03 Sie 2010, Wto 16:27, PID: 217306
Jest jedna rzecz, o której warto pamiętać - najpierw przeczytałem o tym w książce a przez poprzedni miesiąc sam zdałem sobie z tego sprawę:
Rodziców nie da się zmienić. Możemy tylko zmienić nasz stosunek do nich.
Rodziców nie da się zmienić. Możemy tylko zmienić nasz stosunek do nich.
PhS
ja też miałam taki czas, kiedy siedziałam sama i nie było ani kast ani do nikogo się odezwać ani jak człowiek się ubrać. U mnie w rodzinie ten sam scenariusz - pewnych problemów po prostu się nie rozumie, ani się o nich nie mówi, tylko wymaga się by być "normalnym", nawet jeśli to oznacza udawanie.
. Z nimi już w ogóle nie utrzymuję żadnego kontaktu, bo to takie w sumie "buraki". Kiedyś jak chodziłam do podstawówki i liceum to się strasznie kolegowałam z kuzynkami, dzięki nim miałam jakieś tam życie towarzyskie, ale i tak zawsze udawałam kogoś innego niż jestem, bo tak czułam, żeby mnie raczej wyśmiały. I jak powychodziły za mąż i dawały mi odczuć, ze ja taki borok, bo nie mam nikogo to doszłam do wniosku,że nic tu po mnie i zerwałam wszelkie kontakty. Natomiast jeśli chodzi o rodzinę ze strony mojej mamy, to sytuacja przedstawia się z goła inaczej. Jednak tu też popadłam w izolację z powodu lęku przed pytaniami co tam u mnie, jak z pracą itd, chociaż tam nikt nie naciska na te sprawy małżeńskie-dzieciowe. Tylko jak rozmawiam z kuzynkami, młodszymi ode mnie o kilkanaście lat to czuje się jak zacofana, gorsza i zawsze udaję kogoś innego niż jestem i im zazdroszczę fajnych rodziców i normalnego życia. Teraz czekają mnie święta u nich i z jednej strony się cieszę, że nie będę sama siedzieć w Wigilię, a z drugiej sobie myślę jak to będzie, jak się zachować, co mówić...



ZApytałam dzis mamy , gdzie bedzie sniadanie w pierwszy Dzień Świąt a ta odpowiedziałą mi po chamsku , ze jak to nie wiem , gdzie bedzie ,a ja mówie, ze sa 3 rodziny i moze któreś będzie. Jakby nie mogła normlanie mi odpowiedzieć. Tata się uwziął za mnie, bo nie poszłąm do kościoła 