02 Wrz 2010, Czw 0:24, PID: 220917 
	
	
	
		Wiele lat temu w jakimś programie padał taka porada dla ludzi mających problem z utrzymanie kontaktu wzrokowego. Trzeba patrzeć nie w oczy tylko na nasadę nosa pomiedzy nimi. podobno dla drugiej osoby jest to nie odróżnienia (o ile nie przesadzimy i nie wodzimy wzrokiem po jej czole). Sprawdziłem to raz i nawet czasem działa ale w moim przypadku tylko wtedy gdy rozmówca nie jest zbyt blisko. I naprawdę gdy nie patrzymy bezpośrednio w oczy tylko tuż obok jest łatwiej utrzymac ten kontakt wzrokowy (taki oszukany drobinkę ale jednak lepsze niż patrzenie na buty).
	
	
	
	
	
 PhS
  
 wielki problem z patrzeniem w oczy w szczególności jednej nauczycielce, jeszcze w liceum...na początku nie było z tym problemu i moglem się wpatrywać w jej przenikliwe oczy z uśmiechem i zupełnym zainteresowaniem, ale w następnym roku szkolnym coś we mnie pękło jej spojrzenia bolały czułem się sparaliżowany...unikanie kontaktu wzrokowego z nią było iście nienaturalne, jedno spojrzenie na mnie i cala lekcje siedziałem ze wzrokiem spuszczonym w ławkę i myślami o tym żeby lekcja się już skończyła. Zacząłem bać się przychodzić na lekcje, często bylem dobrze przygotowany aczkolwiek nie potrafiłem się do tego przyznać byle nie musieć rozmawiać patrząc jej w oczy a tego akurat wymagała kulturalna odpowiedz, przez co totalnie zawiodłem moja nauczycielkę gdyż myślała ze mam wszystko gdzieś, choć jeszcze rok temu bylem jednym z najlepszych 
 czasami starałem się odpowiadać patrząc w czyjeś plecy, podłogę ścianę, wyglądając przy tym jak debil
	
	
	
 myślenia o tym patrzę w oczy,a czasem prawie wo gule nie utrzymuje kontaktu wzrokowego.I nawet sobie z tego sprawy nie zdaje.Ale przynajmniej się dobrze czuję.Wynika to często od sytuacji i z kim się rozmawia.Od nastroju.Nic na siłę nie da się zrobić.I tak większość osób się nad tym niezastawania tylko skupia się na rozmowie a nie na tym żeby kontrolować odpowiedni czas kontaktu wzrokowego.
	