27 Lut 2010, Sob 13:42, PID: 197244
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 27 Lut 2010, Sob 13:48 przez Ende.)
Witam, jestem 22-letnim facetem który do grudnia 2008 roku był zdrowy . Niestety od tamtej pory moje życie zmieniło się diametralnie, stało się udręką. Na początku dla niewtajemniczonych wyjaśnię termin erytrofobia:
Erytrofobia (łac. erythrophobia) – chorobliwy lęk przed czerwienieniem się. Jest zwykle jednym z objawów fobii społecznej, choć może też występować samodzielnie (erythrophobia separata). Zwykle skutkuje właśnie rumienieniem się, np. w sytuacjach towarzyskich; może to prowadzić do unikania ich.
Do dziś ciężko mi określić czy jest to erytrofobia, na pewno objawy somatyczne ma podobne do fobii społecznej.
Jestem prawie pewien, że wszystko zaczęło się od pewnej upokarzającej mnie sytuacji, a przynajmniej wtedy tak mi się wydawało i chyba właśnie od tamtego zacząłem unikać sytuacji w których będę się czerwienić dodatkowo moje policzki na stałe nabrały czerwonego koloru przez co przestałem siebie akceptować, wydawałem się sobie nie atrakcyjny i że inni będą mnie jako takiego już zawsze postrzegać. Im częściej unikałem tym bardziej stawałem się niewolnikiem własnego umysłu. Czerwienienie, pocenie się i zdenerwowanie występowało nawet w sytaucjach na pozór banalnych. Nawet mówienie o kolorze czerwonym czy o tym, że ktoś inny się zaczerwienił wywoływało u mnie lęk, że ja mogę się zaraz zaczerwienić i tak też się działo. Stało się to moją obsesją. Czasami w rozmowie z mamą czy siostrą dochodziło do tego że się czerwieniłem, naszczęście to już przeszłość. Wtedy tego nie rozumiałem odczuwałem taki lęk jak przed egzaminem i wydawało mi się, że mogę się zaczerwienić. Potem następowała już tylko reakcja łańcuchowa. Na początku myślałem, że może jest coś nie tak z moim organizmem w sensie fizycznym, chodziłem po lekarzach, robiłem badania testy itp. - wszystko było ok. Po jakimś miesiącu nastąpił moment przełomowy zajrzałem do internetu i poczułem jakby strzała trafiła mnie prosto w serce! 'F*ck chyba mam erytrofobię'.
Długo tłamsiłem w sobie ten fakt, bałem się o tym mówić... W końcu nie wytrzymałem i z drżącym głosem powiedziałem o tym bratu. O dziwo nie smiał się ze mnie tylko trochę się zmartwił i powiedział, że mi pomoże. Po tej rozmowie cały czas myślałem, że jak wylęczę skórę ( podbuduję swoją warotość) to wszystko wróci do normy- kosztowne zabiegi IPL, kremy itd. nie mogę zaprzeczyć pomogło, do dzisiaj używam Diroseal'u który stopniowo leczy moje poliki, zabiegi już sobie darowałem. Okazało się, że jednak wraz z polepszeniem stanu mojej cery lęki natrętne myśli wcale nie odeszły. Brat kazał mi pójść do psychologa i tak też zrobiłem. To był świetny pomysł bo trafiłem na dobrego specjalistę z którym mogłem sobie porozmawiać, wyżalić się. Po serii rozmów i badań poczułem się lepiej byłem bardziej świadomy tego co mi dolega. Lekarz powiedział mi, żebym nie traktował tego jako chorobę, nie robił z siebie męczęnnika i postarał się zaakceptować takiego jakim jestem. W czasie tych spotkań uświadomiłem sobie, że główną przyczyną moich dolegliwości jest fakt, że staram się być idealny, zbyt idealny, a przecież tacy ludzie nie istnieją. Bałem się złych opinii na swój temat, bałem się, że moja wartość spadnie w oczach innych, myślałem że wszyscy mnie obserwują i oceniają. Po pewnym czasie udało mi się wypracować pewien tok myślenia, mniej przejmowałem się sobą, przestałęm unikać sytuacji wywołującychy zdenerwowanie, peszenie się i rumień na mojej twarzy, stałęm obok lęku, nie uciekałem. Dzięki temu to wszystko stało się lżejsze mniej istotne. Potem postanowiłem wspomóc się lekami propanolol, hydroxyzinum, żaden nie pomagał do tego oba mnie zamulały do tego stopnia, że nie mogłem normalnie funkcjonować bo myślałem tylko o tym żeby się położyć spać. Postawnowiłem jeszcze raz udać się do lekarza, który przepisał mi SEROXAT, przestrzegł mnie jednak, żebym przemyśłal sobie moją sytuację dogłębnie i uświadomił sobie czy lek psychotropowy jest mi potrzebny. Po tej rozmowie Seroxat brałem 6 dni po czym zrezygnowałem doszedłem do wniosku, że przecież ja nie jestem jakimś "psycholem" żebym łykał tabletki. Uwierzyłem w siebie! Oczywiście od tego dnia nic nie było łątwiejsze...
Seroxat tłumi w nas lęki, ale nie rozwiązuje problemu, nie zamierzałem brać tabletek i niszczyć swojego organizmu chemią do końca życia.
Dzisiaj jest znacznie lepiej, problem nie zniknął , ale mogę normalnie rozmawiać, śmiać się i cieszyć nawet najmniejszymi rzeczami. Każdy atak staram się traktować jako kolejne zadanie do wykoanania, po którym będę mógł wejść na jeden szebel wyżej. Wiem, że psychoterpia pomogłaby mi się uwolnić od tego problemu już na stałe, niestety w moim mieście taka terapia jest raczej nie możliwa...
Najważniejsze jest to żeby nie postrzegać tego jako coś co jest ogromną traumą naszego życia, bo wtedy taką się stanie. Starać się nie myśleć o tym zbyt często, warto znaleźć sobie jakieś zajęcie, które odciągnie nas od bezsensownych myśli. Oczywiście czekanie na cud też nas nie wyleczy, trzeba trenować, układać sobie pewne priorytety w życiu. Nauczyłem się , że najlepszym wyjściem z tego problemu nie jest ucieczka w leki, która jest najprostszą metodą, lecz ta która sprawia nam najwięcej trudu i bólu, bo właśnie taka droga daje nam najlepsze efekty, gdy uda się w tym wytrwać wszystko minie.
Pozdrawiam
ende
Erytrofobia (łac. erythrophobia) – chorobliwy lęk przed czerwienieniem się. Jest zwykle jednym z objawów fobii społecznej, choć może też występować samodzielnie (erythrophobia separata). Zwykle skutkuje właśnie rumienieniem się, np. w sytuacjach towarzyskich; może to prowadzić do unikania ich.
Do dziś ciężko mi określić czy jest to erytrofobia, na pewno objawy somatyczne ma podobne do fobii społecznej.
Jestem prawie pewien, że wszystko zaczęło się od pewnej upokarzającej mnie sytuacji, a przynajmniej wtedy tak mi się wydawało i chyba właśnie od tamtego zacząłem unikać sytuacji w których będę się czerwienić dodatkowo moje policzki na stałe nabrały czerwonego koloru przez co przestałem siebie akceptować, wydawałem się sobie nie atrakcyjny i że inni będą mnie jako takiego już zawsze postrzegać. Im częściej unikałem tym bardziej stawałem się niewolnikiem własnego umysłu. Czerwienienie, pocenie się i zdenerwowanie występowało nawet w sytaucjach na pozór banalnych. Nawet mówienie o kolorze czerwonym czy o tym, że ktoś inny się zaczerwienił wywoływało u mnie lęk, że ja mogę się zaraz zaczerwienić i tak też się działo. Stało się to moją obsesją. Czasami w rozmowie z mamą czy siostrą dochodziło do tego że się czerwieniłem, naszczęście to już przeszłość. Wtedy tego nie rozumiałem odczuwałem taki lęk jak przed egzaminem i wydawało mi się, że mogę się zaczerwienić. Potem następowała już tylko reakcja łańcuchowa. Na początku myślałem, że może jest coś nie tak z moim organizmem w sensie fizycznym, chodziłem po lekarzach, robiłem badania testy itp. - wszystko było ok. Po jakimś miesiącu nastąpił moment przełomowy zajrzałem do internetu i poczułem jakby strzała trafiła mnie prosto w serce! 'F*ck chyba mam erytrofobię'.
Długo tłamsiłem w sobie ten fakt, bałem się o tym mówić... W końcu nie wytrzymałem i z drżącym głosem powiedziałem o tym bratu. O dziwo nie smiał się ze mnie tylko trochę się zmartwił i powiedział, że mi pomoże. Po tej rozmowie cały czas myślałem, że jak wylęczę skórę ( podbuduję swoją warotość) to wszystko wróci do normy- kosztowne zabiegi IPL, kremy itd. nie mogę zaprzeczyć pomogło, do dzisiaj używam Diroseal'u który stopniowo leczy moje poliki, zabiegi już sobie darowałem. Okazało się, że jednak wraz z polepszeniem stanu mojej cery lęki natrętne myśli wcale nie odeszły. Brat kazał mi pójść do psychologa i tak też zrobiłem. To był świetny pomysł bo trafiłem na dobrego specjalistę z którym mogłem sobie porozmawiać, wyżalić się. Po serii rozmów i badań poczułem się lepiej byłem bardziej świadomy tego co mi dolega. Lekarz powiedział mi, żebym nie traktował tego jako chorobę, nie robił z siebie męczęnnika i postarał się zaakceptować takiego jakim jestem. W czasie tych spotkań uświadomiłem sobie, że główną przyczyną moich dolegliwości jest fakt, że staram się być idealny, zbyt idealny, a przecież tacy ludzie nie istnieją. Bałem się złych opinii na swój temat, bałem się, że moja wartość spadnie w oczach innych, myślałem że wszyscy mnie obserwują i oceniają. Po pewnym czasie udało mi się wypracować pewien tok myślenia, mniej przejmowałem się sobą, przestałęm unikać sytuacji wywołującychy zdenerwowanie, peszenie się i rumień na mojej twarzy, stałęm obok lęku, nie uciekałem. Dzięki temu to wszystko stało się lżejsze mniej istotne. Potem postanowiłem wspomóc się lekami propanolol, hydroxyzinum, żaden nie pomagał do tego oba mnie zamulały do tego stopnia, że nie mogłem normalnie funkcjonować bo myślałem tylko o tym żeby się położyć spać. Postawnowiłem jeszcze raz udać się do lekarza, który przepisał mi SEROXAT, przestrzegł mnie jednak, żebym przemyśłal sobie moją sytuację dogłębnie i uświadomił sobie czy lek psychotropowy jest mi potrzebny. Po tej rozmowie Seroxat brałem 6 dni po czym zrezygnowałem doszedłem do wniosku, że przecież ja nie jestem jakimś "psycholem" żebym łykał tabletki. Uwierzyłem w siebie! Oczywiście od tego dnia nic nie było łątwiejsze...
Seroxat tłumi w nas lęki, ale nie rozwiązuje problemu, nie zamierzałem brać tabletek i niszczyć swojego organizmu chemią do końca życia.
Dzisiaj jest znacznie lepiej, problem nie zniknął , ale mogę normalnie rozmawiać, śmiać się i cieszyć nawet najmniejszymi rzeczami. Każdy atak staram się traktować jako kolejne zadanie do wykoanania, po którym będę mógł wejść na jeden szebel wyżej. Wiem, że psychoterpia pomogłaby mi się uwolnić od tego problemu już na stałe, niestety w moim mieście taka terapia jest raczej nie możliwa...
Najważniejsze jest to żeby nie postrzegać tego jako coś co jest ogromną traumą naszego życia, bo wtedy taką się stanie. Starać się nie myśleć o tym zbyt często, warto znaleźć sobie jakieś zajęcie, które odciągnie nas od bezsensownych myśli. Oczywiście czekanie na cud też nas nie wyleczy, trzeba trenować, układać sobie pewne priorytety w życiu. Nauczyłem się , że najlepszym wyjściem z tego problemu nie jest ucieczka w leki, która jest najprostszą metodą, lecz ta która sprawia nam najwięcej trudu i bólu, bo właśnie taka droga daje nam najlepsze efekty, gdy uda się w tym wytrwać wszystko minie.
Pozdrawiam
ende