27 Kwi 2021, Wto 22:17, PID: 841663 
	
	
	
		Ostatnio coraz bardziej zaczyna mnie nurtować pewna kwestia. Chodzi o to, że zauważyłam, że ludzie generalnie wolą od razu dążyć do związku z kimś (oczywiście, jeśli taka osoba z różnych względów wydaje im się atrakcyjna), niż najpierw spróbować się zaprzyjaźnić. Dodatkowo, zauważyłam trend polegający na tym, żeby dystansować się od przyjaciół, gdy już się w ten związek wejdzie (co jest dla mnie smutne w pewnym sensie).  Nie jestem pewna, czy to dobre spostrzeżenia, więc założyłam ten wątek, by zapytać się o wasze opinie na ten temat.
Czy też tak macie? Jak myślicie: Z czego to wynika?
	
	
	
	
Czy też tak macie? Jak myślicie: Z czego to wynika?
 PhS
			
	
 
ą dyrektorkę miałam w gimnazjum). W związku z czym żyłam sobie w błogiej nieśwaidomości,że  mam jeszcze czas, a moi rówiesnicy nie wiem.. tez kucykami pony się interesują xd Generalnie miałam wrażenie, ze wiekszość ma podobnie do mnie, większość nie miała partera i nie interesują ich związki. Oczywiście się myliłam, co okazało się po pójściu do liceum i mocnym poluzowaniem smyczy. U nas w liceum normą było mcanie się par na przerwach, lizanie się, chodzenie za rękę. Pamiętam, ze miałam wtedy mocne załamanie nerwowe i silną chęć znalezienia chłopaka. Nie wynikało to z potrzeby bycia w związku, całowania się, uprawiania seksu, bo ja nie czułam wtedy takich potrzeb i miałam bardzo złą opinię o facetach. Ni wynikało to też z presji zewnętrznej, bo nikt nigdy mnie z tego powodu nie wyśmiewał, nigdy też nie spotkałam się z wyśmiewaniem się z kogokolwiek bo nie ma dziewczyny czy chłopaka. Presja była we mnie i ja ją sobie narzucałam. Po pierwsze,  żyłam w jakimś bajkowym, mylnym przeświadczeniu, że ludzie w wieku 15 lat sa tak samo dziecinni i oderwani od rzeczywistości jak ja no i zderzenie tutaj ze światem było bolesne, bo się okazało, ze jednak ja jestem jakaś nienormalna, co w kontekście gnębienia w gimbazie za szeroko rozumianą "inność", poglębiało tylko moje, i tak już nasilone odczucie bycia dziwadłem. Druga sprawa to powszechnosć zjawiska. W związkach jest lub było, większośc ludzi, w tym sesnie, że większość osób chociaż raz w życiu kogoś miała, więc jak ktoś nie może nikogo znaleźć to odstaje od średniej. W tym przypadku często na niekorzyść, bo relacje miłosne są przedstawiane jako cś pozytywnego, wyjątkowego. Prawda jest taka, że nikt nir chce odstawać, nikt nie chce być tym, któremu się nie udaje/który czegoś nie potrafi, podczas gdy większości coś przychodzi naturalnie. Wtedy u człowieka pojawia się wrażenie, że coś z nim musi być nie tak. Zauważ, że mało kto nie sypa po nocach, bo nie stać go na nowe porsche. Dlaczego? Dlatego,ze na porsche nie stać również większości osób, więc ktoś taki nie wybija się ze sredniej, nie wyróznia się niczym, jest taki jak ta "większość". Natomiast luzie czują presje w stosunku do takich rzeczy jak
osiadanie partnera, posiadanie znajomych, w miarę dobra praca (to zwlazca w przypadku ludzi, któzy mają jakieś kwalifikacje czy papiery, bo założe się, że praca kasjerki doskwiera bardziej ludziom z magistrem niż osobom po zawodówce lub z wykształceniem podstawowym), posiadanie prawa jazdy, posiadanie lub chociaż wynajem mieszkania. Bo te rzeczy są raczej powszechne, więc jak ktoś tutaj czegoś nie ma z tej listy to czuje po prostu, że coś mocno zj*bał. 
  A tak w ogóle to po co tracić czas na przyjaźnienie się, jeśli komuś zależy na związku? Po co to ukrywać? Tak też można się zranić i np. utkwić bezpowrotnie we friendzonie bo ktoś później nie chce zmieniać/psuć relacji. Poza tym dobrze jeśli od początku jest jakaś chemia, w grę wchodzą różne emocje - no i też po co to ukrywać?
	
 Zresztą, ja nie jestem człowiekiem, który może coś o tej sferze życia powiedzieć, a i sam jestem raczej prostym pozytywnym naiwniakiem 
			
. xP Raczej niezależne od tego kto czego szuka.