmawiać z ludźmi, a jeśli spróbuję się przełamać i przedstawić swój pogląd na jakąś sprawę, zazwyczaj koliduje ona z opiniami innych (przez co spotykam się z dezaprobatą i nie potrafię bronić swojej racji, bo i tak pewnie jej nie mam) albo palnę tak nieprzemyślaną głupotę, że czasem aż płakać się chce.
Do wszystkiego dochodzą problemy z wysławianiem się. Często i gęsto zdarza się sytuacja, że zapominam najbardziej podstawowych wyrazów i zamiast szukać synonimu, często utykam w miejscu i nie mogę kontynuować wątku. Obserwowanie oczekujących wyrazów twarzy w takich momentach w ogóle mi nie pomaga

Większość tego, co mi leży na wątrobie ująłem w mniej lub bardziej satysfakcjonujący sposób. Możliwe, że ktoś zaraz zarzuci mi, że to kolejny temat do poużalania się nad sobą. Może w istocie tak jest. Po prostu zebrał się we mnie nadmiar jakichś negatywnych emocji i musiałem dać temu jakiś upust, a to miejsce wydawało się odpowiednie. Szukałem też podobnych tematów, no i okazały się co najwyżej podobne, nie były specyficznie o takim problemie (coś nie tak ze składnią?).
No i na koniec nasuwa się pytanie. Mniemam, że w przypadku części z was sprawy w mniejszym bądź w większym stopniu mają się podobnie (tj. niekoniecznie musi tak być w istocie, tylko wam tak może się wydawać) i interesuje mnie, czy moglibyście doradzić mi, co z takim fantem zrobić? Owszem, zacząłem śledzić niusy , mam zamiar posiedzieć trochę nad atlasem i może czytać więcej książek, coby powiększyć trochę swój osobisty słownik i być może wypracować większą swobodę wypowiedzi. Niestety, na nadrabianie takich problemów jak brak jakichś umiejętności manualnych jest już pewnie za późno. Szkoda, szczerze tego żałuję. Jak wspomniałem, mam wrażenie ze jakiś znaczny odcinek swojego życia spędziłem w jakimś własnym świecie, który nie miał nic wspólnego z rzeczywistością. W pewnym stopniu (ciężko mi określić, na jak dużym) winę ponoszą gry komputerowe, do których pałam miłością od dziecka. Teraz zachowuję umiar, albo mi się po prostu nie chce do nich zasiadać, ale jak byłem w wieku mniej więcej gimnazjalnym i pod koniec podstawówki, mogę chyba przyznać się do tego, że byłem uzależniony. Dla jasności, nie jestem z tego pokolenia, w którym na komunię kupuje się komputery. Za to z pegasusa byłem ucieszony, jak mało kto
  Może wraz z postępem medycyny, wymyślą kiedyś jakieś leki na głupotę, czy podrasowanie sobie IQ (rzekomo moje oscyluje wokół 110 – 112). Szkoda tylko że do tego czasu już pewnie dawno będę wąchał kwiatki od spodu.
 PhS

 No tak, skądś to znam. Nie wiem czy mam osobowość schizoidalną, bo w zasadzie przy okazji wizyt wszystkie swoje dolegliwości sam nazywałem i nikt nie oponował, ani nie wychodził z inicjatywą. Wszystko możliwe. Postaram się od nowego roku akademickiego zainteresować nieco bardziej  tego rodzaju pomocą. Ambitne plany i coś ich...dużo 

 Ale i tak zdarzało mi się pojechać na zajęcia w inne miejsce, niż trzeba, bo nie wiedzialam, że zmienili nam miejsce odbywania zajęć. Pod koniec studiów "zeschizowalam" do reszty i stwierdziłam, że nie poradzę sobie z zaliczeniem wszystkich egzaminow. Na jednym tak sie zdenerwowalam, ze rzeczywiście mało co i bym nie zdała. Odważylam się jednak powiedzieć wykładowcy, że znam odpowiedzi na pytanie, ale jestem zdenerwowana i mam pustkę w glowie, i poprosilam o kartkę i dlugopis 
ops: Uważam, że czasem trzeba się przyznać do swoich slabości, bo wykladowcy nie mają o nich pojęcia i biorą nas za osoby leniwe, albo malo zdolne.
 więc albo fobia jest nieuleczalna albo zwyczajnie tępa jestem